Jak bezkarnie zabić człowieka?
Czwarte wydanie zmienione Żeby nie było śladów Cezarego Łazarewicza zbiegło się w czasie z premierą filmu Jana P. Matuszyńskiego pod tym samym tytułem
Reportaż zaczyna się jak scenariusz typowego filmu sensacyjnego. Dochodzi do morderstwa, prawdopodobnie przypadkowego, niepowodowanego opozycyjną działalnością matki ofiary, tylko urażoną dumą funkcjonariuszy Milicji Obywatelskiej. Być może – gdyby milicjanci, zgodnie z prawdą, powiedzieli sanitariuszom, że pobili Przemyka, a nie próbowali zrobić z niego wariata – chłopak by przeżył. Niestety, funkcjonariusze od początku maskowali swoje działania. Przemyk zdążył powiedzieć matce przed śmiercią, że jeden z nich powiedział do drugiego: „Bij go w brzuch, żeby śladów nie było”
W grę włączyła się machina państwa. Państwa, które i bez zbrodni na Bogu ducha winnym maturzyście było już dostatecznie skompromitowane. MO wydaje oficjalny komunikat, w którym czytamy, że Przemyk posiadał obrażenia już w trakcie aresztowania, a w karetce się awanturował, w związku z czym sanitariusze użyli siły. Władza postanawia ratować swój wizerunek, zrzucając odpowiedzialność za zbrodnię na innych. Cezary – świadek zabójstwa Przemyka – staje się poszukiwany przez milicję, próbującą wyciszyć sprawę. Peerelowscy dygnitarze otrzymują raporty o sytuacji, która rozgrzewa opinię publiczną. Trzeba jej jak najszybciej ukręcić łeb, a winę zrzucić na sanitariuszy. Podczas przesłuchań jednego z nich (Wysockiego) funkcjonariusze:
[…] straszą: że odwołają teściów z placówki dyplomatycznej w Rzymie, pogrąża ciocię zakonnicę, aresztują tymczasowo brata, że dokładnie przetrzepią całą rodzinę i w końcu znajdą coś na nią, by ukręcić jakąś aferę gospodarczą, bo to najłatwiejsze
Tamże, s. 176. [5].
W końcu mężczyzna przyznaje się do tego, czego nie zrobił. Pisze list do żony. Próbuje nawet popełnić samobójstwo, jednak ratuje go współwięzień.
W sprawę angażują się najważniejsi politycy PRL: Jaruzelski, Kiszczak i Urban – tuba propagandowa skompromitowanego ustroju, który zaleca:
[…] by wielotygodniowy proces podzielić na segmenty, tak by z góry było wiadomo, co się każdego dnia może wydarzyć. Na każdy dzień procesu dziennikarze będą dostawać wejściówki w ten sposób, by władza mogła sterować medialnym przekazem z sądu. „Stosować zasadę: fragmenty procesu, które chcemy, aby Zachód słyszał, są dostępne dla trzech, czterech dziennikarzy zachodnich. Fragmenty procesu, którym nie chcemy nadawać rozgłosu, obsadzone są przez specyficznie dobranych dziennikarzy (np. Chińczyk, Hindus) albo w ogóle nie będzie na nie zaproszeń”
Tamże, s. 239. [6].
Dzięki tej relacji widzimy cynizm aparatczyków, którzy zrobią wszystko, by chronić wizerunek i tak nadszarpniętego stanem wojennym państwa. Machina PRL jest gotowa poświęcać ludzi, niszczyć ich, manipulować nimi, aby tylko osiągnąć cel. Jednocześnie okazuje się, że współwinnymi bezkarności morderców Przemyka są wysoko postawione osoby, które nigdy nie odpowiedziały za swoją zbrodniczą działalność. Przywoływane przez Łazarewicza fakty bezsprzecznie wskazują, że w sprawę zaangażowani byli bezpośrednio Kiszczak i Jaruzelski. Ten pierwszy miał – przy pomocy aparatu bezpieczeństwa – wpływać na przebieg procesu, a drugi – otrzymywać raporty na temat sprawy.
