Nowy Napis Co Tydzień #004 / Kładka. Dwanaście notatek o poezji
1.
Kiedy Generał, bohater powieści Sándora Máraiego Żar, miał osiem lat, chciał zostać poetą, nie żołnierzem.
– Będę poetą – powiedział jednego razu i spojrzał w górę, z odchyloną głową. Patrzył na morze, jasne kędziory powiewały na ciepłym wietrze, badawczym spojrzeniem spod półprzymkniętych powiek uważnie przyglądał się dali. Niania objęła go, przytuliła do piersi główkę chłopca. I rzekła: – Nie, będziesz żołnierzem. – Jak tata? – Chłopiec potrząsnął głową. – Tata też jest poetą, nie wiesz o tym? Zawsze myśli o czymś innym
S. Márai, Żar, tłum. F. Netz, Warszawa 2011, s. 25–26. [1].
Z powyższego dialogu można wydobyć wiele sensów, jak na przykład ten, że w niewinnych oczach chłopca można być jednocześnie i poetą, i żołnierzem. To, co w pierwszej chwili wydaje się absurdem, po chwili zastanowienia przestaje dziwić. I nie dlatego tylko, że wielu pisarzy i poetów w jakimś momencie swojego życia nosiło mundur
2.
Zwróćmy uwagę na jeszcze inne znaczenie wypowiedzi tego chłopca, który w przyszłości zostanie Generałem i pozostanie poetą, to jest kimś, kto uważnie odczytuje język świata, a mianowicie: poeta to ktoś, kto myśli o czymś innym. Zawsze o czymś innym. Stąd myślenie poety jest często nieuchwytne, a najwięcej kłopotów z pochwyceniem myśli poety w sieć znaczeń mają ci, co ciągle myślą o tym samym.
3.
Mowa, która chce udźwignąć świat, musi porwać się i na świat, i na „coś więcej”, które to „coś więcej” światu nadaje sens, słowem, musi zadać sobie wartość. Legenda o św. Krzysztofie spisana przez Jakuba de Voragine, na pytanie: czy można udźwignąć świat? daje odpowiedź twierdzącą. Kiedy siłacz Krzysztof przenosił przez rzekę dziecko (Jezusa), tak wielki ciężar obciążył jego ramiona, że ledwie zdołał przebrnąć przez rwący nurt. Kiedy wreszcie po długiej walce z żywiołem postawił chłopca na drugim brzegu, poskarżył się:
O wielkie niebezpieczeństwo przyprawiłeś mnie, chłopcze, i tak mi ciążyłeś, że gdybym miał cały świat na sobie, nie czułbym chyba większego ciężaru.” Chłopiec odparł: „Nie dziw się, Krzysztofie, bo miałeś na sobie nie tylko cały świat, lecz niosłeś na swych ramionach także tego, który stworzył ten świat
J. de Voragine, Złota legenda. Wybór, tłum. J. Pleziowa, oprac. M. Plezia, Warszawa 1983. [5].
Tyle legenda. Legenda niekoniecznie legendarna, co znaczy zmyślona. Przyjmijmy tutaj, że jest ona zapisem przeżycia mistycznego późniejszego męczennika, który zadał sobie na plecy Jezusa i w taki właśnie sposób doświadczył obecności Przedwiecznego.
Poeta intelektualnych wzruszeń, Julian Przyboś, był przekonany, że doświadczenie wewnętrzne, które nazywa „prawzruszeniem”, zawsze jest skierowane ku obrazowi, że ów stan, w którym odsłania się zasada „Wszystkiego, co jest”, jest z samej swej istoty twórczy
Ci, którzy są na górze Karmel, prawdopodobnie nie tęsknią za widokami ze szczytu Parnasu. I nie jest to postawa redukcjonistyczna. Po prostu na Karmelu jest Wszystko i właśnie to Wszystko powoduje, że zatrzymany zostaje ruch odśrodkowy, który oddala człowieka od jego wewnętrznego centrum. Z kolei przed oczyma tych, którzy są na Parnasie, na moment otwiera się uniwersum znaczeń. Autor Równania serca powiedziałby, że jest ono „natężone ku obrazowi”.
