23.03.2023

Nowy Napis Co Tydzień #195 / Archeolog na tropach dźwięków

Na początku był pewien drastyczny eksperyment opisany w Dziejach Herodota. Ojciec historii relacjonuje pomysł faraona Psametycha I pragnącego dowiedzieć się, który z języków jest najstarszy: władca rozkazał zamknąć dwóch chłopców, podawać im wyłącznie kozie mleko, nie rozmawiać i nie uczyć ich żadnej mowy. Po kilku latach nieomal nieme dzieci naśladowały tylko dźwięki beczenia kozy. Uznano je za podobne do słów ludu z Frygii. Faraon ogłosił, że pierwotnym językiem dla wszystkich ludów jest właśnie frygijski. Od tej Herodotowej anegdoty (eksperyment był zresztą kilkukrotnie powtarzany w średniowieczu, a nawet w epoce oświeconego racjonalizmu, a jego dalekie echo wybrzmiewa w wielu tekstach kultury, to wszak także Zagadka Kaspara Hausera Wernera Herzoga, legendy o dzieciach wychowanych przez wilki czy nawet Księga dżungli Kiplinga i tym podobne) zaczyna swoją książkęWe sprach Das Erste Wort?Martin Kuckenburg, historyk i archeolog. Jej wydanie z 2010 roku, uzupełnione oraz poprawione niedawno, trafiło ponownie do polskiego czytelnika w tak zwanej serii ceramowskiej PIW.

Publikacja niemieckiego badacza i popularyzatora między innymi językoznawstwa historycznego (pierwotna wersja omawianej książki Die Entstehung von Sprache und Schrit pochodzi z 1989 roku) doskonale wpisuje się w rosnące zainteresowanie początkami naszego gatunku, które w latach sześćdziesiątych dzięki chociażby wizyjnemu prologowi Odysei 2001 kosmicznej Stanleya Kubricka czy uczynieniu z Lucy (pierwszej zidentyfikowanej na podstawie szczątków kopalnych kobiecie-australopiteku) swego rodzaju prasowej celebrytki wychodzi poza szczelnie zamknięte laboratoria i sale uniwersytetów. To rosnące zainteresowanie życiem naszych przodków nie tylko wiedzą technologiczną, ale i strukturą społeczną, obrzędami, a nawet twórczością artystyczną nie słabnie. Warto wspomnieć serie dokumentów telewizyjnych na ten temat (chociażby sieci Discovery, National Geographic, Arte, z fabularyzowanym superdokumentem Odyseja rodzaju ludzkiego z 2003 roku na czele), wizjonerskie arcydzieło wspomnianego już Herzoga Jaskinia zagubionych snów (2010), popkulturowych remiksów (chociażby kinową opowieść fantasy 10.000 BC i serię komiksów według Harariego) aż do opublikowanej w ubiegłym roku obszernej pracy Rebecki Wragg Sykes Krewniacy ukazującej miłość, śmierć i sztukę” neandertalczyków. Brytyjska badaczka, analizując kulturowe dokonania najbliżej spokrewnionego z nami gatunku człowieka, nie rozstrzyga ostatecznie, czy Homo neanderthalensis posługiwał się mową, jej książka pokazuje jednak, że od chwili ukazania się pierwszej wersji pracy Kuckenburga w naszym podejściu do archeologii bardzo wiele się zmieniło. Obecnie zagadnienie narodzin i pochodzenia pisma trafia nawet na szpalty popularnego tygodnika Der Spiegel.

