25.04.2024

Nowy Napis Co Tydzień #251 / Pamiętnik z okresu umierania

Wypada zacząć od końca, bo wokół niego krąży tom, o którym piszę. Urszula Kozioł to znakomita poetka, a jej zbiór, wydany przez Państwowy Instytut Wydawniczy – Raptularz – udowadnia to dobitnie, co do tego nie mam żadnych wątpliwości. Teraz, gdy zdradziłem puentę, pora powrócić do tego, co powinno być wstępem.

Urszula Kozioł w tym roku skończy 93 lata, debiutowała przed 70 laty i metrykalnie przynależy do pokolenia „Współczesności”. Już same te fakty zebrane w jednym miejscu robią imponujące wrażenie. Nie będę omawiać ustawionej dykcji, frazy, melodyki – jasne jest, że warsztatowo autorka Momentów znajduje się na innym poziomie, tym bardziej że – mimo podeszłego wieku – zachowała pełnię władz intelektualnych, czego omawiane wiersze są świadectwem.

Nic więc dziwnego, że jej poezja przesycona jest doświadczeniem starości, które zostało zakodowane już na poziomie tytułu. W tym miejscu wypada wyjaśnić jego znaczenie i związek z treścią. „Raptularz” – jak notuje Słownik terminów literackich – pochodzi od łacińskiego rapere („porywać, chwytać”). Była to

[…] w dawnej Polsce księga gospodarska, w której przygodnie zapisywano wydarzenia rodzinne i domowe, plotki sąsiedzkie, uroczystości towarzyskie, wypadki życia publicznego, dowcipy, anegdoty, wydatki, ceny towarów itp.J. Sławiński, Epilog [w:] M. Głowiński, T. Kostkiewiczowa, A. Okopień-Sławińska, J. Sławiński, Słownik terminów literackich, pod red. J. Sławińskiego, wyd. drugie, poszerz. i popr., Wrocław–Warszawa–Kraków–Gdańsk–Łódź 1998, s. 422.[1]

Dostępny w Internecie Słownik języka polskiego PWN odnotowuje również taką definicję: „zbiór notatek w formie dziennika lub pamiętnika”Raptularz, Słownik języka polskiego PWN, sjp.pwn.pl, https://sjp.pwn.pl/sjp/raptularz;2573464.html [dostęp: 23.02.2024].[2], ale są to notatki, w których kryje się etymologia tego słowa – owa raptowność, gwałtowność zapisów. Prowadzone pod wpływem chwili w formie brudnopisu notatki, często rwane, dyktowane momentem – tak, z pewnością recenzowany tom ma w sobie ten pierwiastek, o czym niech świadczy chociażby fakt, że wiersz Czarna noc został przepisany w Wierszach niektórych.

Po pierwsze zatem Raptularz to rzeczywiście zbiór ważnych wydarzeń z życia poetki, jej refleksji, obserwacji (na przykład Co dojrzewa). Po drugie to pisany pod wpływem chwili dziennik, przemyślany przecież, a jednak źródłosłów słowa stanowiącego tytuł znajduje tutaj potwierdzenie – w tym wieku trzeba być gotowym na to, że już za chwilę, za rogiem czyha, jak pisał Kochanowski, „nieznajomy wróg jakiś” (patrz na przykład Moje rzeki). Po trzecie – niejako paradoksalnie, trochę wbrew obiegowemu funkcjonowaniu słowa raptularz – ten tom to pewnego rodzaju summa poetycka (na przykład niczym tu przyszłam). Po czwarte wreszcie, zbiór zawiera dość odważny, autoironiczny chwyt: autorka sięga bowiem po słowo z „polskiej starożytności”, właściwie już nieużywane (już u Doroszewskiego – w wiekowym wszak słowniku – oznaczono je kwalifikatorem przestarzale). Tak, poetka ma pełną świadomość własnej starości, robi z tego nawet rodzaj gry z czytelnikiem.

Zarówno ten interakcyjny charakter jej twórczości, jak i okrutną autoironię pozwala dojrzeć miniaturowy, choć znakomity, liryk Odprowadź mnie. Nawiasem mówiąc, jeden z najlepszych, najbardziej nieoczywistych utworów w zbiorze. Oto on:

Odprowadź mnie

Odprowadź mnie robaczku
mieszkający pod ziemią
tam odprowadź mnie ty
który już mieszkasz we mnie

(s. 20)

Na szczęście nie muszę analizować tego tekstu jako literaturoznawca, tylko jako krytyk literacki, dlatego mogę wyrazić szczery zachwyt dla tego wiersza (przepisanego palimpsestowo w Gdzie mój dom). Jest to wspaniałe przemieszanie turpizmu z afirmacją własnego odchodzenia, którego u Kozioł jest sporo. To – mówiąc wprost – poezja przede wszystkim senilna, co zostało wyartykułowane nawet w krótkim, końcowym słowie autorki.

