Dar rozmowy
Najnowszy zbiór szkiców Artura Nowaczewskiego Konfesja i tradycja. Szkice o poezji polskiej po 1989 roku
Konfesja i tradycja ma szanse spełnić wspomniane dwa warunki, zwłaszcza że ambicją składających się na tom szkiców jest rewizja stereotypów narosłych wokół najnowszej poezji i próba zinterpretowania jej wybranych świadectw na nowo. Wbrew także skromnemu podtytułowi książki, przedmiot analiz autora nie ogranicza się tylko do refleksji nad sytuacją literatury po 1989 roku, ale opisuje historyczne oraz kulturowe tło twórczości powstałej po politycznym przełomie. Krytycznoliteracka narracja Nowaczewskiego zmierza do próby rekonstrukcji uwarunkowań życia literackiego i przemian w sferze wyobrażeń społecznych, a wnioski, jakie w niej zostają sformułowane, w wielu przypadkach są w kontrze wobec przyjętych powszechnie ustaleń.
Polemiczny rys zbioru uwidacznia się w moim przekonaniu szczególnie w jego pierwszej części pod tytułem Przeciw centrali, w której sytuacja poezji, a szerzej: literatury (także rozumianej jako instytucja), z wytworzonymi przez nią strategiami funkcjonowania w przestrzeni publicznej, poddana zostaje precyzyjnej dekonstrukcji. Punktem wyjścia rozważań Nowaczewskiego staje się, co oczywiste, mitologia przełomu, jej swoisty mit założycielski wyznaczony przez cezurę 1989 roku. W Konfesji i tradycji przypomniane więc zostają najważniejsze okoliczności, w jakich próbowano pospiesznie go wykreować i stworzyć interpretacyjno-ideową wykładnię. Z wiadomym – teraz to już wiemy – efektem. Nowy Początek legitymizowany na polu literatury przez uznane dziś za klasyczne wystąpienia Marii Janion, głoszącej kres paradygmatu romantycznego, i Janusza Sławińskiego, obwieszczającego zanik centrali jako stanu współczesnej poezji, okazał się jedynie rozpalającym wyobraźnię złudzeniem. Podobnie chybione było porównanie roku 1918 i 1989, które zaproponował Jan Błoński, ponieważ analogia między pokoleniem Skamandrytów a „bruLionu” oparta była na błędnych przesłankach (na co zwrócił był uwagę wiele lat temu Julian Kornhauser). Dostępne opracowania krytyczne i historycznoliterackie podważyły już dawno prawomocność owych pochopnych, rzecz jasna z perspektywy kilku dekad, acz śmiałych diagnoz, a Konfesja i tradycja wpisuje się w konwencję ich niepochlebnej oceny. Niemniej owe trzy klasyczne wypowiedzi tworzą dla autora kontekst pogłębionej krytycznoliterackiej i kulturowej refleksji.
Dyskusja nad tradycją romantyzmu, piekła i nieba Polaków, by posłużyć się tytułem głośnej książki Marcina Króla, stanowi dla Nowaczewskiego element znacznie szerszego zjawiska, opisywanego zresztą w Konfesji i tradycji z retoryczną swadą – symbolicznej wojny pod flagą biało-czerwoną. Konflikt o „rząd dusz”, który ma swą wewnętrzną dynamikę i genezę sięgającą 1945 roku, kiedy to porządek pojałtański spolaryzował rzeczywistość społeczno-polityczną Europy, to spór o prymat jednej dominującej narracji o Polsce. Nic w istocie nowego, ale krytyka interesuje głównie współczesne pokłosie zadawnionych historycznie urazów. Linia podziału biegnie dzisiaj między zwolennikami hegemonicznego etosu modernizacyjnego o charakterze liberalno-lewicowym, apodyktycznego „nowego centrum” (negującego dziedzictwo tyrtejsko-martyrologiczno-mesjańskie), oraz wyznawcami etosu niepodległościowego (wspartego na tradycji romantycznej, jej wartościach i symbolice). Skądinąd owa walka na symbole leży u podstaw dwudziestowiecznej polskiej kultury (na co zwracał uwagę już Stanisław Brzozowski), w łonie której wyłoniły się obóz progresywno-rewolucyjny i tradycjonalistyczny, marginalizujące inne postawy oraz wyraźnie zakreślające granice swoich wpływów. Wiadomo też nie od dziś, iż dominujący dyskurs zawsze ignoruje głos słabiej słyszalny, a honoruje tylko to, co go uwiarygodnia, potwierdza, afirmuje. Ponadto funkcjonowanie poza głównym nurtem wyzwala kompleks „oblężonej twierdzy”, każe liczyć wrogów lub fałszywych przyjaciół. Wszystkie niebezpieczeństwa podobnej polaryzacji stanowisk widzi również Nowaczewski. Nie ma już chyba szansy na szybkie zawieszenie broni, taki wniosek zdaje się wynikać z jego rozważań, zwłaszcza że podział został spetryfikowany w wyniku wydarzeń o symbolicznym już wymiarze (pogrzeb Miłosza na Skałce, katastrofa smoleńska). Efektem tego – jak zauważa krytyk – jest ponowna repolityzacja literatury lub polityczne zaangażowanie intelektualistów:
Dzisiaj już nie tylko prawicowi lustratorzy czy publicyści „Krytyki Politycznej” uznają zasadność i pierwszorzędność politycznych kryteriów dla ocen literackich, ale same akademickie autorytety angażują się w politykę w sposób jawny i deklaracyjny – czego najlepszym przykładem […] Jarosław Marek Rymkiewicz piszący wiersz Do Jarosława Kaczyńskiego czy Agata Bielik-Robson angażująca się w kampanię wyborczą Ruchu Palikota.
Tamże, s. 23. [2]
Wypada się zgodzić z taką oceną sytuacji literatury (lub też kultury), która zabrnęła chyba w ślepy zaułek i nieprędko z niego wyjdzie, jakkolwiek w szkicach zawartych w Konfesji i tradycji sympatie ich autora nie są bynajmniej żadną tajemnicą. Nowaczewski nie ukrywa, że przyznaje rację lekceważonej i marginalizowanej przez mainstream tradycji romantycznej, która w imaginarium społecznym nadal stanowi składnik narodowej tożsamości i skarbnicę historycznych symboli, poetyki i etyki. „Apetyt na wieszcza” jest wciąż duży (w narracji konserwatywnej jego uosobieniem staje się Jarosław Marek Rymkiewicz), chociaż rola poety ma dziś wyzwalać zupełnie inne, bardziej przyziemne pragnienia. Zrozumiała wobec tego musi być niezgoda krytyka na zryczałtowaną ocenę twórczości odwołującej się do romantycznego paradygmatu. Konstatacje Nowaczewskiego nie zmierzają jednak wyłącznie do zanegowania podobnych praktyk, ale ich równie istotnym celem jest przywrócenie rodzimej literaturze właśnie owej niewygasłej tradycji romantyzmu, która może być żywa, ważna, a która dla wielu wydaje się anachroniczna, przebrzmiała. Może, gdy liryczne świadectwo osiągnie rys prawdziwego indywidualizmu w jej oryginalnej kontynuacji, a jednocześnie otwarciu na języki współczesnej poezji. A rzecz to niełatwa w epoce „literatów”, wykonujących jedynie swoją profesję, którzy wiodą prym nad „pisarzami”, widzącymi w sztuce słowa egzystencjalne posłannictwo (w tym rozróżnieniu uczynionym kiedyś przez Gustawa Herlinga-Grudzińskiego, przywołanym przez Nowaczewskiego, kryje się nad wyraz celny klucz do zrozumienia mentalności uczestników dzisiejszego życia literackiego, dzielących się wedle jeszcze innego ujęcia, Jerzego Gizelli, na „pisarzy” i „kopistów”). Redefiniowana na naszych oczach rola poety i pisarza, częściej wierszoklety i kuglarza oraz przynależnych im postaw, skłania raczej do wniosków, iż bardziej niż talent w cenie są wyuczone dykcje, literackie mody, środowiskowe rytuały. W napisanych z publicystycznym nerwem świetnych esejach traktujących o bałamutnych z reguły antologiach poetyckich oraz deprawującej roli „konkursomanii” daje się wyczuć ironiczny ton krytyka, który chciałby zastąpić koniunkturalnie sklecone zbiory wiarygodnymi publikacjami przynoszącymi całościowy obraz poezji (do rzadkich wyjątków należy premiowana w książce antologia Krzysztofa Karaska Współcześni poeci polscy, układana nie wedle nazwisk, a wierszy). I który pragnąłby nie widzieć w organizowanych licznie jak Polska długa oraz szeroka lokalno-centralnych literackich zawodach kolejnego groteskowo wynaturzonego „turnieju garbusów”, psującego gusta, obniżającego rangę samej literatury, tworzącego fałszywe hierarchie. Autor Konfesji i tradycji udowadnia, że w wielu przypadkach jest niczym w PRL: pusta forma zastąpiła rzeczywistość.