4.
Być może to właśnie agnozja, moment poznania intuicyjnego, świadczy o maksymalizmie poetyckim. Ten moment ma zresztą mnóstwo innych nazw: ekstaza, iluminacja, metafizyczna pauza, wieczna chwila, olśnienie, zachwyt, głębokie wzruszenie i inne. Wszystkie te nazwy u różnych autorów są stosowane zamiennie, ale też każda zdaje się oznaczać co innego, inną przestrzeń duchową czy inny rodzaj doświadczenia wewnętrznego. Łączy je zjawisko wglądu, to jest nagłej zmiany percepcji prowadzącej do nowego, oryginalnego widzenia czegoś, co z uwagi na swoją powszedniość do tej pory nie bardzo nas zajmowało. W ten sposób widzą święci i poeci. To jest tak, jakbyśmy na moment zobaczyli pozawidzialną rzeczywistość i ukryte znaczenie rzeczy. Świat i jego cień. I w tym właśnie sensie poezja jest maksymalistyczna. Zajmują ją bowiem fenomeny mentalne, duchowe i psychiczne, które są większe od wiersza. Pierwszorzędne znaczenie ma zamierzenie poetyckie, tak jak w rzucie ważny jest zamach. Chodzi zatem o jak największy zamach. O zamach na Wszystko. Poezja musi chcieć udźwignąć świat, unieść cień. Mowa, która chce udźwignąć świat, musi mieć wielki na ten świat apetyt.
5.
Zanurzyć się w poezji aż do zatracenia. Zogniskować zmysły. Wyjść poza czas. Zanurzyć się w wiecznym teraz. Być ręką piszącą. Pisać i być pisanym. Czy to jeszcze możliwe?
Pisałem całym sobą, cieleśnie, organicznie, jakbym tarzał się w planecie i kosmosie, ziemi i powietrzu, jakbym płonął i marzł. Byłem demolowany, a następnie budowany, nicowany i składany na nowo.
To słowa z listu od Wojciecha Kassa z lutego 2010 roku. Dalej notuje poeta to, co tylko po części poddaje się zapisowi:
Wciąż „krwawię”, dygoczę, nadal nie puściły przestrzenie, które mnie miały. To jednak nic – bo pod tym „krwawieniem”, drżeniem, odbywa się gojenie, które jest jak wielkie uspokojenie. Podobne panuje w dzisiejszym poranku, jego powietrzu i trawach. Teraz w pełni rozumiem słowa Rimbauda, gdy pisał w liście: „ja to ktoś inny”. Można dalej – ja to jacyś inni. Dokonała się przemiana, którą ledwie przeczuwam. […] Załączam dedykowaną Tobie Pieśń naiwną oraz Kołysankę, która zamyka odbytą drogę, a ta była światowa i zaświatowa, realna i transcendentna. Ktoś mnie prowadził, miałem krzyżyk i błogosławieństwo na tę drogę, czyli przyzwolenie. Brzmi to niewiarygodnie, w dodatku brakuje mi słów, aby opisać to doświadczenie.
Faza furii twórczej trwała kilkanaście dni, przyniosła kilkadziesiąt wierszy pieśni, z których większość ukazała się później w tomie 41. W istocie był to ekstatyczny stan maksymalnego napięcia psychofzycznego, absolutnego zaabsorbowania i zafascynowania rzeczywistym, aż do zatracenia się w teraźniejszości. Stan ze wszech miar twórczy i choć prowadzący do wyczerpania psychicznego i fizycznego, to jednak bilans zysków i strat jest zdecydowanie dodatni. „Dokonała się przemiana, którą ledwie przeczuwam” – pisze Kass. Pamięć tej przemiany nigdy już autora Wirów i snów nie opuści. Sprawi, że poeta będzie odkrywać swoją prawdziwą tożsamość, stawać się będzie w stopniu coraz pełniejszym samym sobą.
