22.04.2021

Nowy Napis Co Tydzień #097 / Opowieść o przemijaniu – Adam Ziemianin „Jesienne linie papilarne”

Poezja Adama Ziemianina przynosi ulgę w doświadczaniu codzienności. Poezja Adama Ziemianina daje nadzieję, która wykracza poza to, co ziemskie, namacalne i widzialne, choć praktycznie nieustannie prawi się w niej o nieuchronności śmierci. W taki sposób określiłabym pokrótce zbiór zatytułowany Jesienne linie papilarne, zbiór, po lekturze którego jestem głęboko wzruszona. Piękne, nostalgiczne, szczere w swojej prostocie, poruszające wiersze. Trudno jednak, aby było inaczej, skoro mówimy tutaj o autorze tekstów kultowych, takich jak choćby niezapomniany Czarny blues o czwartej nad ranem. Adam Ziemianin doświadcza egzystencji z poziomu poezji, z poziomu mgły unoszącej się nad bieszczadzkimi połoninami, z poziomu wspomnień o matce, z poziomu studiów w Krakowie, które zawsze pachną jakąś duszną, ale klimatyczną knajpą. W jego przekazie wszystko wprawdzie przemija, ale i równocześnie wszystko żyje, nawet jeśli tylko przez chwilę. Metaforyka nawiązująca do filozofii franciszkańskiej, okraszona w wielu miejscach wstawkami katastroficznymi, motywami dekadenckimi i wątkami klasycznymi. Podróż w głąb istnienia, która nieustannie pobudza do refleksji. Holistyczne podejście do egzystencji bardzo często dotykające myśli przewodnich popularnych szkół filozoficznych, jak choćby teorii Leibniza, która zakłada, że żyjemy w najlepszym z możliwych światów. Afirmacja człowieczeństwa obejmująca również aspekty, które zazwyczaj afirmacji nie podlegają, jak przemijanie lub śmierć. Siła ludzkiego umysłu zaklęta w tekście. Jesienne linie papilarne to kształcące i poruszające spotkanie z poezją pełną mądrości, szczerości i ciepła.

W wierszu Do Kacpra patrzącego przez okno w Hadze pojawia się dość częsty w poezji Ziemianina motyw wspólnego patrzenia przez okno, który symbolizuje pewnego rodzaju wspólnotę wartości. Równocześnie opisuje się tutaj przykry proces oddalania się syna, który dorósł i w związku z tym rzeczone okno staje się już raczej bytem nieco rozmytym:

I dziś rzadko możemy
Wspólnie popatrzyć
Przez to samo okno

Podmiot liryczny, nie bez smutnej refleksji, zauważa, iż wiele czynników wpłynęło na mentalne rozejście się dróg jego i najbliższej mu osoby (jest to między innymi emigracja i zmiany systemowe w Polsce), najważniejszy jednak pozostaje fakt, że w zasadzie sytuacja opisana w wierszu zdaje się być nieunikniona, ponieważ wszystko na świecie podlega nieustannej przemianie, wszystko podąża niejako do przodu, zmieniając swój kształt i swoją istotę. Wiersz zaczyna się od słów – „Życie cię poniosło” – które bardzo wyraźnie sugerują nieuchronność pewnych zdarzeń i procesów oraz pokazują jednostkę ludzką jako byt niejako bezbronny wobec przemian biologicznych, psychologicznych i dziejowych. Wiersz ten jest kontynuacją innego utworu, mianowicie Z synem przy oknie, który z kolei przedstawia relację bazującą na dzieciństwie potomstwa. Jasnym jest, że ta zażyłość jest o wiele bardziej zacieśniona i opiera się w gruncie rzeczy na pewnych nieuniknionych zależnościach. Jednakowoż widać wyraźne oddzielenie dwóch światów, w których przebywają ojciec i syn:

Lecz ja powoli
Wyprowadzam się
Z tej zieleni
I jedną nogą
Już wchodzę
Do jesieni

Zieleń młodości skontrastowana z przeprowadzką do jesieni jak w soczewce skupia stylistykę Ziemianina. Spokojne, pełne szacunku przyglądanie się procesowi przemijania, zgoda na rzeczywistość, którą dominuje nieuchronność śmierci, wiara w mądrość bliżej nieokreślonej siły wyższej. Podmiot liryczny zazwyczaj łaskawym i wyrozumiałym okiem patrzy na każdą niesubordynację młodości, której reprezentanci nie do końca rozumieją ideę wszechobecnej śmiertelności:

