Nowy Napis Co Tydzień #139 / Nostalgia usystematyzowana
Zacznijmy od prowokacji: po co komu przekrojówki, skoro jest Internet?„Przekrojówkami” eufemistycznie nazywam publikacje książkowe, które co prawda nie są encyklopediami, ale starają się przekazać w możliwie najbardziej atrakcyjny sposób możliwie jak najwięcej informacji na dany temat. Takich książek wychodzi teraz mnóstwo. To znak czasów – dziennikarstwo prezentuje coraz niższy poziom, a od żurnalistów wymaga się przede wszystkim plemiennej lojalności. Cierpi na tym kultura, bo to działy kulturalne padają ofiarami wszelkich cięć. Dziennikarze kulturalni mają dwie opcje – przebranżowić się (co wymaga dodatkowego wysiłku i zadawania sobie pytań o zasadność życiowych wyborów) albo przerzucić się z pisania artykułów na tworzenie przekrojowych książek. Gdzieś w tym wszystkim pasja zostaje zagubiona i zastąpiona desperacją, a to w tego typu książkach jest często aż nadto wyczuwalne.
Dziennikarska geneza nie musi być wadą książki, o ile ma się na nią pomysł. Może nim być próba zajrzenia pod powierzchnię i sprawdzenia mechanizmów ideologicznych, stosowanych w sztuce plakatu, komiksu i animacji danego okresu. Tak robi chociażby J. Hoberman – promowany u nas przez Michała Oleszczyka z Artes Liberales UW – przyglądając się kulturze konsumpcji filmów w poszczególnych kinach. Jego ostatnia książka analizuje z kolei to, w jakim stopniu paranoje i cechy charakterystyczne polityki Reagana odbijały się w amerykańskich filmach akcji lat 80
Omawiane tu Kolory PRL Ewy Jałochowskiej także są tworem „dziennikarskopodobnym”, mającym pobudzić wyobraźnię czytelników czarem sentymentów. Ot, przypomnijmy sobie, jak to niegdyś było, zatęsknijmy jeszcze raz, powróćmy do tej wygodnej strefy komfortu – nawet jeśli oznacza ona komunistyczną „szarówę”. W książce brakuje mi jednak pomysłu, na którym opierały się publikacje Hobermana czy Seana. Jest ona raczej zebraniem i usystematyzowaniem dotychczasowej wiedzy. Dla kogoś nieobeznanego z tematem PRL-owskiej popkultury i sztuk wizualnych, a chcącego wejść w ten świat – owszem, będzie gratką. Stanowi bezpieczne wejście w meandry tego świata, zwraca uwagę na najważniejszych autorów epoki, stara się ich umieścić na tle historii i polityki. Nie ma w niej jednak napięcia charakterystycznego dla dobrze opowiedzianych historii. Ton książki jest mocno asekuracyjny, ugrzeczniony. To hołd, a nie próba odbrązowienia lub też odkrycia nieznanego dotąd oblicza kluczowych dla naszej świadomości kulturowej dzieł obrazkowych i kreskówek. Owszem, Jałochowska stara się ukazać komunizm jako bliźniaka amerykańskiego kapitalizmu – i tu, i tam pojawiały się manie skupione wokół bohaterów masowej wyobraźni, był merschandising, myślenie franczyzowe… Ale czy mamy sobie przez to uświadomić, że komunizm jest równie dobry jak kapitalizm, bo są to dwa systemy rujnujące ludzi? To zapatrzenie autorki w PRL, stronnicze i mocno subiektywne, niepotrzebnie ubarwia rzeczywistość, która jednak miała swój określony, polityczny wymiar, co w tej publikacji zostało jakby zapomniane.
Nie jestem fanem publikacji pokroju Koloru PRL. To nie mój świat – albo raczej za bardzo mój. Znam go od podszewki i trudno mnie na tym polu czymkolwiek zaskoczyć. Ewie Jałochowskiej się to nie udało, ale jestem świadom, że to nie ja jestem targetem takich „przekrojówek”. To produkt, który ciocie i wujkowie opakowują w papier świąteczny, by podarować go bratanicom lub siostrzeńcom, aby obudzić w nich ciekawość świata. Kolory PRL mogą być również dobrym startem dla ucznia, który będzie mógł stworzyć na ich podstawie prezentację na zaliczenie z polskiego. Ale chyba nie o to do końca chodziło autorce. Obawiam się, że żywotność tej książki będzie krótka, a tytuł zostanie odebrany jako próba PR-owego ubarwienia okresu, o którym lepiej zapomnieć. Rocznica stanu wojennego przypomina o powodach takiego, a nie innego stosunku do PRL.
Ewa Jałochowska, Kolory PRL, Warszawa: Muza, 2021.