23.01.2023

Fabryka

Było ciepłe lato. Kilka tygodni wcześniej ukończyłem pięcioletnie technikum budowlane. Nie zdecydowałem się podejść do matury. Zresztą tak uzgodniłem wcześniej ze swoich wychowawcą. To był pewnego rodzaju układ. W grudniu poprzedniego roku upiliśmy się ostro z chłopakami z bursy i zrobiliśmy awanturę, po której zostaliśmy zawieszeni w obowiązkach ucznia. Na szczeblu dyrektorskim odbyła się narada i mogliśmy wrócić do nauki, ale pod pewnymi warunkami. Brak udziały na egzaminie dojrzałości był jednym z nich.

Zbytnio się tym nie przejmowałem. Zresztą, byłem przekonany, że i tak by nic z tego nie wyszło. Przez ostatnie lata opuściłem się w nauce i nie byłem na siłach napisać tego typu egzaminu.

Wolałem włóczyć się po parkach i ławkach z kolegami. Piliśmy piwo, paliliśmy papierosy i podrywaliśmy łatwe, brzydkie dziewczyny. Życie toczyło się wesoło, ale bez perspektyw. Co miałem jednak na to poradzić?

Mój ojciec był tokarzem. Skończył zawodówkę i od trzydziestu lat pracował w jednej z fabryk. Też lubił sobie wypić, ale oczywiście tylko po robocie. Matka nigdy nie pracowała. Wychowywała mnie i dwójkę mojego rodzeństwa. Prała, sprzątała, gotowała i wciąż miała pretensje.

Mieszkaliśmy w powojennej kamienicy. Kilka lat temu dostaliśmy przydział na mieszkanie socjalne, ale rodzice się na to nie zdecydowali. Ponoć koszty czynszu miały być tak duże, że nie byłoby nas na nie stać. Nie wiem czy to prawda, ale tak mówiła matka.

Było mi w sumie wszystko jedno. Choć gdybym miał oddzielny pokój, byłoby znacznie lepiej. Nie myślałem jednak o tym. Zajmowała mnie zabawa i różne imprezy, a w szczególności znajomość z pewną dziewczyną. To było dla mnie najważniejsze.

Miała na imię Marzena i mieszkała w wieżowcu, kawałek dalej ode mnie. Uczyła się w liceum i w sumie to nie pasowała do mnie. Poznaliśmy się na domówce u kolegi, jakieś dwa miesiące temu. Mocno się upiłem i trochę się jej narzucałem. Nie odtrąciła mnie jednak. Od tamtej pory rozmawialiśmy ze sobą prawie codziennie i wyglądało na to, że jej się podobam.

Niedawno umarł na zawał jej ojciec i została sama, tylko z mamą. Potrzebowała pocieszenia i dziwnie odnalazła je chyba u mnie. Co do siebie, to chciałem ją po prostu przelecieć. Hormony buzowały w moim młodym ciele i myślałem wciąż o jednym.

Minął wakacyjny miesiąc, a ja wałęsałem się bez celu. Nie miałem pieniędzy, aby gdzieś wyjechać, bądź zrobić coś innego. Marzena wyjechała na wieś do babci i bardzo mi się nudziło.

Kolejnej niedzieli, przy świątecznym obiedzie ojciec miał przekazać mi coś ważnego. Tak mi powiedziała wcześniej matka. Trochę się tego obawiałem, bo nie bardzo wiedziałem, o co w tym wszystkim chodzi. Pytałem o to swoich młodszych braci, ale on też nie mieli o tym pojęcia.

Usiedliśmy przy stole dokładnie o godzinie trzynastej. Ojciec naprzeciw mnie, a matka i bracia po bokach. Najpierw zjedliśmy rosół, przy którym ojciec mówił o polityce. Matka potakiwała i mu wtórowała. Mnie chciało się tylko zjeść do syta.

Przy schabowym z kapustą, ojciec podniósł wysoko widelec i spojrzał na mnie surowym wzrokiem. Wiedziałem, że nadeszła ta chwila.

– Od jutra pójdziesz do pracy w mojej fabryce. Masz stawić się na godzinę szóstą rano w dziale kadr – wypowiedział, dumnie wypinając pierś.

