Nowy Napis Co Tydzień #207 / Serce i siekiera – o poezji Radmili Petrović
Ciężko jest pisać o takiej poezji bez używania wyświechtanego rzeczownika „dziewczyńskość” – ale spróbujmy. Zapewne wielu recenzentów będzie skupiało się przede wszystkim na tym „kobiecym” decorum, które w pierwszej warstwie proponuje nam poetka – na miłościach i zawodach miłosnych, zauroczeniach mężczyznami i wielkim miastem. Tak, to są wiersze o miłości. Jednocześnie jednak kulturowy i społeczny kontekst, w jakim Petrović je osadza, powoduje, że sformułowanie „poezja o miłości” w ogóle nie zgrzyta – a przynajmniej to, co się za nim kryje, nie jest tak banalne, jak można by się było, słysząc takie określenie, spodziewać.
W odróżnieniu od poezji, w której „nie wiadomo, o co chodzi” (i właściwie nie powinnam brać tych słów w cudzysłów, bo często naprawdę nie wiadomo), w odróżnieniu od prozy rozpisanej na linijki, która tylko udaje pod względem formalnym wiersz, ale nim nie jest, wreszcie w odróżnieniu od serii absolutnie abstrakcyjnych obrazów, które odsyłają nas do obrazów, które odsyłają nas do kolejnych obrazów, które odsyłają nas do niby-puenty – poezja Radmili Petrović, zamieszczona w tomie Moja mama wie, co się wyprawia w miastach, jest osadzona w konkrecie, a poszczególne wiersze opowiadają zamknięte historie. Jest w nich podmiot (bohaterka, kobieta, która mówi o sobie i swoich odczuciach), jest konkretne miejsce akcji (serbska wioska albo Belgrad, pełna możliwości stolica), są zdarzenia. W wierszach Petrović zawsze coś się dzieje – w opozycji do dość częstej u innych poetów sytuacji, gdy „nic się nie dzieje”, ale jednak napisano o tym niedzianiu wiersz. Jako że nie lubię egzaltacji, sytuacja, gdy wiersz opowiada o zdarzeniach, odpowiada mi bardziej.
Miłość jest w poezji młodej Serbki bardzo ważna, ale równie ważne jest tutaj tło, na którym to uczucie się dzieje. Jest w tych wierszach Serbia, jest zwyczajowa ucieczka z tradycyjnej wsi do anonimowego miasta, jest żelazna ręka społeczności i silne samostanowienie. A poza tym – jak bardzo bałkańskie kulturowo są te wiersze! Omawiają lokalne tradycje i patriarchat w szeregu przebitek, w ogóle nie używając wymienionych słów.
Poetka bardzo silnie odnosi się do swojego dzieciństwa na wsi, co jest motywem zgranym w każdym rodzaju literackim. Czytelnik ma jednak poczucie, że wieś w tym przypadku jest bardzo żywo obecna także w teraźniejszości – jako punkt odniesienia, kwestionowany, ale jednak ciągle brany pod uwagę, napędzający działania i zaniechania.
ja jestem laska z jajami
mam scyzoryk w kieszeni
i druty w staniku
nie umiem dyskutować o filmach
wiem, jak sadzić cebulę i groch
że nie da się kręcić kołami traktora
kiedy zabraknie płynu w układzie wspomagania
ale jego to nie interesuje
on jest mężczyzną-damą
nie wie, jak funkcjonują
rodzinne układy z siekierami w tle
zna się na winach
wyprzedażach płaszczy
ale mnie to nie interesuje
‒ pisze Petrović w jednym z najmocniejszych wierszy,Mówili, że Belgrad to miasto, w którym nie wolno nikomu spojrzeć w oczy.
Niemal każdy liryk zawiera nawiązania do wsi, i to nie jakiejkolwiek, ale wsi bałkańskiej, rolniczej, gdzie rodziny są ze sobą silnie splecione, a wspólnotę lokalną łączy przyjaźń lub nienawiść i nic nie umknie sąsiedzkiemu oku. Bohaterka wierszy z takiej wsi uciekła, ale powraca na nią regularnie – nie tylko w głowie i w sercu, ale także fizycznie. Dłonie, które w Belgradzie piszą i piją wino z eleganckiego kieliszka, nie zapomniały, jak sadzić fasolę i zbierać maliny. Wieś jest w poezji Petrović bardzo istotna – przy czym wieś nie oznacza tylko: „rola”, oznacza za to mnóstwo nawarstwiających się kontekstów: serbskość, sąsiedztwo, a nawet konflikty i krwawą zemstę. Serbia to nie Albania, nie obowiązuje tam Kanun
jego syn zginął na weselu swojego
brata
dziadka lepiej nie wkurzać
mogłabym odciąć się od rodziny
która nie rozmawia z sąsiadami
w promieniu tysiąca metrów
od stryjów, którzy łamali szczęki
swoim najlepszym kolegom
od ciotek, które nie wyszły za mąż
bo nie miały za kogo
dlatego noszę w kieszeni scyzoryk
wiem, że może przyjść czas zapłaty
za te wszystkie głowy, serca i szczęki
Rodzina jako patriarchalna, ale tylko częściowo opresyjna siła, jest bohaterką prawie każdego wiersza Petrović.Znajduję w jej poezji to, czego brak mi we współczesnej rodzimej twórczości poetyckiej – odnoszenia się do rodziny i sąsiedztwa nie tylko jako do żelaznej ręki, z której ucisku udało się uciec, ale jako do czegoś, co nas ukształtowało, przynajmniej w części. Serbską poetkę ta rodzina uwiera, jak niemal każdego z nas – ale jednocześnie komentuje ją ona, opisuje, sytuuje się w jej łonie i poza nim. Nie pisze „nie mówmy o tym”. O rodzinie i wsi mówi chyba najwięcej:
gdziekolwiek wyjeżdżam
mówię, że nie jestem stąd
należę do polany
gdzie sąsiedzi dawno temu
zakopali zbuk po naszej stronie
granicy
ale nie do ludzi na niej osiedlonych
Albo:
taka jest ta wieś
czujesz jej oczy na skórze
tutaj się handluje skrzydłami nietoperza
i ginie przez sklepem […]
nie zostawaliśmy nigdy dłużni
nie można powiedzieć
Poziom odniesień kulturowych i klasowych (do społeczności rolniczej, do kultury wiejskiej) jest w poezji Petrović naprawdę wysoki – wszystko, czym autorka się z nami dzieli, to jej odczucia przefiltrowane przez to, skąd pochodzi, jaka ziemia i jacy ludzie wydali ją na świat. Obsesyjnie wraca do wątków zemsty rodzinnej i sąsiedzkiej, do swoistego kodeksu odpłaty, który, jak się wydaje, także przejęła.
