Niewysłuchani, nieprzeczytani
Świat jest pełen
neurotyków. Zamkniętych na ogród.Zamkniętych na Boga. To jest
problem. Bowiem nikogo nie kochają,nie szanują nikogo, opadają pionowo.
Coraz ich więcej i więcej. […](z wiersza: Śmierć Wielkiej Małpy)
Za przekonaniem autora wiersza, iż „świat jest pełen neurotyków”, stoją nietyledaneŚwiatowejOrganizacjiZdrowia,iledoświadczenieżyciowe, niezgorsza umiejętność obserwacji – wszak „poeta jest tropicielem” –i antycypacji. Zresztą Ameryki autor nie odkrywa, Karen Horney (1885– 1952),niemieckapsychoanalityk i psychiatra,tęsamądiagnozępostawiła już w 1937roku w książceNeurotycznaosobowośćnaszychczasów.Tytułowe „czasy”, mimo że należą do obszaru szeroko pojętej współczesności, nie są już naszymi czasami. Współcześnie neurozy objawiające się wszelkiego rodzaju depresjami, agresywnymi zachowaniami, nadpobudliwością i nadprodukcją emocjonalną, natręctwami i stanami lękowymi, rozmaitymi fobiami i obsesjami, są jeszcze bardziej powszechne.Szacuje się,że w Polsceosobychorenanerwicestanowią20–25%ogółuludności. Kolorowemagazynypiszą o cywilizacjinerwic.Ale w końcutygodnikom wierzyć nie musimy, po prostu patrzmy i wyciągajmywnioski.
Neurotyków jest wciąż więcej i więcej. „Zamkniętych na ogród./ ZamkniętychnaBoga”.Odciętychodźródłaharmonii i pokoju,zawieszonych w aksjologicznej próżni, zamieszkujących jakieś wieczne „pomiędzy”–aniniezakorzenionych w ziemi,aniniedążącychdonieba,które – jak sądzą – jest puste. Powołują się na rozmaite systemy etyczne,które – pozbawione uniwersalnego odniesienia – poddane są działaniu ducha czasów,więcstająsięjakon–niestałe i kapryśne.Utrzymują,żechcążyć przyzwoicie, ale przyzwoitość ma wiele imion. Ustanawiają prawa, alete prowadzą do bezprawia. Dlaczego? Bo „prawo nieugruntowane moralnie staje się bezprawiem”, jak pisał mądry kardynał Joseph Ratzingerw Liturgii i życiu. A bezprawie prowadzi dogwałtu:
„Moralność i prawoniepochodzące z odniesieniadoBogadegradujączłowieka, gdyż pozbawiają go jego najwyższej miary i potencjału. Odmawiają mu one odniesienia do tego, co nieskończone i wieczne, a przy takim pozornym uwolnieniu człowiek zostaje poddany dyktaturze panujących większości bądź przypadkowych ludzkich miar, które ostatecznie dokonują na nim gwałtu” (Kard. Joseph Ratzinger, Duch liturgii, s.19).
*
„[…] nikogo nie kochają,/ nie szanują nikogo, opadają pionowo”.Opadają, ponieważ brak kamienia węgielnego, na którym wspiera się Całość. Więc lecą na łeb na szyję. Lecą pionowo, choć dna, realnego dna nędzy, życia czy dna moralnego, o czym pisał Tadeusz Różewicz w Spadaniu (1963), jak nie było, tak nie ma. Jednak nie „spadają we wszystkich kierunkach/ równocześnie/ w dół w górę na boki/ na kształt róży wiatrów”, nie, lecą pionowo, po drodze mijając kolejne dna, a żadne z nich nie jest dnem ostatnim.
Więcmożetekolejnednaniesątym,zacojebierzemy?Możetegorączkowo szukane granice, naturalnie szukane po to, żeby je przekroczyć,niesągranicami?Czymżewięcsą?Momentemzmiany.Wprowadzaniem chaosudotego,cowydawałosiębyć w miaręklarowne i uporządkowane. Dezintegracją tego, co zdawało się być źródłem pewności i bezpieczeństwa. Czy w ten sposób realizuje się idea rozwoju? I czy to aby napewno jestrozwój?
