02.06.2022

Czyste serce wiersza

1.

Macieja Grelę, pediatrę i – jak się potem okazało – poetę, spotkałem na poznańskiej Wildzie bodaj pod koniec roku 1982 lub na początku 1983. Szedłem do niego jako do lekarza w sprawie synka Dawida, który mi się był przed kilkoma miesiącami urodził, a on, który pierwszy mnie rozpoznał jako „poetę opozycji”, podszedł z  białą różą i… podał ją na przywitanie w bezinteresownej serdecznej otwartości… W ową „noc stanu wojennego” sytuacja ta utrwaliła się w mojej pamięci jako spontaniczny przebłysk wielkodusznego serca, który przerodził się w – trwającą do dziś – przyjaźń.

Po pewnym czasie, podczas którejś z kolejnych wizyt u raczkującego pacjenta na piętnastym piętrze osiedla Manifestu Lipcowego w post-pruskim, komunistycznym Poznaniu, okazało się, że pomiędzy receptami pediatra Grela nosi pisane na nich i na innych kartkach… wiersze. Własne! I tak do rozmów o chorobach (i „realiach oporu”) dołączyły rozważania o poezji. Oraz – oczywiście – o poetach. I artystach. Bowiem żona Macieja, Grażyna Strykowska, okazała się wybitną malarką. Nadto oboje uczestniczyli w solidarnościowym ruchu podziemnym i znali najciekawsze osobowości artystyczno-intelektualne opozycyjnego Poznania.

Po wielu spotkaniach, rozmowach i lekturach, także wzajemnym podzieleniu się twórczością własną, umówiliśmy się (pomiędzy lekarskimi obowiązkami doktora Greli), aby przy moim biurku porozmawiać o sztuce „układania i skreślania” słów. Tak, by z wierszy bardziej wydobywać, eksponować poezję, która najpełniej oddycha przestrzenią białej kartki oraz Milczenia. I nad jednym wierszem, na wszelkie możliwe sposoby dyskutując skutki poprawek oraz skreśleń, pracowaliśmy przez prawie dwie godziny…! W pewnej chwili, spostrzegłszy tak duży upływ czasu z powodu bodaj stronicowego tekstu, Maciej zawołał, jak zwykle, śmiejąc się:

– Jeśli tyle czasu będę poświęcał wierszom, to stracę wszystkich pacjentów!

I to była pierwsza i ostatnia tego typu „robocza wizyta”. Jednakowoż coraz bardziej zaprzyjaźnialiśmy się. Zacząłem odwiedzać dom Macieja i pracownię Grażyny Strykowskiej na poddaszu kamienicy przy ulicy Wybickiego. Oczywiście dominowały obrazy, rysunki, projekty witraży i – pełne znawstwa, kształcące smak artystyczny – narracje „Graży”. Swoistymi interpunkcjami były błyskotliwe wtrącenia Macieja, jego serdeczny uśmiech i radosny śmiech. Nadto lekarz-poeta objawiał się też jako znawca historii, szczególnie antycznej (Grecja, Rzym), a także niuansujący wybornie przeróżne ironie komentator życia artystyczno-polityczno-towarzyskiego. Od czasu do czasu Maciej czytał swoje najnowsze wiersze. Coraz bardziej zwięzłe, coraz lepsze. I tak, w tej uduchowionej artystowsko-ironicznej atmosferze u Grelów-Strykowskiej (i odwrotnie), zawiązywały się kolejne znajomości i przyjaźnie pośród młodej elity „stołecznego grodu nad Wartą”, którego umocnił godnością Czerwiec 1956, a najistotniejszymi poetami byli: Kazimiera Iłłakowiczówna, Roman Brandstaetter, Wojciech Bąk, Stanisław Barańczak, Ryszard Krynicki i Wincenty „Witek” Różański.

2.

