25.08.2022

Nóż

Osoby:
JANEK
MATKA
PRZYBYSZ
GŁOSY

Rzecz dzieje się krótko po pierwszej wojnie światowej gdzieś w Galicji.

 

1.

Górzysta okolica. Świeży, soczysty poranek. Dzwonki pasących się owiec, śpiew skowronka.

JANEK
Mateczko! Spójrz jak pięknie!

Człapiące kroki.

MATKA
Pięknie.

Ryczenie krowy.

JANEK
Mateczko! Baśka ryczy!

MATKA
Ryczy. To znaczy, że…?

JANEK
Jest głodna?

MATKA
Jest głodna, więc?

JANEK
Trzeba wyprowadzić na zieloną trawkę.

MATKA
Tylko dobrze wbij palik, żeby znowu w szkodę nie polazła.

JANEK
Dobrze, mateczko.

Bicie kościelnego dzwonu.

MATKA
Żonę kowala dziś chowają.

JANEK
Tę, co się zabiła z miłości?

MATKA
Kto ci takich głupot nagadał? Objadła się czarnych jagód i gorączka ją zmogła.

JANEK
Bo chłopaki we wsi mówili, że z miłości się jagodami objadła. Żyć nie chciała.

MATKA
Nie słuchaj tych łobuzów. Oni nie wiedzą, co to miłość.

JANEK
A co to miłość, mateczko?

MATKA
Sam się przekonasz. Albo i nie.
(po chwili)
Pójdę, zobaczę, jaki pogrzeb miała kowalowa.

JANEK
Dlaczego mateczka chodzi na wszystkie pogrzeby?

MATKA
Lubię sobie popłakać. Na pogrzebach nikt nie pyta, dlaczego.

JANEK
Dziwnie mateczka mówi.

MATKA
Zjedz śniadanie, a potem zajmij się Baśką. Wbij dobrze palik.

JANEK
Mateczka się nie martwi. Sprawię się, jak trzeba.

 

2.

Janek prowadzi Baśkę na pastwisko. Podzwanianie dzwonka i łańcucha.

JANEK
No, Baśka! Tu będzie dobrze.

Wbijanie palika. Janek kładzie się w trawie, wzdycha z rozkoszy. Patrzy sobie na niebo. Świergot skowronka.

JANEK
Taki malutki ptaszek. A tak wysoko uleci. Do samego Boga.
(po chwili)
Chmura. Chmuuura. Chmura jak… krowa… a tak jak kawał sera… Mateczka pewnie już płacze. Niech sobie płacze… Co to jest miłość?

Janek gra na fujarce. Potem zbliżające się kroki w trawie.

GŁOS OBCEGO
Ładnie grasz.

Janek zrywa się na równe nogi.

JANEK
A, tak se dmucham.

PRZYBYSZ
Masz talent, wiem, co mówię.

JANEK
Ja tam nie wiem.

PRZYBYSZ
Jak ci na imię?

JANEK
Mateczka mówi mi Janek.

PRZYBYSZ
A tatulo?

JANEK
Tatula na wojnie zabili.

PRZYBYSZ
Na wojnie panów…

JANEK
Tatulo mówił, że za Polskę idzie walczyć, nie za kajzera. Do Legionów trafił, a potem… potem go zabili. Na samiuśki koniec wojny.

PRZYBYSZ
Masz jeszcze kogo?

JANEK
Tylko mateczkę. Mieszkamy o, tu, na tej górce.

PRZYBYSZ
Ładna okolica. I jakie powietrze! Nie to, co w mieście. Tam człowiek oddycha kłamstwem.

JANEK
Ja tam nie wiem. Ale mateczka mówi, że w mieście nic dobrego.

PRZYBYSZ
I ma świętą rację! Zagraj mi jeszcze coś.

JANEK
E, nie chcę.

PRZYBYSZ
Jak zagrasz, to ci coś pokażę.

JANEK
A co?

PRZYBYSZ
Zagraj, to zobaczysz.

Janek gra na fujarce.

PRZYBYSZ
Jesteś szczęśliwcem. Tworzenie piękna przychodzi ci bez trudu.

JANEK
Co mi pan pokaże?

PRZYBYSZ
A, rzeczywiście.

Przybysz wyjmuje coś z plecaka.

PRZYBYSZ
Proszę. Możesz potrzymać.

JANEK
Ostry.

PRZYBYSZ
Stal nierdzewna. Hartowana. Najlepszej jakości. Kiruna. W powietrzu przetnie spadający włos.

JANEK
Piękny nóż.

PRZYBYSZ
Owszem. Może takim zabili twojego ojca.

JANEK
Mateczka pismo dostała, że tatula trafili pod Kaniowem, jak na Niemca szli. Ponoć umarł od razu, nie męczył się.

PRZYBYSZ
Pewnie grobu nawet nie ma.

JANEK
Napisali, że pochowali go z wojskowymi honorami. Może kiedyś pojedziemy z mateczką położyć mu kwiaty. Tatulo lubił polne kwiaty, zawsze mateczce do domu znosił całe bukiety.

PRZYBYSZ
Taaak… a teraz wącha je od spodu. Burżuje zabili twego tatula. Nie kto inny. Za burżuazyjną sprawę zginął. Jak miliony jemu podobnych.

JANEK
Ja tam nie wiem.

PRZYBYSZ
Wiesz, wiesz. Za Polskę, mówisz, szedł się bić? A czymże się różni ta Polska od tego, co było? Zniknął wyzysk człowieka przez człowieka? Lepiej wam się z matką żyje?

JANEK
Niby nie. Ale nam dużo nie trzeba. Ino żeby do garnka było co włożyć.

PRZYBYSZ
No i żeby bieda była prawdziwie nasza, polska, narodowa.

