Nowy Napis Co Tydzień #218 / Cokolwiek istnieje, w słowo się obraca
Nie mówcie mi,
że miłość jest słodka.
Ta ludzka,
człowieka przeciw człowiekowi.
Jakby szatan
chwytał za gardło i trząsł.
Telepie się we mnie dusza
– zeschnięty orzech w skorupie.
Wiem,
w zamroczeniu podobno źle widzę.
Lecz mógłbym popiołami mojego uczucia zasypać wszystkie Księgi
L.M. Jakób, Fragment 114 [z cyklu Ból i pełnia. Notatnik poetycki], [w:] tegoż, Zielony promień, Podkowa Leśna 2003, s. 124. [1].
„Zaprowadź mnie Panie / przed lustra wielkie i czyste”
ach gdzie tak pędzisz
świszczypało
na złamanie karku
na pohybel[...]
susami zakosami
nigdy w tył
w przestrzeń otwartą
pod niebieską kopułą
[...]ścigasz się z tym
który z ciebie
się śmieje
z czasem
poza czasem(gdzie tak pędzisz, s. 13)
Lech Marek Jakób urodził się 15 grudnia 1953 roku w Białogardzie. w 1964 jego rodzina zamieszkała w Kołobrzegu i z tym miastem pozostał związany do końca, kochał morze i wędrówki w chłodnych strugach deszczu, pasjo- nowała go pierwotna natura (Drapieżcy, 2000). Debiutował tomikiem wierszy Psy mojej młodości (1981), następnie ukazały się Miłość i śmierć (1991), Ból i pełnia (1999), Wibrujące serce (2000), wybór wierszy Zielony promień (2003), a ostatnio Rzeczy (2017). Śmierć poety nastąpiła niespodziewanie w szpitalu w Szczecinie 13 sierpnia 2021 roku po operacji wszczepienia stentgraftu aortalnego, wprawdzie udanej, ale po kilku dniach niespodziewany zator i brak udzielonej w porę pomocy zniweczyły efekty wcześniejszych starań lekarzy. Zbiór najnowszych liryków Ćwiczenia z nieobecności (2021) ukazał się niedługo po tej tragicznej wiadomości. Była to książka oczekiwana, zapowiedziana przez poetę, na jej okładce widnieje ognisko, czyli światło przeciwstawiające się ciemności.
Lech M. Jakób znany był także jako autor aforyzmów: Poradnik złych manier (2007), Błahostki (2021), prozy dla dorosłych i dzieci: Kruk najbielszy (1983), Romsky (1984), Karamarakorum (1986), Ciemna materia (2013) oraz wielu innych książek o różnorodnej tematyce (felietony Poradnik grafomana, 2015), zachęcających do poszanowania przyrody i wędkowania (Po kiju. Fotoopowiadania, 2013). Pragnął pozostać w pamięci czytelników jako poeta spełniony we wszystkich możliwych tematach, także eschatologicznych. Pisanie nowego wiersza uważał za akt Łaski i ogromnie się cieszył cyklem liryków zebranych w ciągu miesiąca w zwarty tomik, intrygowało go bowiem pojęcie „czasu” dane człowiekowi w pojedynczym życiu, a także wiekuista przestrzeń świata („wieczność fizycznie pojmowana / nijak się ma do metafizyki”), w której się mieścimy – połączeni w jedności i w akcie istnienia – ludzie, zwierzęta, rzeczy, a równocześnie przenika nas nieuchronność utraty tego, co najcenniejsze:
owszem piszę
ale nie wiem jak długo jeszcze
nie dziw się
skąd mam twój adres
może znalazłem w poświacie szronu o brzasku
gdy powietrze rozwarstwiały
dotąd nieznane zapachy i dźwięki
powiedziałem szeptem sam do siebie:
modraszek siada na trzmielinie
nie z twojej woli
nie ty rozsiewasz nasiona dmuchawca
lecz to wciąż głęboko we mnie:
śluz krew i chłód
srebrnoszarych łusek troci
na ośnieżonym brzegu rzeki
tak
to jest we mnie:
naga kość wiersza(owszem piszę, s. 29)
Lech postanowił zostać pisarzem już w młodości, co mu się w końcu całkowicie udało. Całożyciowa przygoda obcowania z literaturą pochłaniała go, był wnikliwym czytelnikiem, który ani jednego dnia nie przeżył bez książki, o czym zaświadczają listy do przyjaciół z cytatami i komentarzami do aktualnie analizowanych lektur. Znałam go jako człowieka twórczego, pełnego pasji poznawania zmysłowego i duchowego oraz rozpoznawania rzeczywistości z własnym w niej miejscem. Dogłębnie przeżywał spotkanie z drugim człowiekiem i każdą chwilę życia. Próbował połączyć wypełnianie zadań codziennych i utrzymanie rodziny z realizowaniem marzeń pisarskich. Pociągała go nagła zmiana sytuacji egzystencjalnej i charakteru pracy, kreo- wanie wizerunku, zgłębianie tajników natury, wewnętrzny ruch wyobraźni (pracował w Wodociągach Miejskich w Kołobrzegu, wędkował i wyruszał na morskie połowy ryb, celebrował coroczne wyprawy na wypożyczonym jachcie wzdłuż brzegów Jeziora Drawskiego i opisywał przeżycia w kontakcie z przyrodą, koczował w lesie przy ognisku).
