Nowy Napis Co Tydzień #191 / Wilno wciąż nas urzeka
Jeśli Polska już nie jest narodem szlacheckim, jak nim była w wieku XVII – zauważał artysta – to jednak przez to nie stała się i nie stanie się nigdy narodem mieszczańskim. Toteż gdy nas nawet uwiężą mieszkalne skrzynie miasta, i wtedy potrafimy w pracy naszej wyszukać i ukazać walory słowiańskie i polskie; i promienistość słońca w ciasnym, krętym zaułku, i duszę przeglądającą przez ludzkie oczy, i surową poezję pracy, i gorączkowe tętno wysiłku i ruchu. Zamiast ujmować miasto od strony jego trywialności i brzydoty, my, Polacy, wolimy szukać w nim dostojniejszych pierwiastków trwałości i ludzkości, wspólnych całej powierzchni ziemskiej.
Jan Bułhak
Sławomir Koper przyzwyczaił już czytelników do sensacyjnego stylu swoich książek historycznych. Także do tego, że porusza wątki przemilczane przez innych historyków, nie stroniąc od plotek i tajemnic buduaru. Dlatego jego trylogia o kresach napisana wspólnie z Tomaszem Stańczykiem nie jest jakimś zaskoczeniem pod tym względem. W drugim tomie poświęconym historii polskiego Wilna zostajemy po raz kolejny poczęstowani koktajlem składającym się z wielu składników epickich i historii zwykłych ludzi stawiających czoło niezwykłym przeciwnościom.
Ostatnie lata polskiego Wilna otwiera opowieść o związkach Józefa Piłsudskiego z Wilnem, gdzie urodził się, dorastał i dokąd często powracał jako naczelnik Rzeczypospolitej. Charakterystyczna dla książek Kopra maniera przeplatania historii regionu wątkami biografii znanych postaci sprawdza się tu znakomicie. Piłsudski jest jak klamra myślowa spajająca nasze wyobrażenia o II RP. Spełnia rolę emocjonalnej struny, której trącenie przez autorów samo nasuwa nam takie hasła jak niepodległość, wolna Polska, Cud nad Wisłą, ale także Wilno.
W książce oprócz wielu cytatów pochodzących z dokumentów źródłowych, (na przykład kronik, gazet, obwieszczeń) znajdują się także wiersze i fragmenty wspomnień polskich pisarzy i poetów – Czesława Miłosza, Ildefonsa Konstantego Gałczyńskiego, Stanisława Cata-Mackiewicza i innych.
Ojca urzekło bez reszty to miasto – tłumaczyła Kira [Gałczyńska, przyp. aut.]. Cudowna architektura, zgodnie ze sobą sąsiadujące mur romański, rozzłocony barok, kopulaste Bizancjum. Mosteczki na Wilence [Wilejce – SK], duże mosty na Wilii. Późnogotycki kościółek świętej Anny tak piękny, że niemożność przeniesienia go na dłoni do Francji wywołała wielki żal Napoleona, masyw kościoła Bernardynów pod górą Bekieszą, Góra Trzykrzyska, Antokol. Wycieczki nad Zielone Jeziora, pływanie stateczkami do Werek, jazda taratajką nad Narocz, sjesty w kawiarni Rudnickiego, którą ojciec nazywał Cafe de la Rotonde.
Nie mogło w drugiej części trylogii kresowej zabraknąć skandali towarzyskich, których jest tak dużo, że momentami czyta się ją jak plotkarski magazyn. Sami autorzy przyznają, że jest to celowy zabieg, mający uatrakcyjnić historię, dodać jej trochę smaczku.
Wartko, niczym w pamiętnikach Paska, autorzy snują gawędy o znanych ludziach minionej epoki, o wspomnianych już Gałczyńskim czy Piłsudskim, ale na kartach książki nazwiska pojawiają się licznie: Hanka Ordonówna, Witold Hulewicz, Juliusz Osterwa. Wplatają dykteryjki dotyczące mniej znanych osobistości świata kultury, nauki, dziennikarzy, wojskowych, inżynierów, fabrykantów i studentów. Galeria barwnych postaci, które przesuwają się przed naszymi oczami, ożywia historię i nadaje jej wymiar ludzki, nie tylko pomnikowy.