JANEK
Chyba se już pójdę.

PRZYBYSZ
Zaczekaj. Przepraszam, nie powinienem się unosić. Ten nóż… wiele dla mnie znaczy. Dostałem go od mojego ojca, a on z kolei od mojego dziadka. W powstaniu styczniowym ten kawałek stali uratował mu życie. Ale nie uratował przed kibitką i konfiskatą majątku. Ten nóż to moja cała ojcowizna, rozumiesz?

JANEK
Tatulo lubił, żeby wszystkie noże w domu były dobrze naostrzone. Ciągle je kazał na osełce pieścić, a jak jaki był tępy, to od razu się złościł.

PRZYBYSZ
Słusznie. Nigdy nie wiadomo, kiedy będą potrzebne. Twój ojciec musiał być mądrym człowiekiem.

JANEK
Mateczka mówi, że głupi był, że dał się zabić.

PRZYBYSZ
Mówi tak, ale wcale tak nie myśli. Nie on jeden poszedł na przemiał. Ale to już skończone. Już nigdy prosty człowiek nie będzie nadstawiał karku za możnych tego świata.

JANEK
Pan to mówi trochę jak ksiądz.

PRZYBYSZ
Jestem kimś w rodzaju księdza. Tylko że nie Bogu ślubowałem wierność, ale takim jak ty. Wasza pora właśnie nadchodzi.

JANEK
Ja tam nie wiem. Chyba już se pójdę.

PRZYBYSZ
Zaczekaj. Podobasz mi się. Jesteś swój człowiek. Jak chcesz, to ten nóż może być twój.

JANEK
A na co mi taki nóż? Mnie wystarczy mój kozik.

PRZYBYSZ
Takim kozikiem możesz sobie co najwyżej wystrugać fujarkę. Ja myślę o czymś większym.

JANEK
O czym?

PRZYBYSZ
Coś ci pokażę.

Przybysz wyjmuje coś z plecaka.

PRZYBYSZ
Wiesz, co to?

JANEK
Książeczka od nabożeństwa?

Przybysz śmieje się krótko.

PRZYBYSZ
Książeczki od nabożeństwa niedługo już wyjdą z użycia. Ale ta książeczka pozostanie zawsze aktualna. Wiesz, co tu jest napisane?

JANEK
Ja…

PRZYBYSZ: Pewnie nie umiesz czytać…

JANEK
Nie, panie.

PRZYBYSZ
Długa droga przed nami… To „Manifest komunistyczny”.

JANEK
A, to wiem. Ksiądz mówi, że to bezbożna książka i żaden chrześcijanin nie powinien jej czytać.

PRZYBYSZ
A wiesz, dlaczego tak mówi? Bo to niebezpieczna książka. Niebezpieczna dla niego, dla jego stanu i dla całej burżuazji. Ale ja uważam, że właśnie chrześcijanin powinien ją poznać w pierwszej kolejności. Posłuchaj, coś ci przeczytam.
(wertowanie kartek)
„Jak klecha szedł zawsze ręka w rękę z feudałem, tak i kleszy socjalizm z socjalizmem feudalnym. Nic łatwiejszego, jak nadać chrześcijańskiemu ascetyzmowi socjalistyczny pokost. Czyż chrześcijaństwo nie piorunowało również przeciw własności prywatnej, przeciw małżeństwu, przeciw państwu? Czyż nie zalecało na ich miejsce dobroczynności i żebractwa, celibatu i umartwienia ciała, życia klasztornego i kościoła? Socjalizm chrześcijański jest jedynie wodą święconą, którą klecha kropi rozgoryczenie arystokratów”.
Rozumiesz? Nie? Posłuchaj jeszcze.
„Dotychczasowe drobne stany średnie – drobni przemysłowcy, kupcy i rentierzy, rzemieślnicy i chłopi, wszystkie te klasy spychane są do szeregów proletariatu… W ten sposób proletariat rekrutuje się ze wszystkich klas społecznych”.
I jeszcze to:
„Proletariat, najniższa warstwa społeczeństwa obecnego, nie może się podnieść, nie może się wyprostować, nie wysadzając w powietrze całej nadbudowy warstw, stanowiących społeczeństwo oficjalne” …
„Najbliższy cel komunistów jest ten sam, co wszystkich pozostałych partii proletariackich: ukształtowanie proletariatu w klasę, obalenie panowania burżuazji, zdobycie władzy politycznej przez proletariat”…
Rozumiesz? Nie będzie już więcej panów, bo wszyscy będą panami, a raczej… towarzyszami. Zapanuje ogólna sprawiedliwość, bo nie będzie już kapitału i wyzysku, co ten kapitał powoduje.

JANEK

Tatulo zawsze mówił, że komuniści nie chcą niepodległej Polski.

PRZYBYSZ
Bo chcemy czegoś większego! „Robotnicy nie mają ojczyzny. Nie można im odebrać tego, czego nie mają… W tym samym stopniu, w jakim zniesiony zostanie wyzysk człowieka przez człowieka, zniesiony będzie także wyzysk jednego narodu przez drugi. Wraz ze zniknięciem przeciwieństw klasowych wewnątrz narodu znika wzajemna wrogość narodów”. Jak już zlikwidujemy analfabetyzm, przeczytasz tę książkę w całości. I wtedy zrozumiesz, jaką ma moc.

JANEK
Mateczka mówi, że ja czytam z chmur.

PRZYBYSZ
Ciężkie chmury zbierają się nad starym światem. Widmo krąży po Europie – widmo komunizmu! Chętnie poznałbym twoją matkę.

JANEK
Poszła na pogrzeb kowalowej.

PRZYBYSZ
Zakochała się biedaczka. A wiesz w kim?

JANEK
W kim?

PRZYBYSZ
We mnie!

