21.06.2023

Uchodźcy i my

9 marca

Zmiana wisiała w powietrzu. Najpierw z górnego piętra zniesiony został tapczan, później odkurzona cała kanapa, chociaż to nie była sobota. Maluta podniosła na chwilę głowę ze swojego legowiska, bo przypominało jej to przeprowadzkę, a w swoim szesnastoletnim, psim życiu miała ich już za sobą kilka i wiedziała, że to nie jest bułka z masłem. Uznała jednak, że lepiej będzie nie przejmować się tym wszystkim, może samo przejdzie. Tym bardziej, że wieczorem wszystko się uspokoiło, nikt nie przyjechał i, co najważniejsze, nikt nie wyjechał, tylko wszyscy poszli spać do swoich pokojów. W pokoju, na rozłożonej kanapie, spały tego dnia koty.

 

12 marca

Od trzech dni wszyscy chodzą i mówią o tym, że ktoś tu jedzie. Zupełnie nie rozumieją, że trzymanie psów w takim napięciu jest nieludzkie albo nawet „niepsie”. Sprawdzane są mapy i dyskutowane trasy, jakby ktoś wybierał się w długą podróż, a jest to bardzo straszne słowo dla psich uszu. Telefony z odebranymi wiadomościami krążą z rąk do rąk. 

Telewizor stoi teraz w jadalni i tam wszyscy pracowali poprzedniego wieczoru nad kartką, która wisi na drzwiach pokoju z kanapą. Są na niej słowa: „Ласкаво просимо”, a niżej: „Welcome”. Kartka była robiona kilka razy, bo nie od razu literki wyszły tak jak trzeba. Michasia i Tymek dorysowali niebiesko-żółte serca. Podobno psy nie widzą kolorów, ale to plotki, prawdopodobnie rozpuszczone przez złośliwe koty. Maluta wychowała w życiu jednego kota i uważała, że nie jest z nim jeszcze tak źle – może był rozpieszczony i głośny, ale to w końcu jedynak. Jednak dwa miesiące temu Małgosia przyniosła do domu kotkę o zupełnie innym zapachu niż reszta domowników. Maluta odtąd miała na głowie ich oboje – Puszka i Maszę, bo tak dostała na imię znajda.

 

13 marca

Wieczorem zrobiło się bardzo nerwowo – Remek pojechał gdzieś samochodem, a inni krążyli od okna do okna, przestawiali różne przedmioty z jednego miejsca na drugie, a później z drugiego na te pierwsze. Później usłyszeli dzwonek domofonu i coraz głośniejsze kroki na schodach. Małgosia otworzyła drzwi, w których najpierw pojawiła się wielka torba, związana sznurkiem, a później jeszcze kilka foliowych worków. Gdyby Maluta była młodsza, na pewno wyszłaby się przywitać, teraz jednak wolała trzymać się z tyłu. Obserwowała, jak Małgosia wita się kolejno z gośćmi, powtarzając na głos ich imiona – Helena, Julia, Olga. Na koniec pochyliła się do małej dziewczynki, Ivany, opatulonej w wielką kurtkę i jeszcze większą czapkę na głowie. Dziewczynka wyjęła z buzi smoczek i położyła na wyciągniętą na powitanie dłoń Małgosi. Wszyscy zaczęli się śmiać, chociaż czujnemu psiemu wzrokowi nie umknęły łzy, które pojawiły się w oczach pani oraz gości. Kiedy wreszcie skończyło się to pełne napięcia oczekiwanie, Maluta odetchnęła z ulgą – tym większą, że wśród gości nie było żadnego nowego kota.

Wieczorem wszyscy długo nie mogli zasnąć, otwierały się i zamykały drzwi szafek, a później łazienek. W końcu niebiesko-żółty pokój został zamknięty, a w sypialniach domowników na górze stopniowo milkły pełne emocji rozmowy.

