Cieśla Józef i oddech Marii
Egzystencja Marii była dla Józefa źródłem nieustannych fascynacji. Choćby dylemat powrotów. Dlaczego wciąż odchodzi i wraca, skoro żaden powrót nie narusza jej odrębności? Albo paradoks milczenia. Dlaczego jej niemota rozpisuje się w nim na wielkie księgi hipotez i wrogich mu fantazji?
Jednak każde z tych zagadnień ustępowało jednemu pytaniu: w jaki sposób tempo ich miłości reguluje oddech Marii? I cóż się kryło w jedności, która czasami spajała ich odrębne przestrzenie i czasy? Pozór wyższej idei czy też gminny przypadek? Przejaw jedności piękna i prawdy czy nagie formy aktywnej materii?
I trwał w rozdarciu, które dawało nadzieję; że to przyspieszenie musi coś kryć pod sobą; że może nawet jest wyrazem istoty, która w chwili, gdy oddech przechodzi w krzyk, należy do niego. Lecz nieco później wracała zawsze przytomność i wiedział, że jest to tylko tożsamość cząstek zjawiska z naturą jego fizyki.
Do dziś tak sobie tłumaczy różnicę między Platonem i Epikurem.