Nowy Napis Co Tydzień #208 / Radio wolna Ukraina
Kilka lat temu na Pikniku Gombrowiczowskim w Ostrowcu Świętokrzyskim miałem przyjemność poznać Jurija Andruchowycza, który wtedy występował razem z wrocławską grupą muzyczną Karbido z wielokrotnie nagradzanym spektaklem Stolik. Dostałem od nich płytę Cynamon z poezją Andruchowycza, która miała premierę na III Międzynarodowym Festiwalu Twórczości Brunona Schulza w Drohobyczu (maj 2008).
Już wtedy zdawałem sobie sprawę, że jest to twórca na wskroś oryginalny i nowoczesny, nie poddający się zaszufladkowaniu. Jurij Andruchowycz (urodzony w 1960 roku) to nie tylko ceniony ukraiński poeta, prozaik, tłumacz, ale także wokalista. Z wrocławską, eksperymentalną grupą Karbido Andruchowycz nagrał pięć płyt. Polskiemu czytelnikowi znany z powieści Rekreacje, Moscoviada, Perwersja i Dwanaście kręgów, a także Mojej Europy napisanej z Andrzejem Stasiukiem.
Sięgając po jego najnowszą powieść Radio Noc,potwierdziłem swoje wcześniejsze wnioski. Jest to książka, która swoim humorem i błyskotliwością uwodzi i wciąga czytelnika w autoironiczną grę ze stereotypami. W tym sensie jest to dzieło autora pozbawionego kompleksów w stosunku do światowej literatury, a równocześnie świadomego słabości kultury zachodniej.
Jurij Andruchowycz w jednym z wywiadów mówi, że jednymi z najważniejszych wartości są dla niego wyobraźnia i fantazja. Daje im upust w Radiu Noc, którego akcja dzieje się w bliżej niesprecyzowanym państwie Europy wschodniej, rządzonym przez dyktatora.
Pierwotna nazwa, która była impulsem do napisania książki, miała brzmieć Radio Smutok, czyli tęsknota. Chodziło o nocne radio, które nadaje smutną, nostalgiczną muzykę. Potem Andruchowycz dowiedział się, że jest dużo internetowych rozgłośni, które mają w swojej nazwie coś podobnego.
W całej powieści nazwy miejsc wymyślonych mieszają się z rzeczywistymi. Niedomówienia są w tej książce najważniejsze, przez swoją tajemnicę inspirują czytelnika do poszukiwania ukrytego znaczenia.
Główny bohater, Josip Rotski, jest muzykiem rockowym – klawiszowcem. Imię i nazwisko muzyka jest hybrydą dwóch pisarzy: Josipa Brodskiego i Josepha Rotha. Jurij Andruchowycz mówi w wywiadzie, że wybrał ich, ponieważ obaj byli nostalgikami przywiązanymi do upadających imperiów. Jego celem przy wymyślaniu imienia bohatera było wykpienie schematów myślowych na temat tej części Europy, które pokutują w zachodniej kulturze i mentalności. Chodzi o to, że wciąż funkcjonują w nich wzorce osobowe z przeszłości, takie jak poeta Josip Brodski, które pochodzą z kultury rosyjskiej, ale nie sprawdzają się w odniesieniu na przykład do Ukrainy.
Andruchowycz uważa, że humor i autoironia to broń Ukraińców, zwłaszcza w tych trudnych czasach. Widać tu pewne podobieństwo do strategii Gombrowicza, który odróżniał się na tle bardziej wyrafinowanej kultury francuskiej czy, szerzej, zachodniej przez krytykę, ironię i dystans.
