Nowy Napis Co Tydzień #089 / Judasz
Przechadzałem się po ulicy. Bez celu. Nie miałem zegarka, ale chyba była pierwsza w nocy. Zaspany radiowóz przeoczył zataczającego się faceta. Był z tych, co to nie mają wieku.
– Policaje! – krzyknął tonem przypominającym zgrzyt skręcającego tramwaju.
Radiowóz zignorował wroga klasowego i majestatycznie potoczył się w ciemność. Facet – nie rezygnując z próby nawiązania kontaktu interpersonalnego – zwrócił uwagę na jedyną żywą istotę w okolicy. To znaczy na mnie.
Spotkanie było nieuniknione, toteż nie próbowałem przejść na drugą stronę ulicy. Twarz faceta przybliżyła się do mojej, podczas gdy reszta ciała wykonywała ruchy przypominające chorobę świętego Wita albo figury kung-fu. Poczułem zapach konserwowych ogórków, mirindy, vistuli i czegoś tam jeszcze.
– Policaje! – to było przeznaczone tylko dla mnie. – I biją – dodał filozoficznie.
Nie wiedząc co odpowiedzieć na tak jednoznaczne stanowisko mojego interlokutora, bąknąłem pod nosem:
– Pan to trochę... tego... zmęczony. Mogę pana odprowadzić na postój taksówek – zaofiarowałem się.
Facet właśnie zmieniał ustawienie nóg i widocznie zajęcie to nie pozwoliło mu docenić mojej dobrej woli.
– Nie ma już Pana – wygarnął.
– Mnie? – zapytałem, nic nie rozumiejąc.
– Nie pana, ale Pana naszego – próbował wyjaśnić.
Coś mi zaczęło świtać w głowie. Usiłowałem uporządkować wiadomości zdobyte na lekcjach religii.
– To jasne – wtrąciłem niepewnie. – Pan umarł na krzyżu za nasze grzechy.
– Pan mnie nie zna – warknął nie na temat.
– Oczywiście, że nie. Nie przedstawił się pan jeszcze – rzuciłem zaczepnie.
– Pan mnie nie zna – powtórzył z naciskiem na mnie. – Ale oni mnie znają. Te policaje, cholera. Zgarnęli mnie wczoraj pod Peweksem – powiedział z łagodnością ekshibicjonisty.
– To pan jest waluciarzem? – zapytałem, wykazując spostrzegawczość.
– To nie tak, panie – sprostował. – Mam tylko trzydzieści srebrników, a nikt ich nie kupuje. I na dodatek nie wiem, po jakim kursie je sprzedawać. A może pan wie? – wyraził nadzieję.
– Nie wiem – odparłem krótko i szybko oddaliłem się w kierunku domu. Facet przypominał bowiem stryja z Ameryki, który nigdy nie przysłał mi ani dolara.
– Swołocz – pomyślałem. – I to jeszcze srebrniki. Srebrniki, cholera.
(1985)
Utwory zostały pozyskane w ramach Tarczy dla Literatów.