Przybysz śmieje się demonicznie.

PRZYBYSZ
Nie wierzysz mi.

JANEK
Ja tam nie wiem.

PRZYBYSZ
Przestań do licha powtarzać to swoje „nie wiem”! Chcesz, to ci powiem, jak było z Hanką, znaczy z żoną kowala i ze mną.

JANEK
Ona i pan…, ale to grzech.

PRZYBYSZ
A jużci grzech! Tylko grzech smakuje jak najprzedniejsze wino. Piłeś już kiedy wino?

JANEK
Nie, panie, matula nie pozwala.

PRZYBYSZ
Powinieneś spróbować. Chcesz pociągnąć?

(Przybysz odkorkowuje butelkę)

JANEK
Nie, dziękuję.

PRZYBYSZ
Nie wiesz, co tracisz.

(Przybysz solidnie pociąga z butelki, głośno wzdycha, zakorkowuje z powrotem)

PRZYBYSZ
A żona kowala lubiła wino. I inne rzeczy też. Nawet bardzo lubiła. Spotykaliśmy się pod lasem, u wrót doliny. Siadaliśmy nad strumykiem i moczyliśmy nogi, a potem… ech, żebyś ty wiedział, jak smakowały jej usta. Jak… rozgrzane słońcem maliny. Trochę to trwało. Ona chciała czegoś więcej. A ja, jakby ci to powiedzieć, nigdy nie traktowałem życia zbyt serio. Wystarczy, że życie nas traktuje śmiertelnie poważnie. Musiałem to skończyć. My, rewolucjoniści, nie możemy sobie pozwolić na drobnomieszczańskie odruchy. Wiesz, co jej powiedziałem na pożegnanie? Skąd niby masz wiedzieć. Powiedziałem, że we mnie nie można się kochać, bo jestem duchem. Resztę już znasz.

JANEK
Pójdę. Muszę oprzątnąć obejście.

PRZYBYSZ
Wiem, dziwnie mówię, ale jestem twoim przyjacielem. Wkrótce dowiesz się więcej. To naprawdę bezcenny nóż!

Oddalające się kroki. Ryczenie krowy.

 

3.

Obiad. Brzęk naczyń, mlaskanie Janka.

MATKA
Nie mlaskaj jak prosię.

JANEK
Zawsze mlaskam, mateczko.

MATKA
Właśnie. Musisz w końcu nauczyć się jeść jak człowiek, żyć jak człowiek. Wiecznie mnie przy tobie nie będzie.

JANEK
Nie gniewaj się, mateczko.

MATKA
Martwię się o ciebie. Rozmawiałam z młynarzem. Zgodził się wziąć cię na przyuczenie.

JANEK
Młynarz bije chłopaków.

MATKA
I prawidłowo. Im szybciej poczujesz męską rękę, tym lepiej dla ciebie.

JANEK
Mateczko, mnie tu dobrze. Z tobą.

MATKA
Już ci mówiłam, nie będę żyła wiecznie. Musisz pójść między ludzi.

JANEK
Kiedy ludzie sami do mnie przychodzą.

MATKA
Znowu coś wymyślasz.

JANEK
Był tu taki jeden. Miastowy. Pokazał mi nóż. Powiedział, że kiedyś mi go da. I czytał mi taką książkę i tam było, że kiedyś wszystko się zmieni. Wszystko, mateczko.

MATKA
Mówiłam, żebyś nie rozmawiał z obcymi! Ciągle tu się jacyś kręcą. Przybłędy, nieroby, agitatorzy. Powojenna szumowina.

JANEK
Agi… co to znaczy, mateczko?

MATKA
Agitator to taki, co wszystko przekabaca. Białe na czarne, złe na dobre i odwrotnie. Zresztą nie musisz wiedzieć takich rzeczy. Ważne, żebyś już więcej z nim nie gadał.

JANEK
Powiedział, że kowalowa się w nim kochała.

MATKA
Tak powiedział? To łobuz. Teraz każdy łachmyta będzie sobie nią gębę wycierał.

JANEK
Dużo ludzi na pogrzebie?

MATKA
Cała wioska. Każdy chciał popatrzeć. Księdza tylko nie było. Pod murem ją chowali jak psa. A kowal tylko zaciskał pięści.

JANEK
Mateczko, a po co tatulo szedł na wojnę?

MATKA
Wszyscy szli. Tylko nie wszyscy byli jak twój ojciec. Jemu tylko ten PPS był w głowie, „Robotnika” czytał nocami, a jak Piłsudski w Krakowie to swoje wojsko zaczął robić, to ojciec od razu się zaciągnął. Błagałam, zaklinałam, nie idź, jakoś to przeczekasz, tu gospodarkę masz i syna, co cię potrzebuje. Ale nie słuchał, jak zaczarowany, jakby kto mu tę Polskę do głowy wlał, że na nic innego miejsca już nie było. A teraz co? Jedna złamana blaszka i sterta pożółkłych gazet po nim została…

JANEK
Ten pan powiedział, że teraz już nikt nie będzie musiał iść na wojnę. Bo już nie będzie po co walczyć… Czy jakoś tak…

MATKA
Znaczy cudotwórca. Trzymaj się od niego z daleka. Jutro we wsi zabawa. Możesz pójść.

JANEK
Znowu będą się ze mnie śmiali.

MATKA
Głupi są, to się śmieją. Pójdziesz, między ludźmi pobędziesz, a tych traktuj jak powietrze. Jakby ich nie było.

JANEK
Zobacz, mateczko, na szczytach różano-krwawa mgiełka. Niżej jakby fioletowo. Dobrze by było umieć latać jak skowronek. Ulecieć hen, wysoko, daleko… Tak daleko, aż zniknąć.