Podejmował różne formy wypowiedzi literackiej, pisał wiersze, prozę dla dorosłych i opowiadania dla dzieci, obecność w kulturze pojmował jako niezależną od społeczno-politycznych okoliczności i wyrażaną pod wielorakimi postaciami: poety, prozaika, satyryka, epistolografa, recenzenta, redaktora, jurora, kronikarza własnej drogi twórczej. Wobec poety, którego znam od debiutu, z trudem przychodzi mi napisanie słowa „był” – realizowałam z jego udziałem scenariusze kabaretu Ostryga działającego w zamku w pomorskim Świdwinie, jego aforyzmy przenikliwie kontestowały rzeczywistość PRL-u końca lat 70. XX wieku. Publikował felietony, recenzje, polemiki pod kilkoma pseudonimami, intrygowało go wchodzenie w nowe role. Pochłaniał książki i nazywał siebie ich „zjadaczem”. Przez kilkanaście lat prowadził pomorski magazyn literacko-artystyczny „Latarnia Morska”,
gdzie starał się prezentować autorów młodych i twórczość mniej spopularyzowaną oraz dorobek pomorskich pisarzy (Anatola Ulmana i marynisty Piotra Bednarskiego, z którym wydał wspólną książkę poetycką Twarzą w twarz, 1993). Jego działalność twórcza i upowszechniająca poezję była jasnym, przyjaznym punktem w środowisku literackim, pomorską latarnią, pod którą można było się spotkać.
Na gnieźnieńskim portalu „Kuźni Literackiej” Irmina Kosmala podkreśla, jak trudno żegnać się z przyjacielem, z którym przez dekadę współpracowała, promowała jego książki, a jednocześnie zauważa, jak wiele różnorodnych dzieł po sobie pozostawił. Lech był konsekwentny w poszukiwaniu wciąż nowych form wyrazu artystycznego, ufał w sprawczą moc słowa, a w ostat- nim tomiku ukazał sytuację człowieka przeżywającego samotność wobec nadchodzącej śmierci, podejmując się rzeczy niemożliwej, czyli „zaklinania przemijania”: „Ćwiczenia z nieobecności to wzruszające świadectwo własnej skończoności. Próba opowiedzenia tego, czego wyrazić nie można, pogodzenia się z nieuniknionym”
Bohaterem jego wierszy jest człowiek, który ma świadomość, że musi się zmierzyć z „ostatecznym” problemem, pragnie więc spisać listę najważniejszych spraw, koniecznych do pozostawienia po sobie jako świadectwo podejmowanych obowiązków, postawy, wyobraźni, wrażliwości oraz umie- jętności literackich, szczególnie dialogu z konwencją barokowego wiersza funeralnego, przymierzaniem się do trumny (consolatio, s. 67) w modlitewnej pieśni (a gdy mnie już nie będzie, s. 68). Wiadomo, że jest się śmiertelnym, lecz jak zaakceptować ten stan rzeczy? Metafora opiewająca piękno świata stawała się ochroną przed napierającą ciemnością, w wierszu tak pełny jestem z tomiku Wibrujące serce pisał:
kubkami mogę pić
rześkie powietrze poranka
gdy sen odchodzi
ciągnąc za sobą przydymiony ogon
już nie ma cię nocy
idź odpoczywaj
w przejrzystym świetle
oczy obmywam [...]
tak pełny jestem
o świcie
w rozkołysanych trawach
sarny zlizują z moich dłoni
słony pot
pstrąg zbiera jętki
z powierzchni strumienia
tuż obok stóp
haustami chłonę chłodne tchnienia
gdy światło w czułej złudzie
rozjaśnia mroczną dolinęL.M. Jakób, tak pełny jestem [z tomu Wibrujące serce], [w:] tegoż, Zielony promień..., s. 206. [5]
Opracowując Ćwiczenia z nieobecności, poeta zebrał słownictwo staropolskie, łacińskie, sięgnął do zwyczajów żydowskich i mitologii, przywołując nazwy przedmiotów i znaków towarzyszących umierającemu (trupięgi – buty do trumny, tumulus – katafalk, cippus – pojemnik na kości ludzkie, tabut – nazwa płytkiej trumny bez wieka używanej przez Żydów, srahman – duch opuszczający ciało w wierzeniach plemion afrykańskich), aby wskazać na kulturowe zakorzenienie obrzędowości związanej z pożegnaniem człowieka odchodzącego ze świata („to / co wszystko scala // pod i nad / Krzyżem”, pod i nad, s. 66).