Mam przy sobie dusze wszystkich przodkiń
które zginęły z męskiej ręki
uczepiły się mnie
gdy wyjeżdżałam do Belgradu
i nie chcą wrócić do domu
A co ze wspomnianą na początku miłością? W jasny, bezpretensjonalny sposób poetka opowiada o pierwszej i kolejnych miłościach, o seksie, o oczekiwaniach związanych z małżeństwem (które na pewno nastąpi – to kolejna „różnica kulturowa”; temat ożenku i ślubu powraca w tej poezji kilkakrotnie):
Ten chłopak mógłby rzucić wszystko, ale nie papierosy
telefon cofnął godzinę automatycznie
już jesień, twoja dziewczyna
studiuje nasze spojrzenia
jest ładna, całkiem niezła figura
prawdopodobnie budzi się w makijażu
ale zestarzeje się
skończyłeś studia
masz dobrą pracę
zastanawiasz się, kim mógłbyś być
masz też ją, ale nie wiesz
kto będzie ci towarzyszył w starości
pozostaniemy przyjaciółmi, dopóki nie nauczę się
robić na drutach swetrów i skarpetek
bo zimy są ostre tam, gdzie cię zabiorę
a na wiosnę kwitną storczyki
i nielegalne obiekty budowlane
jest jesień i mam gdzieś twoją dziewczynęznam tę, z którą się ożenisz
jest serdeczna i ma na imię Radmila
Konflikt, który poetka kilkakrotnie prezentuje w wierszach opowiadających właśnie o miłości, łączy się nierozerwalnie z wspomnianym wcześniej „wiejskim” toposem, wiejskim pochodzeniem, nie-miejskością. W kilku wierszach autorka stawia prostą opozycję: ona, teraz z Belgradu, ale jednak duchem ze wsi, a miejski, elegancki, pełen ogłady mężczyzna, któremu niby ona się podoba (ale nie do końca) albo on podoba się jej, ale nie potrafią się porozumieć, bo kontrast miasto–wieś – albo to, jak chcemy o nim myśleć – nadal podskórnie istnieje. Poetka gromi błędy i zaniechania patriarchatu, ale jednocześnie zastanawia się, czy „wiejska dziewczyna” porozumie się z „miejskim chłopakiem”, czy taki chłopak przyjedzie do niej na wieś, czy będzie wiedział, jak się robi w ziemi i co na to powiedziałby jej nieżyjący dziadek. Pomimo zmęczenia zasadami narzucanymi jej społeczności przez mężczyzn autorka jednocześnie w poznawanych w mieście mężczyznach szuka siły, sprawności, decyzyjności, braku miękkości. Obserwuje ich jak dziwaczne okazy, przyszpila swoimi komentarzami jak rzadkie motyle.
on ma karierę
osiemdziesięciometrowe mieszkanie
i szczękę jak z reklamy żyletek
lubi dziewczyny, wypowiada się z ogładą
nie jest mną zainteresowany
Regularnie powraca też wątek płci ‒ Petrović na wsi pełniła rolę silnej dziewczyny i kobiety (a przynajmniej za taką się uważała), pracując ramię w ramię z mężczyznami, „miała być chłopcem”; sądzi, że takie było oczekiwanie rodziny. Tak ją wychowywano i sama także próbowała się w tę rolę wpasować:
tato, w tej córce masz trochę syna
którego tak bardzo pragnąłeś
nie tylko ze względu na mój chłód
czasem wrze we mnie krew przodków
tych, którzy zabijali swoje żony
strzelbami ściągali dzieci sąsiadów z czereśni
Petrović opowiada nam o miłości i wojnie z miłości, o stosunkach we wsi i o wojnach spowodowanych niczym jak tylko tym, że ktoś mieszka obok kogoś. Wraca do tematu rodziny, ziemi, domu – wsi jako tożsamości.
To poezja dobra, silna, bezpretensjonalna, nie próbująca dogodzić salonom. Petrović mówi: „taka jestem, nie będę udawać, już się naudawałam”. Pamiętajmy też, że to poezja tłumaczona. Światów Petrović nie byłoby w Polsce bez tłumaczki. Jest nią Aleksandra Wojtaszek, która wykonała piękną robotę.
Radmila Petrović, Moja mama wie, co się wyprawia w miastach, tłum. Aleksandra Wojtaszek, Biuro Literackie, Kołobrzeg 2023.