Rozdział o Stanisławie Cat-Mackiewiczu, genialnym redaktorze naczelnym wileńskiego, konserwatywnego „Słowa”, hulace ze szlacheckim temperamentem, wielbicielu epoki Jagiellonów, który ciągle się z kimś spiera, a nawet wyzywa swoich oponentów na pojedynki, maluje przed czytelnikiem żywe wyobrażenie epoki ziemiaństwa.
„Żubrami” nazywali Moskale – tłumaczył Mackiewicz – tych polskich właścicieli ziemskich, którzy siedzieli na kresach i okrainach Polski i nie dawali się stamtąd wynieść, wygryźć ani wyrzucić. […] Rusyfikatorzy naszego kraju pewni swego zwycięstwa w guberni mińskiej, mohylewskiej i tak dalej powiadali, że mieszkają tam co prawda jeszcze Polacy, ale są to ostatnie żubry. Tradycja taka nie ma w sobie nic nieładnego, przeciwnie, uważamy, że żubr wytrwałego oporu ładniejszym jest symbolem niż Mickiewiczowski naróg nowatorstwa.
Można dyskutować, czy niektóre kompromitujące epizody życia znanych postaci świata kultury powinny być dzisiaj wyciągane na światło dzienne. Tym bardziej, że często odwracają uwagę czytelnika od rzeczywistych osiągnięć literackich i artystycznych tych osób. W przypadku Cata-Mackiewicza przytoczone anegdoty z jego życia tylko podkreślają jego szlacheckie pochodzenie i sprawiają, że czytelnikowi łatwiej się z nim utożsamić.
Koper i Stańczyk nie boją się podejmować tematów trudnych i wciąż wzbudzających emocje. Przykładem jest rozdział o Jerozolimie północy, którą Wilno stało się na skutek czynników geopolitycznych – tak jak na przykład ustawodawstwo rosyjskie, które po upadku Rzeczypospolitej zakazywało Izraelitom zamieszkiwania w centralnych guberniach Rosji. Skutkowało to napływem żydowskiej ludności do Wilna, której było w pewnym momencie 41% w stosunku do 54% ludności polskiej. Autorzy nie starają się usprawiedliwić segregacji studentów żydowskich na Uniwersytecie Batorego w Wilnie. Pokazują natomiast różne reakcje ludzkie, od jawnej agresji po próby mediacji i gesty solidarności.
Pisząc o Paryżu północy, mieście pięknych barokowych kościołów, autorzy nie mogli pominąć tematu wyjątkowych wileńskich nekropolii. Miasto polskich romantyków, Adama Mickiewicza, Juliusza Słowackiego i Zygmunta Krasińskiego, szczyci się cmentarzem na Rossie, który słynie z wyjątkowych, rzeźbionych nagrobków i pięknych pomników. Nie bez powodu każdy Polak, który odwiedza Wilno, często tam właśnie kieruje swoje pierwsze kroki.
Na Rossie miejsce pochówku to kawałek historii, a często także pamiątka ludzkich dramatów. Spoczywa tam między innymi ojciec Juliusza Słowackiego – Euzebiusz, poeta Władysław Syrokomla, pierwsza żona marszałka Piłsudskiego – Maria Piłsudska.
Rozdział poświęcony pomnikom Wilna jest jednym z najbarwniejszych, pokazujących w pigułce najbardziej emocjonujące i najczarniejsze momenty z dziejów miasta.
Mamy tu historię postawionego przez Rosjan w 1898 roku pomnika Michaiła Murawjowa, generała, gubernatora wileńskiego, który zasłużył sobie na przydomek „Wieszatiela” posłaniem na stryczek wielu powstańców styczniowych. Jak napisał Piłsudski na łamach socjalistycznego „Przedświtu”: „W istocie, jak pamiętam Wilno, a pamiętam je od bardzo dawna, nic dotychczas tak nie wstrząsnęło nerwami wilnian, jak pomnik Murawiowa”.
