Budzę się na dobre
Śniło mi się (a może wmówiono mi to),
że całkiem spłonęła Amazonia i Australia,
że zbliża się do nas wielki meteoryt,
który za chwilę powie nam "gud myrning",
że buldożery rozjechały puszcze,
że nie będzie zimy, już nigdy – never,
że plastikowe sztućce podchodzą pod nasz dom,
że Zenon nagrał nowy hymn Polski,
że wszyscy grają w zabijanki na konsolach,
oglądają horrory i mordobicia,
że w smartfonach na fejsach i instagramach
uprawia się zło,
że smog nocą udusił mnie poduszką,
że Wisłą płynie wielka kloaka,
tak jak internetem tylko syf, seks,
fake newsy i patoblogi, no i pan Paweł,
że nikogo nie obchodzi poezja,
że Bóg to sprawa prywatna,
a nadzieja będzie wygaszana,
że miłość żałosna jak romantyczne komedie,
że nie ma już po co jechać w Bieszczady,
że nie istnieją życzliwość, pomoc i etyka,
są tylko interes, grzech i złodzieje kamienic,
że jestem pożytecznym idiotą wierząc w ludzkość,
że to właściwie koniec, jeźdźcy apokalipsy,
dwa dni po końcu świata. A ja tymczasem –
budzę się na dobre i dobre przychodzi.