18.09.2020

O Jörgu Bernigu

Poeta Jörg Bernig jest zjawiskiem rzadkim w niemieckiej literaturze lat ostatnich. Urodzony w roku 1964 w saksońskim Wurzen nie wypiera się swojego pochodzenia z tzw. Kraju Sudeckiego (Sudetenland), a konkretnie z okolic Jablonca. Nie tylko jako poeta i prozaik żywi się literaturą, ale też jako germanista, który obronił doktorat na temat obrazu bitwy stalingradzkiej w literaturze niemieckiej po 1945 roku. Jednak nie jego związki akademickie są tu ważne, ale twórczość poetycka, tak ściśle związana z uprawianą przez niego eseistyką oraz prozą powieściową. Naszkicujmy krótko jego dorobek literacki.

Bernig zadebiutował w roku 1999 powieścią Dahinter die Stille (Za tym jest cisza), wielogłosową opowieścią o zamilknięciu chłopca w obliczu samobójstwa matki.

W 2003 opublikował drugą powieść, Ziemia niczyja, bezpański czas. Opowieść sudecka (Niemandszeit), której polskie wydanie ukazało się w bardzo dobrym tłumaczeniu Małgorzaty SłabickiejJ. Bernig, Ziemia niczyja, bezpański czas. Opowieść sudecka, Wrocław 2016.[1]. Historia konstruuje przestrzeń, w której czas się zatrzymał, nie przynależąc do żadnych bloków czy ideologii, ale będąc w ciągu jednego dnia, 3 września 1946, stanowionym przez ludzi. Miejsce to styk trzech późniejszych granic: Czechosłowacji, Polski i Niemiec, a zatem terytorium gdzieś na północ od Jablonca, w krajobrazie Gór Izerskich, który do dzisiaj jeszcze przypomina ziemię niczyją. W tej jednodniowej przestrzeni czasu niczyjego ludzie: Niemcy i Czesi, zwykli żołnierze i członkowie czechosłowackiej okrutnej Gwardii Rewolucyjnej, która dokonywała egzekucji i wypędzeń Niemców Sudeckich, tworzą krótką wspólnotę, niejako demonstrując przeciwko nienawiści i zbrodni. A wszystko to bez ideologemów i narratywów właściwych literaturze „wypędzonych” lub literaturze „okresu pionierskiego”, istniejącej w latach 40. XX w. także w Polsce Ludowej. Przestrzeń tej powieści tworzy „geopoetykę”, by przytoczyć tytuł ostatniej inicjatywy serbskiego prozaika Wladyslawa Bajaca. Obecność Europy Środkowej, nie w sensie polityczno-naumanowskim, ale jako kategorii poetyckiej w sensie nadanym tej Europie w Z biegiem Dunaju przez Petera Esterhazy’ego, konstytuuje wspólnotę losu, historii, ale także poezji i poetyckości: my, Węgrzy, Polacy, Ukraińcy, Serbowie, Chorwaci, Niemcy (zwłaszcza ze wschodu, czyli byłej NRD) tworzymy tę wspólnotę, poza geopolitycznymi koncepcjami, natomiast w obrębie konstelacji właśnie geopoetyckich. Ta Europa Środkowa jest dominantą tematyczną także Berniga-poety. W eseju A pośród tego my powie:

Czy chodzi tu o to, co w Europie Środkowej jest aż nazbyt dobrze znane? Być może stanowi to istotę środkowej europejskości? Coś wręcz tworzącego tożsamość? Jedni muszą przejmować spuściznę innych i albo ją wymazywać z powierzchni Ziemi, aby na niej uczynić tabula rasa, aby na tych zdobytych, im danych albo (od) zyskanych obszarach skonstruować punkt wyjścia, z którego można będzie po wsze czasy snuć własną opowieść. Albo może trzeba spróbować przebudowy tej spuścizny – ale w jaki sposób – zmiany jej sensu, wykorzystania, włączenia się w obręb jej codzienności, jej kultury... adaptująca przemiana. Ach, Goethe.