 

14 marca

Rano wszyscy rozeszli się w te wszystkie miejsca, w które chodzą w poniedziałkowe poranki, a Maluta została w mieszkaniu sama, mając teraz na głowie nie tylko oba koty, ale jeszcze do tego trzy kobiety mówiące w dziwnym, śpiewnym języku i małą dziewczynkę, która mówiła w języku niezrozumiałym zupełnie dla nikogo. Ivanka nieśmiało wyjrzała z pokoju, jednak gdy zobaczyła Malutę, na jej małej buzi pojawił się szeroki uśmiech. Podbiegła do legowiska, a tuż za jej podskakującymi rudymi lokami pojawiła się też Julia.

– Dziurik! – woła mała i chyba tylko Helena wie, o co chodzi, bo wyciera rękawem mokre oczy.

Wieczorem na schodach zamontowana zostaje barierka nie do sforsowania dla małych nóżek. Sporządzona z blatu od rozkładanego stołu i kilku innych kuchennych przedmiotów, które teraz służą do stabilizacji konstrukcji. 

Przy okazji, Maluta zupełnie nie wie, czy ma się z tego cieszyć, czy nie, ale na starość dostała całkiem nowe imię. Okazało się, że Dziurik to imię psa Heleny, który został w Ukrainie; zupełnie niepodobny do Maluty, poza tym, że też jest psem. Ten fakt jednak oczywiście w zupełności wystarcza.

– Dziurik, idziemy – słyszy od teraz Maluta – czas na wieczorny spacer.

 

16 marca

Ostatnie dni były dla wszystkich domowników długie i pracowite. Granice domu i rodziny stały się bardziej zamazane. Drzwi wejściowe ciągle się otwierały i zamykały, a wraz z nimi w domu pojawiały się kolejne osoby, torby, zabawki, koperty z pieniędzmi. Wszystko przechodziło z rąk do rąk, było oglądane, a przy tym oglądaniu kręcono głowami i dziwiono się wszystkiemu. Helena ma niebieskie oczy, może dlatego wilgotnieją za każdym razem, gdy ktoś jej coś daje. 

Jakby tego było mało, wieczorem Małgosia powiedziała:– Musimy iść do sklepu kupić Wam jeszcze trochę rzeczy. Rozległy się protesty, że przecież wszystko jest.– Jest, nie jest, niektóre rzeczy trzeba kupić nowe. Przecież nie wzięłyście na pewno ze sobą dość bielizny, pidżamy, kapci i tak dalej.

No nie, do autobusu można było wziąć ograniczoną ilość bagażu, a pakowanie odbywało się w pośpiechu, zdążyły więc zabrać głównie rzeczy Ivanki, te najpotrzebniejsze.

Julia ma 25 lat, więc na wieczorny wypad do sklepu nie trzeba było jej długo namawiać, nawet jeśli chodziło tylko o zakup bielizny i kapci. Po godzinie wróciły, a wraz z nimi kolejne wypchane torby. Z jednej z nich wystawał wielki, pluszowy jednorożec w kolorach pudrowego różu i tęczy.

Julia zabrała wszystkie torby do pokoju i zamknęła za sobą drzwi, jednak tylko na krótko, bo zaraz wypadła z pokoju Helena i rzuciła się Małgosi na szyję, dziękując i coś plotąc na przemian. Maluta przyglądała się temu ze swojego legowiska, niewiele z tego rozumiejąc – może trzeba było jednak kupić pluszowego psa zamiast tego jednorożca?

 

19 marca

Zaraz po wspólnym śniadaniu wszyscy się ubrali i poszli, podobno na wycieczkę autobusem po mieście.

– Trzeba Wam pokazać, gdzie wsiadać, wysiadać i w ogóle, gdzie możecie pojechać coś załatwić – powiedziała Małgosia przed wyjściem.

Wycieczka trwała długo, a gdy wrócili, przynieśli torbę pełną czekoladowych ciastek, których psom absolutnie nie wolno jeść. Najlepsze jednak zaczęło się później, gdy Helena, Olga, Julia i kręcąca się pod nogami Ivanka zajęły kuchnię tak skutecznie, że nie dało się tam wcisnąć. Helena co chwilę wołała Małgosię, żeby jej pokazać, jak się coś miesza, na co Małgosia wołała Remka, żeby to on popatrzył, bo przecież on tu gotuje. Helena kręciła na to głową z niedowierzaniem i powtarzała pod nosem: mołodziec – nie wiadomo do końca, kogo mając na myśli. Z tego całego zamieszania powstał wielki gar barszczu i wiele talerzy pierożków. Na szczęście psom wolno jeść pierożki.

