Daję się prowadzić wspomnieniom
Twojeodejściebyłogęsteipełnawilgociziemia
ajaratowałemdomod pożarujakmądrasowawyrozumiały
Widzę Ciebie sięgającą po miskę z zakwasem i mąką
idłoniepachnącechlebemoblaskuTwychoczuW piwnicy odnajduję dżem malinowy i sok z czarnej porzeczki
dobrzezakonserwowane ogórkikapustękiszonąigąskiwsłoiczkach
Jeszcze w powietrzu unosi się zapach słomy końskiego potu
krowiegołajnaiświeżo wydojonegomlekaszwedzkądojarką
WidzęTwojąsylwetkępochylonąnadkrzakiemtruskaweklatem
istertąłętówspodktórychwyzierastadołysychziemniakówjesienią
Słyszęwyraźniejakrozmawiaszzkuramikażdego poranka
igłaszcząckrowępopustychbokachmówisz:Mećka,Mećka
Wieczór – światło opuszczone do końcamałeiskry miotająsiępopodłodze
Powędrowałaś na drugą stronę białych brzózaja wciążjestem tu gościem
Słyszę szepty schowane w dojrzały jabłkuświatłoiciężar–równomiernierozłożone
Moje ciało jak ogrodowy aster w koszyku płatkówbłyszczęniby kałużai księżycwciemności
Rokwrokprzenikaszcichutko
wdźwiękumoichsiwiejącychskroni
Sunę piórem niczym światło do swego wnętrza
awiatrzmysłowoprzestawialitery jnaian
NajdroższaMatko
nieumiem Ciępoznać–dokończyć–objąć
Kiedyzasnęmożepowiesz:
Jerzy,wszystkozrobiłeś, comogłeś