Nowy Napis Co Tydzień #205 / Łowcy głów
Posągi zdają się wieść osobliwe życie. Choćbyśmy utrwalili daną postać w kamieniu, aby oddać ją bliżej nieokreślonej przyszłości, raz na jakiś czas posągi schodzą z cokołu i pytają o teraźniejszość. Od kilku lat toczy się swoista dyskusja wiedziona z perspektywy obecności i nieobecności w przestrzeni publicznej. Dyskusja, dodajmy, o zróżnicowanym tempie. Stawiać pomniki, czy nie stawiać? – nie jest pytaniem, które mnie teraz zajmuje. Za radą Mary Beard, wybitnej znawczyni filologii klasycznej przyjemnie prowokującej do samodzielnego myślenia, zastanawiam się nad podjęciem dialogu przez tych, co zaklęci zostali w kamieniu. Dynamika posągu jest równie osobliwa, jak jego życie. Wkracza on w dyskusję, będąc zrzucanym z cokołu. Czy słusznie zrobiły władze miast Chicago, Baltimore, Miami, Richmond, Boston, usuwając pomniki Krzysztofa Kolumba, jak tego domagali się zwolennicy Black Lives Matter? Czyż nie jest ciekawym sposób, w jaki został zrzucony z cokołu pomnik ks. Henryka Jankowskiego w 2019 roku? Michał Wojcieszczuk, Rafał Suszka i Konrad Korzeniowski przywiązali linę do pomnika i strącili go. Kamienna postać nie uległa jednak rozbiciu, gdyż upadła na przygotowane wcześniej opony samochodowe. Ostatecznie pomnik Jankowskiego nie wrócił na miejsce, a mężczyźni zostali decyzją sądu z 2022 roku uniewinnieni od zarzutu znieważenia i zniszczenia posągu. Pokazuję te dwie różne sytuacje, gdyż po lekturze Dwunastu cesarzy Mary Beard wiem, że pomniki jedynie pozornie wiodą życie stateczne.
Autorka znana jest polskiemu czytelnikowi już z kilku książek, jak choćby z porywającej SPQR. Historii starożytnego Rzymu. Każdy, kto zdołał przeczytać którąś z jej książek lub widział programy popularnonaukowe jej autorstwa, wie czego się spodziewać: będzie intrygująco, żartobliwie, ale przede wszystkim merytorycznie. Beard po latach spędzonych nad dziejami republikańskiego i cesarskiego Rzymu wypracowała nie tyle ciekawe, co wręcz urzekające podejście do starożytnych Rzymian. Pisze o nich z poczuciem humoru, za którym ukrywa niesłabnącą fascynację. A przede wszystkim dostrzega w dawnych dziejach odbicie całkiem aktualnych problemów. Jednym z głównych pytań SPQR. Historii starożytnego Rzymu było to, dlaczego Rzymianom udało się stworzyć tak rozległe imperium. Odpowiedź autorki była brawurowa i do dziś nie przestaję nad nią rozmyślać. Mary Beard stwierdzała, iż to nie dzięki geniuszowi wojskowemu, gdyż wielokrotnie Rzymianie ponosili przecież klęski. Ich sukces polegał na tępym uporze i olbrzymiej propagandzie sukcesu. Propagandzie, której czar trwa aż do dzisiaj. Dwunastu cesarzy jest kontynuacją tej myśli. Autorka przedstawia wizerunek władców utrwalony w posągach, monetach i malarstwie. Wizerunek tak silny, że oparł się poprzez stulecia modom, a nawet wyznaczał je i do dzisiaj podtrzymuje.
Zaczeska na Juliusza
Popiersia, a przede wszystkim same głowy cesarzy, to autorski pomysł sztuki rzymskiej. Do dziś pozostaje nierozwiązaną zagadką, dlaczego artyści zdecydowali się na takie przedstawienie. Grecy przedstawiali całe postacie. Rzymianie na ich tle ze swoimi marmurowymi głowami musieli wydawać się im barbarzyńcami. A jednak to właśnie głowy, niczym makabryczne trofea wojenne, przyjęły się w sztuce.