6.
W trakcie przeżywania doświadczeń szczytowych, powstaje całkowicie realne odczucie bycia prowadzonym przez kogoś, kto poecie sprzyja i kto wie, jak przez takie doświadczenie przejść bez popadnięcia w szaleństwo. Pojawia się tu ślad relacji osobowej, który sugeruje, że ów stan poetyckiego napięcia jest darem kogoś, kto daje komu chce, kiedy chce i ile chce. Czesław Miłosz w wierszu Ars poetica? twierdził, że poezję dyktuje mu dajmonion i wyrażał tylko nadzieję, „że dobre, nie złe duchy mają w nas instrument”. A w przypadku Kassa? Jakie bóstwo prowadziło poetę? Boski głos jak u Sokratesa? Sumienie?
Krzysztof Karasek, starszy kolega Kassa, po podobnie intensywnym doświadczeniu twórczym, zapisał: „Wiersze zjawiają się kiedy chcą a nie kiedy my chcemy, nie mamy na to wpływu. Przechodzą przez rękę jak widmo przez ścianę, jakby pisał je ktoś inny, jakiś drugi ja”
7.
Od starożytności ponawiane są próby wydarcia tajemnicy tworzenia przy pomocy praktyk szamańskich czy rozmaitych misteriów i rytuałów. Arthur Rimbaud, rewelator współczesnej poezji, formułuje następujący postulat w liście Do Jerzego Izambarda: „Idzie o to, by dojść do niewiadomego poprzez rozprzężenie wszystkich zmysłów”, który rozwija w epistole Do Pawła Demeny’ego: „Poeta czyni się jasnowidzem przez długotrwałe, bezmierne i świadome rozprzężenie wszystkich zmysłów. Wszystkie formy miłości, cierpienia, szaleństwa; sam szuka i wyczerpuje w sobie wszystkie trucizny, by zachować z nich tylko kwintesencje” (przeł. A. Międzyrzecki). Poeta chce dotrzeć do niewiadomego nie po to, żeby znać, ale po to, żeby tworzyć. Rozprzężenie wszystkich zmysłów ma doprowadzić do twórczych stanów zawieszenie intelektu, w przekonaniu, że sprzyja to poznaniu intuicyjnemu. Do osiągnięcia celu przydatne mogą być pospolite używki prowadzące do skupienia bądź rozproszenia uwagi, wywołujące specyficzne „stany nieważkości”, ale też rewelacje hipnagogiczne towarzyszące zasypianiu, ekstremalne napięcia emocjonalne itp. „Poeta jest naprawdę złodziejem ognia” (Rimbaud). Krzysztof Karasek, autor Dziennika rozbitka, który wydaje się dużo autorowi Iluminacji zawdzięczać, wyzna: „[…] to co interesuje mnie w poezji, to pościg za pewną wizją rzeczywistości, która objawia się w stanach podświadomych, półsennych, konstruowanie różnych modeli, próbowanie różnych wyrazów – podróż po terytoriach niedookreślonych, które wymagają zgłębienia, nie definicji”
8.
Poeta jest podróżnikiem czy rozbitkiem? Kapłanem czy deprawatorem? Ascetą czy mistrzem rozwiązłości? Myślę, że może być tym wszystkim i jeszcze wiele innych ról może mu zostać przypisanych. Jednak przed i ponad tymi rolami warto postawić wierność linii autentycznej poezji, co powtarzam za Jacques’em Maritainem. Jeśli twórcze ja zdominowane zostanie przez pazerne i władcze ego, „wówczas egoizm człowieka wkracza w dziedzinę aktu poetyckiego i karmi się tym aktem”
9.
