Nowy Napis Co Tydzień #018 / „W ogrodzie miedzy smokami”. Dlaczego piszę?
I. Prolegomena
Pytanie o powody twórczego zajmowania się literaturą należą do kłopotliwych przynajmniej z trzech często nawzajem przenikających się powodów.
Po pierwsze: pisanie wierszy należy do kategorii rzeczy na wskroś niepraktycznych, a zatem ktoś, kto decyduje się na ten akt już na samym początku naraża się jeśli nie na śmieszność, to przynajmniej na protekcjonalne wzruszenie ramion u zdobywców giełdowych fortun, kobiet z wyższych sfer i prestiżu mierzonego ilością diamentowych kart kredytowych w ocienionych lipami świątyniach pieniądza na Bahnhofstrasse w Zurychu, gdzie cudownie rozmnożył i zwielokrotnił się czas w salonach Rolexa, Cartiera czy Pateka-Philippe’a. Dla właścicieli jachtów kołyszących się w zatoczkach liguryjskiego wybrzeża, czy ekskluzywnych willi w Malibu, pisanie wierszy z pewnością nie zajmuje ważnego miejsca w życiu.
Po drugie: poeta doświadcza często, jak powiada wieszcz „mąk wyższego rzędu”, i to z powodów trudnych do nazwania, należących raczej do podświadomości, owego sławetnego freudowskiego id, w przestrzeni którego kłębi się ciemna, ludyczna magma człowieczeństwa, na którą nie zdążono jeszcze nałożyć peruki kultury.
Po trzecie zaś: poeci często – i nie bez powodu– oskarżani są o megalomanię, bufonadę, skłonności narcystyczne i nieprzystawalność do norm i reguł tzw. życia społecznego.
No cóż, trzeba przyznać, że nierzadko chełpią się tym faktem, a nawet wierzą, że są kimś innym niż są, to znaczy w gruncie rzeczy słabymi ludźmi, i jak Rainer Maria Rilke nawet w obliczu śmiertelnej choroby nie są skłonni do wiedzy na temat tego, co ich zabija…
Biorąc to wszystko pod uwagę, staję przed lustrem i chcę w nim dostrzec coś więcej niż herbertowską „błazeńską twarz”; pragnę zobaczyć usiłowanie, szczerą chęć opowiedzenia siebie i opowiedzenia świata na sposób inny niż robi to fizyka jądrowa, genetyka, numizmatyka czy antropologia.
Pragnę opowiedzieć siebie i opowiedzieć świat na sposób pojedynczy, jedyny, inny. I w tej chęci widzę zarówno przejaw odwagi, jak i pokory. Odwagi, gdyż tylko ktoś próbujący przekroczyć swoje ograniczenia będzie zdolny do skonfrontowania się z innym, nieznanym, pozostającym na zewnątrz; często obcym, czy wręcz odrażającym, przyprawiającym o mdłości, podnoszącym włoski na przedramieniu, powodującym nagły przypływ śliny w suchych jak pieprz ustach. Jest to odwaga wynalazcy; odwaga pioniera wyruszającego na wyprawę – cytując po raz kolejny Autora Pana Cogito – „z której się nie wraca”. Bo w gruncie rzeczy poeta nigdy nie powraca tam, skąd wyruszył. Wciąż jest domownikiem innego mieszkania, zajmuje cudze terytorium, roznieca ogień na wrzosowiskach, ściga mgłę i dokazuje śmierci. Jest wobec tego kimś, kim pogardzi technokrata, odrzuci go celebryta, wyśmieje makler giełdowy i trybun przyzywający bębny rewolucji.
Pokora potrzebna jest zaś do wiary w to, że celem poetyckiej podróży zawsze powinna być Prawda. Ach, brzmi to może patetycznie, pretensjonalnie, ale jeśli z odrobiną dystansu – to znaczy dobrze pojętej ironii – przyjrzymy się temu zamiarowi, to skonstatujemy, że jest on nie tylko możliwy, ale wręcz jedynie uprawniony; taki, któremu warto poświęcić bezcenny czas, energię i łzy. Prawda o człowieku, o rzeczywistości; prawda wychylona w stronę spraw ostatecznych; prawda pytajna, dociekliwa, taka, która wchodzi oknem, jeśli wyrzucają ją drzwiami; prawda rozpychająca się w tawernach, dokazująca na rynku, nie do okiełznania w swej ruchliwości. O taką prawdę zawsze mi chodzi, jako poecie. O prawdę czy jest Bóg, i czy Jezus pokonał Złego i powstał z martwych na trzeci dzień w Jeruszalaim; o prawdę, czy mamy duszę jak przekonywał Platon, i czy słuszną jest sentencja, że non omnis moriar, jeśli nie podlega ona rozkładowi podobnemu do śmiertelnego ciała. Te wszystkie pytania wymagają wielkiej pokory, tego, kto je stawia, i jeszcze większej pokory u poszukującego na nie odpowiedzi.