Anioł jest wyraźne młody
Nie wie że w tych jagodach
Śmierć drzemie przyczajona

Aczkolwiek nadzieję daje fakt, iż istnieje wartość, która stanowi coś w rodzaju dialogu międzypokoleniowego. Określa się ją mianem sercowej przestrzeni i zaznacza się, że nie są w stanie zniszczyć jej ani odległości, ani różnice światopoglądowe, ani przemiany historyczne. Spokój płynący z tych obserwacji stanie się również znakiem rozpoznawczym wierszy Ziemianina i nada im bardzo charakterystyczny rytm, który będzie łagodnie wypełniał umysł odbiorcy.

W rozumieniu szkolnym gatunki liryczne kojarzą się najczęściej z nagromadzeniem specyficznych środków stylistycznych. Uczniom od pokoleń spędzają sen z powiek metafory, porównania, personifikacje, ożywienia, anafory i wiele innych tego typu abstrakcyjnych tworów. Poezja jest bowiem szczególnym rodzajem sztuki piśmienniczej i aby podjąć próbę jej zrozumienia, należy posiadać zestaw odpowiednich narzędzi. U Adama Ziemianina również pojawia się dużo fragmentów o charakterze metaforycznym i symbolicznym. Chcę jednak bardzo wyraźnie zaznaczyć, że są to zawsze konstrukcje proste i trafiające w sedno. Nie znajdziemy więc tutaj rozbudowanych porównań ani metafor, którym należałoby poświęcić odrębną lekcję języka polskiego. Zamiast tego otrzymamy treść dobitną i szczerą, bezpośrednią, ale i pełną wyrozumiałości. Nie znaczy to bynajmniej, że teksty Ziemianina traktują o niczym. Ta mało skomplikowana forma przekazu niesie bowiem za sobą potężny ładunek tematyczny i emocjonalny. Autor pisze o rzeczach skrajnie trudnych, podejmuje motywy egzystencjalne, nawiązuje do filozofii i sztuki klasycznej, ale robi to w sposób lekki, bezpretensjonalny, subtelny. Jego styl przypomina tym samym formę, którą posługiwała się swego czasu Szymborska, czyli niezwykłą, albo wręcz genialną umiejętność mówienia o sprawach ekstremalnych w sposób niejednokrotnie beztroski lub czasem wręcz celowo zinfantylizowany. Taki zabieg sprawia oczywiście, że metaforyka sporo zyskuje na płaszczyźnie szeroko pojętej głębi interpretacyjnej, ale, co prawdopodobnie jest równie istotne, staje się także znacznie przyjemniejsza i przystępniejsza w odbiorze.

Adam Ziemianin, jak już nadmieniałam, nie ucieka od tematyki trudnej i bolesnej, aczkolwiek metafory buduje w sposób prosty, miejscami – zdawałoby się – wręcz oczywisty. W symbol ubiera zazwyczaj życie jako pewien bliżej nieokreślony stan egzystencjalny, tegoż życia przemijanie, wspomnienia oraz finalnie oczywiście śmierć. W swoich lirykach nieustannie podkreśla nietrwałość oraz kruchość wszystkiego co ziemskie i ludzkie. W wierszu pod tytułem W prochowcu się odwróciłem pisze:

Bo wcześniej
Czy później
Trafię do piachu
Ale nic na siłę

W liryku Maj 2017 nadmienia z kolei:

Bo zegara słonecznego wciąż
Niby nie słychać ale on tyka i tyka
Bo taka od wieków jest jego muzyka

Życie jako stan i jego krótkie oraz zazwyczaj niełatwe trwanie zostaje przedstawione w formie prostych konstrukcji porównawczych. W wierszu Kąt ostry istnienie traktuje się jak zdanie:

Na końcu zdania
Chyba od zawsze
Tkwi tępa kropka
To ona najwięcej
Ma do gadania

Innym razem mówi się zaś, że: „Świat jest wielką nerwową poczekalnią”.

Spostrzeżenia te wywołują dość szybką i jednoznaczną reakcję odbiorcy oraz pociągają za sobą oczywiste, choć niełatwe skojarzenia. A trzeba zauważyć, że figur tego typu znajduje się tutaj dużo. Wszystkie natomiast dosłownie chwytają za serce. Pozwolę więc sobie przytoczyć kilka z tych, które mnie ujęły i wzruszyły najmocniej.