Czy nie ma już od tego odwrotu? Przeciwnie, jest, o czym przekonuje nieodrobiona lekcja kontrkultury. Oryginalność zaproponowanej przez Nowaczewskiego metody krytycznej, polega bez wątpienia na twórczym zastosowaniu kategorii „undergroundu” w badaniach literackich, kategorii do tej pory w nich nieobecnej. Wiąże się to z odejściem od ujmowania historii literatury polskiej w ramy przełomów politycznych i odrębnych generacji. Wobec nieporozumień związanych z istnieniem trzeciego obiegu (alternatywnego zarówno wobec kontrolowanego przez państwo obiegu pierwszego, jaki i funkcjonującego od 1976 roku niezależnego drugiego obiegu, opozycyjnego względem oficjalnej literatury) wprowadzone w książce uściślenia terminologiczne porządkują w sposób gruntowny wiedzę o „undergroundzie” i pozwalają wyeliminować kilka błędnych przekonań na temat faktycznego stanu polskiej kontrkultury. Warto w tym miejscu przytoczyć autorską eksplikację nadrzędnej kategorii:
Gdyby chcieć rozpatrywać kategorię „undergroundowości/podziemności” w odniesieniu do twórczości poetyckiej, może ona funkcjonować na dwóch poziomach – treści utworów oraz sposobu egzystowania poety w życiu literackim. Poeta undergroundowy to taki, który wierszach przekracza społeczne i językowe tabu oraz egzystuje w opozycji do głównego, oficjalnego nurtu.
Tamże, s. 34. [3]
Nowaczewski dochodzi do trafnego wniosku, że podobna postawa tylko do pewnego stopnia stała się udziałem rodzimych twórców. Dzieje się tak dlatego, że uwarunkowania społeczno-polityczne w czasach schyłkowego PRL, gdy wraz z pojawieniem się rocka i punku krystalizowała się świadomość podziału na kulturę oficjalną i nieoficjalną, były inne w porównaniu z ościennymi państwami (łagodniejsza cenzura niż na przykład w ZSRR czy Czechosłowacji). To z tego względu, iż uznanie dla oficjalnych literackich hierarchii oraz publikacji w pierwszym obiegu nie sprzyjało rozwojowi twórczości kontrkulturowej (pojęciem „underground” – to trzecia przyczyna – nikt się wtedy nie posługiwał w odniesieniu do literatury).