Praca słownikowa i historyczno-literacka, jaką włożył w przygotowanie książki, dołączając słowniczek określeń, bardziej wskazuje na to, że traktował nowe dzieło jako ćwiczenia w materii metaforycznej, nie skupiał się wyłącznie na pożegnaniu, splatają się tu bowiem oba spojrzenia. Plany, jakie wiązał z wydaniem tomiku, rozsyłaniem go i prezentowaniem, potwierdzają, że nie zamierzał czynić z wierszy jedynie testamentu, choć zapewne zdawał sobie sprawę z zagrożenia życia podczas operacji. w telefonicznej rozmowie kilka dni przed wyjazdem do szpitala umawiał się na rozmowy i spotkania. Wiedział, co to jest „zapaść”, przeżył ją kilka razy po transfuzji w ostatnich latach, znał smak życia, pulsowanie w żyłach, pragnął dzielić się zdobywaną w cierpieniu prawdą o istnieniu, gdzie ścierają się radość i smutek, „miłość i śmierć”, „ból i pełnia”:
byłem chłopcem czytającym książki
a one też mnie czytały
cokolwiek istnieje
ze słowa się bierze
i w słowie przepada
nieoczywista wędrówka
kamienistymi ścieżkami
do jedni
gdzie po ekstazie
spokój(jednia, s. 52)
Książkę Lecha M. Jakóba Ćwiczenia z nieobecności odczytywać można jako dzieło wzbogacające jego warsztat twórczy, a także jako metafizyczne podejście poety do trwania, do „nieobecności” w temacie funeralnym, jaki podjął w ramach badania możliwości wyobraźniowych, spierając się o autoportret z lirycznym ja – dzieło powstające w drodze jego licznych poszukiwań, odkryć, refleksji wobec świata i absolutu:
to tylko przeprowadzka
do innego domu
unikaj lęku
bo rozprasza
i zakłamuje perspektywę(przeprowadzka, s. 49)
Z każdego słowa autor wydobywa jak najwięcej znaczeń, szuka głębi sensu, a będąc kreatorem, prześmiewcą, kimś w rodzaju współczesnego sowizdrzała, przeciwstawia się grozie odchodzenia w ulubionym stylu aforystycznym: „gdy tak leżę na tumulusie / jasność jest / że i mrok kiedyś zjaśnieje” (consolatio, s. 67). Poezja jest po to, by dzięki metaforze mrok się rozjaśniał, by nadzieja poznawania tajemnicy istnienia dodawała odwagi w zadawaniu najtrudniejszych pytań i dzielenia się zwątpieniami, by w skupieniu podążała ku niemożliwemu „nieskazitelnemu” spełnieniu oczekiwań:
wszystkiego najlepszego
z okazji bez okazji
przytul się mocno do swojego cienia
nie odtrąci cię
przynajmniej on
siebie objawiajmy
innych nie rozpraszając
okazje bez okazji
są nieskazitelne
zwłaszcza w niedoczekaniach
chwil spełnień(niedoczekania, s. 14)
Wszelkie rozważania toczące się wokół doskonałego spełnienia tracą sens w obliczu doświadczeń, gdy bohater liryczny próbuje w lustrze ujrzeć swoją dawną twarz:
coś wciąż mocniej
szarpie w drugą stronę
a w lustrze coraz częściej
nie widzę siebie(nie wiem, s. 10)
Alter ego autora podpowiada mu, że nie ma doskonałego spełnienia jednakowego dla wszystkich, że każdy człowiek z osobna zdobywa swój duchowy wizerunek, licząc błędy i straty, nie rezygnując z marzeń. Godząc się z niepowodzeniem, akceptuje przemianę. Kolejna próba definicji ja pozostaje bez odpowiedzi:
Kim jestem –
obrzmiały niepokojem [...]
kim jestem
w oczach Twoich
Panie?Tegoż, Fragment101 [z cyklu Ból i pełnia. Notatnik poetycki],[w:] tegoż, Zielony promień...,s.120. [6]
Cokolwiek istnieje, w słowo się obraca. Człowiek dojrzewa pośród żywiołów ognia i wody, doświadczając przeciwieństw światła i ciemności, a zdobywaną wiedzę dopełnia przeczuciem, natomiast język metafory bierze na siebie nazywanie doznań, pragnień, niewidzialnego, niewiadomego; hora mortis „w słowie przepada”(jednia, s. 52).
Tekst został opublikowany w 17. numerze kwartalnika „Nowy Napis”, który można zakupić w e-sklepie.