Trzecia powieść Berniga Weder Ebbe noch Flut (2007) (Ni odpływ, ni przypływ) to wyznanie miłości: do kobiety, którą z miłości opuszcza, bo nie może mieć z nią dziecka, a pragnie, by to dziecko miała, choćby z kimś innym, do wielkiego pisarza Adalberta Stiftera i do Walii, gdzie Bernig przebywał przez pewien czas na uniwersytecie w Swansea. Te walijskie ślady odnajdziemy w publikowanych tu wierszach, a także w eseju o znamiennym tytule Am Rande des Randes (Na krawędzi krawędzi).

Czwarta jego powieść to Anders (2014), historia nauczyciela oskarżonego o molestowanie uczennicy: jego tajemnicze zniknięcie sugeruje samobójczą śmierć w jeziorze w sugestywnej scenie na samym początku powieści. Oskarżenie i napiętnowanie wnoszą tragizm do uporządkowanej i nieco bezcelowej egzystencji Andersa, cieniując obraz życia inteligencji postenerdowskiej w zjednoczonych Niemczech: otwierającą się pustkę fazy życia po wychowaniu dzieci, oscylowanie między urlopem w Szwecji a pracą i ogrodem we własnym domu. Geopoetyka także tutaj obowiązuje: fikcyjne Labenbrod, gdzie mieszkają Susanne i Anders, przypomina jako żywo ze swoimi napięciami społecznymi i swoją topografią eleganckie poddrezdeńskie Radebeul, gdzie mieszka autor, realny Jörg Bernig. Tematem książki jest katastrofa: kres życia spokojnego, spełnionego, umoszczonego w rytmie normalnej egzystencji. Ta katastrofa jest z jednej strony kryzysem bankowym roku 2008, ukazującym nicość tego, co było do pewnego momentu realne, czyli pieniądza, z drugiej, w aspekcie prywatnym, bezpodstawnym oskarżeniem o molestowanie, którego oczywiście nie można dowieść, z którym bohater – Peter Anders musi konfrontować siebie w samotności. Najpiękniejsze są liryczne partie książki, opis okolic miasteczka, wspomnienia z dzieciństwa bohatera, pewne obrazy, jak skowronka polnego, który upada na ziemię i gubi siebie oraz swój głos w zbożu, przypominają motywy pojawiające się w prezentowanych tu wierszach. Tragedia Andersa wynika ze społecznego niedopasowania do norm szkolnych (czytaj: społecznych) w świecie permisywizmu, dobrobytu i bezduszności. No i z tego, że ma on zwyczaj mówić prawdę o swoich uczniach i przyczynach ich zachowań:

Nie wiem, powiedział spokojnie, dlaczego powinienem nagradzać tych, którzy dostają wszystko na talerzu, którzy nie kiwają palcem i podczas powtórek nie muszą wobec nauczycieli wykonywać żadnej pracy myślowej, ponieważ ich mózg najwyraźniej produkuje coś w rodzaju kleju, przytwierdzającego materiał szkolny aż do czasu kolejnej klasówki. Otrzymali oni – ciągnął spokojnie dalej – już swoją nagrodę dzięki tej zdolności. A ponadto nie rozumiem, dlaczego miałbym karać tych, których prądy mózgowe – bo tak już zostali obdarowani – płyną wolniej i dlatego muszą ciężej pracować. I też to czyniąJ. Bernig, Anders, Halle: Mitteldeutscher Verlag 2014, s. 106.[2].