 

23 marca

Wydaje się, jakby blat od stołu od zawsze zastawiał schody na piętro. Masza urządziła sobie za nim kryjówkę przed Ivanką, podczas gdy Puszek zupełnie nic sobie nie robi z nowych reguł w domu i bezceremonialnie drapie w żółto-niebieskie drzwi, sygnalizując, żeby go wpuścić lub wypuścić, kiedy tylko ma na to ochotę, a dokładnie: co chwilę. Koty! – myśli Maluta, wzdychając po nosem. Jeśli o nią chodzi, to Ivanka jest w porządku, głównie dlatego, że gdy Masza zajmuje psie legowisko, dziewczynka przegania futrzanego agresora bez mrugnięcia okiem.

Po południu domownicy wracają z tych wszystkich miejsc, do których chodzą co rano, a wtedy razem gotują i jedzą. Po obiedzie Julia zbiera naczynia, a później wszyscy długo rozmawiają, popijając herbatę. Bariera językowa staje się coraz mniej widoczna i teraz wszyscy omawiają codzienne wieści z frontu, jakie przychodzą od walczących mężczyzn. Helena i Olga, oglądając wiadomości, często płaczą, pokazują na ekran i pytają, jak to możliwe, ale nikt nie umie im odpowiedzieć. Czasami też opowiadają o życiu przed wojną – co się jadło w restauracjach, dokąd chodziło się na niedzielny spacer i gdzie najlepiej kupić świeżą rybę. Te sprawy Maluta rozumie bardzo dobrze. Często jednak ich wspomnienia mówią o sprawach, których psi rozum nie ogarnia: wysokich cenach i o tym, że za wszystko trzeba płacić dodatkowo łapówki. Julii i jej męża, podobnie jak wielu młodych ludzi, nie stać na własne mieszkanie, bo kredyty niebotycznie oprocentowane. Mieszkają więc wszyscy razem, kilka pokoleń w jednym domu. W głosie Julii czasami słychać gorycz, gdy mówi, że u nich jest o wszystko trudniej. Tutaj na przykład poszły i raz dwa załatwiły wszystko w banku albo w urzędzie, jak trzeba, to nawet za darmo. Byle już tylko te pieniądze doszły, dodają.

 

25 marca

Helenę boli ząb. Snuje się od rana smutna po mieszkaniu, nie zauważając nikogo. Dopiero jak Małgosia wróciła z pracy, coś się zmieniło.

– Co się stało? – zapytała ze strachem w głosie, widząc zbolałą Helenę. 

– Nic, ząb boli.

I wtedy się zaczęło, że trzeba zaraz do dentysty, na co Helena, że może aż tak nie boli, ale na koniec się okazało, że nie ma mowy i że jak boli, to boli. 

Helena bała się zupełnie niepotrzebnie, bo wróciła bardzo zadowolona, choć miała już o jeden ząb mniej. Opowiadała później, że wszystko było tam nowe i jasne, a dentystka miała nawet ukraińską tłumaczkę i zupełnie nie wzięła pieniędzy. Do tego Małgosia cały czas w poczekalni trzymała ją za rękę i mówiła, że wszystko będzie dobrze, jakby była małą dziewczynką, a nie ponad pięćdziesięcioletnią kobietą. Maluta wiedziała, że jak Małgosia mówi, że będzie dobrze, to zawsze tak jest.

 

31 marca

Dziś Ivanka miała urodziny. Julia ubrała ją w piękną sukienkę i mała od wszystkich dostała prezenty. Był tort, balony i śpiewanie Sto lat po polsku, a później Happy birthday – nie po ukraińsku, ale Julia mówiła, że tak się u nich śpiewa. Opowiadała, że urodziny to ważny dzień – zawsze robi się przyjęcie, najlepiej w restauracji, gdzie jest dużo balonów i kwiatów. Pokazuje w telefonie zdjęcia zrobione rok temu w Ukrainie. Ivanka stoi na nich przy wielkim, różowym torcie, a obok Julia z mężem, uśmiechający się z dumą do obiektywu. Dziś też wszyscy się uśmiechają, ale Maluta czuje, że to nie to samo. Wcześniej kobiety dzwoniły do domu i dowiedziały się, że jest zimno i ciężko spać w ziemiance wykopanej w lesie, gdy w oddali słychać wybuchy pocisków i nie wiadomo, co czeka człowieka jutro. Dlatego na zdjęciach, które zrobi im Małgosia, będzie widać smutne oczy nad uśmiechami, a wieczorem będą znów wychodzić z pokoju, żeby popłakać w samotności w kuchni.

