27.04.2021

Barbarzyńcy

Nikt nie czekał na barbarzyńców,

wiedzieliśmy, że przyjdą sami.

W czasie dokazywania pustułki, między

odcieniami szarości albo kiedy tężeje

powietrze i na horyzoncie rozjaśnia się.

Przyjdą i wezmą, co uznają za własne.

Resztę ujmą w niekończący się nawias,

w przypowieść o perle nie odnalezionej.

 

Mimo, że nie wyglądamy

przez okna – barbarzyńcy przyjdą.

Zapłoną wtedy peruki, słowa spłyną

rzekami, napęcznieją myśli i wzrok

orła zostanie nam przywrócony. Bo

 

będzie to chwila nawiedzenia, niepokalane

zniszczenie, liturgia prostoty, w której

pagórki władzy zrównają się z dołami

poddanych. Barbarzyńcy przyniosą oliwną

gałązkę pojednania, gołąbka pokoju

na stosach prześwietlonych oczodołów,

po których hula bezpański wiatr i mrówki

polerują wysuszone potylice.

 

Nikt nie oczekiwał barbarzyńców.

Pojawili się jak wirus, jak szarańcza

na polach umysłu. I wyjedli prawdę.

Do ostatniej okruszyny. Do soli bez soli.

Do cienia cienia i pustego miejsca

po nim. U wrót doliny barbarzyńcy,

u jej ujścia też.

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Mirosław Dzień, Barbarzyńcy, Czytelnia, nowynapis.eu, 2021

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...