MATKA
Znowu marzysz. Z marzeń nikt jeszcze nie wyżył.

Ryczenie krowy.

MATKA
Ryczy.

JANEK
Trza wydoić.

MATKA
Nareszcie gadasz jak człowiek.

JANEK
Jestem swój człowiek, mateczko.

MATKA
On ci tak powiedział?

JANEK
Skąd wiesz?

MATKA
Uważaj na siebie, Janku.

 

4.

Wiejska zabawa. Głośna, skoczna muzyka, tańce, przytupy, brzęk szkła, pokrzykiwania, pijackie śpiewy.

GŁOS MĘSKI I
Patrzta, głupi Janek!

GŁOS MĘSKI II
Ej, Janek, potańczyć żeś przyszedł?

GŁOS MĘSKI III
Pokaż nam, jak to się robi!

GŁOS MĘSKI I
On to robi ino z matką!

Śmieją się, rechoczą.

GŁOS MĘSKI I
No, tańcz, jak ci każą.

JANEK
Nie umiem.

GŁOS MĘSKI II
My cię nauczymy.

GŁOS MĘSKI III
Będziesz skakał aż pod sufit. Dawaj go!

JANEK
Zostawcie!

Szarpanina, chłopaki łamią opór Janka, chwytają go i podrzucają wysoko. Pokrzykują: „hej-hop, hej-hop!!!”, w końcu chłopak z głośnym łoskotem upada na posadzkę. Głośny śmiech.

PRZYBYSZ
Może ze mną potańcujecie? No, który pierwszy?

Metaliczny brzęk noża wyciąganego z pochwy.

GŁOS MĘSKI I
On ma nóż.

GŁOS MĘSKI II
No i co? Nas jest więcej.

GŁOS MĘSKI III
Wielki ten knyp.

PRZYBYSZ
Strach was obleciał?

GŁOS MĘSKI I
My ino tak… dla zabawy.

GŁOS MĘSKI II
Zawołam chłopaków.

PRZYBYSZ
A wtedy ja poderżnę ci gardło.

Głos Męski II syczy z bólu i ze strachu, gdy Przybysz przykłada mu ostrze noża do grdyki.

PRZYBYSZ
Wołaj. No…

GLOS MĘSKI II
Ja już nie będę.

PRZYBYSZ
Patrzcie go, popuścił w spodnie. A taki był odważny.

GŁOS MĘSKI II
Krew mi leci.

PRZYBYSZ
To tylko lekkie draśnięcie. Ale jak go jeszcze raz ruszycie, to dopiero poleje się krew. A teraz wynocha!

GŁOS MĘSKI I
Chodźta chłopaki. Jadźka przyszła.

GŁOS MĘSKI III
Idę się napić.

GŁOS MĘSKI II
Krew mi leci…

W tle cichnące odgłosy zabawy.

PRZYBYSZ
Widzisz, co może taki nóż? Tylko trzeba wiedzieć, jak się nim posłużyć. I przeciw komu.

JANEK
Mateczka nie kazała mi z panem gadać.

PRZYBYSZ
Bo cię ślepo kocha. Koniecznie muszę ją poznać. Ale najpierw napijemy się czego. W gardle zaschło.

JANEK
Ale mateczka…

PRZYBYSZ
Mateczki tu nie ma. Chodź.

Odgłosy zabawy trochę cichsze. Przybysz z Jankiem siedzą przy jakimś oddalonym stoliku.

PRZYBYSZ
Spójrz na tych ludzi. Wydaje im się, że mają wszystko, czego do szczęścia potrzeba. Nie zdychają z głodu i za to są wdzięczni losowi czy też Panu Bogu, jak zwał, tak zwał. Za swoją ciężką pracę dostają właśnie tyle, żeby nie zdechnąć i harować do końca swoich dni, ale nic więcej. Powiedz mi, Janek, czyś ty nigdy nie myślał o tym, żeby być czymś więcej niż jesteś? Tylko nie mów: „ja tam nie wiem”.
(śmieje się)

JANEK
Czasem se tak myślę… żeby być ptakiem. Choćby i skowronkiem. I latać se, bujać na niebie, i patrzeć z wysoka na to tu, i śmiać się z tego. Ale mateczka mówi, że to ino moje głupie marzenia.

PRZYBYSZ
Ale to właśnie te marzenia różnią cię od bydlęcia! Gdyby nie one, świat cały pozostałby w ciemnocie i niewolnictwie. My, komuniści, nauczyliśmy się marzenia przekuwać w czyn. Rozejrzyj się dokoła. Co widzisz?

JANEK
Gospoda… muzykanty… ludzie tańcują, chłopaki piją, dziewuchy piszczą.

PRZYBYSZ
A ja widzę ciemną, nieuświadomioną masę. Masę, która nawet nie wie, jaką ma siłę. My nie zabronimy ludziom się bawić. Przeciwnie, każdy będzie miał takie samo prawo do wypoczynku, jak i do godnej pracy za godne wynagrodzenie. My nie mówimy: najpierw niepodległość, a dopiero potem prawa robotników. My mówimy: rewolucja proletariacka jest koniecznością, która wynika nie z naszych zapatrywań, ale wprost z procesów dziejowych. Ja wiem, że to trudne… Twój ojciec poszedł za marzeniem o Polsce. Oddał za nie życie. Szanuję jego wybór, ale nie mogę go pochwalać.

JANEK
Tatulo dużo mi czytał. Ja niewiele rozumiałem, ale wszystko pamiętam. Wszystko.

O wojnę powszechną za wolność ludów,
Prosimy Cię, Panie.
O broń i orły narodowe,
Prosimy Cię, Panie.
O śmierć szczęśliwą na polu bitwy,
Prosimy Cię, Panie.
O grób dla kości naszych w ziemi naszej,
Prosimy Cię, Panie.
O niepodległość, całość i wolność Ojczyzny naszej,
Prosimy Cię. Panie.
W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. – Amen.

