14.04.2022

Nowy Napis Co Tydzień #147 / W starym, dobrym stylu

Nakładem Państwowego Instytutu Wydawniczego ukazał się niedawno – kolejny po Przyjęciu postawy z 2020 roku – wybór wierszy Janusza Szubera, dość obszerny, bo około czterystustronicowy. Za opracowanie tomu odpowiadał przyjaciel poety Antoni Libera, autor najważniejszej powieści lat dziewięćdziesiątych Madame, a także tłumacz klasyki dramatu europejskiego: Becketta, Racine’a, Sofoklesa i Szekspira.

Książkę Próbuję być można uznać za hołd dla zmarłego ponad rok temu twórcy. Wiadomość o jego śmierci zaskoczyła przyjaciół, bliskich oraz zwolenników jego twórczości, do których się zaliczam. Obecnie nie pozostaje mi nic innego, jak skupić się na lekturze wierszy i dokonać skromnej syntezy krytycznoliterackiej; warto podejmować ten wysiłek mimo dzielącej (krytyka i artystę) różnicy pokoleniowej, a może przede wszystkim ze względu na nią. Można przecież zadać pytanie: jakie miejsce zajmuje sanocki autor w polskim „polu literackim”? Odnoszę wrażenie, że sytuacja jest raczej specyficzna: Szuber był ceniony przez „Starych Mistrzów”, takich jak Miłosz, Herbert czy Szymborska. Łączyły go z nimi więzy przyjaźni, ale czy ten fakt wpłynął zasadniczo na pozycję Szubera wśród młodszego grona krytyków? Szuber nie należał do eksperymentatorów, z reguły trzymał się ścieżek wytyczonych przez wspomnianych już Miłosza i Herberta, a ci nie są szczególnie interesujący dla młodego/średniego pokolenia (choć wiadomo, bywają różni czytelnicy). I rzeczywiście, podobieństwa do polskich klasyków poezji XX wieku są u Szubera zauważalne. Z drugiej strony autor Piania kogutów umiał przechodzić od klasycyzujących tonów w kierunku stylu barokowego, wręcz rozbuchanego – niejednokrotnie zaskakiwała mnie w trakcie lektury śmiałość metafor, powiązana z precyzją myśli, której mogliby się od Szubera uczyć młodzi poeci, często szafujący bezsensownymi kolażami słownymi. Tak więc już na wstępie trzeba sobie jasno powiedzieć: poeta z Sanoka nie był niczyim epigonem; miał własnych mistrzów, ale – jak na prawdziwego artystę przystało – dodał kilka wątków od siebie.

Przypomnijmy, że kariera literacka Janusza Szubera nie należała do prostych. Przez długie lata przetrzymywał swoje utwory na dnie szuflady i dopiero lata dziewięćdziesiąte przyniosły w tej materii zmianę. Drukiem ukazało się wtedy kilka jego książek, a on sam został wyróżniony Nagrodą imienia Kazimiery Iłłakowiczówny, pojawiły się też poświęcone mu teksty krytyczne i tak dalej. Moment, w którym na scenę literacką wkroczył Szuber, był – patrząc z perspektywy czasu – właściwy. Nieszczęsna formacja „brulionu”, ze wszech miar przeceniana i obfitująca w wyjątkową ilość grafomanii, zdążyła w połowie lat dziewięćdziesiątych nieco wytracić swój pęd. Innymi słowy, zrobiło się nieco więcej przestrzeni dla twórców w zupełnie inny sposób pojmujących własną rolę artystyczną.

A jak pojmował ją Szuber? Wyraźnie zaznacza się u niego szacunek do tradycji i duchów przeszłości, choć rzecz jasna bywają wyjątki. Proszę spojrzeć na fragment wiersza Niczego więcej (s. 323 omawianego wyboru):

Przykro mi, Wieszczu Juliuszu,
ale nigdy nie wzbudzałeś we mnie uwielbienia.
Starałem się rzetelnie i z szacunkiem
czytać Twoje strofy, piękne, trudno zaprzeczyć,
bardzo piękne, tyle że pięknością mi obcą […]

