Miasta
Nigdy ich nie ma
Kiedy są potrzebne
Mapy okazują się puste, długie pasma dróg
Biegną zupełnie obce, nie kończą się domem,
Jest noc, znaki wskazują wyłącznie na siebie,
Wciąż trzeba jechać,
Żadnego kurhanu.
Być może jednak w miejscu,
Gdzie wąż dotyka się zioła,
Gdzie świeci lampa Akermanu
I słychać ciągnące żurawie
Na wysokie mury okryte czerwienią
Wstępuje późne złoto
I wieża ponawia wołanie do otwartych dolin.
Być może wciąż wznosi się Jerozolima
I można odwiedzić Neapol, być może
Uda się zobaczyć rynek.
Naprawdę trudno to wytłumaczyć: pozbawieni
Potrzebnych zmysłów,
Pchani jedynie niezrozumiałą potrzebą całości,
Wciąż próbujemy szukać niewidzialnych murów,
Przeczuwamy flanki,
Za zasłoną ciemności
Odgadujemy obecność logicznego planu
Ulic i placów, spodziewamy się
Bulwarów i parków, mamy nadzieję
Na hejnał i ruchome święta,
Wierzymy w istnienie świątyni.
Wciąż na zewnątrz.
Lecz wciąż na zewnątrz.