Nowy Napis Co Tydzień #220 / Może jeszcze nie czas umierać
Opowieść o nietypowej książce, o podróży autorów i recenzenta w roli turysty do krainy Ferdynanda Kiepskiego, jego przyjaciół i rodziny, zacznę od przywołania pewnej anegdoty ‒ lub raczej kilku. Pewnego razu na przyjęciu urodzinowym Jan Nowicki ‒ zmarły niedawno aktor Wajdy i Dostojewskiego – opowiadał mi historyjkę (czy całkiem prawdziwą, czy po trosze fantasmagoryczną, to nie ma zbyt wielkiego znaczenia) o spotkaniu z Czesławem Miłoszem. Wśród wielu drobiazgów, żartów, anegdot i obserwacji, znalazło się wspomnienie o fascynacji poety-laureata Nagrody Nobla serialem Klan. Miłosz miał jednak uprawiać ze światem przedstawionym rodziny Lubiczów swoistą grę. Po obejrzeniu kolejnego odcinka układał dalsze losy bohaterów i przewidywał splot intryg, w które uwikła ich pomysłowość scenarzystki. To jeszcze nie koniec tych zaskakujących relacji polskich noblistów ze światem tasiemców familijnych naszej telewizji. Jak głosi plotka, Wisława Szymborska uwielbiała oglądać Złotopolskich, lecz zawsze z wyłączonym dźwiękiem. Śledząc ten niemy film, odgadywała, jakie słowa padają z ust postaci na szklanym ekranie. Te dwie, być może zmyślone (lub całkiem nie do końca prawdziwe) opowiastki to mój dyskretny ukłon i recenzencki dialog z otwierającym książkę Nikt nikomu nie tłumaczy. „Świat według Kiepskich” w kulturze tekstem Mateusza Witkowskiego. Dziennikarz „Popmoderny”, przywołując dyskusje wokół emisji pierwszych odcinków serialu w reżyserii Okiła Khamidowa i dość nieprzychylne opinie krytyków, artystów, najszerzej ludzi kultury, które przerodziły się później w diagnozy o intertekstualności, diagnozie społecznej cyklu przygód mieszkańców kamienicy przy ul. Ćwiartki, stwierdza:
Kiepscy nie potrzebują tego typu nobilitacji – ich językiem jest przypał, to hybryda surrealistycznego teatrzyku, powyżej literatury, półamatorskiego green screena i Sylwestra w Kopydłowie. Przestrzeń możliwości, w której wydarzyć się może absolutnie wszystko, funkcjonująca wbrew wizualnym modom – a nie zakrojona na szeroką skalę diagnoza społeczna, która potrzebuje inteligenckiego znaku jakości.
Początki serialu to również diagnoza ikony polskiej rozrywki Olgi Lipińskiej, która po obejrzeniu Kiepskich stwierdziła, że „pora umierać” ‒ na co producenci programu odpowiedzieli odcinkiem Wal magistra. W tym – z punktu widzenia socjologii – sporze, przechylając się wyraźnie (jako alergik wielokrotnie uczulony na familijne produkcje cykliczne i sitcomy) do zdania Lipińskiej, przypominam sobie jednak i Miłosza, i Szymborską, i wreszcie znakomitą telewizyjną adaptację Przedstawienia Hamleta we wsi Głucha Dolna Ivona Brešana (autorstwa właśnie reżyserki słynnego Kabareciku), którą otwiera niezwykła, gorzka, a prześmieszna relacja towarzysza Simuriny ze spektaklu szekspirowskiej tragedii w belgradzkim teatrze. Ten Simurina (lub raczej jego język) jest wzięty wprost z Kiepskich ‒ lub raczej Kiepscy są niemal z Brešana.
A obserwując ten fenomen dwóch dekad telewizyjnej rozrywki, przywołuję zatrudniony w nim zestaw aktorski. Aktorów, którzy w Kiepskich występując, wbrew, lub może na przekór sitcomowemu emploi, tworzyli gdzieś obok zestawy ról fenomenalnych. Andrzej Grabowski kontynuował teatralne kreacje w spektaklach brata Mikołaja, zagrał postać policjanta „Goebelsa” w Pitbullu Patryka Vegi. Krystyna Feldman zagrała wówczas jedną z najdoskonalszych ról polskiego kina po 1989 roku, tytułowego Nikifora u Krzysztofa i Joanny Kos-Krauze. Więc nadal jakoś nie pałając marzeniem, by w weekendowe wieczory i popołudnia oglądać kolejne serie przypadków Ferdynanda Kiepskiego, właśnie dlatego – może wbrew serialowi – sięgam po książkę Nikt nikomu nie tłumaczy. I czytam ją nie tylko z powodu badawczej pasji autorów, nie z powodu omawianej materii (serialu telewizji Polsat), którą biorą na warsztat naukowy, lecz z powodu formy i narzędzi, ekosystemu, w którym zaistniały wspomniane teksty, oraz ich języka.