PRZYBYSZ
To trucizna, przez cały wiek sączona do polskich uszu. Trucizna, która wprowadza w stan snu na jawie, bo jej jedynym celem jest wmówienie ludowi, że „ma być tak, jak było”. Ty płaczesz?

JANEK
Nie, ino coś mi do oka wpadło.

PRZYBYSZ
Musi ci bardzo brakować ojca. Ja też jestem sierota. Ale nie sam na świecie.
(zaczyna nucić cicho)
Wyklęty, powstań ludu ziemi,
Powstańcie, których dręczy głód,
Myśl nowa blaski promiennymi
Powiedzie nas na bój, na trud.
Przeszłości ślad dłoń nasza zmiata,
Przed ciosem niechaj tyran drży!
Ruszymy z posad bryłę świata,
Dziś niczym, jutro wszystkim my!

PIJAK Z SĄSIEDNIEGO STOLIKA
Te, komunista. Co tam za bajeczki chłopakowi opowiadasz?

PRZYBYSZ
Nie pańska sprawa.

PIJAK
A właśnie, że „pańska”. Zjechałem kawał świata i poznałem takich jak ty… Cudaków… Paplają jęzorami na wszystkie strony, ale za uczciwą robotę żaden się nie weźmie.

PRZYBYSZ
Miło było poznać. Ale na nas już czas.
(do Janka
Idziemy.

PIJAK
Żadne „idziemy”. Słyszałem, co żeś tam chłopakowi gadał. Walka klas, rewolucja, dyktatura proletariatu. Ja to znam, ale ja na to gwiżdżę. Słyszysz?
(próbuje nieudolnie gwizdać)
Gwiżdżę, bo wiem, co twoi „towarzysze” wyczyniają w Bolszewii.

PRZYBYSZ
Nie znam takiego kraju.

PIJAK
Znasz, znasz gagatku, bo to twój kraj, twoja ojczyzna. Chcecie, żeby było u nas tak samo, jak tam. Ludzie mordowani, wyrzucani z domów, złodziejstwo i kurestwo, za przeproszeniem, uznawane jako „prawo”. Taka ta wasza „rewolucja” i „równość klasowa”.

PRZYBYSZ
Jesteś w błędzie, człowieku, ale nie miejsce i nie pora, żeby to teraz objaśniać.

PIJAK
A właśnie, że miejsce i pora.
(głośno)
Ludzie! Pan agitator chciałby nam opowiedzieć o najlepszym ze światów!

PRZYBYSZ
Uspokójże się, człowieku!

PIJAK
O świecie bez Boga i bez własności, o świecie ze wspólnymi żonami i dziećmi, które wychowują nie rodzice, a państwo! No, kolego, oświeć ciemny lud!

GŁOS MĘSKI
To naprawdę komunista?

GŁOS KOBIECY
Kręci się tu od paru dni.

GŁOS MĘSKI
Może stójkowego zawołać? Niech jemu opowie o swojej rewolucji.

PRZYBYSZ
Nic tu po nas, Janku.

Wstają od stołu, wycofują się. Pijak zastępuje im drogę.

PIJAK
Co, strach cię obleciał? Masz ten swój lud, dlaczego się go boisz? Wolisz głupiemu Jankowi robić wodę z mózgu?
(do Janka)
Gdyby twój ojciec widział, z kim się zadajesz, dałby ci pasem na goły tyłek.

JANEK
Ja nic… ja ino słucham…

PIJAK
To przestań słuchać tego hultaja i wracaj do matki!
(do Przybysza)
A tobie radzę, zabieraj się stąd czym prędzej. Nie chcemy tu takich jak ty.

PRZYBYSZ
To ja decyduję, gdzie moje miejsce. Tylko ja.

PIJAK
A może partia, co?

PRZYBYSZ
Nie używaj słów, których nie rozumiesz. Janek, idziemy.

GŁOS KOBIECY
Zostaw chłopaka w spokoju.

PRZYBYSZ
To nie jest już dziecko i sam potrafi sobie dobierać znajomych.

JANEK
Ten pan mi pomógł, jak chłopaki mnie bili.

GŁOS KOBIECY
A rób co chcesz, tylko żebyś potem nie żałował.

Janek z Przybyszem wychodzą z zabawy.

PIJAK
Nie wracaj tu więcej, bolszewiku!

 

6.

Janek z Przybyszem idą wiejską drogą.

JANEK
Dlaczego nie wyciągnął pan noża?

PRZYBYSZ
Już ci mówiłem, trzeba wiedzieć, kiedy i przeciw komu. Zwłaszcza przeciw komu.

JANEK
Nie lubię, jak mówią na mnie „głupi Janek”.

PRZYBYSZ
I słusznie, bo jesteś kimś wyjątkowym! Tacy jak ty zmieniają świat. A tamci… tamci to mierzwa, niewarta splunięcia.

JANEK
Czasem pana lubię, a czasem się boję.

PRZYBYSZ
Ty nie musisz się bać. Bać się powinni ci, co wami pomiatają i tym pijakiem, i tymi chłopakami, i tą nieokrzesaną babą…

JANEK
Pan naprawdę z tą kowalową…?

PRZYBYSZ
A co to jest prawda? Istnieje tylko to, w co ludzie wierzą. W zaufaniu ci powiem, że kowalowa była trochę podobna do ciebie. Chciała od życia czegoś więcej.

JANEK
Ale ja nie chcę…

PRZYBYSZ
Nie gadaj głupot. Każdy chce. Ale nie każdy ma odwagę, może ja jej nie miałem… Paskudna historia… No, dość już o tym, w brzuchu mi gra cała orkiestra. Mam nadzieję, że mateczka nakarmi głodnego.