Wygląd nowej odmiany cesarskich portretów jest nierozerwalnie związany z tą nową strukturą polityczną i ma bardzo niewiele wspólnego z prawdziwym wyglądem Augusta. Świadczy o tym między innymi opis Swetoniusza; portrety w każdym razie nie mają nierównych zębów, haczykowatego nosa ani złączonych brwi, które biograf wymienia jako charakterystyczne cechy cesarza. Jeszcze bardziej wymowna jest lodowata doskonałość wizerunku wzorowana na greckich posągach z epoki klasycznej oraz to, że portrety wykonywane przez całe czterdzieści pięć lat jego rządów były niemal identyczne, od odkrytej w Sudanie głowy z brązu (łupu lokalnego najazdu na rzymską prowincję Egiptu), po posąg znaleziony na terenie wilii Liwii pod Rzymem. To niemal „Dorian Gray” á rebours: w powieści Oscara Wilde’a portret się starzeje, podczas gdy model zachowuje młodość; w wypadku Augusta, aż do śmierci w 14 roku n.e., w wieku przeszło siedemdziesięciu lat, był on wciąż przedstawiany jako młody człowiek.
Po lekturze Dwunastu cesarzy nachodzą mnie wątpliwości, czy w ogóle jest możliwe poznanie prawdziwego oblicza Juliusza Cezara. Za swego panowania dożywotni dyktator, jak kazał siebie nazywać, kazał upublicznić na terenie całego imperium swoje wizerunki na monetach, posągach i popiersiach. Biorąc pod uwagę zasięg terytorialny cesarstwa rzymskiego, to dosyć ambitne przedsięwzięcie. W skali dokonań przewyższył go jedynie usynowiony przezeń Oktawian August. Jeden z wielu nasuwających się problemów polega na tym, że Oktawian starał się pokazać podobieństwo do swego poprzednika. Doprowadza to do sytuacji, w której mamy obfitość wizerunków, istną propagandę sukcesu przy zlewaniu się indywidualnych różnic. Nie należy zapomnieć o tym, że wizerunki takie wyznaczały trendy. Fryzurę „na Juliusza” nosili wszyscy: od cesarzy po niewolników. Dziś nie sposób już rozstrzygnąć, czy przykuwający uwagę Zielony Cezar, popiersie czerpiące swoja nazwę od charakterystycznego zielonego kamienia, w którym ją wykonano, przedstawia cesarza, czy po prostu kogoś go naśladującego. Kamienne głowy wreszcie przerabiano, zmniejszając nosy, ukrywając łysinę, wyostrzając lub łagodząc rysy twarzy. Kogo w rzeczywistości oglądamy, gdy widzimy popiersie Juliusza Cezara: Oktawiana Augusta, a może nas samych?
Nieludzko ludzki Cezar
Mary Beard przedstawia zaskakujące spory historyków sztuki, którzy decydują o tym, która z rzeźb rzeczywiście przedstawia Juliusza Cezara. Niektóre dowody są specyficzne, jak ułożenie kosmyków włosów przypominających szczypce kraba. Twarze rzymskich cesarzy subtelnieją, sięgając niemożliwego ideału. Im bardziej zacierały się indywidualne cechy, tym bardziej twarze stawały się swoistymi zwierciadłami, w których przeglądały się wieki. W 1892 roku brytyjski pisarz Sabine Baring-Gould pisał o jednej z główek Cezara:
[…] wykonany przez człowieka, który dobrze znał Juliusza Cezara, który widywał go często i był pod tak wielkim wrażeniem jego osobowości, że dał nam lepszy jego portret, niż gdyby pracował z natury […] uchwycił i odtworzył specyficzny wyraz, jaki przybierała twarz Cezara podczas odpoczynku, ów słodki, smutny, cierpliwy uśmiech, powściągliwą siłę w układzie ust i to głębokie spojrzenie, zwrócone w niebo, jak u kogoś wypatrującego tego, co niewidzialne, i ufającego Opatrzności, która tam panuje.
Wtórował mu Thomas Rice Holmes, gdy pisał:
Popiersie to wyobraża, ośmielę się powiedzieć, najsilniejszą osobowość, jaka kiedykolwiek żyła […]. W profilu nie jest możliwe znalezienie jakiejkolwiek wady.
