15.07.2022

Z Tuwimem po Inowłodzu

Dziś, ledwiem zamknął oczy, sen w objęciach trzyma.

Widzę wąską uliczkę, a na niej Tuwima.

Miejsce całkiem mi obce, wiedzie pod kapliczkę,

Julian palcem wskazuje przy drodze tabliczkę,

na której to „Inowłódz” białą farbą piszą.

„Wreszcie wszyscy o miejscu tak pięknym usłyszą,

w którym chwil pełnych szczęścia spędziłem tak wiele.

Modliłem się żarliwie w niewielkim kościele,

co na pagórku stoi wzniesion w dawnych czasach.

Sam król Jagiellończyk tropiąc zwierza w lasach,

w Inowłodzu po łowach na popasie bywał,

na ołtarzu „Idziego” ostawiał wotywa.

Baszta pnie się ku niebu – dziś niestety pusta,

z okienkami wąskimi, jak nos, oczy, usta,

co z góry spoglądają na w dole przechodnie.

Choć to kościół wiekowy, wciąż wygląda godnie,

a i historie kryje nad podziw tajemne.

Pod ołtarzem są ponoć tunele podziemne,

którymi sama Bona z nadejściem poranka,

na modlitwy spieszyła z podcieni krużganka.

Ten, choć teraz w ruinie, straszył wroga fosą,

jeszcze dziś wieczorami po łąkach się niosą

śmierci jęki i grzechot dobywanej broni,

stąd Czarniecki ku morzu Szwedów hen pogonił.

Lochy zamku przepastne, ponoć skarby kryją,

nikt ich wprawdzie nie znalazł, cierpliwi wciąż ryją

w nadziei wzbogacenia. Czas pewnie pokaże,

czy skutecznie ukryli je dawni murarze.

 

Łupy zawsze są w cenie, a że szlak handlowy

więc z niejednego karku pospadały głowy.

Sam Hieronim Babaryk, Grek, do Rzymu spiesząc

gardła dał – morderców powieszono w miesiąc,

zaś patriarchę złożono w krypcie u „Michała”.

Obraz Matki Bolesnej to chluba i chwała

kościoła, który w świecie z licznych słynie cudów.

I ja – kiedym tu bywał – nie szczędziłem trudów,

by modlitwą pokornie prosić o natchnienie,

niczym księżna Judyta o syna zrodzenie,

co – choć usta miał krzywe – zasłynął z mądrości.

Cztery dni nic nie piłem i tylem też pościł,

ale trud się opłacił, wart był takiej ceny,

gdyż od tamtej litanii nie zbrakło mi weny,

zwłaszcza kiedym oddawał urodę natury.

Wieczorem dobiegały żabich gardeł chóry,

a słońce się skrywało pośród koron buków.

Tum właśnie postanowił - dla dzieci i wnuków -

wierszem poemat skreślić o ojczystych kwiatach.

W Rio de Janeiro będąc, gdzieś na krańcu świata,

inowłodzkie polany wołałem w pamięci,

jakże widok ich wzruszał i jak zapach nęcił!

Żadne i nigdzie kwiaty nie mają tej barwy,

co tamtejsze kaczeńce, okoliczne malwy.

Całość – wraz z panoramą – tak chwyta za serce,

że zrywać by się chciało wzorzyste kobierce,

niczym Zosia w ogródku Pana Tadeusza.

Ten obraz i po latach porywa i wzrusza

 

i doprawdy nie trzeba zbytnio ruszać głową,

by nie Inowłódz dojrzeć, ale Soplicowo.

Pora już się pożegnać – pędzę nad Pilicę,

lecz nim pójdę, wyjawię pewną tajemnicę:

wielce jestem strudzony, czas wytchnąć troszeczkę.

Poproś wójta, niech stawi tu w parku ławeczkę

dla mnie, com Inowłodza bardem znamienitym.

W rewanżu obiecuję beczkę okowity!”

Postać niknie, czas wstawać, więc przecieram oczy,

patrzę poprzez ulicę, którą Julian kroczył,

a tym, co pośród parku szukają ochłody,

obiecuję na ławce jeść z Tuwimem lody!

Niechaj ta stanie wreszcie opodal fontanny,

a madonny Tuwima znowu ruszą w tany.

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Stefan Trzos, Z Tuwimem po Inowłodzu, Czytelnia, nowynapis.eu, 2022

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...