Wracając do omawianej książki wprowadzenie do publikacji jest zarazem syntetyczną opowieścią o historii i refleksją nad mową ludzką i jej pochodzeniem. Biorąc pod uwagę tak zakreślony przedmiot badań, okres chrześcijańskiego średniowiecza i czasów nowożytnych aż do narodzin ruchu encyklopedystów, był czasem najmniej zróżnicowanym i interesującym. Wśród tych, którzy podejmowali problem początku języka, dominowała wówczas opinia wywodząca się z Biblii (czyli Na początku było słowo z ewangelii Jana), a jak zaznacza Kuckenburg pogląd odmienny reprezentował w zasadzie tylko Tomasz z Akwinu wyjątków było niewiele (tu zaskoczenie: Tomasz z Akwinu). Znacznie bardziej interesująca pod tym względem okazuje się refleksja antyczna, zwłaszcza epikurejczyków, oraz oświeceniowa, której najciekawszy reprezentant Johann Gottfried Herder w Rozprawie o pochodzeniu języka sformułował tak zwaną teorię naśladownictwa, wedle której ludzka mowa powstała jako odzwierciedlenie dźwięków natury. Kuckenburg zapoznaje nas także z szeregiem teorii, często wzajemnie się wykluczających, które w dziewiętnastym stuleciu usiłowały badać początki mowy poprzez analizę języka ludów pierwotnych, dociekania na temat istoty języka praindoeuropejskiego i tym podobne. W drugiej połowie XX wieku do badań lingwistycznych zaprzęgnięto już nie tylko komputery, lecz także wiedzę i najnowsze odkrycia z zakresu paleontologii i biologii molekularnej. Chociaż mój skrócony opis może zapowiadać nader hermetyczny i naszpikowany specjalistycznym słownictwem traktat, to tak zwana seria ceramowska przynosi nam zawsze opracowania popularnonaukowe, a nie akademickie cegły, a Kuckenburg o sprawach interesujących dla zgoła niewielu potrafi opowiadać na sposób bardzo przystępny.

Autor w swej wędrówce do początków języka sięga do zoosemiotyki to stosunkowo młoda dziedzina nauki, zajmująca się sposobami komunikacji w świecie zwierząt (nie tylko dźwiękowymi, lecz także zapachowymi, chemicznymi czy związanymi z zachowaniem). Narzędzia, jakie ma do dyspozycji ta dziedzina, w połączeniu z badaniami prowadzonymi w świecie małp człekokształtnych, między innymi przez Jane Goodall czy Dian Fossey, dostarczają argumentów zwolennikom dwóch przeciwstawnych teorii: zarówno zwolennikom tezy, że ludzka mowa powstała jako konsekwencja przynależności człowieka do świata zwierząt, jak i uważających, że rozwinęła się jako mechanizm absolutnie od niego niezależny. Natomiast większych wątpliwości nie wzbudza twierdzenie, że zwierzęce systemy komunikacji są strukturami zamkniętymi, natomiast ludzki otwartym, czyli skłonnym przede wszystkim do opisu przeszłości i abstrakcji.

Kiedy jednak narodził się ludzki język? Po krótkim spacerze wokółdrzewa rodzaju ludzkiego docieramy do pytań zasadniczych. Oto nagle ludzki mózg naszych przodków gwałtownie zwiększa objętość. Czy to dowód na wykształcenie umiejętności mowy? Symulacje i rekonstrukcje (na podstawie kształtu czaszki) narządów mowy a zajmuje się tym kolejna z nowych dziedzin, paleolaryngologia dowodzą, że mógłby mówić jużHomo erectus czterysta tysięcy lat temu, a neandertalczyk wcale nie był tak niemy, jak dowodzili dziewiętnastowieczni członkowie towarzystw przyrodniczych. Później okazało się, że początki mowy mogły nastąpić znacznie wcześniej.

Na pewnym etapie ewolucji człowiek do dziedziczenia genetycznego (typowego dla świata zwierząt) dołożyłdziedziczenie tradycji, a ten skomplikowany proces nazwijmy go już kulturowym mógł wymagać posługiwania się mową:

[…] prehistoryczni wytwórcy pięściaków już na początku pracy musieli opracować w wyobraźni „dobrze zdefiniowany, teoretyczny obraz produktu końcowego, jaki chcieli osiągnąć”. Z symetrycznej formy narzędzi [John] Gowlett [brytyjski archeolog – przyp. PCh] wnioskuje ponadto, że już „Homo erectus 700 tysięcy lat temu miał ścisły geometryczny zmysł proporcji”. Badacz przypuszcza również, iż ten wczesny człowiek „potrzebował języka” do skutecznego przekazywania innym techniki wytwarzania pięściaków.

Rodzi się hipoteza dotychczas niepotwierdzona że do kręgu hominidów posługujących się jakąś formą języka należeć mogła również słynna Lucy australopitek sprzed dwóch milionów lat.

Pozostańmy jednak przy teoriach najbardziej prawdopodobnych. Kuckenburg, podsumowując najnowsze odkrycia naukowe, łączy powstanie mowy z narodzinami sztuki. Jako świadectwa służą tu najstarsze obiekty tego typu, na przykład figurka ludzkiej postaci z Maroka sprzed ponad trzystu tysięcy lat, lub zwyczaj malowania ochrą obecny już u Homo erectus. Nadal dyscypliną przyszłości jest lingwistyka usiłująca dociec kształtu pierwotnego języka. Nie potrafi ona odpowiedzieć nawet na pytanie, czy był taki tylko jeden. Obecne metody pozwalają jedynie na przybliżoną rekonstrukcję praindoeuropejskiego zasobu językowego.