Jest to bowiem analityczno-krytyczny głos dość istotnej części naszego internetu, język społecznościowych platform, forów. Więc, jako autor starszy o jedno pokolenie, nie tylko z zaciekawieniem sięgam po wielogłosowe opracowanie, aby przekonać się, o czym – w kontekście serialowej produkcji – krytycy piszą, lecz także jak, przede wszystkim językowo, ale etnograficzne, antropologicznie, kulturoznawczo, historycznie-literacko, swą wiedzę i wnioski prezentują. Pisząc wreszcie ten tekst – i z konieczności ograniczając się tylko do wspomnienia kilku spośród kilkudziesięciu autorów tej antologii tekstów – przywołam badaczy, prezentując ich za pomocą ich internetowej obecności. Jak sądzę bowiem, ich kulturowy krąg zainteresowań i metoda wynikają w tym przypadku wprost z popularności, analiz i fenomenu, jakim stał się serial Khamidowa (reżyser pierwszych serii) w świadomości użytkowników sieci.
Tuż po wstępnym eseju Witkowskiego otrzymujemy szkic o głupocie autorstwa Igora Szyińskiego. Obok relacji z komicznych sporów z rodziną na temat fascynacji Kiepskimi przynosi on ciekawy, przyczynkarski fragment o powodach zawieszenia emisji serialu przez stację Polsat w 2005 roku. Jest to przypowieść o „lepszości” ‒ o tym, jak pewna stacja, pragnąc być „lepszą” (co z gruntu wydaje mi się niemożliwe), skasowała swój flagowy produkt. Tekst Szyińskiego sprowokował mnie do przypomnienia sobie wspaniałego bon motu wojaka Szwejka snującego filozoficzne rozmyślania o potrzebie istnienia głupców na świecie. Otóż: Ferdek Kiepski jest potrzebny, a nawet kulturowo niezbędny. Pojawiające się w tym kontekście tytuły Mela Brooksa (Producenci) i Marka Piwowskiego (Rejs) ten efekt potęgują. Więc: Ferdek jest niezbędny.
Niezbędna jest także Mariolka (jego córka), o której opowiada kolejny tekst – tym razem Dominiki Węcławek, prowadzącej (cokolwiek to znaczy) satyryczne czasopismo parentingowe „Bachor”. Tu przechodzimy do wrocławskiego Trójkąta Bermudzkiego – wspomnianego w artykule Węcławek – jak w wielu tekstach literackich nazywany jest najniebezpieczniejszy fragment stolicy Dolnego Śląska wokół Przedmieścia Oławskiego. Rozsławił go w swych genialnych tekstach Lech Janerka (przede wszystkim dzięki mrocznym balladom z pierwszej płyty zespołu Klaus Mitffoch). Jak się jednak okazuje, to magiczne i groźne miejsce funkcjonuje w kulturze nie tylko za sprawą Janerki, lecz także dzięki Kiepskim, mieszkańcom wyimaginowanej kamienicy przy ulicy Ćwiartki, w samym centrum wrocławskiego Trójkąta Bermudzkiego.
Ciekawa jest również konstatacja Węcławek:
W dodatku „Kiepscy” pokazali nam też prawdziwe hygge, czyli też „ZEN” po polsku. Mieć tyle, ile trzeba do szczęścia. Nie mniej, ani nie więcej. No, może czasem jeszcze mieć pomysła, żeby potem móc pozwolić na odrobinę przyjemności.
Wspólnym – określę je mianem pokoleniowego – doświadczeniem krytyków analizujących serial Polsatu jest ich dorastanie w cieniu tej produkcji. Wątek autobiograficzny wybrzmiewa nieomal w połowie tekstów. Nic w tym dziwnego – postawię tezę, iż Kiepscy poprzez swoistą pulpowatą kampowość doskonale odnaleźli się w kulturze millenialsów. Jan Tracz („Filmawka”) stwierdza, że polsatowski serial zdominował pokoleniowe myślenie o popkulturze. Doprowadzał wręcz
[…] do pewnej nieprzystawalności innych dzieł. Kiedy jakiś czas później oglądaliśmy tytuły, z których „Kiepscy” bezwstydnie czerpali inspiracje, okazywało się, że one w ogóle „nie zachwycają”.