Neurotykówjestwciążwięcej i więcej…Wydajesię,żeniechodzitutaj o ten szczególny rodzaj neurozy, który – jak sugerował chociażby Josef Kroutvor w słynnym ongiś eseju Europa Środkowa – trafnie opisujekondycjępsychicznąmieszkańca„trzeciej”EuropyczywłaśnieEuropyŚrodkowej. Wspólnym mianownikiem tej kondycji – pisał Kroutvor – „jest zawsze apatia, trudno definiowalne poczucie nieuczestnictwa i przegranej”.JerzyGizella,komentującdziełkoKroutvora,dodaje:„Pozaswoistą anonimowością, typowością, jego psychikę (mieszkańca Europy Środko- wej – dop. K.K.) charakteryzuje częste popadanie w depresję i przygnębienie, a z drugiej strony – atakuje go nadmierna wesołość, żywiołowy humor – stany zgodne z opisem klinicznym psychozy maniakalno-depresyjnej”, i dalej–konstatujeGizella–„[…]niezewnętrznaaktywność(jak u zachodniego europejczyka), ale neurotyczne czy psychotyczne «duszenie się» w sobie, jest przyczyną skłonności do absurdu, groteski, ironii, parodii, samo ośmieszenia”. Jeśli miałbym zilustrować ten stan jednym tekstem, wybrałbym wiersz Andrzeja Bursy z 1957 roku Dobry psychiatra(Wiatroaeroterapia).Miejscaakcjimożnasiędomyślićjużpolekturze tytułu, a poetyckanarracjaprowadziod–nadzieńdobry–„bicia”,„lodowatego prysznica” i „cuchnącego towarzystwa”, do – na do widzenia – ekstatycznego fruwania „na długich długich sznurach” i w tym szalonym locie „przekraczania wysokości/ najzawrotniejszych pułapów naszych wizji”.Zatemdowidzenia!Śmiejmysię,uciekajmy w groteskę,jeślirzeczywistość jest zbyt trująca, żeby w niej normalnie oddychać i nie udusić się!
*
Tak,nie o tenrodzajneurozytuchodzi,choć i ona,taopisanaprzezczeskiego eseistę, ma swój udział w obrazie choroby, na którą cierpi współczesność. „Psychologia wyobcowania” (Kroutvor) jest bowiem deską na rozbiegu, od której współczesność odbiła się i… dokądś poleciała. Deska marna, to i skok byle jaki – głupkowaty, rozpaczliwy, prawdziwy freestyle.Współczesność,polskawspółczesność,kiedytylkouwolniłasię zestanu„psychotycznegoduszeniasię”,natychmiastzachłysnęłasięwolnością„do” i znowudusisię i jęczy z powodubardziejduchowejniżegzystencjalnej niemoty, z poczucia pustki, a jak nie jęczy, to zaśmiewa się do łez z coraz bardziej (i bardziej!) kretyńskich,telewizyjnych kabaretowych tasiemców. Jest to zatem „pozorne uwolnienie”, a to – jak pamiętamy – ma miejsce wtedy, „kiedy człowiek zostaje poddany dyktaturze panujących większości bądź przypadkowych ludzkich miar”.