Co znamienne, kiedy myślę o starym poecie, widzę na przykład Miłosza wędrującego do Stanów, by pożegnać żonę i potem przetworzyć to doświadczenie w pięknym poemacie Orfeusz i Eurydyka. Na drugim biegunie tego skojarzenia stoi Herbert, którego Epilogburzy od zawsze stanowił dla mnie kronikę odchodzenia, fizjologicznego, somatycznego, pełnego bólu i nieczystego (jak napisany wiele lat wcześniej Apollo i Marsjasz). Starość u Kozioł pokazuje zupełnie inny wymiar tego zjawiska ‒ w lekturze wybija się aspekt kobiecości. Jeśli spojrzymy na średnią długość życia, to kobiety pokonują mężczyzn. Ponadto pobieżna kwerenda informuje, że w Polsce mamy siedem razy więcej wdów niż wdowców. Samotna starość w Polsce ma więc twarz kobiety. I właśnie tę twarz pokazują wiersze Kozioł. W Złudzeniach optycznych czytamy:  

natomiast wiem że moja płeć umarła
w tym samym momencie
w którym ukochany
na wieki wieków zamknął oczy
dziesiątego maja dwa tysiące dziesiątego roku
nad ranem
od wtedy moje pragnienie pokochania kogoś zamarło

(s. 10)

W pierwszym momencie chciałoby się orzec, że przegadany wiersz, zawierający za dużo szczegółów. Można by go przepisać i wyglądałby dużo ascetyczniej. Dla przykładu, o tak:

natomiast wiem że moja płeć umarła
w tym samym momencie
w którym ukochany.

Jednak paradoksalnie stracilibyśmy na tym jako czytelnicy. W wierszu mowa, rzecz jasna, o śmierci Feliksa Przybylaka, męża poetki. Jednak ten pozorny naddatek nie tylko sytuuje nas we wrażeniu śmierci, która przyszła nad ranem, konserwuje nas w nim, wyrywa z rytmu, lecz także informuje, że od ponad dziesięciu lat każdego dnia należy walczyć z samotnością, ze stratą.

Nie sposób nie zwrócić uwagi, choć konstatacja banalna, że te wiersze to poezja zmierzchowa w wydaniu osamotnionej, starszej kobiety. „[M]oja płeć umarła” – to tylko z pozoru prawdziwe wyznanie; płeć umarła jedynie w rozumieniu relacji kobieta–mężczyzna, ale poza tym te wiersze mają płeć. I chwała im za to!

Spójrzmy też na tytuł wyróżnionego cyklu wierszy. Cykl: zapiski z oheblowanych nocnych godzin bez snu – piękne sformułowanie, jakże znamienne i jeszcze bardziej bolesne. A więc: starość i bezsenność. Bezsenność i samotność. Poetka próbuje je słownie uchwycić, oddać, zapisać dla czytelnika, by ich nie zgubić. Przeżywanie bezsenności – nawet w młodym wieku, gdy w Messengerze mamy dziesiątki takich jak my nieszczęśników – to przeżycie trudne, bolesne ‒ ale dodajmy do tego starość. Powstaje widokówka: oto siedzimy na fotelu, bezduszny zegar tyka, a my wpatrujemy się w niego, zastanawiając się, co przyjdzie szybciej – Hypnos, czy jego bliźniak Tanatos. Widać to w – raptularzowym właśnie, niejako szkicowym – wierszu Czarna godzina. Ma on w sobie coś z ponurej notatki:

Czarna godzina

Nadciąga czarna
śmiercionośna godzina
serce zamiera z trwogi

(s. 52)

Wiersz brzmi jak wizja proroka, „który byłby prorokiem, ale nie jest prorokiem”. Oto ostrzeżenie, niemające w sobie żadnego nadmiaru, a dzięki temu zaskakujące, sugestywne. Do kogo skierowane? Kto to może wiedzieć? Do siebie, a może do czytelnika? Czy ta godzina to godzina śmierci? To również nie musi być wcale oczywiste, choć „śmiercionośna godzina” może odsyłać nas właśnie ku takiemu myśleniu.

Wreszcie poezja Kozioł to poezja wdowia – przesycona wrażeniami obcości, samotności, nierzadko bezsilności i bezsenności (Z okna, Taka noc jest za długa, Nagle powiało na mnie chłodem, Bez światłocienia). W Gdzie mój dom wyznaje:

Przytulam się do pamięci
o ukochanym
zanim stracę pamięć
zanim przestanę być

(s. 66)

W innym miejscu uderza wyznaniem: „Przestałam podobać się sobie / i słowom” (Bez zasięgu, s. 59). Aż chciałoby się odpowiedzieć na ten wiersz Lustrem Haliny Poświatowskiej, by skonfrontować (chociaż nie wiem, czy to najlepsze słowo) lub zestawić te dwie wizje kobiecości. Przede mną autorka otwiera zupełnie nieznane światy – mimo że nie eksperymentuje z formą, to wiersze są dla mnie spotkaniem z Innym. To prawdziwa wartość literatury.

Tym, co znamienne w tym tomie, są także gry z literaturą (Rozmowa z Rimbaudem albo nawiązujący do obecnej w Nad Niemnem polskiej szlacheckiej pieśni Ty pójdziesz górą liryk Plusk). Muszę jednak przyznać, że nieerudycyjna Kozioł podoba mi się dużo bardziej; więcej w tym szczerości, autentyzmu i po prostu życiowej, a nie przegadanej, mądrości.

Dokonawszy rozpoznań ogólnych, wynotowawszy zaledwie kilka refleksji, z konieczności pominąwszy inne, pozwalam sobie przejść do konkluzji. Ale zanim to zrobię, w tym miejscu zaznaczam również, że część wierszy zebranych w Raptularzu, była już publikowana (na przykład Bez zasięgu).

Da capo. Kozioł to znakomita poetka, jej wiersze są praktycznie pozbawione fałszywych nut. I choć zabrzmi to tak, jakbym oceniał debiut, to autorka Raptularza stworzyła spójny, przekonujący i bardzo dobry literacko tom. To lekcja z antropologii starości, która – miejmy nadzieję – czeka nas wszystkich. Swoisty pamiętnik z okresu umierania.

U. Kozioł, Raptularz, Warszawa: Państwowy Instytut Wydawniczy, 2023.

okładka

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Dariusz Żółtowski, Pamiętnik z okresu umierania, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2024, nr 251

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...