Traktat o samotności, część 54:
Odraza. Do czego odraza.
Do mężczyzny.
Do kobiety.
Do zdolnego mięsa.
Do czego zdolnego.
Mięsa zdolnego do mięsa.
Mięsa cegły. Do serca, które może
spaść na głowę.
A ja myślałam, że serce to kieliszek.
Odraza, do czego odraza.
Do kobiety.
Do mężczyzny.
Ten wewnętrzny kieliszek jest zimny.
Jest mroźny.
A ja myślałam, że ten kieliszek się pali.
Że ujrzę,
dotknę,
poczuję:
zajmuje mnie całą,
od ziemi do nieba mój kosmos zajmuje,
malutki kieliszek mój kosmos wyodrębnia,
wyodrębnia mnie całą kieliszek ogromny,
nie więdnie,
nie parzy.
Chodź do mnie, matko.
Pękły ci oczy,
pękły wargi.
Wołam.
Ciemny kąt przywołuję.
I nie wiem, gdzie jest.
Nie przyczyniam się do rozpoznania.
Wołam.
O wybuch dla mnie.
O moje imię,
zdrobniałe.
Ogromne jest imię zdrobniałe.
W ogromnej twarzy lalki zbudowano dom.
W ogromnych ramionach lalki,
zawsze rozwartych,
zmieszczono słońce.
Połykają mnie małe usta lalki.
Połyka mnie ogromne milczenie.
Patrzę w kąt. Nic tu nie ma.
Czuję zapach świeżego obrazu.
Olej na terpentynie.
Nie ma obrazu.
Ja ten obraz tylko nucę, ale nie kłamię.
Używam zapalniczki.
Tu jestem.
Rozbłysło popiersie żaby
na niebieskich widłach,
w blado żółtej koronie o trzech zębach.
Chodź do mnie, matko,
z mojej pamięci.
Dotknij nuconego przeze mnie obrazu.
Zwierzę wieczoru wiesza się po ścianach.
Obcałowuje mnie.
Kolczaste.
Zrobi się lżej, gdy stanie się światłem zwichnięte.
Tobie ręce drżą. Nie ze strachu. Drżą ze starości.
Wydłużasz się ku mnie kolcami drżenia.
Drżą ci kolana.
Przychodzisz na kolcach kolan.
Łączą nas drżące jeże.
Tak łatwo się wsuwam w miejsce twego zniknięcia.
I moje oczy drżą.
Drżą moje wargi.
Gdy tylko wymówię słowo „ciemność”,
słowo „drzwi”, słowo „już”.
To się razem składa i wpuszcza,
wciągając.
Moje wargi chodzą na kolcach drżenia.
W moich wargach drży słowo „świat”.
Można policzyć dni jego oglądania.
Drży w moich wargach słowo „dom”.
Mój dom drży na zewnątrz warg.
Pod mój dom wkradła się galareta umysłów.
Drży każdy mój dom.
Moje wszystkie słowa drżą.
Drży uczucie.
Nie dudni wiersz.
Galareta jest przesadna, próżna
i nie ma w niej schodów ani osi.
Moje ciało drży.
Czeszą je ptaki.
Z tomu Hop! Hop! Hop! Traktat o samotności.