Nowy Napis Co Tydzień #251 / Wieczór przychodzi zbyt szybko
Pisać zaczęła wcześnie, już w czasach szkolno-dziecięcych
Co wyróżnia ten najnowszy zbiór w zestawieniu z poprzednimi? Konsekwencja i zmiana. Autorka wykazuje konsekwencję w unikaniu nawiązań do twórczości swojego stryja, w próbie nadania własnemu pisarstwu indywidualnego sznytu
Przemijanie i tęsknota
Naturalnym etapem wspomnianej dojrzałości jest coraz śmielsze (w stosunku do tomów poprzednich) eksplorowanie motywu przemijania. Życie przemknęło – tytułuje autorka jeden ze swoich wierszy. Bieg życia, pogoń za czymś niesprecyzowanym, „sterta / planów / odłożonych na jutro”
Stoją świeczki,
miseczki na półeczce
obok
filiżanki, kieliszki
puste
dla nikogo
W szafce serwetki
dobra porcelana
Kupowała
bo tak bardzo
chciała być kochanaTamże, *** (Stoją świeczki…), s. 23. [6]
Rzeczy nieożywione reprezentują życie, które już się skończyło. Przedmioty codziennego użytku to ostatnie ślady ludzkiej aktywności, konterfekty pośmiertne, w których rysy twarzy czy przeszłe dokonania zastępują: porcelana, „znoszone buty, szmatki, swetry zjedzone przez mole / […] rachunki, gazety, sznurki, ołówki”
Na dnie szuflady,
w malutkim metalowym puzderku
srebrny medalik
i karteczka złożona na czworo
„Syneczku Kochany
Niech Matka Boska ma Ciebie w swojej opiece”Tamże. [8]
Starość i strach
Świadomość przemijania wiąże się z osiągnięciem dojrzałości psychicznej. Końcowym etapem dojrzałości jest starość, jeden z nadrzędnych tematów tomu. Wiersz Rozpadam się zaczyna się od słów: „Ostatnio / zwalniam bez powodu i nie wyrabiam na zakrętach // nadmierna eksploatacja zniszczyła układ nerwowy / dawno już odpadło poczucie humoru // wczoraj / nieoczekiwanie rozsypał się punkt widzenia”
Gdzie my odchodzimy
skoro nigdzie nie idziemy
jedynie stajemy się
coraz mniejsi
bez znaczenia
i bez siły
aż któregoś dnia
łapiąc ostatni oddech
rozsypujemy się
w szary pyłTamże, Odchodzenie, s. 37. [12]
Oddech i przyroda
„Ostatni oddech” z przywołanego powyżej wiersza to metafora ulatującego życia. Oddech – słowo klucz powracające stale w strofach zbioru – symbolizuje życie. Oddychać głęboko to być w trakcie życia. Podmiot liryczny wdychający powietrze wynurza się „z czarnej otchłani”
Jeszcze jest nadzieja, póki przyroda śpiewa – brzmi synekdochiczny (totum pro parte) tytuł jednego z wierszy. Kolejnym sposobem ukojenia zszarganych nerwów, ale zawsze tylko chwilowym (jak świt), jest skupienie uwagi na elementach przyrody, na przykład śpiewie ptaków (którym obce są ludzkie lęki). Za tym rozśpiewanym światem podmiot tęskni nieustannie, zdając sobie jednocześnie sprawę ze swojej małości i nieistotności w skali makroświata (Podaj mi rękę).
Krasnogruda
Pamięć o bliskich, świadomość przemijania i obcowanie z ożywczą przyrodą splatają się w jednym punkcie, w jednym miejscu – tytułowej Krasnogrudzie. Paradoksem może się wydać fakt, że w tomie, w którym przeważają utwory powstałe w Australii, wyróżniony został ten egzotyczny w skali całego zbioru punkt na mapie świata. Gdyby jednak się nad tym głębiej zastanowić, decyzja okazuje się zrozumiała. Mimo że oddalona od Australii o tysiące kilometrów, mimo że wspomniana w tekście tylko raz, Krasnogruda jest ważnym łącznikiem, mostem, który wiąże daleki australijski krajobraz mentalny z na poły mityczną już krainą przeszłości rodzin Kunatów i Miłoszów. „Jestem zawieszona / między teraz a kiedyś / w czasie niezupełnie przeszłym / idąc aleją w kierunku dworu”
Krasnogruda nie tylko spaja wspomnienia, ale też wydaje się być dla przyjeżdżającej tu regularnie od wielu lat autorki remedium na lęki i niepokoje. Wiersz – jak opowiadała mi sama autorka – powstał pod wpływem chwili, spisany na kolanie właśnie nad jeziorem Hołny. Od jakiegoś czasu Miłosz-Piekarska przyjeżdża do Krasnogrudy wraz ze swoją australijską rodziną, w tym wnuczką Matyldą.
Zbyt?
Poezję Joanny Miłosz-Piekarskiej charakteryzuje skupienie na własnych, wewnętrznych stanach emocjonalnych, co akurat w tej sytuacji – przy braku (poza wyjątkami) odniesień do twórczości stryja (co mogłoby zostać odczytane jako mało oryginalne pójście na skróty) – może być jej walorem. Przeważa pesymizm, często wymieszany z autoironiczną tonacją, melancholijny nastrój, a przy tym wspomnieniowy charakter większości utworów – wszystko to osadzone na minimalistycznym (czasem dosłownie – w przypadku haiku), świetlisto-lekkim szkielecie słownym, doprawione szczyptą nadziei i światła, które przygasa wraz z nastaniem wieczoru. A ten zawsze przychodzi zbyt szybko. Ale nawet wtedy, gdy tylko ma się obok siebie bliską osobę, strach czy przygnębienie zmienia się w podziwianie wieczornego, gwiaździstego nieba (Lato w Szczawie).
Tematy przewodnie omawianego tomu: przemijanie, starość, w jej następstwie strach przed nieuchronną śmiercią, tląca się gdzieś jeszcze w postaci „śpiewającej” przyrody pozaludzkiej nadzieja – to motywy w poezji i literaturze w ogóle nad wyraz eksploatowane, ale przepuszczone przez filtr indywidualnego doświadczenia samoświadomej jednostki nabierają dodatkowych, zniuansowanych odcieni (nie tracąc na swojej uniwersalności). Nadal nie ma w tym nic odkrywczego, ale w tym przypadku zasadne wydają się pytania: Czy tworząc we współczesnym świecie lirykę, trzeba koniecznie silić się na oryginalność metafory? Czy poezja powinna być przepełniona erudycją, masą intertekstualnych tropów, odniesień? Czy powinna mieć wyszukaną formę rzeźbionego w materii słowa – z dbałością o najmniejszy detal – dzieła? Być może. A może nie tyle „powinna”, ile dobrze, żeby te składniki zawierała. Jednak moim zdaniem przede wszystkim powinna poruszać struny duszy (inaczej: świadomej myśli zespolonej z pamięcią, wyobraźnią, emocjami i tą nutą czegoś niewysłowionego, nieokreślonego), powinna wywoływać refleksję, która w jakiś nie do końca wytłumaczalny sposób wzbogaca nas jako istoty ludzkie. I zdarzyło się (nie w każdym oczywiście przypadku), że te struny za sprawą poezji Joanny Miłosz-Piekarskiej – szczególnie we fragmentach, w których autorka słowem zaczepia o konkret
J. Miłosz-Piekarska, „W Krasnogrudzie” i inne wiersze, Pogranicze, Sejny 2023.