 

4 kwietnia

Dziś rano, gdy wszyscy jeszcze spali, żółto-niebieskie drzwi otworzyły się i po cichutku, bardzo zaspana, wyszła z pokoju Helena, starannie zamykając za sobą drzwi, a później pośpiesznie wyszła z mieszkania, śpiesząc się na swój pierwszy dzień w pracy w restauracji. Po południu wszyscy byli ciekawi i wypytywali ją, jak było, co robiła i czy umiała się porozumieć z Polakami. Później trzeba było przeczytać, przetłumaczyć i wypełnić mnóstwo papierów, co trwało aż do późnego wieczora i czasu wystarczyło tego dnia już tylko na to, żeby zapytać dzieci, czy w szkole wszystko dobrze i czy zdadzą do następnej klasy.

 

9 kwietnia

Jak od rana jest zamieszanie w domu, to wiadomo, że ktoś przyjedzie. Ze wszystkich gości na świecie Maluta najbardziej lubiła babcię i dziadka, i teraz miała nadzieję, że to właśnie z ich powodu to wszystko. Helena, Olga i Julia, gdy dowiedziały się o rodzinnej uroczystości, zaproponowały, że pójdą na długi spacer, ale zostały zakrzyczane, że absolutnie nie ma mowy i że wszyscy się zmieszczą. Ostatecznie stanęło na tym, że Helena zajęła prawie całą przestrzeń w kuchni na barszcz i pierożki. Gości zjechało się bardzo dużo, a przy stole zrobiło się tak ciasno, że jak ktoś już usiadł, to nie powinien wstawać, chyba że musiał. Było opowiadanie po polsku i po ukraińsku, a najwięcej po polsko-ukraińsku i do tego na migi. Ivanka bała się tylu nowych twarzy i wolała oglądać wszystko z bezpiecznej kanapy w niebiesko-żółtym pokoju. Olga za to czuła się we wspólnym biesiadowaniu i gawędzeniu jak ryba w wodzie i nie trzeba było jej długo namawiać na opowieść o swoim życiu. Snuła ją nad stołem jak dym z kadzidła, w którym mogliśmy zobaczyć dzieciństwo na dalekich stepach wielkiej Rosji w rodzinie zesłańców, a później powrót na Ukrainę, ciężką pracę w kopalni za kawałek chleba, studia medyczne, wyjazdy na zarobek do Izraela i do Chin. Dopiero mrok za oknem wyprawił gości w drogę powrotną, a wszyscy wzięli się za sprzątanie i odpoczywanie, bo teraz w domu zostali już sami domownicy. No i koty.

 

24 kwietnia

To już druga Wielkanoc w tym roku. W czasie tej pierwszej, dwa tygodnie temu, było jak zawsze – wszyscy wyjechali, a na miejscu były jajka w kolorowych skorupkach, pieczone mięso z chrzanem i prezenty. Koty zostały w domu z Olgą, Heleną, Julią i małą Ivanką, dzięki czemu wszyscy odpoczęli. Maluta słyszała, jak Małgosia mówiła, że mieszkanie w tyle osób pod jednym dachem może być męczące i uznała, że to dobrze, że ktoś wreszcie docenił jej psią pracę nad wychowaniem i upilnowaniem całego towarzystwa.

– Czasami myślę, że już nie starczy mi czasu na pracę, dom, dzieci i jeszcze pomaganie w załatwianiu tego wszystkiego – mówiła jej pani.

Gdy wrócili do domu, okazało się, że tutaj też wszyscy odpoczęli. Widać nikomu nie jest lekko z tego samego powodu.

