Tryptyk szczawnicki – poemat
W Pieninach
W tych górach widać
jak z wądolców
nanizanych na srebrne potoki
ludzie pną się do Boga
kroczek po kroku
kropelka potu po kropli
wyżej
zagon po zagonie
perć po perci
wyżej!
cisowa belka do belki
ściana do ściany
i próg i dom
jeszcze wyżej!
gdzie owieczki głodne
na nędznych pastwiskach
gdzie bacówki liche
a skały groźne
wichry mroźne
wilki wrogie
na samym szczycie
na najwyższej wysokości
odpocząć można
kolana wyprostować
ręce złożyć
i od Krzyża popatrzeć
na szeroką Ziemię
Szczawnica, 2010
W Małych Pieninach
W Małych Pieninach
ludzie zeszli z gór
zostawiając po stopach
jęzory śniegu.
Wiatr zepchnął ich domostwa
na łagodne stoki
i w głębokie doliny.
Bóg w Małych Pieninach
rosi czoła ludzi potem,
składa ich spracowane ręce
do modlitwy,
usta złoci słowami,
czyny życzliwością,
przyjaznym światłem
z wysokich Krzyży
i głośnym szumem cisów
przemawia do nich z gór.
Codzienny trud
osładza śpiewem ptaków,
słonkiem spadającym do nóg,
mgłą roszącą trawę,
cicho szemrzącymi potokami –
poskromił nawet Grajcarka i Dunajec.
W Małych Pieninach widać,
że ludzie powracają
do gniazd ziomków
wypędzonych za nie swoje grzechy
i znaczą je przyjaznymi
światłami w oknach.
W Małych Pieninach
wszystko jest
Wielkie
Szczawnica, 2010
Rzeka
Kocham Cię – Rzeko
co spod wysokiej Góry
z Krzyżem na wierzchołku
wypływasz –
jesteś Początkiem
i ku dolinie
ku spokojowi dążysz.
Twoja młodość
kaskadami płynie
zawirowaniami
od kamienia do kamienia
od brzegu do brzegu
już niejednego niepokornego
na dnie pochowałaś.
Coraz większa
dostojniejsza, pełna
aż dorosłą się stajesz
czyli spokojnym nurtem
suche pola nawadniasz
człowieka do człowieka niesiesz.
Ku poznaniu wierzchołka Góry
czyli Początku z którego się rodzisz
do siebie samej
czyli istoty bytu dążysz
wodę oczyszczasz
zamęt porządkujesz
wieczność powtarzając.
Tak do Końca
do ostatniego Krzyża
na wielkim rozlewisku.
Kocham Cię
Rzeko – moje życie
Początek i Koniec
Kocham Cię!
Przełom Dunajca, 2010
Spływ
Płyniemy, płyniemy, płyniemy
Charon uśmiecha się obłudnie
dostał już swego obola
w roli przewoźnika stada
czuje się wspaniale
za nami przeszłość
od której chcemy uciec
podąża
co raz w tratwę uderza naga skała
ostre kamienie szorują po dnie
albo ranią nogi
czepiamy się drzew na brzegu
wznosimy oczy do ptaków
i do błękitu nad nimi
w leniwych rybach
uczepionych dna
jak talerzy
szukamy nadziei
następny przesmyk groźnych skał
którego kilku z nas nie pokona
i wodospad!
Charon uśmiecha się ze zwycięstwa
Czerwony Klasztor, 2010
Modlitwa do Trzech Koron
Modlę się
trudem kamienistej drogi
Modlę się
szumem bystrego potoku
Modlę się
krzykiem górskiej kaskady
Modlę się
zwałowiskiem powalonych drzew
Modlę się
deszczem, śniegiem, wiatrem
strącającymi nas w dolinę
Modlę się
do Trzech Koron
sięgających Nieba
Trzy Korony, 2010