Czas jest niedokonany
Bardziej wymyślony niż wszechobecny nie ma nic wspólnego z zegarami – wskazują bieżącą godzinę, oznaczoną i wyuczoną, żebyśmy poznali kosmiczną pauzę ogromną jak balon z tchnieniem boga, doznali zatrzymania serca i pchnięcia krwi w aortę, odczuli groźbę miecza przed ciosem i groźbę ciosu, którego na szczęście nie ma teraz, teraz, te-
raz stoję tutaj, i wciąż jestem tutaj, mimo że odróżniam krój innych liści, odróżniam miękkość ziemi, głębię puszczy i istotę cypla wysuniętego w morze, latarni wypatrzonej przez żeglarzy; jestem żeglarzem, którego okręt nazywa się Wieczność, ona nie odczuwa upływu czasu i rzeczy skończonych, wyrzuconych za burtę w niespokojnym umyśle,
skóra jest zbiorem, uwidacznia linię pa
pilar
ną
ukrytą w tych słowach
napisanych
i czytanych,
niedokonanych, bo dociera głos,
widać ułomność,
ciemną plamkę
i jaśniejszą bliznę
na skórze piersi,
na dłoni i na goleni,
na szczęście bez skazy na brzozie pozostała śmierć żołnierzy, oni wciąż są w ataku, obronie i w stanie agonii, zawsze można orzec nie ma żołnierzy na plażach Normandii, są w marszu lub śpią obejmując rękami swoje głowy, księżyc na nich kładzie blask nieśmiertelności, jest słońcem zaklętym w ich tropach, już od nich niezależnych, wciąż niedokonane trwają na ziemskich drogach, gotowe na następnych,
tymczasem świerszcz z wieloma świerszczami gra, granie nie ma końca tak jak nieznany jest początek, nawet ta noc zasiedziana między oddychającymi drzewami przestała być widoczna, już nie przypomina nocy i dniem nie jest, tylko trwaniem drżących skrzydeł bez oznak widoczności, samym marzeniem, które poznali śpiący żołnierze i kochankowie pod gołym niebem,
dlatego nie mówię starcom, że byli młodzi, nie poszukuję tożsamości z brzoskwiniową skórką, nie zaglądam w lustro, wystarczy z duchem swoim w przyjaźni wyjść na plac wolności; ci, co zeń wybiegli w nieokreśloną przeszłość już byli straceni, życie nie potrzebuje czasu, węzełków Inków ani Azteków, tam-tamów odliczających przewiny najeźdźców, rozwiązłość nie podeprze się zmysłami Greków, a intelekt nie będzie głowił się nad Seneką.
Dziś mogę być traszką.