Co ma święta Weronika do Damastesa?... Święta Weronika Zbigniewa Herberta
Przekazane Bibliotece Narodowej 11 grudnia 2006 roku przez dysponujące prawami autorskimi do twórczości Zbigniewa Herberta Panie Katarzynę Dzieduszycką-Herbert i Halinę Herbert-Żebrowską archiwum poety wydaje się być niewyczerpaną skarbnicą dla badaczy twórczości autora Pana Cogito. Jest również „źródłem” coraz to nowych publikacji sygnowanych nazwiskiem poety. Pamiętając, że przez całe swoje życie Zbigniew Herbert wręcz „dozował” swoją twórczość dla publiczności literackiej[1], dziwić się można (należy?) bogactwu tych archiwalnych publikacji. A składa się na nie dotychczas tom esejów Labirynt nad morzem, nieco zaskakujący dla obeznanych z twórczością poety zbiór szkiców Król mrówek. Prywatna mitologia, nie mniej zaskakujący, przygotowany przez Ryszarda Krynickiego na podstawie rękopisu będącego własnością Tadeusza Chrzanowskiego zbiór prozy poetyckiej Bajki, osiem[2] tomów korespondencji (korespondencja rodzinna[3], korespondencja z Jerzym Zawieyskim[4], z Henrykiem Elzenbergiem[5], z Czesławem Miłoszem[6], ze Stanisławem Barańczakiem[7], z Jerzym Turowiczem[8], z Dawidem Weinfeldem[9] oraz z Julią Hartwig i Arturem Międzyrzckim[10]), zbiorczy tom zawierający utwory odnalezione „Mistrz z Delft” i inne utwory odnalezione, tom Herbert nieznany. Rozmowy, zbiór tekstów (listy, wiersze) i obrazków ze szkicowników Poety[11], a ostatnio wydany staraniem Ryszarda Krynickiego tom Utwory rozproszone (rekonesans)[12], który wbrew tytułowi zawiera nie tylko wiersze publikowane dotąd jedynie w czasopismach i pominięte przez Herberta w wydaniach książkowych (tomikach poetyckich), lecz także utwory dotychczas niepublikowane, a odnalezione w archiwum poety[13].
O ile w przypadku utworów wcześniej publikowanych, „poprawnych” wersji tekstów zniekształconych przez działania cenzury lub błędy wydawnicze czy nawet innych wariantów tekstów, ich status w literaturoznawczej „ontologii” wydaje się oczywisty, to już przypadek utworów niepublikowanych wcześniej, zwłaszcza tych powstałych we wczesnym etapie twórczości Herberta (ale i każdego innego poety, pisarza czy artysty), wymagałby przynajmniej odrobiny refleksji. Jak bowiem potraktować utwór, którego poeta w ogóle nie chciał upublicznić, któremu odmówił „łaski druku”?[14] Czy z punktu widzenia zamierzeń samego autora taki utwór w ogóle „istnieje”? I co w takim przypadku powinno stać się przedmiotem badań – opublikowany „kanon” czy może raczej „wszystko” albo, innymi słowy, czy istnieją wiersze bardziej i mniej „autorskie”?
Odpowiedź na ostatnie pytanie wcale nie musi być oczywista. Z jednej strony mamy bowiem odwieczny imperatyw nakazujący badać możliwie największy zakres materiału, by na tej podstawie móc wyprowadzać uwzględniające „całość” wnioski. Z drugiej jednak strony mamy do czynienia z sytuacją kreowania przez autora pewnego wizerunku siebie i własnej twórczości. „Wizerunek” taki kierowany jest do możliwie szerokiego grona odbiorców (w przypadku literatury – tak zwanych publiczności literackiej) i w znacznym (decydującym?) stopniu wpływa na funkcjonujące wśród takiego grona adresatów stereotypowe wyobrażenia dotyczące danego pisarza/poety. Z semiotycznego punktu widzenia ten drugi aspekt jest o tyle istotny, że wszelka wybiórczość (a zatem i dobór wierszy do tomu poezji i sam układ takiego tomu) ma charakter znaczący. W przypadku zaś Herberta wiadomo, że jego debiutancki zbiorek Struna światła (1956) jako „spóźniony debiut” z pewnością powstał na zasadzie starannego doboru/wyboru tekstów.