Minęło dziesięć lat. W obrotach „okrągłego stołu” zaczęła się rodzić „reglamentowana” Trzecia Rzeczpospolita. Wiosną 1991 roku zostałem zastępcą redaktora naczelnego „Czasu Kultury”, który od 1990 roku zaczął wychodzić „na powierzchni”, w obiegu oficjalnym. Jednocześnie zacząłem prowadzić w Radiu „Merkury” audycję literacką o najnowszej poezji polskiej. Zaprosiłem do niej Macieja Grelę, ale „wystąpiły” tylko jego, czytane przeze mnie, wiersze. Tak doszło do oficjalnego, nieco spóźnionego debiutu oryginalnego talentu lirycznego autora, który (jako pediatra) był ojcem dla leczonych dzieci, a do tego niejako ojczymem dla wierszy pisanych ‒ jak opiewa grelopochodna legenda ‒ na receptach, które dosyć często (jako poeta) gubił. A może wypisywał na ich odwrocie zalecane pacjentom lekarstwa…?

Na przełomie lat 1993–1994, gdy już intensywnie zajmowałem się filmową twórczością TV, zaprosił mnie Mariusz Rosiak, ówczesny dyrektor BWA „Arsenał”, do redakcji pisma „Gazeta Malarzy i Poetów”. Gdy Maciej w pewnym momencie zdecydował się na druk, przekazał przeze mnie garść najnowszych, wyjątkowo ciekawych utworów. Spodobały się kolegom z gremium redakcyjnego i wreszcie mój pokoleniowy kompan (rocznik 1953) i przyjaciel (Pokolenie Indywidualistów 1976–1989) debiutował „czarno na białym”, w druku; w profesjonalnym periodyku artystyczno-literackim. Po tym fakcie docierały do nas obu przychylne, ciepłe głosy czytelników, a także krytyków i poetów: „Tak zapracowany lekarz i tak dobry poeta…?”.

Już w aktualnym wieku, kiedy w latach 2012–2015 prowadziłem w Poema Café na Wildzie Salon Poetycki im. Wincentego „Witka” Różańskiego, wraz z artystyczną dyrektorką Poemy Amelią Wawrzyniak zorganizowaliśmy wystawę prac malarskich i rysunku Grażyny „Graży” Strykowskiej i spotkanie literackie zaprzyjaźnionego z Witkiem pediatry-poety Macieja Greli. Jak to się mówi w tak zwanych „gorących rozmowach”, sala spotkań Poemy Café wypełniona była „po brzegi”. Nie zawiedli stali goście i przyjaciele naszych artystów z sąsiedniej niemal ulicy Wybickiego, których dom (i pracownia jednocześnie) stosunkowo często gościł Wincentego Różańskiego właśnie. Kilka osób wówczas spostrzegło, że poetyka błyskotliwych utworów Macieja, czasami żartobliwie nazywanego „Grellą”, przypomina niekiedy techniki poetyckie patrona spotkań: Wincentego „Witka” Różańskiego.

Przez ostatnie trzy lata, to jest od 2016 roku do września roku 2018, z Małgorzatą Jańczak, reżyserką i realizatorką Radia Emaus, przygotowywałem i prowadziłem raz w miesiącu czterdziestopięciominutowe audycje o najciekawszych wydarzeniach i osobowościach poetyckich Poznania i Wielkopolski. Nie mogło zatem zabraknąć w tym cyklu, z powodów wręcz oczywistych (chodzi mianowicie o rangę talentu), mądrych, zdyscyplinowanych oraz urokliwych wierszy Macieja z Wildy. Grela vel „Grella” okazał się nie tylko oryginalnym, zaskakującym talentem, ale i osobowością radiową, która zauroczyła współrozmówców w studiu radiowym oraz  wielu słuchaczy emitowanej bodaj w pierwszym kwartale 2018 roku audycji. Nasz „bohater liryczno-radiowy” potwierdził w niej swoje oczytanie nie tylko w poznańskiej i polskiej poezji, lecz także głębokie rozumienie europejskiej kultury łacińskiej. O wszystkim wypowiadał się z humorem, który może zrodzić tylko bezinteresowność, umiłowanie ludzi, dobrej sztuki oraz czyste serce. Po wielu gratulacyjnych esemesach do poety-pediatry i do mnie postawiłem Maciejowi Greli swoiste ultimatum, którego już nie odwołałem: oto przyszedł czas na odnalezienie wszystkich napisanych wierszy, przepisanie ich, uporządkowanie i ułożenie z nich poetyckiej książki. Jak sami Państwo widzicie, powstała… Księga! Wręcz magiczna w swoim subtelnie błyskotliwym i niejako witkowo-różańskim, aczkolwiek konceptualnym, surrealizmie. Ostatecznie oto: Order ostu. Rzecz poetycka, na którą tak wiele lat trzeba było czekać. A to dlatego, że najważniejsze jest Dziecko. Także w poecie.