Jednak agresywne reakcje grona nauczycielskiego (czytaj: społeczeństwa) prowokuje Andersa do jeszcze innego podziału uczniów:

Mam na myśli tych... którzy w szkole robią to samo, co w domu. Mam na myśli tych, którzy po prostu siadają i się gapią. Którzy nawet nie zauważyli, że to, co się wokół nich dzieje, to nie program telewizyjny. Na podstawie własnych obserwacji i po wielu – muszę to przyznać – próbach zakończonych niepowodzeniem, dotarcia do rodziców tych dzieci i spowodowania, by kazali im wyłączyć telewizor lub PC, aby stały się te dzieci aktywne, aby zaczęły uczestniczyć w życiu, żeby nauczyły się dostrzegać różnicę między elektronicznym sygnałem a rzeczywistą witalnością, i żeby się nauczyły choćby pewnego wysiłku, doszedłem w końcu do wniosku, że takie dzieci nie mogą niczego ode mnie oczekiwać. Uznaję ich wraz z rodzicami za grupę zdebilałych oglądaczy, która czeka jedynie, że coś będzie im zaprezentowane, bez ruszenia choćby palcem, nie mówiąc o samodzielnym myśleniu. Nie mam zamiaru takich popierać. Nie za to mi płacąTamże, s. 107.[3].

Pseudokultura, dziś powiedzielibyśmy, fejku, złamała życie nauczycielowi, oskarżenie było wszak jedynie zemstą kolektywu za jego przenikliwość pedagogiczną i próbę wychowania zaślepionych rodziców. Jednak miało być jeszcze gorzej. Dla samego poety.

W mowie, jaką wygłosił w 2016 roku w saksońskim Kamenz (mieście, gdzie urodził się w 1729 roku wielki teoretyk sztuki, teatru i dramaturg niemieckiego oświecenia Gotthold Ephraim Lessing) pod Kantowskim tytułem Habe Mut („Miej odwagę”). W tej oto mowie tak odniesie się do powieści Anders:

Najpierw rzut oka na warsztat: w mojej opublikowanej w 2014 roku powieści Anders opisałem los pewnego nauczyciela, któremu zniszczono życie. Powód: reprezentował własne poglądy, które nie zgadzały się z osławioną „opinią publiczną”. Napisałem tę powieść, ponieważ zaobserwowałem, że w Niemczech dialog z odmiennymi poglądami jest prowadzony coraz radykalniej, z coraz mniej skrywaną intencją fundamentalnego zaszkodzenia innym. Tymczasem w tak zmasowany sposób dotknęło to krytyków tzw. polityki uchodźczej.

 

W lecie zeszłego roku przygotowałem esej z myślą przewodnią: „Nie wiedzą, co czynią.” Miałem tu na myśli ludzi odpowiedzialnych za system (polityczny) w Niemczech, ich ignoranckie i protekcjonalne działania przeciwko narodowi, ich rezygnację z suwerenności i państwa nie tylko w roku 2015, ich niezdolność do myślenia w kategoriach kultury.

Tekst był gotów jeszcze przed zamachami w Paryżu, ale opublikowano go po raz pierwszy w grudniu 2015 pod tytułem Gniew powszechny w „Sächsische Zeitung.”. „Urząd poety” to mowa między czarnym i białym, to demonstracja możliwości. „Urząd poety” to także mówienie o tym, co należy zrobić, aby nazwać po imieniu przemilczenia, zaciemniania, zawoalowania. „Urzędem poety” może być również zabieranie głosu, gdy zagrożone są możliwości. Wiemy: „Gdzie niebezpieczeństwo, bliski jest także ratunek” (Friedrich Hölderin, Patmos)”Jörg Bernig: „Habe Mut…”. Eine Einmischung. Kamenz 2016, s. 17.[4].

Mowa Berniga odbiła się szerokim echem w prasie niemieckiej. Pisarz uznany został za „faszystę”, a co najmniej zwolennika partii AfD (Alternatywa dla Niemiec), którym nie jest, rozpoczęło się szkalowanie, odmowa publikacji – jednym słowem zastosowano wszystkie mechanizmy zinstytucjonalizowanego hejtu, jakie stoją do dyspozycji państwa, którego klasa polityczna zawarła sojusz z tzw. jakościowymi mediami, w zdumiewający sposób reprezentującymi jedną linię i jednolite poglądy, oczywiście liberalno-indywidualistyczne. O prześladowaniach ze strony establishmentu, który tylko z nazwy jest demokratyczny, opowie w eseju Als wir nicht erschossen wurden (2019) (Kiedy nas nie rozstrzelano), a nawiązującym do październikowych manifestacji w Lipsku 1989 roku, w których poeta wraz z małżonką uczestniczył, co znajdzie poetycki wyraz w wierszu kwiat anioł statek.