Na pytanie drugie można byłoby udzielić odpowiedzi twierdzącej już choćby z racji materialnego zaistnienia (realizacji) rzeczonych utworów. Każdy z takich wierszy został bowiem utrwalony w postaci pisanej. Z drugiej jednak strony nie zostały one udostępnione szerokiej publiczności i mogły być znane albo wyłącznie samemu poecie albo co najwyżej nielicznemu gronu jego przyjaciół. Natomiast z punktu widzenia szerokiej publiczności literackiej i komunikacji na linii „autor – publiczność” utworów tych w gruncie rzeczy nie ma… Nie istnieją…
Co zatem należałoby badać – „kanon” czy „wszystko”? Najlepiej i to, i to. Wszystko bowiem zależy od przyjmowanych założeń. Dla historyka literatury i biografa, stawiającego sobie za zadanie sporządzenie opisu drogi życiowej i artystycznej twórcy (co można traktować jako swoisty „katalog”) istotny może być każdy, nawet najdrobniejszy szczegół z życia i twórczości poety. Natomiast w przypadku badań mających na celu opis twórczości danego pisarza/poety jako pewnego systemu, spójnej całości, prymat należałoby przyznać „kanonowi”, jako autorskiej eksplikacji tego „systemu”. I tu jednak „wszystko” może okazać się użytecznym jako materiał porównawczy i kontekstowy…[15]
***
Jednym z nigdy nieopublikowanych za życia Zbigniewa Herberta wierszy jest Święta Weronika:
Nie warto jeździć po odpustach
I tak nikt życia nie odpuści
Lepiej rozejrzeć się wokoło
O tutaj stoi święty Prot:
Ma twarz z marchewki grube ręce
Święci są wszędzie!
Przykro mi mówić o tym ale
Tramwaj jest jak kościelna nawa
Za bilet trzysta dni odpustu.
O teraz dzwoni wszyscy klęczą
Bo święty Krzysztof ulicę przekracza
Ma na ramionach bułek kosz
Okna krzyżują chudych mieszczan
Ta śmierć jest pusta jak pustelnia
Brak w niej słodyczy odkupienia
Pociąg odprawia smutne stacje
Ciągnie na białym sznurze dymu
Serię chust świętej Weroniki
Kelnerzy w pustych restauracjach
Patrzą się długo w szklany flakon
I odbijają twarz zmęczoną
W małych serwetkach papierowych
Które ktoś chętny a bezbożny
Mógłby dewotkom drogo sprzedać[16]
Utwór ten powstał najprawdopodobniej w 1949 roku, a więc w okresie tuż po debiucie Herberta na łamach prasy[17], ale przed jego debiutem jako poety[18].
W porównaniu z późniejszymi utworami Herberta Święta Weronika charakteryzuje się daleko posuniętą regularnością – wiersz składa się z pięciu strof (trzech – pierwsza, druga i piąta – sześciowersowych oraz dwóch – trzecia i czwarta – trójwersowych), przy czym suma wersów strof trójwersowych daje w efekcie ilość wersów strof dłuższych. Taka regularność układu stroficznego – bardzo rzadka w późniejszym okresie twórczości Poety, kiedy dominantą rozczłonkowania tekstu stały się całostki syntaktyczno-logiczne – nie jest niczym wyjątkowym dla wczesnych utworów Herberta. W debiutanckiej Strunie światła znaleźć możemy przynajmniej kilka równie regularnych wierszy (na przykład Dom – z analogicznie „rozbitą” na kilka całostek ostatnia strofą – Mój ojciec, Do Marka Aurelego, Las Ardeński, Struna). Można przypuszczać, że taki sposób ukształtowania tekstu jest wynikiem pewnych zakorzenionych autorskich wyobrażeń dotyczących poezji i/lub że wynika z potrzeb związanych z warstwą treściową tych utworów.
Tytuł wiersza jednoznacznie wskazuje na tradycję chrześcijańską, a ściślej, na drogę krzyżową. Na podstawie samego tytułu można byłoby się spodziewać, że tematem wiersza Herberta będzie tytułowa święta – znana jedynie w ludowej tradycji (w ewangelicznych opisach męki Chrystusa postać św. Weroniki nie funkcjonuje) niewiasta, która otarła czystą chustą/płótnem twarz dźwigającemu krzyż Jezusowi[19]. Tymczasem w całym utworze nie mówi się ani słowa o samej świętej, a wspomina jedynie jej atrybut – chustę. Co więcej, w tekście pojawiają się wprawdzie imiona (postacie?) dwóch świętych, ale są to święci niezwiązani w żaden sposób z biblijnymi opisami Męki Pańskiej (żyjący w okresie późniejszym) – św. Prot[20] i św. Krzysztof[21]. Co więcej, mimo biblijnych i religijnych odwołań, treść utworu dotyczy sytuacji współczesnej, która jest jedynie interpretowana/konceptualizowana w kategoriach dyskursu religijnego. Z innej perspektywy można też przyjąć, że w sytuacji współczesnej „mówiący” dopatruje się powtórzenia pewnych fabuł (religijnych) z przeszłości.