II. Słowo i Tajemnica
Dotykam w tym miejscu jeszcze jednej niezwykle istotnej sfery: to przestrzeń Tajemnicy. Ktoś, kto jej nie uznaje, na samym początku swoich twórczych wysiłków skazuje się na porażkę, tym dotkliwszą, jeśli poważnie traktuje swoje artystyczne usiłowania. Nie ma poezji bez Tajemnicy, tak samo jak nie można oddychać powietrzem pozbawionym tlenu. Przestrzeń tajemnicy w sposób integralny wpisana jest w poetyckie zabiegi. W tym miejscu dotykam najczulszej materii, jaką jest słowo.
– Bez słowa nie ma poezji, ale same słowa jeszcze wierszy nie tworzą;
– to, co tajemnicze, alchemiczne wręcz, to słowa, które słuchają innych słów;
– słowa podglądające inne słowa;
– słowa wyrzekające się słów;
– słowa apelujące;
– słowa utrudniające istnienie innym słowom;
– słowa wykluczające i rodzące inne słowa;
– słowa uwodzące inne słowa;
– słowa przeglądające się w zwierciadle słów;
– słowa okrywające blaskiem i wydobywające z cienia inne słowa;
– słowa stwarzające i niknące w milczeniu, w niedopowiedzeniu, w pauzie, antrakcie
– słowa łamiące się w wersie;
– opatrzone cudzysłowem;
– przedzielone przecinkiem;
– łatwopalne i jak tytan twarde;
– słowa uważne i rozczochrane;
– wiotkie i zwiewne;
– całkiem nieudane, nieułożone;
– powodujące podział i rozłam;
– słowa śmiertelne i śmiercionośne;
– pełne pogardy i kłamstwa;
– słowa z zajęczą wargą,
– z makijażem i bez makijażu;
– słowa ubezwłasnowolnione i niosące wolność;
– otwierające okna i drzwi zatrzaskujące;
– słowa wierne i pogardliwe;
– słowa złowieszcze i wyznawcze;
– słowa stwórcze, miłujące i podsycające żar;
– słowa ubogie i wzywające do ubóstwa;
– ogołocone i onieśmielone.
I kiedy poeta ustawi je w procesji zmierzającej do Prawdy, w święty orszak niemożliwy do zastąpienia czymś innym, niemożliwy do podrobienia, do falsyfikacji – wtedy mamy do czynienia z poezją.
III. Powody i cele
Pisanie wierszy należy do najintymniejszych sfer, w których porusza się ludzki duch, podobnie jak modlitwa, kontemplacja, czy czynienie dobra. Jest to zawsze coś z pogranicza świadomego i nieświadomego, zadomowionego i obcego. Stąd też dla mnie wiersz jest aktem poszerzenia przestrzeni wyobraźni, w której staram się ująć rzeczywistość w jej nerwie, w sokach podskórnych, w wewnętrznej strukturze niemożliwej do spenetrowania za pomocą dyskursu poddanego logicznemu rygorowi. Jest w tym coś z chęci – owszem śmiałej, jeśli wręcz nie brawurowej – dotarcia do kantowskich noumenów, rzeczy samych w sobie. Wiersz staje się wówczas terenem artystycznego projektu o wymiarach maksymalistycznych; staje się transgresywny – jest sam w sobie światem, ale zarazem świat w nim otwiera przede mną przestrzenie i pokłady dotąd nieznane, a przecież często odczuwane, jakoś jawiące się w różnych przejawach świadomości. Powodem zatem pisania wierszy jest dla mnie chęć spenetrowania tych głębinowych warstw rzeczywistości i w tym miejscu myślę podobnie jak Zbigniew Herbert, który w tekście Dotknąć rzeczywistości pisał: „Jestem przekonany, że we wszystkich swoich ambitnych próbach poezja stara się dotknąć rzeczywistości. Innymi drogami, niż nauka i nie należy poddawać się zbytnio naciskom naszej nazbyt racjonalnej epoki”
Powiem więcej: istnieje nie w pełni zrozumiały, dlatego jeszcze raz użyję określenia tajemniczy, związek między myślą, ruchem wyobraźni, obrazem a przeżyciem… Na styku tych elementów rodzi się coś nieodwołalnego; coś, co przychodzi z wewnętrznym Światłem sensu; coś, co okupuje język, zniewala go, podbija. Rodzenie się wiersza jest aktem tajemniczym, bliższym kontemplacji, owemu arystotelesowskiemu wglądowi w istotę rzeczy, choć inaczej niż u Stagiryty, nie dążącym do zdefiniowania, nie-domkniętym, jakby w przedsionku obrotowych drzwi języka. Jest emanacją światła z pokładów ducha, a nie tylko myślącej jaźni – cogito. Rodzenie się wiersza jest otwieraniem okna w ciasnym i dusznym pokoju umysłu i wyobraźni, by poczuć ostry powiew blasku, mroźnego i ujmującego światła, które jedynie w przestrzeni wiersza zdolne jest ujawnić się w swoim bogactwie. I właśnie z tego powodu piszę wiersze: aby dać miejsce w słowach owemu blaskowi, który jak niewidzialny terebint rozpościera się nad literami.
