Oliwki
Grecki chłop z wozem zaprzężonym w osła,
W białym pyle pobocza (u schyłku lat
Osiemdziesiątych, nad zatoką Porto Koufo)
Z ładunkiem słojów zielonych oliwek.
Za szkłem ich skóra: twarda i napięta.
Jak skóra morskich kamieni (jej mokry
Blask gasł i znikał w ostrym słońcu sierpnia).
I to zdziwienie, kiedy po kolacji,
O zmierzchu, dziesięcioletni, rozgryzłem
Cierpki miąższ tamtej pierwszej oliwki: że
Istnieje owoc tak uparcie słony,
Tak gorzki. I gdy raczyli się nimi
Do taniej whisky, prosto z wysokiego
Słoja, zajęci rozmową, weseli,
Podejrzewałem, że udają tylko
Kryjąc przed nami grymasy niesmaku,
A w ustach miałem, zakrzepłą na moment,
Słoną jak morze, jak lekarstwo gorzką
Grudkę ciemności tego, co nieznane.
Cień, wciąż odległy, mającego nadejść.
2017
Tekst został zakupiony w ramach programu Tarcza dla Literatów.