***

Prezentowane tu w wyborze wiersze Jörga Berniga nie są dziełem „politycznym”, ale głęboko ludzkim. Istnieje w nich oczywiście materia wspomnień, zwłaszcza czasu przełomu roku 1989 (Wendezeit). To poetyckie wspomnienie, powracające też w eseistyce Berniga wiąże się niejako z drugą falą oceny roku 1989, wykazując pewne, choć niezbyt wielkie podobieństwa z tym, co od kilku lat dzieje się w Polsce. O ile u nas następuje potężna reinterpretacja ruchu solidarnościowego, niejako oddanie go społeczeństwu poprzez krytyczną i historycznie umotywowaną deprecjację „jedynego” jak do tej pory przywódcy i przypomnienie ludzi spychanych w anonimowość i cień historii, o tyle w Niemczech Wschodnich po okresie upojenia zjednoczeniem i siłą odruchu narodowego (Wir sind das Volk!) przychodzi gorzka refleksja dotycząca przede wszystkim mankamentów świadomości i praktyki demokratycznej. Mentalny terror oficjalnych instancji, zaciskająca się pętla języka poprawności politycznej, zakłamanie elit partyjnych są przyczyną głębokiego kryzysu światopoglądowego, który dotyka przede wszystkim wschód Niemiec i na który reaguje literatura. Właśnie remedium na degradację języka do narzędzia terroru mentalnościowego jest jak zawsze i wszędzie poezja, skrywająca w słowie swój potencjał niezgody. W tym sensie wiersze o kotach, chmurach, rzekach i czasach są głęboko polityczneBernig jest także w Polsce znany jako poeta. Patrz: Raz jeszcze z moimi martwymi przyjaciółmi, Uspokojenie, Listy na skrawkach papieru, przełożyła Ewa Szymani, w: Odra 4/2019, s. 71–72.[5].

Chcąc przybliżyć poetyckość Berniga ułożyłem swoisty alfabet, który jedynie sugeruje nastrój, bo rozjaśniają go same wiersze.

Bliska przestrzeń

Jest daleka i odległa jednocześnie.

rozpostarta leży tu kraina

w dół rzeki ku Miśni skały są

mięsistoczerwonym kamieniem i pal kościoła w Zadel

patrzy w dal jak o pomoc

Rzeka realna, łącząca Czechy, Niemcy i Polskę u swoich źródeł staje się poetycką Rzeką – kręgosłupem Krajobrazu, który odsłania prahistorię i pamięć żyjącą w geologii. Akwatyczna wyobraźnia poety wskrzesza czas lodowcowy, stawia pytanie o bogów, którzy powrócą,

czyż lodowiec nie odszedł właśnie teraz na północ

pozostawiając nam tylko żwir i tundrę bezimienną?

także bogowie wyczekują jeszcze w ukryciu

a sny niewyśnione wiszą jeszcze w powietrzu

Rzeka przede wszystkim pokazuje świat „Ponad naszymi wspaniałościami”, które zmiata w czasie powodzi (niech będzie, że w roku 2013). Rzeka ze swoją zmiennością jest jednocześnie sygnaturą stałości i wierności: „zawsze odchodzi, nigdy nie zostaje”, a jednak trwa w swoich zmiennych kształtach, tworząc w swojej pradolinie mieszkanie dla ludzi i przestrzeń dla rzeczy.