IV. Wokół tematów
W maksymalistyczny sposób nastawiona poezja nie może omijać żadnego z tematów. Wiersz jest jak wielki gar, w którym mieszają się smaki i zapachy świata. Sprzeciwiałem się zawsze jakiemukolwiek reglamentowaniu tematów. Pisanie wierszy jest być może jednym z ostatnich przejawów człowieczeństwa, w którym usunięte zostają wszelkie bariery wobec nieskrępowanego ruchu umysłu i wyobraźni; jest miejscem opadania kurtyn, przełamywania wszelkiego rodzaju tabu. Wierszowi nie można niczego zabronić i niczego nakazać. Jest on światem niepodległym, suwerennym, emanacją wolności, która z iście królewskim nadmiarem mieszka w jego wnętrzu. Dlatego nie może on stronić od Wielkich Tematów metafizycznych; nie może pozwolić sobie na absencję w kwestii istnienia Boga i Jego przejawiania się w świecie; nie może uniknąć tematu Jezusa, którego krew krąży w żyłach wyznawców i syci ich niewyobrażalną intensywnością Życia. Obrońcy Imperium Romanum już za cesarzy Nerona czy Wespazjana trafnie widzieli w tym przejaw aberracji ocierającej się o kanibalizm… Dlatego chciałbym się dowiedzieć, jak budujemy Jego Imię, i jak boskie Życie Słowa – Logosu rozkrzewia się w niewidzialnie cudowny sposób w tych, którzy Mu uwierzyli. Wiersz musi zmierzyć się z tajemnicą człowieka. Nie może w bezczelnie naiwny sposób redukować człowieczeństwa do biologicznych popędów, czy też psychologicznych mechanizmów; nie może zadowolić się analizą mikrowyładowań elektrycznych na synapsach, ani determinizmem tkwiącym w ludzkim DNA. Nie wolno zamknąć go w klatce społecznych norm i kulturowych klisz.
Biorąc to pod uwagę odczuwam tęsknotę, by dowiedzieć się, czym jest bozon Higgsa, holograficzny początek Wszechświata, zbiorowa psychoza, mapa przelotów albatrosów, a także milczenie Wielkiego Inkwizytora. Wiersz musi zmierzyć się z ars moriendi i zadawać pytania eschatologiczne: o zbawienie, potępienie i pozagrobową egzystencję. Nie może unikać pytania unde malum?, a także nie wolno mu pominąć przepaści cierpienia, które spędzało sen z powiek Hiobowi, Sokratesowi i Siddharcie Gautamie z rodu Sakjów. W tym wszystkim wiersz jest jak muszka na grzbiecie słonia, jakim jest świat w jego nieskończenie wielorakich wyglądach.