A później, jednego wieczora, Maluta znów usłyszała płacz w kuchni i to była Olga. Następnego dnia już wszyscy mówili tylko o tym, że Olga wyjeżdża, bo tęskni za swoim mężem. On jest już bardzo stary i został sam w mieszkaniu na dziewiątym piętrze. Gdy jest alarm, to nie można używać windy, a on sam nie daje rady zejść schodami do schronu. Gdy już był kupiony bilet i zaczęło się pakowanie toreb, to wtedy wszyscy znowu płakali, a na koniec drzwi się zamknęły i Olga wyjechała.

Teraz gdy trwa ta druga Wielkanoc, z takimi kolorowymi, wysokimi babkami, to Olga już dojechała do domu w Ukrainie. Dzwoniła i znowu płakała, tylko że teraz na ekranie. Mówiła, że wszystko dobrze i że teraz razem siedzą z mężem na dziewiątym piętrze, gdy jest alarm.

 

28 kwietnia

Dni są coraz bardziej do siebie podobne i coraz krótsze, myślała Maluta. Najpierw cicho otwierają się drzwi niebiesko-żółtego pokoju, z którego wychodzi Helena i wkrótce znika. Później na piętrze zaczynają dzwonić budziki i to już jest coś, co dotyczy Maluty, bo wiadomo, że zaraz pójdzie na spacer, a później dostanie śniadanie, bo w tym wieku psom należy się śniadanie na ciepło. A później znów jest ubieranie butów i wychodzenie, tylko trochę głośniejsze, i do tego częste wracanie po klucze albo po telefon. Po jakimś czasie, gdy wszędzie jest już cicho, drzwi niebiesko-żółtego pokoju znowu się otwierają i wybiega z nich Ivanka, a do środka wchodzą koty i domagają się wypuszczenia na balkon, gdzie Julia pali papierosa. Później wszystko się powtarza, tylko w odwrotnej kolejności – drzwi wejściowe znów się otwierają i zamykają, i w domu robi się głośno od kroków i rozmów, aż wszyscy znów nie znikną w swoich pokojach i nie zapadnie nocna cisza.

 

5 maja

Maluta przesypia teraz większość dni, a sen ma tak głęboki, że nie słyszy już wielu rzeczy, które się wokół niej dzieją. Nie wie nic o tym, że Michasia przygotowuje się do egzaminu i martwi się tym, czy dostanie się do wymarzonej szkoły. Ani że Małgosia ma nową pracę i mówi, że musi się wszystkiego od nowa nauczyć, a w jej wieku to już nie jest takie proste. Nie słyszy też płaczu i krzyków Ivanki, która coraz częściej buntuje się przed siedzeniem w zamkniętych ścianach pokoju i nie pomagają już na to żadne cukierki. Jednak nawet w czasie snu czuły psi nos wyczuwa, że w powietrzu zawisło coś nowego, co sprawia, że głos ludzi czasem się podnosi, a drzwi są zamykane odrobinę głośniej niż powinny. Kilka razy widziała też, jak Małgosia płacze podczas spaceru i słyszała, jak mówi zupełnie do nikogo, że już dłużej nie da rady, ale Maluta nie wiedziała, czy chodzi o sam spacer, czy może o coś innego.

 

12 maja

Zamieszanie w domu zrobiło się trochę większe, bo teraz wszyscy szukają nowego mieszkania. Okazało się, że po dwóch miesiącach jednak to mieszkanie jest zbyt ciasne dla tylu osób i teraz, kiedy Helena już dostaje pensję, znajdą jakieś mieszkanie. Było trochę płaczu i trzaskania drzwiami, ale koniec końców wiszące w powietrzu napięcie opadło i wszyscy doszli do porozumienia.

– My Was lubimy i nadal będziemy Wam pomagać – mówiła Małgosia uspokajającym tonem – ale uważamy, że już czas zamieszkać osobno, to będzie dobre i dla nas, i dla Was.

Potrzeba będzie jeszcze dużo czasu i telefonów, żeby mieszkanie się znalazło. Psi nos czuje, że Helena i Julia boją się nowego miejsca, gdzie nie będzie już ich polskiej rodziny, którą pokochały. Ten sam nos jednak chciałby też poczuć, że jej pani wreszcie odpoczywa i znów się uśmiecha, i zupełnie nie wie, jak to wszystko pogodzić.