Człowiek

Jest w poezji Berniga na granicy: jak w „średnim wieku”, jak w wypadku postaci starców, które „we wzniosłej chwili zaniku” widzą „inne światy”. Życie jest ćwiczeniem dla czasu, kiedy nas nie będzie. Obraz „króla” wspomina „dawne sylwańskie czasy”, to znaczy wyobraźnia biegnie w przód ku przyszłości i ku przeszłościom. Wyobraźnia poetycka poza wizją człowieka „przechodniego” tworzy wizję człowieka „z dala od tradycji świata”, związanego z kreującą się przestrzenią o wymiarach kosmicznych.

Heroizm

Jest właściwą cechą poznania poetyckiego, które przechodzi w doświadczenie ludzkie, w głębokie koleżeństwo z bytem:

w milczeniu patrz jak sztandar słoneczne rzuca błyski

na znak twój lub żądanie nic się nie pojawi

stań czekaj a potem pozwól się prowadzić

już wiesz wszystko jest w jednym a my trwamy we wszystkim

Historia

Jest aluzyjna: wspomnienie rewolucji 1989 w Lipsku (dlaczego nas nie rozstrzelano), heroizmu dziwnego kapitana austrowęgierskiej korwety viribus unitis, ale jest wszechogarniająca: jakby w krwi poezji pradawne obrazy „rozpływały się molekułami”. Wspomnienie pozaprzeszłego i przyszłego to jakby romantyczne „proroctwo zwrócone w przeszłość” (nie po to, żeby uciec od rzeczywistości, ta jest poezji Berniga jak najbliższa, ale by „teraz” poetyckiego objawienia w słowie umieścić na osi czasu, czyli przemijania. Z pojęciem tym wiąże się intensywny obraz „upadłych królestw”, które przemierzamy, odmierzając „puls ich rzek”. Historia jest też melancholijna, bowiem zachowa może tylko nazwy wielkich katastrof, generałów, zapominając o prostym geście, jak

trzymałaś dłoń

jak rzucała cień

na twarz gdy spoglądałaś

pod słońce.

Rzeczy

Istnieją także bez nas. Opowiadają nasze historie, czekając na nasze odejście.

ach wy rzeczy | zaludniające opowieściami stół | wiem

tylko mnie tolerujecie służycie spokojnie czekacie bym sobie poszedł

Jest w tym i pokora, i zerwanie dręczącego gorsetu „ja”, słynnej podmiotowości, która wpędza nas w indywidualistyczny zaułek, nie pozwalając na stworzenie więzi z wszechświatem. I jeszcze jedno: rzeczy nie opowiadają historii, choć są ich rezerwuarem. Obumierają jak ludzie zabierając własne tajemnice do grobu.

Zwierzęta

Zaludniają (tak – są inteligentnymi i cierpiącymi istotami) wiersze, zwłaszcza tak poetyckie twory jak koty, których „pieszczotliwy łebek ociera strzępiste końce nitek”. Są one bardziej cielesne i bardziej śmiertelne niż ich słynni krewniacy z sonetu Baudelairea. Ukazują się także w ostatnim, śmiertelnym skoku przez asfalt. Ptaki z kolei gnają „na południe skroś nieba”, są poetyckie, jak koty, bo:

nad pogłosem nad dachami miasta

unoszą się ptaki i białe i czarne przywołują

słowa niesłychane i cudowne

Wszechświat

Tworzy bezgraniczność w człowieku i pozwala mu przeżywać wspólnotę i jednię. To zwierzę „kuca w oddechu wszechświata”, człowieka „jednosylabowe okrzyki wznoszą się fala za falą aż po granice wszechświata”, człowiek nie jest samotny, jest wspólny w swoim odindywidualizowaniu. Tych ingrediencji poetyckich jest oczywiście więcej. Jednak cechą może zasadniczą tej poezji jest jej delikatność, która wprawdzie ma wymiar monumentalny, ale łączy doświadczenie nikłości człowieka z potęgą jego słowa – właśnie poetyckiego.

Tekst pochodzi z książki Solilokutor. Wiersze wybrane.

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Wojciech Kunicki, O Jörgu Bernigu, Czytelnia, nowynapis.eu, 2020

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...