Przemijanie
siedziałem na brzegu łóżka patrząc w milczeniu
jak przesiąknięty zapachem śmierci
powoli zapadasz się w pustkę i woń prosektorium
twój rozum już obojętny na siność naskórka
powoli odkrywał tajniki innego bytu
stanowiliśmy niepodzielną całość
a może bezładny i luźny zlepek figur wklęsłych i wypukłych
kształtów niczym mozaika z obrazów Picassa
pełna załamań i łagodnych przejść między szczegółami
układających się wzdłuż fałdów szpitalnego prześcieradła
niczym pełzające zegary Salvadora Dali
przez tyle dni szukałem twojej drogi ku życiu
cierpliwie utrwalałem słoneczny układ linii papilarnych
gładziłem zmarszczki dokuczliwe jak zadra pod paznokciem
palca wskazującego który wiódł na manowce
z rozedrganym sercem ze ściany i ekranów monitorów
uparcie zdrapywałem resztki niedorzecznej nadziei
gdy twoja nieruchoma twarz szykowała się do spokojnego snu
nigdy już nie odkryję nie wypowiem twojego imienia
nie nazwę kolejnych bezpowrotnie minionych
radości i cierpień