07.04.2021

Marsz

                        Pamięci Saturnina Schreyera – mojego ojca.

 

Idą w kolumnie, idą pasiaki,

stukają w górskiej ciszy drewniaki.

Z przodu pcha taczki garstka wybranych,

na nich bagaże są esesmanów.

W tyle kolumny słabi i chudzi,

to „Muzułmanie” – szkielety ludzi.

 

Gdzie idą gnani krzykami „Schnel”?

Nie ma nadziei, wiadomy cel.

Co chwila duch się w ciele poddaje,

ktoś od kolumny z wolna odstaje,

za nim esesman z krzywym uśmiechem.

Strzał się rozlega potrójnym echem.

 

A wokół szczyty białe i lśniące,

zbocza zielone, strumienie rwące,

piękno alpejskie – jak dar od Boga.

 

Oczy skazańców zaślepia trwoga

i głód szarpiący, bliskich wspomnienie,

lub krok bez myśli i otępienie.

 

Lecz ktoś z kolumny podnosi oczy,

syci się krasą alpejskich zboczy,

chłonie natury urok niezwykły.

Czy pierzchła męka, czy lęki znikły?

Czy jest fantastą, jest nienormalny?

Nie chce spoglądać na świat realny?

 

Jak w bajce nadszedł dzień wyzwolenia.

Prosimy ojca by snuł wspomnienia.

Co nam przekazał? Czy wizję czarną,

litość i zemsty zatrute ziarno?

 

Mówił o ludziach, którzy przeżyli,

o grozie, lęku, o… pięknie chwili.

Był realistą, katów dostrzegał,

lecz wielbił piękno ziemi i nieba.

 

W młodości chciałem iść w jego ślady,

walczyć bez gniewu, bez żrącej zwady.

Bronią mą nieraz bywały żarty –

jego humoru wpływ nieodparty.

                                                                                                  

Gdzie jesteś teraz? Na jakim szczycie

patrzysz w doliny i chwalisz życie?

                                                                                    

31 III 2020

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Krzysztof Saturnin Schreyer, Marsz, Czytelnia, nowynapis.eu, 2021

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...