Już od dłuższego czasu mam przekonanie, że poezja, jeśli chce udźwignąć świat, nie może liczyć na sukces, popularność, ba, nawet – paradoksalnie – możliwość porozumienia ze światem. W zasadzie powinna być dziennikiem mojej ze światem nieprzystawalności, powinna być świadectwem (przede wszystkim dla mnie samego) tego, że jeszcze żyję i że próbuję uparcie i wciąż od nowa podejmować walkę o sens. Mówię tu o pracy duchowej, o współpracy z intuicją poetycką, która zasadniczo jest bezinteresownym darem, ale do przyjęcia tego daru można się przygotować, otworzyć się na niego przez usunięcie zakłóceń i szumów, które często sprawiają, że dar przechodzi mimo nas niezauważony czy nieusłyszany. Poważna praca poetycka zaczyna się wtedy, gdy wierność linii autentycznej poezji staje się czymś absolutnie pierwszorzędnym. „Można siebie wychować do intuicji poetyckiej przez to – pisze Maritain – że nigdy [się] jej nie zdradzi […]”
10.
Oto przykład poważnego myślenia poetyckiego. Czesław Miłosz:
Zamieszkać w zdaniu, które byłoby jak wykute z metalu. Skąd takie pragnienie? Nie żeby kogoś zachwycić. Nie żeby utrwalić imię w pamięci potomnych. Nienazwana potrzeba ładu, rytmu, formy, które to trzy słowa obracamy przeciwko chaosowi i nicości
Cz. Miłosz, Nieobjęta ziemia, cyt. za: Tenże, Wiersze wszystkie, Kraków 2011, s. 906. [14].
11.
Zaczęło się od wiersza pod takim właśnie tytułem, Kładka, z tomu Dajemy się jak dzieci prowadzić nicości (2007). Może zresztą zaczęło się już wcześniej, a wiersz tylko wydobył i nazwał to, co już od dawna było (stawało się?) duchową rzeczywistością?
Chcę być kładką, po której przejdzie Syn cieśli.
Muszę zdążyć przed zachodem słońca, zanim ciemność
mojego serca powiększy się o ciemność
nieba i ziemi.
Wyznam szczerze, że zapisując te zdania, nie myślałem o ciemnym losie poety, a raczej o spełnieniu siebie jako osoby z natury religijnej. Z czasem pojęcie kładki zaczęło się pojawiać i w innych kontekstach, odnosząc się do różnorodnych obszarów mojej aktywności. Któregoś razu z całą oczywistością zdałem sobie sprawę, że również redagowanie czasopisma literackiego polega na przerzucaniu pomostów pomiędzy tymi, którzy piszą, a tymi, którzy czytają, pomiędzy „ja” i „ty”. Ba, żeby tu chodziło tylko o przerzucanie pomostów! Nie, chodzi o to, że aby samemu stać się pomostem, kładką właśnie, trzeba pozwolić po sobie przejść, zaryzykować przyjęcie na siebie ciężaru czyichś stóp, czyichś oczekiwań i pragnień. Przy czym – powiedzmy wprost – nie czuję się powołany do karmienia egocentrycznego ego moich współbraci poetów. Twórcze „ja” to co innego, twórcze „ja” potrzebuje łączności z innymi jak powietrza. Chcę więc być kładką, żeby – choćby w tym charakterze – w wymianie poznania i miłości uczestniczyć. Tym bardziej że immanentną częścią tej wymiany jest tajemnica spotkania z Innym, której doświadczył mój święty patron, a czy może być coś bardziej rzeczywistego niż…
12.
…bycie kładką pomiędzy Ja i Ty.
Esej pochodzi z książki: Konstelacja Topoi. O rzeczach najważniejszych. Wybór tekstów krytycznych, wstęp i redakcja Adrian Gleń, Towarzystwo Przyjaciół Sopotu, Biblioteka „Toposu”, Sopot 2018.