JANEK
A jużci.

PRZYBYSZ
A jużci.

 

7.

Janek z Przybyszem wchodzą do chałupy.

MATKA
Jezus Maria, co żeś taki obszarpany?

JANEK
Tańcowałem, mateczko.

MATKA
I piłeś.

PRZYBYSZ
Tańcował, aż się kurzyło! A pił tyle, co wróbelek.

MATKA
A pan to kto?

PRZYBYSZ
Przyjaciel pani syna.

MATKA
Mój syn nie ma przyjaciół, oprócz mnie.

PRZYBYSZ
Teraz już ma. Pozwoli pani, że się przedstawię. Kunicki. Stefan Kunicki.

MATKA
Pewnie z miasta.

PRZYBYSZ
Nie inaczej, szanowna pani.

MATKA
I co pan robi w tym mieście?

PRZYBYSZ
A, różne rzeczy. Przeważnie jednak studiuję.

MATKA
A co też pan studiuje? Też różne rzeczy?

PRZYBYSZ
Czyta pani w moich myślach. Nie znalazłoby się u dobrodziejki co do zjedzenia?

MATKA
U nas niebogato, ale dla gościa zawsze coś się znajdzie. Janek, podaj no, co tam z obiadu zostało.

Krzątanina Janka w kuchni.

MATKA
Co pana sprowadza w te strony?

PRZYBYSZ
Podróżuję to tu, to tam. Lubię zwiedzać, wie pani.

MATKA
A co tu do zwiedzania? Bieda aż piszczy.

PRZYBYSZ
Myli się pani. Nie w kwestii biedy, ale obiektów zwiedzania.

MATKA
Dziwnie pan mówi.

PRZYBYSZ
Jak ksiądz?

MATKA
Może być jak ksiądz. Albo jaki domokrążca. Pan coś sprzedaje?

PRZYBYSZ
Raczej szukam.

MATKA
A czego to pan szuka? Może szczęścia? Tu pan go raczej nie znajdzie.

PRZYBYSZ
Otóż szukam ludzi wolnych. Wolnych i dzielnych. Innymi słowy – szukam tego, czego nie mam u siebie.

MATKA
Po co panu tacy?

PRZYBYSZ
Bo tylko z nimi mogę coś zmienić na tym padole łez, łaskawa pani.

MATKA
I co, znajduje ich pan?

Wchodzi Janek z posiłkiem. Stukot naczyń na stole.

PRZYBYSZ
Nieczęsto, ale tak, czasem się udaje.

Spożywają posiłek, Janek mlaska.

MATKA
Przy gościu chociaż nie mlaskaj!

PRZYBYSZ
Proszę mu pozwolić. Sam chętnie pomlaskam!

Przybysz głośno mlaska.

MATKA
U mnie może i niebogato, ale to porządny dom.

PRZYBYSZ
Proszę wybaczyć. Czasem jednak nie warto walczyć z naturą człowieka. Trzeba go brać takim, jaki jest. Człowiek bowiem powołany jest do bycia wolnym.

MATKA
Mlaskać przy stole nie uchodzi.

PRZYBYSZ
A dlaczego nie? Bo tak się przyjęło? A od kogo zależy, czy coś się przyjęło, czy nie? Od nas samych! Nie od jakichś anonimowych mechanizmów.

MATKA
Pan chce, żeby ludzie nie różnili się od świń?

PRZYBYSZ
Wprost przeciwnie! Chcę wydobyć ludzi z chlewa przesądów i bojaźni.

MATKA
Pan wie lepiej, co dla nich dobre?

PRZYBYSZ
Jeśli sami nie potrafią tego zrozumieć, to trzeba im pomóc. To portret pani męża?

MATKA: Tak, dał sobie zrobić na krótko przed wojną.

PRZYBYSZ
Szlachetna, surowa twarz, zdecydowana postawa. Wnioskuję, że musiał być twardym człowiekiem.

MATKA
Wszystko tu własnymi rękami pobudował. Jak wrócę z wojny, mówił, postawimy se nową chałupę. Tak jak Polska na nowo się narodzi, tak i my w nowym domu zamieszkamy. Oj, lubił bajać ten mój Władzio… Czasem jak patrzę na Janka, to jakbym jego widziała…

PRZYBYSZ
No i jest ta Polska, a pani z Jankiem wciąż w tej samej pochyłej chacie. Bez męża. Wojny wywołują burżuje, a giną na nich nędzarze. Jedni za kajzera, inni za cara, jeszcze inni za zmartwychwstanie Polski. Ale tak naprawdę powód jest ten sam: chciwość burżuja. Gdyby pani mąż i jemu podobni znaleźli w sobie odwagę do odmowy, wojny by nie było, bo nie byłoby komu jej prowadzić. Ja chcę pomóc ludziom zdobyć się na odwagę. Odwagę bycia wolnym. Ale żeby tak się stało, musicie zdać sobie sprawę ze swojej potęgi. Tak, potęgi. Każdy z was z osobna jest nędzarzem, ale wszyscy razem tworzycie armię, która zniesie dawny porządek. Dlatego trzeba się zrzeszać, organizować…

MATKA
Nam tu dobrze. Byleby nikt w szkodę nie wchodził. Jak u kowala…

PRZYBYSZ
A tak, słyszałem. Straszna tragedia. Bóg jedyny wie, co tak naprawdę działo się w głowie tej kobiety…

MATKA
Boga lepiej w to nie mieszać. Tu raczej inne moce maczały kopyta.

PRZYBYSZ
Ładnie to pani powiedziała. Już wiem, po kim Janek ma tę wrażliwość.