3.

A co daje połączenie dziecka, poety, miłości, sztuki; cierpienia, czystego serca, poszukiwania prawdy o sobie i świecie? W otwierającym rozdział pierwszy tytułowym wierszu tego debiutanckiego tomu, który – cóż za paradoks! – okazuje się także niejako summątej (skrywanej dotąd) twórczości, pojawia się istotny wers złożony z dwu słów: „kosmos mędrca”. A oto dalszy – finalny – zapis sztandarowego Orderu ostu:

liściem mleka karmię
jednogłowego cerbera
jagnię
bezsenne
głosy

Przypomnijmy, że w mitologii greckiej Cerber, brat między innymi Sfinksa, to olbrzymi, wielogłowy pies przebywający w pobliżu Styksu i pilnujący wejścia do Hadesu położonego w sąsiedztwie tej granicznej rzeki przebiegającej pomiędzy żywymi i zmarłymi. Miał on uniemożliwiać kontakty pomiędzy duszami przewiezionymi przez Charona do krainy śmierci a ludźmi żyjącymi w materialnym świecie. Tak więc podmiot wiersza (czy też „podmiot liryczny”) niejako oswaja piekielną bestię; duchowym „liściem mleka”; owocem miłosierdzia (?) łagodzi jej demoniczne obyczaje. W finale ten wewnętrzny Cerber jest już jednogłowy i  bezradnie człowieczy.

Więcej: okazuje się nim być narrator i jednocześnie bohater wiersza, który odkrywa w sobie uwewnętrzniony Styks; własną „wewnętrzną rzekę”, nad którą nadsłuchuje – senny-i-bez…? – własnych…?, cudzych…? głosów. I ten swoisty duchowy szum zwielokrotnionych słów i wielogłosów – nieustannie odczytywany i rozważany – przemienia ego cerbera w… bezbronne jagnię? A więc także w „baranka ofiarnego”! Po chrześcijańsku – przez głęboką kontemplację cierpienia własnego i innych – obdarza mądrością. Zranienia, Zrozumienia, Przebaczenia?

Tak. Właśnie tak głębokie bywają wiersze „radosnego a zrozpaczonego” liryka i pediatry Macieja Greli. Jednakowoż, jak na celebrującego nasłuchiwanie człowieczego kosmosu i demonicznego świata mędrca-dziecko-poetę przystało, jest on wirtuozem strojącym się w maski, cytaty, aluzje i erudycję; historyczne konteksty, lustra i zaskakujące kontrasty. Pointy, riposty, retardacje oraz twórczo zapożyczoną od Różańskiego z Mosiny i Górczyna juxtapozycję, czyli zerwanie (przerzutnię wersyfikacyjną). I wszystkie te chwyty formalne i figury artystyczne to też są owe głosy z cytowanego wiersza Order ostu.

Czasami miałem podczas wielokrotnej lektury tej twórczości wrażenie, iż mój Przyjaciel w życiu i sztuce z tak lekkim mistrzostwem tworzy swoje poezje, jak dziecko wytwarza doskonałe, mieniące się barwami tęczy bańki mydlane. Gdy te z dziecięcych zabaw przed naszymi oczami pękają i gasną jak baloniki wzlatujące w kosmos, wiersze Macieja Greli wlatują przez oczy i umysł do duszy i tam zapalają nowe światy. Wzruszeń, zadziwień i wielkodusznych refleksji. A najbardziej lubię te, które mnie przemieniają w  duchowe Dziecko. Bo tylko dzieci i święci mocno trzymają się za ręce. I oni na pewno Ocaleją. Jak w finalnym wierszu omawianego tomu, czyli Piałem z wami:

święci z kwiatami
nasturcji i orchidei
zamykają procesję
tej odysei
ułomną

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Tadeusz Żukowski, Czyste serce wiersza, Czytelnia, nowynapis.eu, 2022

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...