Powieść zaczyna się od upadku rewolucji w ojczyźnie bohatera, którą łatwo zidentyfikować jako kijowski Euro-Majdan z przełomu 2013 i 2014 roku. Josip zagrzewa swoich rodaków do walki, grając na barykadach muzykę – na rozstawionych fortepianach i innych instrumentach klawiszowych. Kiedy bohater stwierdza, że ściana dźwięku powstrzyma przemoc, nie wiemy, czy to ironia, czy jednak kryje się za tym idealistyczne przekonanie autora, że muzyka, ale także literatura, mają moc zmiany świata poprzez zmianę mentalności odbiorców. Być może jest to także aluzja do roli, jaką muzyka rockowa odegrała w upadku ustroju socjalistycznego w krajach demoludów.
Muzyk, który występuje w masce, zyskuje po upadku rewolucji przydomek „Agresor”. Ze względu na swoją wywrotową działalność musi uciekać z kraju ścigany przez służby specjalne. Trafia do Szwajcarii. Na scenie pojawia się także postać „Mefa”, w domyśle jest to skrót od Mefistofelesa i czytelna aluzja do postaci Behemota z Mistrza i Małgorzaty. Przez całą powieść przewija się intrygująca dualistyczna metafora Ojca i Przyjaciela, Boga i Diabła, a także konieczności wyboru między nimi.
W Szwajcarii protagonista poznaje dziewczynę, która najpierw nazywa się Anima, jak archetyp kobiecości u Junga, a potem muzyk nadaje jej imię Anime, oznaczające popularne japońskie animacje. W tym wątku autor parodiuje seksualne zwyczaje podstarzałych muzyków rockowych.
W samym środku powieści autor zamieścił dramat sceniczny pod tytułem ZAMACH czy tylko WYMACH?. Występują w nim dwie główne postaci – Teodor (dar Boga) i Teofil (ulubieniec Boga). Jeden jest muzykiem grającym koncert w hotelu dla dyktatora Szmosza, a drugi jest szefem ochrony dyktatora. Teodor i Teofil to kolejne odniesienie do wspomnianej pary: Ojca i Przyjaciela, Boga i Diabła, Kata i Ofiary. Andruchowycz znakomicie diagnozuje paranoję, która dotyka wszystkich dyktatorów.
Bezprecedensowe środki bezpieczeństwa. Tak dzieje się zawsze z naszym drogim Szmoszem. Nasz prezydent jest bezprecedensowy: ma zupełnego hopla na punkcie własnego bezpieczeństwa. Ściśle mówiąc, niebezpieczeństw, które mu grożą ze wszystkich stron. To paranoik, który świruje z proroctwami.
[…] Nas, ochrony, jest tu czterdzieści osiem łbów. Wyobraź sobie, czterdziestu ośmiu wysokiej klasy specjalistów będzie ochraniać nikczemne cielsko paranoidalnego na wpół oligofrenika! I to jest jeszcze wariant wyjazdowy, minimalny. W warunkach domowych jest nas trochę ponad dwie setki. A jeszcze są bramki. Totalna kontrola…
Despota w innym miejscu powieści nazywany jest „ostatnim wschodniopartnerskim dyktatorem Europy”. Można się domyślać, że jest to ironiczna krytyka polityki ustępstw i kompromisów zachodnich dysydentów w stosunku do innego wschodniego dyktatora, który przez lata kupował milczenie zachodu ropą i gazem.
Andruchowycz w jednym z wywiadów nie ukrywa, że chciał pokazać jaki bezradny, naiwny i konformistyczny jest politycznie Zachód wobec zagrożenia ze wschodu. Ubolewa również, że niektóre mroczne fragmenty katastrofy okazały się prorocze.
Josip Rotski cynicznie wyśmiewa różne współczesne trendy kulturowe, jak na przykład sieci społecznościowe, albo celebrytów ubierających się w secondhandach.
[…] Na przykład na głowę nałożyła kapelusz z niesamowicie szerokim rondem – jeśli nie ze słomy, to raczej z wysuszonych oceanicznych wodorostów, całkiem możliwe, że od samego Yokomushi! Coś takiego nie tylko sprzedawano w szmateksach, można to było dostać od szczególnie ambitnych fundacji dobroczynnych. Co jednak poza kapeluszem?