O wyborze trumny:

Teraz jeszcze wezmą miarę
Jego późnego człowieczeństwa

O nieustępliwości przemijania:

Jesteś stary więc zrób
Mi miejsce na huśtawce
Przecież już gdzie indziej
Puszczasz swe latawce

O uzależnieniu:

I pod siebie popuszcza
Wpadł w spiralny układ
Że wkrótce korkociąg
Wciągnie go za szyję
Bo i tak już ledwo żyje

O trudach dorastania:

Za oknem niż demograficzny
I na plecach dzieci nielicznych
Już ciężkie od życia tornistry

Wersy Ziemianina to słowa człowieka doświadczonego życiowo, który już swoje przeżył, zrozumiał, zobaczył, i który obecnie mierzy się z kolejnym wyzwaniem, swego rodzaju podsumowaniem. Z doświadczenia, z wieku i z obserwacji rzeczywistości płynie więc ogromna mądrość oraz wielki szacunek dla porządków i zasad panujących na świecie. Podmiot liryczny nie jest już więc człowiekiem rozczarowanym rzeczywistością, nie buntuje się, nie walczy, nie rozdrapuje ran. Zamiast tego, spokojnie patrzy na to, co tu i teraz, oraz na to, co minęło. Porównuje obie te płaszczyzny, kontempluje je i – na swój sposób – podziwia. Ten niezwykły spokój, którym epatuje twórczość Ziemianina przekłada się również na wyrozumiałość wobec wszystkich naiwności i niekompetencji młodości. Spogląda na nie z pozycji cierpliwego i łagodnego mentora. Niejednokrotnie pojawiają się więc w wierszach apostrofy, które nie pociągają jednak za sobą tonu pretensjonalnego czy też wywyższającego się. Autor rozumie bowiem, że droga do świadomości i pogodzenia się z życiem takim, jakie jest stanowi kwestię indywidualną, a wniosek ten zdaje się być kolejną prawdą, którą należy zaakceptować. Gdybym miała więc powiedzieć, jaki stan emocjonalny dominuje moją ścieżkę interpretacyjną, bez wahania użyłabym określenia – pogoda ducha. Tak, autor zdecydowanie zdaje się być pogodny i pogodzony – na zasadzie idei bezwzględnie przywodzącej na myśl ducha filozofii franciszkańskiej. Częste nawiązania do świata przyrody można skojarzyć z franciszkańskimi projekcjami innego doskonałego polskiego twórcy – księdza Jana Twardowskiego. Te wszystkie biedronki, jedwabniki, maki i inne żywe stworzenia zdają się w obu przypadkach tłumaczyć świat w sposób bezpośredni, prosty i pozbawiony demagogii, a ich milczące i spokojne trwanie może stanowić dla człowieka nieustanne źródło inspiracji.

Więc konwalia więdła
Gdy dziecko mówiło
Bo takie są prawidła
Bez względu na miłość

W wierszu Oniryk okrutnie zaczepny stawia więc poeta nieco obrazoburczą tezę. Okazuje się bowiem, że miłość jednak nie chroni przed śmiercią i przemijaniem, a prawa rządzące światem bywają bezwzględne. Jednakże, co jest zdecydowanie warte podkreślenia, to wartości nadrzędne determinują przecież ostatecznie porządek wszechrzeczy. Innymi słowy – miłość nie jest wszystkim, ale wszystko bez miłości jest niczym. Refleksje tego typu oczywiście nie pojawiają się samoistnie. Powiem więcej – wywołać je może jedynie dzieło mądre i uczciwe. Dlatego po lekturze Jesiennych linii papilarnych mam ochotę powiedzieć – dziękuję. Warto wracać do tego tomu po wielokroć, szczególnie kiedy narasta w nas bunt i niezgoda na niezmienne prawa rządzące światem. Wiersze w tym zbiorze cierpliwie uczyć nas będą pokory.

 

A. Ziemianin, Jesienne linie papilarne, Instytut Literatury, SPP Kraków, Kraków 2020. książkę można zakupić w e-sklepie Instytutu Literatury.

 Okładka książki

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Katarzyna Aksamit, Opowieść o przemijaniu – Adam Ziemianin „Jesienne linie papilarne”, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2021, nr 97

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...