Nowy Napis Co Tydzień #203 / Koniec chorwackiego lata
Legenda sowieckiego undergroundu, grupa Kino, posiada w swoim repertuarze piosenkę Lato się kończy, w której lider zespołu, nieodżałowany Wiktor Coj, śpiewa: „A z pogodą się udało, deszcz pada już czwarty dzień, choć w radiu mówili, że gorąco będzie nawet w cieniu”. Słowa tego utworu towarzyszyły mi dość często podczas lektury reportażu Aleksandry Wojtaszek poświęconego Chorwacji – zarówno tej współczesnej, jak i jej historycznym meandrom. Autorka kilkukrotnie wspomina też o porach roku, zwłaszcza dalmatyńskim lecie, które w ciągu jednej nocy potrafi nagle zamienić się w jesień, kończąc okres turystycznej gorączki. Nie oznacza to jednak, że nad Adriatykiem przez większą część roku panuje schulzowski „martwy sezon”: Chorwacja, choć niewielka i niepozorna, ma do zaoferowania znacznie więcej, niż możemy przypuszczać.
No właśnie, bo z czym zwykliśmy kojarzyć ten stosunkowo drobny skrawek Europy? Z gorącym, wakacyjnym rajem, piwem Ožujsko, rakiją, scenografią Gry o tron, kamienistymi plażami, być może z niesamowicie silną jak na czteromilionowy kraj reprezentacją w piłce nożnej albo z pociesznym Robertem Makłowiczem, kręcącym kolejnego vloga na temat Dalmacji. Ci, którzy uważali na lekcjach historii, słyszeli coś o Królestwie SHS, wojnie na Bałkanach i zapewne pamiętają melorecytację Kazika: „Partyzanci Broz Tity wyzwolili Jugosławię bez pomocy Sowietów”. To wszystko jednak stereotypy lub ślizganie się po powierzchni, a „bałkański kocioł” jest sprawą dużo bardziej skomplikowaną – historycznie, etnicznie, gospodarczo i społecznie. Sam fakt użycia przeze mnie określenia „bałkański” nastręcza kolejnych problemów: Chorwaci ponoć nie chcą, aby ich kraj uznawany był za część Bałkanów, zatem gdzie właściwie leży Chorwacja? W Europie Środkowej, Południowej, Wschodniej(!) czy może w Śródziemnomorzu?
Fjaka. Sezon na Chorwację Aleksandry Wojtaszek prawdopodobnie nie przyniesie odpowiedzi na pytanie o wszystko, co chcielibyście wiedzieć o Chorwacji (ale baliście się zapytać), lecz powiedzmy sobie szczerze, nie taka jest rola reportażu – na niecałych czterystu stronach nie da się opowiedzieć ponad tysiącletniej historii regionu (choć, na marginesie, znana nam Chorwacja ma zaledwie trzydzieści parę lat). Krakowska slawistka i tłumaczka czyni coś znacznie lepszego: nie sili się na opowiedzenie kompleksowej chorwackiej epopei, lecz traktuje reporterską materię przekrojowo, a równocześnie z pasją i szacunkiem dla swoich bohaterów i czytelników. Ale po kolei.
Tytułowa fjaka to, jak pisze autorka, „pojęcie głęboko dalmatyńskie, określa kondycję ducha, kiedy człowiek pragnie jedynie patrzeć w dal i porzucić jakąkolwiek formę aktywności, rozpuścić się w przestrzeni. Psychofizyczny stan niemożliwego do zaspokojenia pragnienia nicości”
To właśnie druga część książki, zatytułowana wymownie Chorwat – czyli kto?,pozwala czytelnikowi na bliższe poznanie chorwackiej historii oraz (to niebezpieczne i nieprecyzyjne określenie) charakteru narodowego. Autorka czyni to między innymi poprzez przyjrzenie się trzem kluczowym postaciom: słabo znanemu w Polsce ludowemu przywódcy z XVI wieku, Matii Gubcowi, marszałkowi Ticie oraz Franjowi Tuđmanowi – pierwszemu prezydentowi Chorwacji, nad którego rządami unosi się odium autorytaryzmu i nierozliczonych zbrodni wojennych. Tuđman zdaje się być prawdopodobnie najważniejszą postacią całego reportażu, bowiem to jego prezydentura zaważyła na tym, jak wygląda współczesna Chorwacja. Ocena tej polityki, dokonana przez Wojtaszek i jej bohaterów, jest bezlitosna:
[…] Tuđman i jego spuścizna wydają się żywsze niż kiedykolwiek: Franjo marzył o Chorwacji i stworzył Chorwację, taką, jaką oglądamy dzisiaj – wyludniającą się, spolaryzowaną, niełatwą do życia [230].
