Tribute to
Historie rozpisane są na pięciolinii niewiarygodnego talentu, wielkiej wrażliwości, nieumiejętności życia z ludźmi, ambicji, która nie wytrzymuje konkurencji z prozą życia – tak najkrócej moglibyśmy scharakteryzować losy bohaterów książki Zagrani na śmierć. Tomasz Lada przedstawia czytelniczkom i czytelnikom trzech muzyków, którzy swoim myśleniem o muzyce wyprzedzili czasy, w których żyli. Janusz Rołt, Dariusz Hajn, Robert Sadowski. Lista zespołów, które współtworzyli jest zbyt długa, by wymienić je wszystkie. Brygada Kryzys, Armia, Dezerter, Houk, Kobong – a z nich kolejne kręgi i emanacje, jak Kult, Izrael, Falarek Band, Madame – to przecież pokaźna historia polskiej muzyki. Tej wolnej od plastiku, od podobania się krytykom, występującej przeciwko systemowi lat osiemdziesiątych i rozczarowaniu lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku. Niezależnej, undergroundowej. Wreszcie, by zabrzmiał ostatni akord: muzyki, bez której nie byłoby olbrzymiej części współczesnej kultury polskiej.
Rzecz niemożliwa, rzecz fanowska
Tomasz Lada stworzył (właśnie: „stworzył”, a nie „napisał”) książkę przekraczającą możliwości twórcze zwykłego człowieka. Zagrani na śmierć przedstawia artystyczne biografie Janusza Rołta, Dariusza Hajna i Robert Sadowskiego w polifonicznym ujęciu. Mówią inni, Tomasz Lada milczy. Każda z trzech mini-biografii składa się z wypowiedzi znajomych, byłych dziewczyn, rodziców, żon, dzieci, dziennikarzy muzycznych. Jasio, Skandal i Sadek opowiedziani są przez tych, którzy ich zapamiętali. Lada nie wtrąca się, nie uzupełnia. Nawet przypisy są krótkie, lakoniczne, absolutnie niezaburzające rzeki wspomnień. Zupełnie jakby autor chciał mimochodem powiedzieć czytelnikowi: nie porywaj się na pisanie ich biografii, tylko słuchaj – oni są w muzyce. Zamknięci w albumach lub wciąż niewydanych nagraniach. Ale też w dużej mierze – wiecznie żywi. Rację ma Leszek Kamiński, realizator nagrań, gdy mówi: „Wiele płyt, które kiedyś robiły na mnie wrażenie, uchodziły za przełomowe, zestarzało się. Transmission
Liczba osób, do których dotarł autor, robi olbrzymie wrażenie. Setki nagranych godzin, różnorodność wypowiedzi (ach, zawodna pamięć), wspomnienia wzajemnie uzupełniające się lub sobie przeczące. Nie mam pojęcia, jak długo Tomasz Lada pisał tę książkę. Jasne, było mu łatwiej, ponieważ publikując na łamach „Tylko Rock” oraz „Brum”, siedział w temacie od lat. Nie zmienia to zupełnie totalnego oszołomienia czytelnika, gdy tylko zda sobie sprawę, jaką benedyktyńską pracę wykonał Lada. Dotrzeć do tak wielu osób, pokonać ich opór, niechęć, nieufność i cierpliwie wysłuchać bez oceniania – rzecz trudna do wyobrażenia. Jest w tym polifonicznym układzie wzajemnie przeplatających się wypowiedzi olbrzymi szacunek autora dla swoich rozmówców. Lada nie ocenia, nie feruje łatwych wyroków, nie mami tanim moralizatorstwem. Jest fanem, ale jest też krytykiem – mocno wyczuwalne jest zachowanie przez autora równowagi. Choć poznajemy zakulisowe smaczki i mnóstwo anegdot o legendarnych albumach, to Lada nie tworzy swojego dzieła na kolanach, a muzykom nie buduje ołtarza. w Zagranych na śmierć to właśnie ludzkie oblicze muzyków wybrzmiewa najmocniej. Za geniuszem, za wrażliwością, za nieustannym przekraczaniem muzycznych granic były przecież zranienia najbliższych, syf ulicy, narkotyki, śmierć.