Spuściłem wzrok i nic nie odpowiedziałem. Spodziewałem się, że kiedyś będę musiał to zrobić, ale tak naprawdę zupełnie nie miałem na to ochoty.

Matka szturchnęła mnie mocno w ramię, dając znak, abym zareagował.

– Dziękuję – mruknąłem niezadowolony.

Tak właśnie zostałem frezerem w fabryce, w której pracował przez całe życie mój ojciec.

Pracowało mi się dobrze, od początku na trzy zmiany. Trochę nie mogłem się do tego przyzwyczaić, że wracam do domu świtem. Jednak po roku było to już dla mnie normą.

Miałem w końcu pieniądze. To imponowało Marzenie, z którą nadal się spotykałem. W końcu, podczas jednej z imprez przespałem się z nią. Okazało się, że zaszła w ciążę.

Dość szybko się ożeniłem i wyprowadziłem na ciasną kawalerkę. Później sam zostałem ojcem i zacząłem dorosłe życie. Było podobne do tego, jakie wiodłem ze swoimi rodzicami.

Pracowałem. Po pracy jadłem, oglądałem telewizję, a przez wolne dni sporo piłem. Moja żona też się do takiego życia przystosowała. Szczególnie gdy doczekaliśmy się kolejnego potomstwa. Wychowywała dzieci, gotowała, prała i prasowała. Utyła i zrobiła się brzydka, ale mało mnie to już obchodziło.

Dzieci szybko dorastały. Źle się nie uczyły. Dawały sobie jakoś radę, bez tych wszystkich korepetycji. Najstarszy syn skończył szkołę podstawową bez żadnych problemów. Chciał pójść uczyć się do technikum, ale poradziłem mu co innego. Wiedziałem, co robię, bo sam to przeżyłem. Zresztą wychowywałem go najlepiej, jak umiałem. Żona nie wtrącała się w to i zgadzała się ze mną pod tym względem.

Chłopak dorósł i stał się już mężczyzną. Był już po szkole zawodowej, ale trochę za dużo pił i nie garnął się do roboty. Uganiał się wciąż za dziewczynami i obijał. Nie miałem czasu, aby z nim rozmawiać. Nadal pracowałem na trzy zmiany. Nie zarabiałem wiele, a lubiłem wypić. Dobrze, że zaczęliśmy dostawać od państwa pieniądze z pięćset plus, bo nie wiem, jakbyśmy sobie poradzili.

Żona codziennie wieczorem mówiła mi o dzieciach. Co robiły, gdzie były, a najczęściej to, co trzeba im kupić. Darmozjady – myślałem sobie wtedy, ale nie miałem pomysłu, aby coś z tym zrobić.

Pewnej nocy, gdy pracowałem na trzeciej zmianie, podszedł do mnie kierownik. Ulizany i śmiejący się laluś, jak nazywaliśmy go w zakładzie. Przywitał się ze mną i porozmawiał chwilę o ojcu, który pracował w hali obok i nowej robocie. Okazało się, że podpisaliśmy duży kontrakt z zagraniczną firmą i przybędzie nam kolejnych zleceń. – To dobrze – pomyślałem i zacząłem się nad tym wszystkim zastanawiać, choć nie zdarzało mi się to naprawdę zbyt często.

Kolejnej niedzieli, wszystko było tak jak zawsze. Żona ugotowała rosół, a na drugie danie schabowego z kapustą i ziemniakami. Rano byliśmy w kościele, a później wypiłem przy telewizorze kilka piw. Usiedliśmy do stołu dokładnie o godzinie trzynastej. Najstarszy syn naprzeciw mnie, a żona i pozostałe dzieci po bokach.

Mówiłem im, co tak naprawdę dzieje się w naszym kraju. Co robią kłamcy i złodzieje, a żona mi wtórowała. Gdy podała schabowego, uniosłem widelec do góry i spojrzałem na pierworodnego.

– Od jutra pójdziesz pracować do naszej fabryki. Masz stawić się w dziale kadr o szóstej rano – oznajmiłem, wiedząc, że nie będzie żadnego sprzeciwu.

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Marcin Radwański, Fabryka, Czytelnia, nowynapis.eu, 2023

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...