MATKA
Ojca mu brak, to rozmawia sobie z ptakami, chmurami… ale to dobry chłopak. I nie pozwolę, żeby mu się co stało.

PRZYBYSZ
Tak… Janek ma niezwykły talent. Nie myślała pani, żeby go dać do szkół?

MATKA
Nic dobrego z tego nie wyjdzie. Tu ma wszystko.

PRZYBYSZ (do Janka)
A co Janek o tym myśli?

JANEK
To samo, co mateczka, panie.

PRZYBYSZ
Mateczka ma zawsze rację…

MATKA
Późno już. Nie będzie pan po nocy chodził. Jeszcze co złego się panu przytrafi. Tu ciasno, ale może pan się przespać w obórce, na sianie. Chyba że miastowy niezwyczajny…

PRZYBYSZ
O, w obórce na sianie to wyborny nocleg! Zapewniam, że spało się w gorszych spelunkach, to znaczy chciałem powiedzieć, warunkach. A u łaskawej pani to przytulnie jak, nie przymierzając, w Betlejem!

JANEK
Janek, pokaż panu co i jak. I zaraz wracaj.

PRZYBYSZ
Z serca dziękuję pani za ciepłą strawę i za gościnę. Miłosierna z pani kobieta. Skoro świt ruszam dalej, zatem… żegnam.

MATKA
Z Panem Bogiem.

PRZYBYSZ
Dobranoc.

 

8.

Noc. Krzyk puszczyka, szczekanie psa z oddali. Poza tym cisza.

PRZYBYSZ
Teraz wiem już wszystko.

JANEK
Co takiego?

PRZYBYSZ
Jesteś gotowy, żeby tego użyć.

Metaliczny dźwięk noża.

PRZYBYSZ
Spójrz jak wspaniale błyszczy w świetle księżyca.

JANEK
Piękny…

PRZYBYSZ
Jest twój.

JANEK
Ale… ja nie mogę.

PRZYBYSZ
Musisz. Za ojca, którego zabili źli ludzie. Za matkę, która codziennie płacze. Za siebie. Przede wszystkim za siebie. Za wszystkie krzywdy, bicie, upokorzenia. Musisz się uwolnić od całej tej nędzy. Ten nóż to twoja wolność.

JANEK
Co mam zrobić?

PRZYBYSZ
To, co i tak musiałoby się stać. Kogo słuchają wszyscy we wsi? Kto namawiał, żeby mężczyźni szli na wojnę? Kto decyduje o tym, czy jesteś godzien ludzkiego pochówku, czy idziesz gnić pod mur?

JANEK
Ksiądz dobrodziej?

PRZYBYSZ
Pójdziesz tam i zrobisz, co należy.

JANEK
Znaczy co?

PRZYBYSZ
Tym pięknym nożem upuścisz trochę pańskiej krwi.

JANEK
Ale ja nie mogę…

PRZYBYSZ
Nie bój się. Będę w pobliżu.

JANEK
Dlaczego pan sam nie…?

PRZYBYSZ
Chcesz skorzystać z szansy na nowe życie czy nie? Ja ci ją daję! Po wszystkim zabiorę cię stąd, będziesz się uczył grać u najlepszych, zrobię z ciebie człowieka! Tutaj nie czeka cię nic poza pasaniem krów.

JANEK
A mateczka?

PRZYBYSZ
Mateczkę też zabierzemy. Tylko musisz to zrobić.

JANEK
Ale to się nie godzi. Ksiądz dobrodziej surowy. Kiedyś mnie zbił kijem, jak rzuciłem śniegową kulką w okno plebanii. Ale się nie godzi…

PRZYBYSZ
Jeśli nie ty, to zaraz mogę mieć dziesięciu na twoje miejsce. Ale wybrałem ciebie, bo jesteś wyjątkowy, rozumiesz?

JANEK
Ale zabierzemy ze sobą mateczkę?

PRZYBYSZ
Daję ci moje słowo.

JANEK
Ksiądz mówił, że nie na marne poszła śmierć tatula i innych. Że Boga teraz z bliska oglądają.

PRZYBYSZ
Na marne. Oni już niczego nie oglądają. Ani słońca, ani księżyca, żadnej z tych pięknych rzeczy, które są dla żywych. Klecha okłamuje ciebie, twoją matkę, was wszystkich. Pasie się na waszej krzywdzie. Czas na zapłatę.

JANEK
I mówił też, że z wielkiej wojny Polska się zrodziła, z martwych powstała jak Chrystus. I że Polska po wieczne czasy będzie tatulowi i innym wdzięczność winna.

PRZYBYSZ
Polska… A co to jest ta Polska? Czym ona się różni od tego, co było? Nie ma w niej nędzy, wyzysku, drożyzny? Nie ma w niej garstki kapitalistów, co trzymają pod butem całą resztę? Nie ma w niej takich jak ty, co mogliby się uczyć, piąć w górę, a żyją jak zwierzęta? Polska jest bękarcim dzieckiem traktatów pisanych przez burżuazję.

JANEK
Ja tam nie wiem. Ksiądz dobrodziej mówił…

PRZYBYSZ
Nie wiesz albo raczej nie chcesz wiedzieć! Ten wasz „ksiądz dobrodziej” założył wam kajdany i wmówił, że tak być musi. Ale wcale nie musi! Co więcej – tak dalej być nie może!

JANEK
Jak nie tak, to jak?

PRZYBYSZ
Inaczej! Lepiej! Sprawiedliwiej! Tak, jak nauczał Chrystus, a co dzisiejsi faryzeusze zastąpili bajaniem, że nierówności klasowe pochodzą od samego Boga!

JANEK
No, ale jeden wysoki, drugi niski, jeden mądrzejszy, drugi głupszy, jeden bogaty, a inny biedak. Tatulo mówił, że jak już nastanie Polska, to Polak Polakowi będzie bratem.