Zupełnie inną sprawą są narodziny pisma:

O ile mowa jest tak stara jak sama ludzkość i stanowi fundamentalną część składową człowieczeństwa, o tyle pismo – nasz drugi podstawowy środek komunikacji – jest stosunkowo młode, powstało dopiero około 5 000 lat temu.

Wcześniej istniał szereg znaków, rytów przedpiśmiennych mających cechy komunikatu, a co do ich natury nieustannie toczą się spory w środowisku naukowym. Autor Pierwszego słowa omawia wiele hipotez na temat protopiśmiennych świadectw z epoki kamienia. Należeć do nich mogły karbowane kije (służące do zapisywania liczb) lub niewielka płytka z kości słoniowej znaleziona w jaskini koło Ulm. Liczy ona trzydzieści dwa tysiące lat, a dzięki rysunkowi i regularnym nacięciom mogła pełnić funkcję kalendarza. Podobne hipotezy dotyczą malowideł we francuskich jaskiniach (przede wszystkim znajdowanych tam geometrycznych znaków), ale także ikonicznej sceny szamana i bizona z Lascaux. Nie wiemy, jaki komunikat niosły te zabytki, nie ma też dowodu, że pełniły rolę pisma.

Nie pozostawia natomiast żadnej wątpliwości teza, że miejscem narodzin pisma jakie znamy, czyli zapisu mowy i środka komunikacji, jest starożytny Bliski Wschód, a powodem ekonomiczny i administracyjny rozwój państw terenów Międzyrzecza. Czyli jak zwykle to potrzeba była matką wynalazku, a skodyfikowany alfabet zastąpił wszystkie inne, przedpiśmienne sposoby prowadzenia starożytnej księgowości. Jakkolwiek nie bylibyśmy rozczarowani, pismo nie zostało wynalezione, by zapisywać wielkie mity, heroiczne eposy pełne cudownych istot, lecz liczyć dzbany z winem i oliwą, wyznaczać podatki oraz notować tuziny głów poddanych ścięte za ich niepłacenie.

Mezopotamskie pismo wywodziło się z glinianych tabliczek pokrytych znakami (tak zwanych liczmanów), istniejących już dziesięć tysięcy lat temu (niezwykle przystępnie i obrazowo opisywanych przez autora), które z czasem stały się tak skomplikowane, a gospodarka tak rozbudowana, że z czasem zaczęły pojawiać się ideogramy. Ten proces, konsekwentny i doskonale udokumentowany, znamy z odkryć na przykład w irańskiej Suzie.

Wraz z autorem śledzimy powstawanie pisma w różnych ośrodkach bliskowschodniej państwowości. Pierwotnie związane z systemami rachunkowości, zatraca swój charakter, stając się zapisem fonetycznym ludzkich myśli, pragnień i uczuć choć nadal nie ucieka od przyziemnej księgowości i prawa. Szacuje się, że około połowy III tysiąclecia p.n.e. w sumeryjskim mieście Uruk istniało już dokładnie wykształcone pismo fonetyczne.

Wielkie cywilizacje Mezopotamii stworzyły pismo z przyczyn czysto praktycznych. Zgoła inaczej wyglądała sprawa w Starożytnym Egipcie. Na egipskiej palecie Narmera z końca IV tysiąclecia p.n.e. widzimy chwalebne sceny z życia faraona, lecz obok widać już hieroglificzny zapis tych wydarzeń. Powstałe niedługo po mezopotamskim pismo nie miało wymiaru rachunkowo-administracyjnego, ale niemal teologiczny. Narodziło się, aby opisywać wzniosłe historie, przynależąc już do dziedziny literatury pięknej.

Na początku zawsze było słowo. Jakkolwiek ono brzmiało i kiedy zostało wypowiedziane, warto wyruszyć w tę podróż jego śladami. Martin Kuckenburg to znakomity gawędziarz, dobry pisarz i przede wszystkim zdolny przewodnik.

Martin Kuckenburg, Pierwsze słowo. Narodziny mowy i pisma, s. 263, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2021.

okładka

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Paweł Chmielewski, Archeolog na tropach dźwięków, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2023, nr 195

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...