Krytyk zwraca przy tym uwagę na fałszywą generacyjną legendę „bruLionu”, zgodnie z którą drugoobiegowy, znany przecież periodyk, miał być najlepszym przykładem wydawnictwa undergroundowego, skutecznie bowiem zniósł opozycję między kulturą wysoką a niską, w geście przekroczenia społeczno-językowego tabu (by przypomnieć choćby słynne flupy z pizdy Zbigniewa Sajnóga). Cóż, marketingowe w gruncie rzeczy i poczynania Roberta Tekielego, przy współudziale akademickich gremiów, dostarczających im naukowej legitymizacji, zmierzały do stworzenia ex post. Działo się to po 1989 roku i otwarciu „bruLionu” na kulturę alternatywną, mitologii pisma trzeciego obiegu. Sfalsyfikowana legenda skutecznie zakaziła krwioobieg literatury oraz narzuciła swoją własną recepcję (podobną rolę w tworzeniu wizerunku młodej literatury odegrał interesujący Parnas bis Krzysztofa Vargi i Pawła Dunina-Wąsowicza, który, według Nowaczewskiego, może być dziś czytany jako dokument życia literackiego w epoce „zaniku centrali”). Znamiona kontrkulturowej postawy dostrzega krytyk dopiero w twórczości efemerycznych autorów rzeczywistego trzeciego obiegu, tych choćby reprezentowanych w antologii artzinów – Xerofeeria 2.0, co prowadzi go do przekonującego wniosku, iż Polski „underground” miał w konsekwencji charakter tak spóźniony, jak plagiatowy, nie wybił się więc na szczególną oryginalność. Nie pozostało po nim też zbyt wiele, skoro na początku III RP, po okresie – jak powiada autor Konfesji i tradycji – „karnawałowej anarchii” nastąpił „powrót centrali” (czego przejawem było na przykład ustanowienie nagrody Nike). Swoiście łabędzim śpiewem alternatywy miała się stać opublikowana w 2002 przez „Lampę i Iskrę Bożą” Dunin-Wąsowicza Wojna polsko-ruska pod flagą biało-czerwoną Doroty Masłowskiej, która szybko została zawłaszczona przez krytykę głównego nurtu. Niewiele, rzeczywiście niewiele, jak mówi krytyk. Mimo to potencjał „undergroundu” – takie przeświadczenie zdaje się zawierać książka – kryje się nadal w poezji współczesnej.
Ma rację Wojciech Kudyba, gdy stwierdza w recenzji wydawniczej Konfesji i tradycji, że Nowaczewski kategorię undergroundu „śledzi […] w miejscach zaskakujących i egzotycznych”
W pierwszej kolejności (w Potyczkach z tradycją) interesują autora podejmowane przez poetów językowe kody, zarówno w dialogu z dziedzictwem literatury, jak i w twórczej z nim polemice. Zapewne nieprzypadkowo zajmuje się autorami, którzy w naturalny sposób prowadzą grę z tradycją, by zachować „niepodległość głosu” (celna formuła z książki Jacka Gutorowa, krytyka wyraźnie inspirującego Nowaczewskiego, który dobrze określa ich strategię). Czy w przypadku poetów pozbawionych owej samoświadomości byłoby to w ogóle możliwe? Więcej: bez znajomości języków tradycji wspomniana gra jest wykluczona, a najmłodsza poezja – chociaż nie chciałbym nadmiernie generalizować – cierpi na chorobę zaniku kulturowej pamięci lub jedynie mimowiednie reaktywuje dawne wzorce. Nowaczewski wyraźnie nie ceni maniery poetyckich „grypsów”, czy bezmyślnie powtarzanych gestów, bo nie prowadzą one do samopoznania i samorozumienia („Po co korzystać z obcej dykcji?/ Czy nie lepiej / zaufać / instynktowi wyobraźni?” – jak słusznie pyta Wojciech Gawłowski w wierszu Po co?). W serii przybliżeń, „wycieczek po wierszach”, tudzież w szkicach przekrojowych, powraca więc do poetyckiego dorobku autorów, którzy nie zatracili tego arcyważnego daru – Marcina Świetlickiego, Dariusza Sośnickiego, Zbigniewa Macheja, Wojciecha Wencla i Krzysztofa Kuczkowskiego. Tradycja w interpretacjach krytyka stanowi jednakże nieoczywisty układ odniesienia, podobnie jak równie nieoczywista jest materia poetyckich nawiązań: na przykład recepcja wiersza-manifestu Dla Jana Polkowskiego Świetlickiego zostaje wzbogacona o nowy kontekst Poematu dla dorosłych Adama Ważyka. Natomiast Droga Dariusza Sośnickiego odczytana jest przez krytyka jako antysielankowy „upgrade” zatytułowanego identycznie wiersza Czesława Miłosza. Imago mundi Wojciecha Wencla odsłania z kolei w lekturze nader ciekawy kontekst popkulturowy, będący u tego autora novum, a cykl o Truposzu Krzysztofa Kuczkowskiego nawiązuje tyleż do znanego filmu Jima Jarmuscha, co przede wszystkim twórczości Williama Blake’a, istotnej dla sopockiego poety. Żaden z nich jednak, tak jak również Zbigniew Machej w swoich „historycznoliterackich” wierszach zanurzonych w tradycji, nie przestaje pytać o jej rolę w egzystencjalnym, swoim prawdziwie własnym, doświadczeniu, albo też inaczej: poprzez język tradycji potrafi mówić nieskłamanie o sobie i dzięki niej siebie pojąć.