Pierwsza strofa wiersza ma charakter sentencjonalny. Pierwsze trzy wersy wyrażają pewną prawdę ogólną, natomiast kolejne wydają się być jej egzemplifikacją. Przy czym egzemplifikacja ta kończy się kolejnym uogólnieniem: „Święci są wszędzie!”.
Podmiot liryczny podważa celowość „jeżdżenia po odpustach” (to znaczy uczestnictwa w nabożeństwach, z którymi związane jest odpuszczenie przez Boga doczesnej kary za popełnione grzechy[22]). Jego zdaniem paradoksalnie winą i karą jest już samo życie, z którego przecież nie ma „zwolnienia”. Wyjściem z tej sytuacji jest – znowu paradoksalnie – samo życie. Jak bowiem inaczej rozumieć zachętę do „rozejrzenia się wokoło”?
Efektem tego „rozejrzenia się” jest dostrzeżenie świętych w otaczającym świecie, w wierszowym „tu i teraz”, we współczesności. Święci ci w niczym nie przypominają tych znanych z obrazów i żywotów świętych. Są jak najbardziej „materialni” i pospolici (święty Prot „ma twarz z marchewki grube ręce”) i zajmują się pospolitymi czynnościami (święty Krzysztof „ma na ramionach bułek kosz”). Również „nieożywione” elementy otoczenia ulegają w pewnym sensie sakralizacji – „tramwaj jest jak kościelna nawa”[23]. Także dźwięk dzwonka (tramwajowego), na odgłos którego „wszyscy klęczą”, ma swój odpowiednik w sferze sakralnej – w taki sposób sygnalizuje się (a przynajmniej sygnalizowało), że przechodzący kapłan niesie Najświętszy Sakrament (obrzęd praktykowany zwłaszcza przy odwiedzinach chorych). W wierszu Herberta funkcję kapłana pełni niosący „bułek kosz” mężczyzna – „święty Krzysztof”[24].
Wydawać by się zatem mogło, że wiersz Herberta zawiera wyraźną aprobatę codzienności i opowiada się zdecydowanie po stronie „życia” i „konkretu”. Przeczy temu jednak zdecydowanie zwłaszcza druga część wiersza (strofy 3–5), w których znajdujemy przede wszystkim smutny/negatywny obraz otaczającego świata. Jego podstawowe cechy to pustka, smutek, zmęczenie ludzi.
I tu musi powrócić pytanie o świętą Weronikę i opis męki Chrystusa (lub Drogę Krzyżową jako element chrześcijańskiej tradycji i obrzędowości). Zbyt wiele bowiem w planie wyrażenia aluzji do tej tematyki. Ludzie oglądający świat zewnętrzny przez okna postrzegani są z perspektywy podmiotu jako „ukrzyżowani”. Określenie takie ma, co oczywista, przede wszystkim motywację realistyczną związaną z kształtem ram okiennych. Patrzący przez takie okno człowiek widziany jest z zewnątrz przez tę ramę, to znaczy na pierwszym planie widać „krzyż” wewnętrznej ramy okna a za nim (zasłoniętego tym „krzyżem”) człowieka.
Także pociągi „odprawiające puste stacje”, mimo że i w tym przypadku motywacja tej metafory jest jak najbardziej naturalna (pociąg, przejeżdżając przez kolejne stacje, zabiera z nich pasażerów, przez co zostają one „puste”), przez użycie związku frazeologicznego „odprawiać stacje”, wprowadzają do świata wiersza pierwiastek religijny. „Odprawianie stacji” nie ma bowiem nic wspólnego ze stacjami kolejowymi (w odniesieniu do kolei mówi się zwykle raczej o „odprawianiu pociągów” przez dyżurnego ruchu), lecz z nabożeństwem Drogi Krzyżowej. Zwłaszcza, że dym parowozu nazwany został tu „serią chust świętej Weroniki”. A zatem i podróż jest rodzajem cierpienia. A przecież podróż/wędrówka i droga jako taka to tradycyjne alegoryczne określenia ludzkiego życia (z czego niewątpliwie Herbert zdawał sobie sprawę).
