Spotkanie z poetą
Nie napisałem wiersza o Toronto
a tak bardzo chciałem
gubiłem słowa nad brzegiem jeziora
całowałem ostatnie płatki śniegu
i śnił mi się poeta którego widziałem
za każdym rogiem ulicy.
Nie napisałem wiersza o Toronto
a przecież prawdziwie obiecywałem
stojąc na progu starego ratusza
słuchałem – milczały mury
i czas jak bajeczna rzeka
przepływał kaskadami wiecznego miasta.
Z wysokiego piętra odczytywałem znaki
daleko pulsowało światło
czerwień była jak na dłoni
wieża wbita w bochen miasta – niby krzyż
niby maszt – na kształt bocianiego gniazda
– otwierała drogi zamykała usta.
W kluczach dzikich gęsi a może łabędzi
w pląsach czarnych i szarych wiewiórek
rozpoznawałem umowne spojrzenia
poety co za wcześnie odszedł
za późno powrócił. Dotykałem żywej fali
jeziora – milczałem – nie byłem sam.
Toronto, kwiecień 2003 r.