Z Tuwimem po Inowłodzu
Dziś, ledwiem zamknął oczy, sen w objęciach trzyma.
Widzę wąską uliczkę, a na niej Tuwima.
Miejsce całkiem mi obce, wiedzie pod kapliczkę,
Julian palcem wskazuje przy drodze tabliczkę,
na której to „Inowłódz” białą farbą piszą.
„Wreszcie wszyscy o miejscu tak pięknym usłyszą,
w którym chwil pełnych szczęścia spędziłem tak wiele.
Modliłem się żarliwie w niewielkim kościele,
co na pagórku stoi wzniesion w dawnych czasach.
Sam król Jagiellończyk tropiąc zwierza w lasach,
w Inowłodzu po łowach na popasie bywał,
na ołtarzu „Idziego” ostawiał wotywa.
Baszta pnie się ku niebu – dziś niestety pusta,
z okienkami wąskimi, jak nos, oczy, usta,
co z góry spoglądają na w dole przechodnie.
Choć to kościół wiekowy, wciąż wygląda godnie,
a i historie kryje nad podziw tajemne.
Pod ołtarzem są ponoć tunele podziemne,
którymi sama Bona z nadejściem poranka,
na modlitwy spieszyła z podcieni krużganka.
Ten, choć teraz w ruinie, straszył wroga fosą,
jeszcze dziś wieczorami po łąkach się niosą
śmierci jęki i grzechot dobywanej broni,
stąd Czarniecki ku morzu Szwedów hen pogonił.
Lochy zamku przepastne, ponoć skarby kryją,
nikt ich wprawdzie nie znalazł, cierpliwi wciąż ryją
w nadziei wzbogacenia. Czas pewnie pokaże,
czy skutecznie ukryli je dawni murarze.
Łupy zawsze są w cenie, a że szlak handlowy
więc z niejednego karku pospadały głowy.
Sam Hieronim Babaryk, Grek, do Rzymu spiesząc
gardła dał – morderców powieszono w miesiąc,
zaś patriarchę złożono w krypcie u „Michała”.
Obraz Matki Bolesnej to chluba i chwała
kościoła, który w świecie z licznych słynie cudów.
I ja – kiedym tu bywał – nie szczędziłem trudów,
by modlitwą pokornie prosić o natchnienie,
niczym księżna Judyta o syna zrodzenie,
co – choć usta miał krzywe – zasłynął z mądrości.
Cztery dni nic nie piłem i tylem też pościł,
ale trud się opłacił, wart był takiej ceny,
gdyż od tamtej litanii nie zbrakło mi weny,
zwłaszcza kiedym oddawał urodę natury.
Wieczorem dobiegały żabich gardeł chóry,
a słońce się skrywało pośród koron buków.
Tum właśnie postanowił - dla dzieci i wnuków -
wierszem poemat skreślić o ojczystych kwiatach.
W Rio de Janeiro będąc, gdzieś na krańcu świata,
inowłodzkie polany wołałem w pamięci,
jakże widok ich wzruszał i jak zapach nęcił!
Żadne i nigdzie kwiaty nie mają tej barwy,
co tamtejsze kaczeńce, okoliczne malwy.
Całość – wraz z panoramą – tak chwyta za serce,
że zrywać by się chciało wzorzyste kobierce,
niczym Zosia w ogródku Pana Tadeusza.
Ten obraz i po latach porywa i wzrusza
i doprawdy nie trzeba zbytnio ruszać głową,
by nie Inowłódz dojrzeć, ale Soplicowo.
Pora już się pożegnać – pędzę nad Pilicę,
lecz nim pójdę, wyjawię pewną tajemnicę:
wielce jestem strudzony, czas wytchnąć troszeczkę.
Poproś wójta, niech stawi tu w parku ławeczkę
dla mnie, com Inowłodza bardem znamienitym.
W rewanżu obiecuję beczkę okowity!”
Postać niknie, czas wstawać, więc przecieram oczy,
patrzę poprzez ulicę, którą Julian kroczył,
a tym, co pośród parku szukają ochłody,
obiecuję na ławce jeść z Tuwimem lody!
Niechaj ta stanie wreszcie opodal fontanny,
a madonny Tuwima znowu ruszą w tany.