Kolejna opowieść dotyczy pomysłu upamiętnienia Adama Mickiewicza pomnikiem w Wilnie. Przez całe dwudziestolecie trwał prawdziwy korowód wokół tego projektu. Najpierw w 1924 roku postawiono na rozkaz wojska drewniany model pomnika wieszcza według projektu rzeźbiarza, profesora Uniwersytetu Stefana Batorego – Zbigniewa Pronaszki. Docelowo miał to być dwunastometrowy kolos, niczym egipski posąg.
Jednak projekt artysty nie spotkał się z akceptacją krytyków, dziennikarzy i zwykłych Wilnian. Potem był jeszcze kontrowersyjny pomnik Włodzimierza Szukalskiego, który wprawdzie zwyciężył w konkursie, ale spotkał się ze sprzeciwem społecznym i ostatecznie nie został zrealizowany. Ostatecznie dopiero po wojnie, w latach osiemdziesiątych, w litewskim Wilnie postawiono pomnik Adama Mickiewicza według projektu Gediminasa Jokubonisa.
Wstrząsające wrażenie robi na czytelniku rozdział o wkroczeniu Sowietów do Wilna, a następnie o ustanowieniu go stolicą Litwy pod radzieckim protektoratem. Niektórzy co bardziej światli Litwini zdawali sobie wtedy sprawę z faktu, że Wilno to miasto polsko-żydowskie, wobec czego narzucanie Polakom litewskiego obywatelstwa, litewskiego języka jest barbarzyństwem. Tych jednak była zdecydowana mniejszość, nieodgrywająca decydującej roli.
Z tego powodu Polaków udających się dziś na dawne kresy uderza kontrast między Wilnem i Lwowem. W tym ostatnim mieście przetrwało wiele śladów polskiej przeszłości. W Wilnie natomiast nawet na tablicach pamiątkowych zasłużonych profesorów Uniwersytetu Stefana Batorego nazwiska Polaków zostały zapisane po litewsku bądź po łacinie.
Trudno jest nam sobie wyobrazić tragizm sytuacji, w jakiej znaleźli się polscy mieszkańcy Wilna, które przechodziło z rąk jednego okupanta w ręce kolejnego, nie mniej bezwzględnego. Szczególnym heroizmem wykazały się w tej sytuacji oddziały AK, które musiały jednocześnie walczyć z Sowietami, litewskimi komunistami, polskimi zdrajcami i z Niemcami. Jednocześnie armia niemiecka próbowała zwerbować polskich żołnierzy do walki z bolszewikami, jednak bezskutecznie.
Historia kresów nie byłaby pełna bez wątku żołnierzy wyklętych, którzy nie złożyli broni nawet wtedy, gdy wojna oficjalnie się skończyła. Autorzy najwięcej miejsca poświęcają biografii Rotmistrza Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki”, dowódcy 5 Wileńskiej Brygady AK, której żołnierze po zakończeniu wojny pozostali w partyzantce, ponieważ liczyli na wybuch wojny między zachodnimi aliantami i Związkiem Sowieckiem.
Wydarzenia opisane przez Kopra i Stańczyka dalekie są od czarno-białych schematów ukazywanych w filmach wojennych z okresu PRL. Pokazują realne dylematy moralne, przed którymi stawali cywile i żołnierze z Wilna, wciągnięci w bezlitosne tryby wojny, która wydobywa z ludzi to, co najgorsze, ale i to, co najlepsze.
Trudno wobec tego nie zauważyć zbieżności Ostatnich lat polskiego Wilna z obecną sytuacją na Ukrainie. Dla każdego uważnego czytelnika jest jasne, że tylko narody sąsiadujące z Rosją, które doświadczyły jej „przyjaźni”, naprawdę wiedzą, do czego jest zdolna.
Wilno, tak jak Lwów, pozostaje ważnym emocjonalnie punktem odniesienia dla wielu potomków Kresowiaków, a tych, jak wiadomo, można znaleźć w prawie każdej polskiej rodzinie. Tym bardziej potrzebne są takie pozycje popularyzujące historię Kresów, żeby pamięć o niej została zachowana.
Sławomir Koper, Tomasz Stańczyk, Ostatnie lata polskiego Wilna, Wydawnictwo Fronda, 2022.