W rozdziale Kto zabił? Łazarewicz próbuje zrobić to, czego nie udało się prokuratorze i sądowi, czyli ustalić nazwiska trzech morderców Przemyka. Matka jednego z domniemanych zabójców przekonuje reportera, że jej syn jest niewinny. „Bo gdyby maczał [palce w zabójstwie Grześka – D.Ż.], to byłby winny, zamknęliby go i dostałby jakąś karę”
To, co najbardziej uderzyło mnie podczas lektury tej książki, to opowieść o Barbarze Sadowskiej, matce Przemyka. Kobieta ma w sobie coś z mitologicznych i biblijnych postaci, które walczą o prawdę, mimo że nie mają nadziei na jej uzyskanie. Do tego stopnia nie wierzy w sprawiedliwość, że nie pojawia się na odczytaniu wyroku w sprawie morderstwa jej syna. Ale – aż do swojej śmierci – będzie walczyć o prawdę. Wzruszające są również świadectwa dotyczące chwil przed pogrzebem, kiedy to między innymi: „Już po śmierci mama kupiła mu urodzinowy prezent, amerykańską metalową zapalniczkę Ronsona, o której od dawna marzył. […] Za dwa dni, tuż przed pogrzebem, matka wsunie mu ten prezent do trumny razem z paczką gauloise’ów”
Obok niej – na uboczu opowieści – znajduje się ojciec Grześka, który również cierpiał po śmierci syna i walczył o sprawiedliwość. Jego druga żona Iza wyznaje:
– [Leopold – D.Ż.] Wie przecież, kto bił jego syna. Wie, gdzie go pobili. Tylko zrozumieć nie może, dlaczego znowu nie ma winnych – opowiada żona. – Bo on tą sprawą żyje. Nie daje mu ona spokoju. Na każde wznowienie patrzył z nadzieją
Tamże, s. 300. [9].
To zbrodnia, która odciska piętno na wszystkich. Stanowi bezsensowny mord, którego dałoby się uniknąć. Splata ze sobą kilka odrębnych historii o tym, jak władza niszczy i jak władza deprawuje. Bohaterami są ludzie, których połączyła sprawa Przemyka – zarówno jego oprawcy, jak i znajomi, bliscy, przyjaciele.
Żeby nie było śladów to świetna, wstrząsająca literatura faktu. Łazarewicz pisze precyzyjnym, prostym, poddanym rygorom dokładności językiem. Dzięki temu reportaż czyta się niczym dobrą powieść sensacyjną. Jednocześnie czytelnik czuje się przerażony i przytłoczony świadomością, że to, o czym pisze autor, wydarzyło się naprawdę, bardzo blisko, w tym samym kraju. Książka wywiera silne wrażenie na czytelniku. Trudno uwierzyć w tę opowieść. Że człowiek, który zabił Przemyka, odsłużył w ZOMO, w milicji, a potem – w policji demokratycznej Polski aż dwadzieścia dwa lata. Dosłużył emerytury. Tę sprawę najlepiej podsumowują słowa Izy, drugiej żony Leopolda Przemyka: „Niby wszystko wiadomo, ale trudno to wyjaśnić”
***
Żeby bezkarnie zabić człowieka, wystarczy go porwać w przededniu dorosłości. Żeby bezkarnie zabić dziewiętnastolatka, wystarczy mieć na sobie milicyjny mundur. Żeby bezkarnie zabić człowieka, wystarczy pobić go na komendzie, a potem wypuścić. Żeby bezkarnie zabić dziewiętnastolatka, wystarczy mieć za sobą aparat państwowy i sprawną propagandę. Żeby bezkarnie zabić człowieka, wystarczy żyć w nieludzkim państwie. O tym opowiada reportaż Łazarewicza.
Cezary Łazarewicz, Żeby nie było śladów. Sprawa Grzegorza Przemyka, Czarne: Wołowiec, 2021.