 

20 maja

Dni i noce Maluty są pogrążone we śnie, a czasami czuje, że brakuje jej powietrza. Dostała dzisiaj tabletkę przeciwbólową, ale najbardziej jej pomogło, gdy mogła położyć głowę na kolanach Małgosi i ona nigdzie się nie spieszyła. Nie wiedziała dlaczego, ale coś mokrego i słonego kilka razy kapnęło wtedy na jej pysk. Z niebiesko-żółtego pokoju wyszła akurat Julia z ręcznikiem w ręku, zamiast jednak wejść do łazienki, zatrzymała się i chwilę posiedziała z nimi. Mówiła, że wszystko będzie dobrze.

 

31 maja

Jednak nie jest dobrze, bo z szafy została wyciągnięta walizka i Małgosia chowa do niej różne rzeczy. Maluta bardzo tego nie lubi, dlatego zjadła dzisiaj tylko połowę kolacji.

 

1 czerwca

Dzisiaj rano Małgosia zniosła Malutę po schodach na spacer, a później pogłaskała ją po głowie i powiedziała, że wróci za kilka dni. Później, razem z wielką walizką, zniknęła za drzwiami, a Maluta usłyszała zgrzyt klucza w zamku. Zaraz po nim drzwi niebiesko-żółtego pokoju otworzyły się i stanęła w nich Julia z Ivanką. Ta dziewczynka szybciej biega, niż jestem w stanie to zauważyć, pomyślała Maluta. Coraz trudniej będzie jej się nią opiekować. Jest taka senna, a tu pani zostawiła jej cały dom na głowie.

 

2 czerwca

Powietrza wokół zrobiło się tak mało, że już trudno było spać. Remek zabrał Malutę do weterynarza, a on ją uśpił. Poczuła się po tym od razu lepiej.

 

6 czerwca

Małgosia dziś wróciła do domu tak jak obiecała, a Maluta pobiegła do drzwi ją przywitać i opowiedzieć, że znów jest zdrowa i czuje się świetnie. Ona jednak usiadła na krześle w przedpokoju i zaczęła głośno płakać. Psie uszy bardzo nie lubią, gdy płacze ktoś, kogo uszy kochają, więc próbowały ją pocieszyć. Jej pani jednak w ogóle nie zauważała ani uszu, ani niczego innego z psa. Z niebiesko-żółtego pokoju wyszła Julia i mocno ją przytuliła, aż miała mokrą bluzę.

 

23 czerwca

Od kilku dni trwa wyprowadzka. Z dwóch toreb, które weszły do pokoju, teraz zrobiło się kilkanaście i trzeba było pożyczyć większy samochód. Maluta uznała, że chociaż nikt jej nie zauważa, nie zwalnia jej to z dalszego wypełniania psich obowiązków. Ktoś w końcu musi pilnować całego przedsięwzięcia i opiekować się jej rodziną. Niestety, koty nie zostały uwzględnione w przeprowadzce i gdy tylko niebiesko-żółty pokój został pusty, weszły i bezczelnie ułożyły się na środku kanapy.

 

28 lipca

Helena, Julia i Ivanka od miesiąca mieszkają już w swoim mieszkaniu i teraz trzeba się umawiać przez telefon, żeby się spotkać i jak dawniej wypić razem herbatę. Wczoraj wszyscy świętowali urodziny Remka i to, że Michasia dostała się do wymarzonej szkoły, a na koniec Helena powiedziała, że kupiły już bilet powrotny na autobus do Ukrainy. Nikt nie wie, co o tym myśleć – czy to dobrze, czy może za szybko i: a co, jeśli…? Gdyby jednak nawet wiedzieli, nie zmieniłoby to tego, że dziewczyny za dwa tygodnie wsiądą do autobusu i odjadą, a ci, którzy zostaną, będą mieć nadzieję, że wszystko będzie dobrze. W końcu ci, których kochamy, nigdy tak całkiem nie odchodzą.

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Małgorzata Ptaszek, Uchodźcy i my, Czytelnia, nowynapis.eu, 2023

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...