*** [Za oknem piękna bażancica wysiaduje młode…]
Za oknem piękna bażancica wysiaduje młode,
czwarta noc bezsenna,
a przecież dobrze wiem,
że to gałęzie tak się ułożyły i nie muszę jej odwiedzać,
dokarmiać,
przykry jest ten świat.
W dzień nie rozumiem,
gdzie jawa a gdzie majaczenie,
myśli się gonią, nie do poskładania.
Trzeci tydzień nie wychodzę z mieszkania,
a najgorsze dopiero nastąpi.
Nie mogę pojąć jak można powiesić się na klamce od drzwi,
ale mógłbym spróbować,
albo chociaż umrzeć na serce,
tak cicho.
W głowie huczy moje imię wołane przez ojca,
niech się ten potwór ode mnie odczepi.
Nad ranem myślę,
że mógłbym siekierą zabić żonę i dzieci,
boję się,
nigdy tego nie zrobię,
nie mam żony,
nie mam dzieci,
smutno mi,
bażancica mnie oszukała,
świat mnie oszukał,
sam siebie oszukałem,
paprocie uschły,
przeklęte słońce,
nie do zniesienia księżyc,
kiedyś mogłem czytać,
mogłem się modlić,
mogłem się dotykać,
mogłem śnić,
wszystko ponure i bez sensu,
to się już nie zmieni.
Czwarty tydzień nie wychodzę z mieszkania.
Z regału wychyla się profesor Kępiński,
kto to widział w depresji pisać o depresji.