*
Pośród neurotyków szczególne miejsce zajmują poeci. Trawestując tekst Okularników, znanej piosenki Agnieszki Osieckiej, moglibyśmy zobaczyć ich tak: „Między nami po ulicy,/ pojedynczo i grupkami,/ snują się neurastenicy/ ze skryptami./ I z książkami,/ z notatkami,/ z papierami, kompleksami./ Itp., itd.,/ itp., itd.,/ itd.” Ciekawi ludzie, prawda?Inawettroszkęzabawni.Bezobawynarażeniasięnaśmieszność możemy otoczyć ich tym specyficznym rodzajem dobroci i współczucia, które w świeciebezBogauchodzązachrześcijańskiecnoty.Możemy,tyle że… neurotyczny poeta jest postacią tak samo tragiczną, jak neurotyczny polityk, choć politycy – z oczywistych względów –zajmować nas tutaj nie będą. Dlaczego neurotyczny poeta jest postacią tragiczną? Bo wiersze pisze nie po to, żeby wejść w komunię, nawiązać kontakt, rozmowę, zainicjować wymianę myśli i idei, ale żeby rzucić na kolana, być podziwianym, zaspokoić narcystyczne ambicje, w domyśle – zyskać prestiżi zdobyć znaczenie. Cóż, jeśli ktoś chce sprzedawać wodę z rzeki i zbić natymtakiczyinnykapitał,totrudnomu w tymprzeszkodzić.Maprawo. Wszelako poezja nie bardzo nadaje się do zdobywania władzy. Poezja podobna jest do sygnału wysłanego w kosmos – świata, języka, litera- tury – w nadziei, że zostanie on odebrany przez współbraci i nakłoni ich donawiązaniaprzyjaznegokontaktu,albopodobnajestdolistu w butelce kołyszącego się wśród bezmiaru wód, w nadziei, że wołanie o pomoc zostanie w końcu odebrane przez innego, przez człowieka dobrej woli – otwartego na dialog, naspotkanie.
Neurotyczny poeta chce być odnaleziony i uratowany (wysłuchany, przeczytany), chce być – na swój sposób – kochany, ale robi wszystko, żeby kochanym nie być. Autentyczne przejawy miłości odbiera jako zagrożenie dla własnej „wolności”. Jest egocentryczny, skoncentrowany na dotkliwościach bytu, na własnej krzywdzie. Nie jest zdolny do dawania, do odruchów altruistycznych. Kłamie. Manipuluje ludźmi, których zidentyfikuje jako przydatnych do realizacji własnych celów. Posługuje się a to pochlebstwem, a to obmową… i cierpi. Jego przekleństwem jest nadwrażliwość na najmniejszą nawet krytykę i dezaprobatę. Niskie poczucie własnej wartości zakrywa krzykliwą agresją. Wikła się w chore współzawodnictwo. Konkuruje z innymi – dość przypomnieć Miłoszowy „turniej garbusów” – ale panicznie boi się klęski, więc swój lęk przenosi na–prawdziwegoczydomniemanego–przeciwnika(wroga) i pragniego zniszczyć, a przynajmniej obrzydzić mużycie.
Paskudny obraz? Z pewnością. Niestety, prawdziwy. W swojej wieloletniej praktyce redaktorskiej miałem wątpliwą przyjemność zderzyć się z rasowymi neurotykami. Zresztą, powiedzmy wprost – były tospotkania piekielnie nieprzyjemne. Moim adwersarzom (powód agresji zawsze ten sam i taksamobanalny–odmowapublikacji w czasopiśmie)niechodziło już o to tylko, żeby boleśnie dotknąć osobę, która nie odwzajemniła ich miłości własnej, ale żeby ją zranić i dodatkowo zniszczyć czasopismo, naktóregołamyodmówionoimwstępu.Tylkotakiodwetmożenakarmić niebotyczne egomonomaniaka.
*
Na szczęście K. Horney utrzymuje, a ja jej wierzę, że większość ludzi ma jakieś cechy neurotyczne, co jednak niekoniecznie prowadzi do neurozy.Oczywiścietosamodotyczypoetów,co w kontekścietegoponurego tekstu powinno zabrzmieć jak dobranowina.
*
I co dalej? „[…] chłód miesięcy// może trwać wiecznie. Zima może za/ długa być na nasze krótkie życie” – tak brzmi zakończenie przytoczonego na wstępie wiersza. Zgoda, na koniec powiało chłodem, jednocześnie jednak partykuła „może” osłabiła kategoryczność wypowiedzi. Tryb przypuszczający jest kołem ratunkowym.
Póki żyjemy jest szansa. Co zatem wybierzemy?
Próbę odnalezienia w sobie tej cząstki, która łączy człowieka z tym, co niezmienne i wieczne? Czy Prozac, Coaxil, Aurorix, Efectin dokońca „naszego krótkiego życia”?
Esej pochodzi z książki:
Konstelacja Topoi. O rzeczach najważniejszych. Wybór tekstów krytycznych, wstęp i redakcja Adrian Gleń, Towarzystwo Przyjaciół Sopotu, Biblioteka „Toposu”, Sopot 2018.