Wpatrywanie się w twarz Cezara prowadzi do czystej fizjonomiki, czyli wyczytywania cech osobowości z rysów twarzy. Jednym z pytań, które stawia Mary Beard, jest to, dlaczego przedstawiciele władzy, intelektualiści, artyści czy duchowni kolekcjonowali kolejne głowy cezarów. Tytułowi władcy z dynastii julijsko-klaudyjskiej to przecież także zbiór dosyć istotnych wad: uzurpatorzy, skrytobójcy, lubieżnicy i podpalacze. Im piękniej przedstawieni, tym wedle prawdy historycznej gorsi dla swoich podwładnych. Jak rozwiązać ten makabryczny rebus? Odpowiedzi jest kilka, a Mary Beard przekonuje, że nieznajomość historii jest na pewno jedną z najważniejszych. Czyżby posiadacze głów cezarów dali się uwieść ich nierealnemu pięknu? Jest coś kuszącego w wyobrażeniu sobie nocnych monologów wygłaszanych z kieliszkiem wina do popiersia Kaliguli, Nerona czy Wespazjana…
Gorące krzesło Nerona
Ironia i absurd, chwała i potępienie – w jaką grę wciągają nas ciągle żywe, bo będące pomiędzy nami, głowy cesarzy? Mary Beard pokazuje niesłabnącą fascynację wizerunkami rzymskich władców – na antycznych monetach i posągach oraz całkiem współczesnych obrazach i hasłach reklamowych – i nie daje jednoznacznych wniosków. Być może są one już dla nas niedostępne. Jak bowiem zinterpretować Portret mężczyzny z monetą Hansa Memlinga, na którym model pokazuje widzowi niewielką rzymską monetę? Mężczyzna jest anonimowy, ale wizerunek cesarza już łatwy do odczytania. To Neron. Jaki jest sens tego portretu w portrecie? Czy mężczyzna na obrazie był okrutnikiem jak podpalacz Rzymu, czy tylko dumnym kolekcjonerem starożytnej numizmatyki? Odpowiedzi zdały się przeminąć, ale nie fascynacja. Podobnych problemów nastręcza popularny niegdyś komplet dwunastu krzeseł z podobiznami przedstawicieli dynastii julijsko-klaudyjskiej. O ile zajęcie miejsca z wizerunkiem Juliusza Cezara czy Oktawiana Augusta mogło uchodzić za zaszczytne, to jak potraktować podsunięte siedzenie z wizerunkiem Nerona? Żart, swoiste „gorące krzesło”? A co zrobić z kielichem mszalnym, również ozdobionym wizerunkami cesarzy rzymskich – despotów, zabójców, lubieżników? Jak wznieść kielich z Krwią Chrystusa, gdy zdobi go oblicze Nerona? Mary Beard pokazuje to swoiste życie nieumarłych-cesarzy, zombie-cesarzy, których obecność w muzeach i sztuce nam, sympatykom demokracji i wyznawcom praw człowieka, rzuca całkiem frapujące zagadki.
Co widzę, gdy patrzę w przeszłość
Dwunastu cesarzy jest książką niełatwą. O ile jej lektura dostarcza mnóstwa satysfakcji, a detektywistyczne poszukiwania „jedynego, prawdziwego wizerunku Cezara” są wciągające, to przecież za tym rzetelnym kursem historii sztuki ukrywają się rozmyślania zupełnie podstawowe. W istocie Mary Beard pyta, czy w zdekapitowanych ciałach rzymskich cesarzy dostrzegamy przeszłość, czy jednak naszą teraźniejszość. Dwunastu cesarzy można potraktować jako współczesny odpowiednik pomnika (no właśnie) historiografii, czyli dzieła Marca Blocha Pochwała historii, czyli o zawodzie historyka. Bardzo podobają mi się te pytania autorki. Wracam do nich, gdy wpatruję się w twarz Cyncynata, który bezinteresownie zrzekł się władzy i powrócił na swoje poletko ziemi. Jego prawdziwa, historyczna twarz została dla nas bezpowrotnie utracona. Teraz trzeba szukać jej w bruzdach ziemi – tam, gdzie ją skrył.
Mary Beard, Dwunastu cesarzy. Przedstawienia władzy od starożytności do czasów współczesnych, tłum. Norbert Radomski, Rebis, Poznań 2022.