W jeszcze inne rejony doświadczalne przenosi Kiepskich Michał Gliński (twórca fanpage’a „Polsatwave”, jeden z redaktorów tomu i jego wydawca). Ustawia on serial w nostalgicznym, prześmiewczym i tajemniczym nurcie „vaporwave”. To ironiczne odwołanie do czasów, gdy polska telewizja komercyjna (w ogóle telewizja początku lat 90.) stosowała bardzo „przaśne” efekty specjalne (z powodu zapóźnienia technologicznego), a równocześnie realizowała programy kulturalne o niezwykłym ładunku surrealistycznego humoru. Klasycznym przykładem byłby program „Lalamido” (duetu Konio&Skiba), który poziomem absurdu języka i odgrywanych sytuacji przywoływał dadaistyczny Cabaret Voltaire. „Vaporwave”, nurt popularny w internecie drugiej dekady naszego stulecia, częściowo nawiązuje właśnie do tamtego klimatu ówczesnej telewizji, jest w związku z tym przede wszystkim gatunkiem wizualnym, lecz ze względu na wykorzystanie muzyki elektronicznej nazwałbym go memiczno-muzycznym. Polega na wykrzywianiu, czasem celowo nieporadnym, rzeczywistości. Czym jest w praktyce „vaporwawe” ‒ trudno wytłumaczyć, lepiej zobaczyć. To coś jak celowo prześmiewczy i wyrafinowany miks The Rocky Horror Picture Show z lalką Barbie i Harley Quin lub różowy budynek seminarium w Krakowie. To „wstawanie-niewstawanie” (pojawiający się w kilku rozprawach stan poranny obrazujący wątpliwości autorów – czy iść do szkoły, czy oglądać serial) z Polsatem nieustannie jest obecne. Kiepscy to zatem Bildungsroman, jeśli posłużyć się chcemy kategorią literacką.
Serial jest również kuźnią archetypów, jak przekonuje Rafał Sowiński (twórca fanpage’a „niskie teorie”), ukazując prototypy socjologiczno-językowe „Januszów”, „Grażyn” i tak dalej, zawarte w serialu Khamidowa i omawiając hiper-surrealizm, który zawiesza wszelkie prawdopodobieństwo – śpiewające kapusty, opętanie Paździocha, kosmici, Ferdek budujący piramidy w starożytnym Egipcie i tak dalej.
Pamiętam zażarte dyskusje w prasie lat 90. o istnieniu zjawiska zwanego „Homo sovieticus”, którego mentalność stała się barierą, hamulcem na naszej drodze do postępu. Ta dość magmowa figura powraca w eseju Jana Siwonia (admina facebookowej grupy „Pośredniawka”) Kiepski homo sovieticus. Komunizm i postkomunizm w „Świecie według Kiepskich”. Według Siwonia, sitcomowa rzeczywistość jest nasycona symboliką, elementami urban legends PRL, podanych w tonie prześmiewczym: uran, skażenie, czarna wołga, a nawet „akademicy” z Wyższej Szkoły Picia Wódki w Irkucku oraz matrioszki podnoszące bunt w prywatnym mieszkaniu-fabryce Paździocha i ustanawiające kontrolę paszportową w przejściu do wspólnej toalety. Wspólnym zaś doświadczeniem (również pokoleniowym) bohaterów serialu jest rozgoryczenie z powodu transformacji ustrojowej. W kontekście powszechnego odbioru produkcji Polsatu zaskakujący może okazać się wniosek o walorach terapeutyczno-edukacyjnych przypadków Ferdynanda. Wojciech Artur Pietrucha analizuje towarzysko-społeczne wykluczenie Arnolda Boczka (sąsiad Kiepskiego) i depresyjną fazę głównego bohatera. Nie tylko zatem Klan wypełniał społeczną rolę, obłaskawiając tematy dotychczas nieobecne w serialowych mikrokosmosach. Pokazał być może – po raz pierwszy w polskiej telewizji – tak obszerny i niezbadany, zaklęty krąg bezrobocia.
Artystyczno-literacką zabawę z kreacjami przywołanego już Boczka – ustawiając go w roli Chaplina i Marleya – uprawia Mateusz Górniak (prowadzący „Stonera Polskiego”, ostatnio nominowany do Nagrody Nike). Joanna Głogowska (Koło Baśni UW) przedstawia cały katalog magicznych i mitycznych artefaktów, które pozwolą nam traktować Kiepskich jako urban fantasy. Na koniec tej – w swej istocie retro ‒ wędrówki stajemy u wrót (lub w zasadzie drzwi) lodówki Kiepskich. Tu Anna Tybur (blog „Margarita po północy”) prowadzi wiwisekcję kulinariów w serialu, podsumowując:
W różnorodnych zastawach z pewnością znaleźlibyśmy perełki poszukiwane obecnie przez wielbicieli polskiego retro designu. Takie rarytasy to tylko w kuchni Kiepskich.
Ten traktat zbiorowy młodej (już chyba mogę tak napisać) polskiej krytyki, interdyscyplinarno-popkulturowej, ubrany w szaleńczo adekwatną, kampową okładkę Pawła Harlendera, polecam; wszystkim i każdemu. Świata według Kiepskich nie musicie Państwo – na podobieństwo autora tej recenzji – polubić, lecz rozpoznajcie go, zabawcie się w intelektualny dyskurs wraz z autorami książki.
Nikt nikomu nie tłumaczy. Świat według Kiepskich w kulturze, red. Olga Drenda, Michał Gliński, Karolina Gryczak, Jacek Paśnik, Marta Płaza, Kraków: Wydawnictwo Brak Przypisu, 2023.