To mój blues
Można potraktować wszystkie trzy biografie jako jedną opowieść. w dodatku z prostym podziałem na zwrotki i refren. Zwrotka – narkotykowy odlot, refren – detoks. Pomiędzy muzyczne pejzaże. Przeczytać biografię Janusza Rołta to równocześnie przeczytać dwie pozostałe. Wiem, ktoś się nie zgodzi. Jak można porównywać Skandala i Sadka? Jasne, że nie można. Muzycznie – na pewno nie, życiowo – już tak. Myślę, że wszyscy mogliby uznać słowa Roberta Sadowskiego za swoje:
Ja cały czas gram swoją muzykę, tylko w zależności od tego, z kim gram, kiedy gram i co się w moim życiu dzieje, jej forma musi ulegać zmianom i przekształceniom. Musi być taka, żebym mógł ją dalej kochać.
Czuję się bluesmanem. Gram cały czas jedną melodię – taką swoją.
Jedna z rozmówczyń Lady stwierdza coś, co opisuje całą trójkę bohaterów:
Trzydzieści lat temu w kulturze funkcjonował mit romantycznego szaleńca – kogoś, kto nie tylko oddawał się cały na scenie, ale też przekładał to na życie, w zasadzie z tej sceny nie schodził nigdy. Oddawał się sztuce w całości. Nie uznawał półśrodków i – broń Boże – bezpieczeństwa. Leciał do ognia, żeby się spalić. a paliwem do podtrzymania tego lotu były używki.
Jednym z fascynujących pytań, które przewija się przez opowieść o kolejnych albumach, trasach koncertowych i riffach, jest to, które Lada stawia czytelnikowi: czy bohaterowie książki zagubili się, dążąc do idealnego brzmienia, czy raczej pochłonął ich mit destrukcyjnego Klubu 27?
Bardziej słuchaj niż czytaj
Choć książka Tomasza Lady jest świetna, to trudno przeczytać ją w jeden wieczór. Publikacja Zagrani na śmierć porusza w czytelniku tak wiele strun, że raczej czyta się po kilka, kilkanaście stron, aby odłożyć książkę, włączyć muzykę i podjąć nigdy nieprzerwaną rozmowę z jej bohaterami. Jest to też książka, o której trudno się pisze, bo w zasadzie dąży ona do tego, aby samemu zamilknąć i dać się zasłuchać. Tylko muzyka jest bowiem w stanie unieść tak sprzeczne uczucia szczęścia i rozpaczy, wolności i zniewolenia, rozkoszy i cierpienia.
Na koniec dwie drobne uwagi, małe spostrzeżenia. Jest w Zagranych na śmierć jeden bardzo subtelny trop do własnych rozmyślań. Bohaterowie Tomasza Lady, próbując się podnieść podczas swoich detoksów, często drogę oczyszczenia łączyli z fascynacją buddyzmem. Autor opisuje ich oddanie wyczerpującym ćwiczeniom fizycznym lub próbom medytacji. Jest to arcyciekawe, jak artyści szukali także duchowego wsparcia – podobnie jak w muzyce, którą tworzyli – poza panującym systemem. Traktuję to spostrzeżenie jako właśnie ciekawą medytację nad duchem lat dziewięćdziesiątych, absolutnie nie jako konfesyjną przepychankę. Rołt, Skandal i Sadek nie znaleźli w chrześcijaństwie intrygującej odpowiedzi czy też propozycji wyjścia z trudnej sytuacji. Powstaje tu z kolei inna myśl: czy dzisiaj spotkanie sztuki niezależnej, bezkompromisowej, undergroundowej jest możliwe w obszarze Kościoła? Inna myśl, że duchowe poszukiwania bohaterów w jakiś sposób udzielają odpowiedzi na pytanie o (czasowy) fenomen zespołów Houk, Armia, a przede wszystkim 2Tm2,3.
I myśl ostatnia, najbardziej oczywista. w 2011 roku Zbigniew Hołdys głośno zaprotestował wobec propozycji nadania mu odznaczenia za działalność opozycyjną. To mnie obraża jako artystę, mówił. Od tamtego czasu nie doczekaliśmy się uczciwej dyskusji nad uhonorowaniem artystów z kręgu kultury rockowej. w tym roku odeszli Andrzej Nowak – gitarzysta TSA, oraz Roman Kostrzewski – głos Kata. Riffy wciąż drżą w powietrzu, podobnie jak nieuchronne pytania, tykający zegar.
Tomasz Lada, Zagrani na śmierć, Czarne, Wołowiec 2022.