PRZYBYSZ
Nie chcę już słyszeć o żadnej Polsce! Wyobraź sobie, że nie ma ojczyzny ani narodu i że zastąpił ci je twój brat, twój towarzysz, nieważne jakim językiem mówi. „Proletariusze wszystkich krajów, łączcie się!”. Rewolucja musi przekroczyć granice państw i rozlać się na całą Europę, a potem na cały świat! Ale każda wielka droga zaczyna się od pierwszego kroku.

JANEK
I że niby ja mam go zrobić.

PRZYBYSZ
Tak, Janku. Ty. Nie chciałem ci o tym mówić, ale słyszałem, jak klecha przekonywał, że trzeba cię zabrać mateczce.

JANEK
Ale… jak? Dlaczego?

PRZYBYSZ
Ano dlatego, że twoja matka coraz bardziej słabuje na zdrowiu, a ty potrzebujesz opieki. Może do księdza na wypomóżki miałbyś pójść albo gdziekolwiek. Tylko już bez mateczki.

JANEK
I pan to słyszał?

PRZYBYSZ
Podobno gmina się przychyliła do pomysłu klechy. Pójdziesz w świat. A mateczka… no cóż, dokona żywota gdzieś w przytułku… z tęsknoty za tobą umrze. A waszą ziemię rozparcelują.

JANEK
Dobrze. Pójdę.

PRZYBYSZ
Wiedziałem, że jesteś odważnym człowiekiem. Prawdziwie niepodległym! Poczekaj tylko, aż matka zaśnie. I pamiętaj – nie możesz się zawahać. To będzie twoja klęska. A gdyby w ostatniej chwili opadły cię wątpliwości, pomyśl sobie wtedy, że jesteś narzędziem, że robisz to w imieniu swoich współbraci w niedoli.

JANEK
Jestem tylko narzędziem.

PRZYBYSZ
Idź. I niczego się nie lękaj, a ja będę w pobliżu.

Krzyk puszczyka.

 

9.

Wczesny ranek. Janek leży na łące i gra na fujarce. Nagle odzywa się głośne bicie kościelnego dzwonu. Janek przerywa grę.

JANEK
Chmury są jak ludzie. Zjawiają się, znikają… Jak łatwo nóż wchodzi w człowieka. Miękko jakby w obłok…

Narastający dźwięk nagonki. Zbliżający się tętent wielu par nóg. Ludzkie głosy, coraz bliżej.

GŁOS MĘSKI I
Tam jest!

GŁOS MĘSKI II
Jezu! We krwi cały!

GŁOS MĘSKI III
Ma nóż!

GŁOSY
Na niego!… Żywcem mieliśmy go brać… A na cholerę nam żywy!… To morderca!… Księdza zarżnął i gosposię…

JANEK
Gosposi nie chciałem…

GŁOS MĘSKI I
Słyszycie?

GŁOSY
Przyznał się!… A masz ty łachudro!

Głuchy odgłos uderzenia drągiem. Krzyk bólu. Dalsze uderzenia. W końcu – zdyszane oddechy stojących nad nieruchomym ciałem.

MATKA (rozdzierająco, z oddali)
Nie!!!

 

10.

Przeciągły gwizd lokomotywy w dolinie. Turkot kół pociągu. Wnętrze przedziału kolejowego.

NIEZNAJOMA
Upuścił pan książkę.

PRZYBYSZ
Dziękuję. Musiałem przysnąć.

NIEZNAJOMA
Przysnąć nad „Manifestem komunistycznym”. Aż tak nudny?

PRZYBYSZ
Przeciwnie. Jestem po prostu bardzo zmęczony.

NIEZNAJOMA
Nie boi się pan czytać takich rzeczy w publicznym miejscu?

PRZYBYSZ
Boję się tylko rozmów w pociągach.

NIEZNAJOMA
Nie musimy rozmawiać.

PRZYBYSZ
Proszę się nie obrażać. Dokąd pani jedzie?

NIEZNAJOMA
Jak najdalej stąd.

PRZYBYSZ
A gdzie to najdalej?

NIEZNAJOMA
A w Warszawie. Dlaczego pan tak patrzy?

PRZYBYSZ
Bo widzę w pani oczach…

NIEZNAJOMA
Co takiego pan widzi?

PRZYBYSZ
Nadzieję.

NIEZNAJOMA
Na razie zahaczę się jako pomoc domowa, ciotka mi załatwiła posadę, a potem skończę kurs pisania na maszynie i pójdę na sekretarkę. W urzędach zatrudniają teraz ludzi.

PRZYBYSZ
Z pewnością. Nasze młode państwo potrzebuje takich sprawnych rączek jak pani.

NIEZNAJOMA
Za nic tu nie wrócę. Słyszał pan o tym morderstwie na plebanii?

PRZYBYSZ
Nie…

NIEZNAJOMA
Niedaleko stąd. Jakiś wioskowy głupek zadźgał nożem księdza i gosposię. Ludzie jak się dowiedzieli, to zatłukli tego chłopaka.

PRZYBYSZ
Straszne.

NIEZNAJOMA
Za nic tu nie wrócę. Ale pan nie jest komunistą?

PRZYBYSZ
A skąd! Studiuję… to i owo. I tak się składa, że też jadę do stolicy. Mógłbym pomóc pani zahaczyć się w urzędzie. Może nawet w ministerstwie. Jeśli pani oczywiście chce.

NIEZNAJOMA
Naprawdę?

PRZYBYSZ
Ja zawsze mówię prawdę.
Pięknie coś tam, coś tam…

 

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Jarosław Jakubowski, Nóż, Czytelnia, nowynapis.eu, 2022

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...