Strofy trzecia i czwarta dotyczą, najogólniej rzecz biorąc, dwóch różnych form funkcjonowania w przestrzeni – bezruchu/statyczności i ruchu. Odnoszą się jednocześnie do dwóch różnych form samej przestrzeni – mieszkania, a więc przestrzeni zamkniętej, oraz przestrzeni drogi, a zatem przestrzeni otwartej. I tutaj najpewniej – na poziomie semantyki – leży przyczyna zakłócenia/złamania regularności stroficznej wiersza. Z drugiej jednak strony oba te typy przestrzeni łączy na poziomie konceptualizacji powiązanie z Drogą Krzyżową i męką Chrystusa. To zaś pozwala potraktować obie strofy jako spójną całość i wprowadzić wniosek, że taka sama metaforyczna „droga krzyżowa” odbywa się wszędzie i jest udziałem wszystkich.
W tym codziennym misterium „drogi krzyżowej” rolę Chrystusa przypisuje się kelnerom. To ich zmęczone twarze, odbite na papierowych serwetkach są „prawdziwymi obliczami” (vera icon). Zakończenie wiersza przypomina jednak z jednej strony o areligijnym charakterze prezentowanego świata (serwetki z odbiciem twarzy kelnerów mógłby sprzedawać jedynie „ktoś chętny a bezbożny”), z drugiej jednak podkreśla się tu także, przynajmniej pośrednio, pewna rytualizacja zachowań religijnych (takie „odbicie” mogłyby kupić tylko „dewotki”). Taka zawoalowana „ocena” obu systemów wartości (bo można chyba rozpatrywać wiersz Herberta i w takich kategoriach) pokazuje, że poeta nie opowiada się jednoznacznie po żadnej ze stron…
***
Z semiotycznego punktu widzenia w zasadzie nie należy oceniać w żaden sposób badanego materiału. Dlatego zamiast orzekać, czy Święta Weronika jest utworem wybitnym czy też miernym, zadowólmy się stwierdzeniem, że po prostu „jest”, choć status ontologiczny tego wiersza w odniesieniu do „kanonu” twórczości Zbigniewa Herberta nie jest oczywisty. Dla badacza literatury istotnym powinno okazać się w tym przypadku co innego – odniesienia tego niepublikowanego nigdy utworu do późniejszej twórczości autora Pana Cogito.
Z perspektywy całości „dzieła” Herberta można zaryzykować twierdzenie, że w Świętej Weronice zaznaczają się już w znacznym stopniu podstawowe cechy jego poetyki. Mamy tu między innymi do czynienia z prezentacją świata współczesnego w perspektywie historii/mitu. I w poezji, i w esejach Herberta na poziomie języka opisu ma często miejsce swoista „zmiana miejsc”. Postaci historyczne wypowiadają się w formie czasu teraźniejszego i prezentują swoją wizję świata w kategoriach współczesnych. Tak wygląda na przykład sytuacja w przypadku wiersza Damastes z przydomkiem Prekrustres mówi z tomu Raport z Oblężonego Miasta, gdzie wypowiedź tytułowego bohatera (wiersz ma formę monologu – liryka roli) przypomina retorykę wodza Rewolucji Październikowej, a swoją zbrodniczą działalność nazywa „antropometrią” (=nauką). Inny wariant takiej „zamiany/przesunięcia” to sytuacja, kiedy wydarzenia współczesne są opisywane przez pryzmat doświadczenia historycznego/kulturowego. Z sytuacją taką mamy do czynienia na przykład w przypadku wiersza O Troi, gdzie zniszczenie współczesnego poecie miasta (Warszawy?) zostaje zestawione z zagładą antycznej Troi[25]. Jeszcze innym sposobem prezentacji zdarzeń historycznych w poetyce Herberta jest opisywanie ich w formie czasu teraźniejszego przez zewnętrzny w stosunku do nich podmiot.
W późniejszej twórczości Herberta rozwinęła się również zasada swoistej dwudzielności prezentowanego świata, w którym jeden z elementów przeciwstawiany jest drugiemu. Przy tym oba takie elementy prezentowane są w sposób ambiwalentny – ani jeden, ani drugi nie jest jednoznacznie dobry ani jednoznacznie zły. Wprawdzie trudno na takiej podstawie jednoznacznie stwierdzić, że „Herbert był Herbertem” od samego początku, wiele jednak wskazuje na to, iż podstawowe mechanizmy konstruowania świata poetyckiego zaczęły się wyłaniać w twórczości autora Pana Cogito bardzo wcześnie…
Artykuł opublikowany w:
„Conversatoria Litteraria. Międzynarodowy Rocznik Naukowy” nr 6 (2014): Doświadczenie świata w literaturach słowiańskich epoki pre-, modenizmu i post-modernizmu, redakcja tomu: Danuta Szymonik, Roman Mnich, Siedlce – Banská Bystrica 2014, s. 137–145.