List z października 1943 roku
No co tam u was Stachu
o gdybyś to widział
jak się sady w Podhajcach uginały złotem
Kiedy odszedłeś cicho przez okno jak motyl
pająki na werandzie snuły pajęczyny
a tłoczno między nimi a ich sieci puste
Padało wtedy mocno droga na Podhajce
zmieniła się w jezioro szaro żółtej gliny
blado błyszczało w słońcu
i tylko z wieczora
straszyło wykrzywioną twarzą Goldmanówny
Potem zapłonął kościół światłem jak z zapałki
zajaśniał sparzył iskrą i gryzącym dymem
boleśnie pod powieką zastygł mi nadzieją
Pora - mówili wasi – nie nikt się nie modlił
a może nie słyszałam bo na wozy siedli
konie się wlokły nocą krok za krokiem senne
jak gąsienice kryjąc się w kokonach mroku
Jezioro znów straszyło twarzy coraz więcej
z Koropca wyłowiłam buty twojej matki
skurczyły się czy może małe nóżki miała
No co tam u was Stachu pamiętasz mnie jeszcze
ja teraz w waszym domu
twoja Klimcia Zbóżko