W dalszej części utworu czytelnik dowiaduje się, że nawet autorytet Herberta nie zdołał wpłynąć na stosunek sanockiego poety do twórczości wieszcza. I nie jest to zapewne kokieteria, skoro skądinąd wiadomo, że Szuber już od lat studenckich nieszczególnie przepadał za autorem Króla-Ducha (w przeciwieństwie do Szymborskiej, która wszak w tomie Tutaj pisała: „Dla wierszy Pańskich zawsze i czułość, i podziw, a Panu – królom równy pobyt na Wawelu”). Jednak istnieje cały zastęp pisarzy dawnych, do których sanocki poeta żywił pozytywne uczucia: Mickiewicz, Krasicki, Kochanowski, Norwid. Ten podziw przekładał się u Szubera na wiersze operujące piękną polszczyzną, którą mało kto się dzisiaj w Polsce posługuje – choćby z tego względu poeta się wyróżnia i będzie z pewnością czytany przez ludzi ceniących słowną elegancję.

Autor Piania kogutów przywiązywał wagę do formy – pieczołowicie „składanej”, nieprzypadkowej – lecz chyba najbardziej interesowała go treść. Zakres tematyczny jego twórczości pozostaje dosyć szeroki: to filozofia pożeniona z doświadczeniem egzystencjalnym, wspomnienia z dzieciństwa i młodości, starość, choroba, i pewnie kilka innych tematów dałoby się jeszcze wymienić. Mocno przemawiają do czytelnika z pewnością teksty poświęcone pamięci bliskich Szuberowi osób, jak w wierszu Biedronka (s. 161, przytaczam go w całości):

Strój kąpielowy E.B. – bikini czerwone
w czarne kropki. Przez całą dekadę
Mówiliśmy: Biedronka to, Biedronka tamto.
Dwudzieste siódme urodziny obchodziła
Na oddziale onkologicznym. Świadoma,
że został jej najwyżej tydzień, żartowała:
Napiszcie bajkę – Biedronka i Rak
W jednym spali łóżku. Ten ostatni
Tydzień składał się z czterech i pół dnia.

Poetę z pewnością należy tutaj docenić za to, że poważna tematyka została przezeń przełamana żartami dotyczącymi stroju plażowego bohaterki. Dodaje to wierszowi większej wiarygodności, bowiem tekst nie wpada w jednoznacznie pesymistyczny ton. Interesujący zabieg występuje także w przerzutni z czwartego na piąty wers („Dwudzieste siódme urodziny obchodziła / Na oddziale onkologicznym”). Świetnym zwieńczeniem całości jest puenta: „Ten ostatni / Tydzień składał się z czterech i pół dnia”. Wszystkie elementy zostały tutaj mądrze rozłożone, nie można odczuć wrażenia niedosytu bądź nadmiaru. W swoim wyważeniu Biedronka przywodzi na myśl najlepsze wiersze Wisławy Szymborskiej.

Nieco inaczej sytuacja wygląda, gdy Szuber pisze o własnym cierpieniu w utworze zatytułowanym 60 (s. 289):

Zgotowałem im [rodzicom – przyp. PJ] udrękę moją chorobą,
a później kalectwem: krótkie remisje
i karkołomne nawroty, degradacja ciała
poczętego kiedyś przez nich
wciąż jeszcze młodego mężczyzny.
[…]
Zacząłem drukować wyszedłem z milczenia,
gdy oni zamieszkali z Jackiem, Andrzejem,
Marią, Teodozją, Sabiną i Maurycym.
Pilnuje ich paproć, którą wykopaliśmy na Licznie.
Chcieli być ze mnie dumni. Patrzyli na klęskę.

Mimo że w wydźwięku jednoznacznie pesymistyczny, mogący wręcz przytłaczać, wiersz robi wrażenie. Co ciekawe, takie refleksje „uruchomiła” w poecie śmierć rodziców. Zapewne przemyślenia tego rodzaju towarzyszyły poecie już wcześniej, ale nie zostały wyartykułowane w tekście literackim; potrzeba było dopiero silnego bodźca, aby znalazły ujście. I znowu, podobnie jak w Biedronce, w wierszu pojawia się wybitna puenta: „Chcieli być ze mnie dumni. Patrzyli na klęskę”. W pisaniu o bólu i cierpieniu Szuber jest mniej wsobny od Wata, ponieważ własną niepełnosprawność zderza z odczuciami bliskich mu osób (choć muszę dodać dla jasności: do Wata mam, mimo powyższej uwagi, niemalże wiernopoddańczy stosunek). I to zderzenie wypada nader wiarygodnie.