V. Jeden z mrowiska
Poza uporczywym, niekiedy przyprawiającym o mentalną aberrację, wpatrywaniem się w zewnętrzny świat i w przestrzeń tego, co jawi się w świadomości wraz z odnajdywaniem po kartezjańsku jasnych i wyraźnych idei, poeta niesie w sobie innych poetów i ich zmagania. Każdy ma jakiegoś Mistrza, nawet wówczas, gdy protestuje, wymachując rękami, że jest pierwszy i dziewiczy… lecz takim nie wierzcie – są hochsztaplerami i nie mieszka w nich światło. Gdybym miał wymienić kilku, z którymi rozmawiam, czasem kłócę się, nierzadko mlaskam i drżę na ciele, kiedy za oknem wisi gęsty kożuch upału i zielona farba na poręczy ławki zaczyna falować… to z pewnością są to: Konstandinos Kawafis – za odwagę bycia klasykiem; T.S. Eliot – za katastrofizm z rozbrajającą szczerością wieszczący „wyschnięcie duchowych źródeł naszej cywilizacji”
VI. W stronę uzasadnień ostatecznych
I jeszcze jedna dla mnie ważna kwestia. Święty Jan Paweł II w swoim bezprecedensowym w dwudziestowiekowej historii papiestwa Liście do Artystów z 30 czerwca 2001 roku pisze rzeczy dla każdego, kto zajmuje się twórczością literacką, niezwykłe.
Po pierwsze widzi w twórczości artystycznej szczególnego rodzaju powołanie, a w osobie samego Artysty kogoś, kto poprzez twórczość odzwierciedla istotę samego siebie. Papież zauważa: „Tworząc dzieło, artysta wyraża bowiem samego siebie do tego stopnia, że jego twórczość stanowi szczególne odzwierciedlenie jego istoty – tego, kim jest i jaki jest. […] Artysta bowiem, kiedy tworzy, nie tylko powołuje do życia dzieło, ale poprzez to dzieło jakoś także objawia swoją osobowość. Odnajduje w sztuce nowy wymiar i niezwykły środek wyrażania swojego rozwoju duchowego”
Po drugie zaś – i to wydaje mi się czymś o znaczeniu fundamentalnym – w samym akcie twórczym papież dostrzega możliwość wzajemnego przenikania się ducha człowieka i Ducha Boskiego, Parakleta, który wychodząc z Wnętrzności Boskiej Mądrości, owej Przedwiecznej Sofii, dotyka, namaszcza twórcę wchodząc z nim w tajemniczy kontakt… Karol Wojtyła łączący w sobie poetę, dramaturga, aktora, filozofa i mistyka zgłębiającego zagadnienie wiary w pismach św. Jana od Krzyża, z całą świadomością nie lęka się stwierdzić, iż: „Każde autentyczne natchnienie zawiera jednak w sobie jakby ślad owego «tchnienia», którym Duch Stwórcy przenikał dzieło stworzenia od początku. Przekraczając tajemnicze prawa, które rządzą wszechświatem, Boskie tchnienie Ducha Stwórcy spotyka się z geniuszem człowieka i rozbudza jego zdolności twórcze. Nawiązuje z nim łączność przez swego rodzaju objawienie wewnętrzne, które zawiera w sobie wskazanie dobra i piękna oraz budzi w człowieku moce umysłu i serca, przez co uzdalnia go do powzięcia jakiejś idei i do nadania jej formy w dziele sztuki
VI. Marzenia teurgiczne i nie tylko
Myśląc o sobie, jako o poecie filozofującym, często też nazywanym poetą metafizycznym; poetą starającym się penetrować rejony spraw poszerzających źrenice; niejednokrotnie zapuszczającym się w zaułki, w których zdaje się pulsować istota rzeczy – stawiam często sobie samemu pytanie o konsekwencje chrztu świętego, czyli zanurzenia – jak w dramatyczny sposób pisze o tym Paweł Apostoł – w śmierć Jezusa-Mesjasza.
Od razu się wytłumaczę: dla mnie osobiście kwestia ta nie jest nade wszystko związana z religią jako zinstytucjonalizowaną doktryną z licznymi dogmatami, wewnętrznymi podziałami, dysputami teologicznymi, pseudo-sakralnym i politycznym szowinizmem prowadzącym do podziałów, nienawiści, zniszczeń i niezawinionej śmierci; czy też spełnianą przez chrześcijaństwo rolą czynnika kulturotwórczego
VII. Zamiast zakończenia
Na zakończenie tego krótkiego szkicu postaram się wytłumaczyć z jego tytułu. Powiem wprost: w żaden sposób nie koresponduje on ze zbiorem esejów jednego z bohaterów naszej XX-wiecznej zbiorowej wyobraźni… Jakiś czas temu miałem sen. Szedłem przez ogród pełen złowieszczych smoków (czytaj: demonów). Wewnętrznie byłem przekonany, że tylko dzięki Łasce Bożej unikam śmierci. Smoki nie były widoczne w świetle dziennym, a Ogród wydawał się miejscem bezpiecznym.
Bielsko-Biała 10.05.2018