Rzeczywiście nie ma – byłbym tego znacznie bardziej pewny niż Nowaczewski – dychotomii między tradycją a konfesją. Ocalenie indywidualnej osobowości w lirycznym świadectwie czy zapis jakichś szczególnie znamiennych przejawów jednostkowej egzystencji w wierszu nie wydają się możliwe bez relacji do zastanego dorobku przeszłości, którą można wprawdzie zerwać, lecz czy w sposób ostateczny? Na pewno jest to mało prawdopodobne czy wręcz nierealne, o czym przekonują analizowane przez krytyka poetyckie konfesje (Pięć konfesji) Piotra Cielesza, Karola Maliszewskiego, Sławomir Matusza, Wojciecha Kassa czy Pawła Konjo Konnaka (doceniam w tym ostatnim przypadku niepozbawioną krytycznej inwencji oraz lekturowej odwagi interpretację dokonań Konnaka, acz wolę mimo wszystko jego prozatorski zapis dokumentujący historię środowiska polskiej alternatywy lat 80.). Oczywiście Nowaczewski jest świadom faktu, że „konfesyjność” rozumiana jako osobiste wyznanie stanowi już składnik tradycji lirycznej, której źródło ma dwa dopływy. Pierwszy, obcy i zarazem pierwotny, wiąże się z obecnym w amerykańskiej poezji na przełomie lat 50. i 60. XX wieku nurtem „confessional poetry”(między innymi Robert Lowell, Sylvia Plath, Anne Sexton). Drugi ma charakter rodzimy i kontekst stanowi dla niego twórczość Rafała Wojaczka, Haliny Poświatowskiej, poezja lat 70. XX wieku, odwołująca się do doświadczeń prywatnych, a wreszcie wymiar intymny liryki poetów spod znaku „bruLionu”. Nie może to pozostawać bez wpływu na niełatwą przecież do zdefiniowania za pomocą jakiejś uogólniającej formuły twórczość przywołanych w książce poetyckich indywidualności, której wspólnym elementem dla krytyka jest właśnie poetyka konfesji. Prześledziwszy rzetelnie jej liryczne realizacje, najlepsze efekty osiąga wówczas, gdy znajduje już w tytule jakąś celną metaforyczną nazwę na określenie tematyki czy tonacji osobistego wyznania: „Wiersze z całej duszy” (to o poezji Piotra Cielesza), „Mistyka smaku” (to o wierszach Sławomira Matusza), „Ogień wykrzesany z chłodu” (to natomiast o liryce Wojciecha Kassa); gdy owa nazwa podsuwa mu niebanalny sposób opisu i równie oryginalną perspektywę oglądu, bez pewności, że odczytanie jest ostateczne, zamknięte. I że tak być musi, jeśli ma trwać rozmowa krytyka z poetą, i z czytelnikiem.
W Konfesji i tradycji bowiem Nowaczewski cały czas nie traci z pola widzenia owej triady, bo tylko w taki sposób krytyka jest formą dialogu. W bezinteresownej rozmowie dają się poznać niepowtarzalna wrażliwość twórcy i otwartego na nią interpretatora, iskrzy się język jakże inny od modnego slangu filologicznych metod. Cóż, przyzwyczailiśmy się do solennych akademickich rozpraw, mądrych i przenikliwych z pewnością, lecz swym hermetyzmem odbierających smak żywej, frapującej lekturze. Wiadomo, że atrament szybko wysycha, a potem bezpowrotnie blaknie… Książce Nowaczewskiego z pewnością to nie grozi.
Szkic publikowany w czasopismie „Topos”.