Nie mam zamiaru zmyślać, ale mogę sobie wyobrazić na przykład trencz koloru kawy z mlekiem à la porucznik Colombo od Luigiego Galvaniego, nie wykluczone, że znaleziony na jednym ze śmietników Starej Europy, cały w plamach po piwie i śladach czyichś mocno zatłuszczonych palców. Poniżej kolan – zupełnie filuterne bladocielistej barwy legginsy od KravtsoFFa!, które nieźle pasują do nieźle już popękanych klapek, pozwalających obejrzeć tak samo fioletowo-czarne pięty. Jak pomysłowo i stylowo można się ubrać na śmietnikach!
W innym miejscu autor bezlitośnie kpi z milionerów-filantropów, którzy w ostatnich latach życia przeznaczają ukradzione fortuny na poszukiwania leku na śmierć.
A w diagnozie czarno na białym (lub nawet czarno na czarnym) było napisane, że choroba jest śmiertelna, a medycyna – bezsilna. Pozostała mu więc jedynie wiara w Centrum Pokonywania Nieuleczalnych Chorób i w rezultacie stworzył sobie własną religię nowej generacji. Centrum równało się Bogu, a Bóg – Centrum. Niejednokrotnie wspierając Centrum olbrzymimi dotacjami pieniężnymi, Subbotnick cieszył się z każdego jego cząstkowego sukcesu, o którym służby pi-arowe Centrum zawsze głośno i wręcz natarczywie powiadamiały opinię światową. „Za rok mogą pojawić się ostatecznie leki przeciwko śmierci”.
Pobyt głównego bohatera w Szwajcarii jest okazją do ironicznego spojrzenia na zachodnie wartości – hasło lokalnej opozycjibrzmi:„Przez tolerancję do stabilności”, co w praktyce oznacza po prostu zaopatrywanie w narkotyki polityków z rady miejskiej przez miejscowych dilerów.
W mieście Nosorogi w Karpatach Rotski zaczyna prowadzić tytułowe Radio Noc w elitarnym klubie Xata Morgana.
Programy Rotskiego nie były przeznaczone dla eteru, ale wyłącznie dla gości zakładu, stałych bywalców albo nawet okazjonalnych przybłędów. To było radio wewnętrzne albo, dokładniej mówiąc, improwizowany teatr monologów z elementami radioshow.
Ten wątek przewija się przez całą książkę. Przy okazji poznajemy wyrafinowane, muzyczne gusta Rotskiego: między innymi rock z lat sześćdziesiątych, osiemdziesiątych, rock progresywny, postpunk. Jego playlista jest również dostępna w sieci po zeskanowaniu kodu QR z tylnej okładki książki. Są to utwory między innymi: Eltona Johna, Toma Waitsa, King Crimson, Klausa Nomi, Davida Bowiego i tak dalej.
Książka Andruchowycza jest ważnym głosem w dyskusji o tożsamości Europy Wschodniej, ponieważ pokazuje różnice między literaturą ukraińską a literaturą rosyjską. Polega ona na stosunku do imperializmu, ale także do zakodowanych w kulturze postaw ludzkich, które zachód określa jako uniwersalne dla ludzi z wschodniej Europy, a które znamy choćby z książek Dostojewskiego. Bohater modernistyczny skończyłby ze sobą, gdyby jak Rotski stracił na skutek tortur możliwość grania. Natomiast on się śmieje, ironizuje, w ten sposób stawiając czoła rzeczywistości, w której już nie może tworzyć jak dawniej. Rotski przekracza narzuconą mu rolę męczennika, ofiary i kata (charakterystyczną dla bohaterów Dostojewskiego). W ten sposób, uwalniając się od brzemienia przeszłości, wychodzi z cienia kultury rosyjskiej.
Jurij Andruchowycz, Radio Noc, Czytelnik, Warszawa 2023.