Na początku poprzedniego akapitu wspomniałem o rozpiętości tematycznej w wierszach Szubera. Rzecz jasna, nie sposób w krótkiej recenzji omówić większości zagadnień, dlatego dotychczas skupiłem się wyłącznie na tematyce choroby, obrazując ją wyimkami z bardzo pokaźnego dorobku. Gdyby jednak poproszono mnie o wskazanie wątków, w których Szuber jako poeta czuł się najlepiej, powiedziałbym, że jego najmocniejszą stroną było pisanie o… przedmiotach. Chyba dobrą kategorią interpretacyjną (rozpropagowaną przez Olgę Tokarczuk) byłaby w tym miejscu „czułość” – czułość wobec martwych rzeczy, które za sprawą dobrego pióra potrafią ożyć w świadomości czytelnika. Być może to dosyć tradycyjne postrzeganie filozoficzne, ale nie sądzę, aby sanockiemu poecie zależało na tworzeniu nowych prądów myślowych; przede wszystkim wierzył on, że takie działanie – ocalające – jest konieczne. Tę lekcję wyniósł zapewne z wnikliwej lektury poezji Herberta, który zresztą jeden ze swoich tomów zatytułował Studium przedmiotu. Tymczasem jego młodszy kolega po piórze pisze tak:

Pilotka podbita króliczym futerkiem,
Tasiemki pod brodą rozwiązane,
Bo głowa spociła się od tego marszu na przełaj.
Kto ją szył, tę czapkę z byle jakiego materiału, […]

O niej, czapce-niewidce, powinienem ułożyć elegię,
Wiersz niekoniecznie metafizyczny.

(Rzemiosła, s. 251)

Nie ulega wątpliwości, że Szuber miał spory talent do obrazowania rzeczy z oczywistych względów mu bliskich. Ale powyższy wiersz jest ciekawy z jeszcze innych przyczyn: wyraźny jest tutaj szacunek do sztuki rzemieślniczej. Sam siebie przecież poeta postrzegał jako „rzemieślnika słowa”; nie zależało mu wyłącznie na pisaniu tekstów na poziomie „drukowalności”, chciał być jak najlepszy. Inaczej mówiąc, Szuber był świadomy własnego talentu, lecz nie popadał z wiekiem w zbyt metafizyczne tony, które miałyby uwierzytelnić jego status artystyczny na poziomie genialności. Dlatego właśnie chce o czapce „ułożyć elegię, / Wiersz niekoniecznie metafizyczny”, a raczej bliski namacalnemu konkretowi. Jak pisała wspomniana już Szymborska w znanym utworze Metafizyka: „[…] coś naprawdę było, / póki nie minęło, / nawet to, / że dziś jadłeś kluski ze skwarkami”.

Jestem niezwykle ciekaw, jaka będzie dalsza recepcja twórczości Janusza Szubera. Minął już ponad rok od jego śmierci, a w Wydawnictwie Universitas ukazał się niedawno kolejny wybór wierszy tego poety. Czy po jego twórczość sięgną młodsi krytycy, czy też będą go postrzegać tylko jako epigona dwudziestowiecznych klasyków? To się wkrótce okaże. Tymczasem szczerze zachęcam do lektury Próbuję być. Wybór został elegancko wydany przez PIW w tak zwanej serii z emblematem, z posłowiem Antoniego Libery.

Na koniec wypada zastanowić się, co działoby się w pisarstwie Janusza Szubera, gdyby nadal żył. Czy dokonałaby się w nim jakaś zasadnicza zmiana? Rzadko się to zdarza u starszych poetów, ale kto wie, jak sytuacja wyglądałaby w tym przypadku. Jestem przekonany, że Pan Janusz – mimo że optyka jego widzenia nie uległaby zasadniczym ewolucjom – mógłby nas jeszcze nie jeden raz zaskoczyć.

Janusz Szuber, Próbuję być. Wybór wierszy z lat 1969–2020, wybór i posłowie: Antoni Libera, PIW, Warszawa 2021.

okłądka

 

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Piotr Jemioło, W starym, dobrym stylu, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2022, nr 147

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...