[…]
[Historyk Ivo Goldstein] skrupulatnie wypunktował obecne problemy, które w mniejszym lub większym stopniu mają korzenie w polityce prowadzonej przez Tuđmana: nepotyzm, upartyjnienie, rewizjonizm historyczny, klientelizm, korupcja, nacjonalizm. Inny historyk, Ivo Banac, stwierdził natomiast, że Tuđman to synteza wszystkich naszych nieszczęść. Mimo to dwie dekady po śmierci były prezydent stał się postacią niemal odporną na wszelką krytykę, nawet z lewej strony politycznego spektrum. „Wiadomo” (Zna se) – głosił slogan wyborczy Franja z 1990 roku – dziś też wiadomo, że Tuđman to niepodległa Chorwacja, a niepodległa Chorwacja to świętość [220].
Wszystko to sprawia, że choć kontrowersyjny prezydent otoczony jest współcześnie czymś w rodzaju kultu, to tak zwani „przeciętni Chorwaci” nie mają złudzeń co do stanu swojego państwa – jedna z bohaterek reportażu, przywódczyni strajku szwaczek w zakładach Kamensko, Đurđa Grozaj, mówi wprost: „Chorwacja to najpiękniejszy kraj na świecie, ale stworzyliśmy państwo, w którym tylko politykom i złodziejom dobrze się żyje” [111]. Natomiast w graniczącym z Serbią Vukovarze życie to „nieustanne oscylowanie między radością wynikającą z piękna otoczenia i złością na to, jak bywa ono zagospodarowywane” [341], połączone z narzekaniem na korupcję i niesprawiedliwość. Choć Chorwacja reklamuje się jako turystyczny raj na ziemi oraz „mały kraj na wielkie wakacje”, to impresje autorki dotyczące tamtejszej prowincji nie są optymistyczne: opuszczone miasta i wioski wyglądają „jak scenerie do filmów postapo. Chorwacja to urbexowy raj” [118]. Ta ambiwalencja przewija się przez większość Fjaki i podczas lektury można odnieść wrażenie pewnej sinusoidalności, która jednak nie przeszkadza ani nie wytrąca z czytelniczego rytmu – jest to bardzo świadomy zabieg, mający na celu ukazanie złożoności relacji Chorwatów z sąsiednimi krajami, samymi sobą, swoją polityką i historią.
Pod koniec drugiej oraz w ostatniej części (Cienie) reportażu Wojtaszek przygląda się historii socjalistycznej Jugosławii, a także sprawie chyba najbardziej domagającej się analizy i przybliżenia, a mianowicie stosunkom chorwacko-serbskim i powojennym traumom chorwackiego społeczeństwa. Krakowska kroatystka płynnie przechodzi od jugosłowiańskiego kulturowego undergroundu do wybuchu nacjonalistycznej gorączki, która wzrastała po śmierci Tity, omawia zagmatwane kwestie językowe oraz fenomen „jugonostalgii”, bada sytuację chorwackich weteranów, ale pisze także bez ogródek o zbrodniach ustaszy z czasów drugiej wojny światowej i czyni to wszystko z niebywałym wyczuciem. Wojtaszek traktuje napotkanych ludzi i sprawy, o których pisze, z ogromną empatią, nie trywializuje i nie osądza, choć potrafi także wprost skrytykować te przejawy chorwackiej rzeczywistości, do których ma obiekcje lub które ją po prostu wkurzają.
To wszystko nie oznacza jednak, że omawiane reportaże są przytłaczające, przepełnione melancholią i skupiają się głównie na traumatycznej przeszłości. Autorka wywodzi się ze środowiska akademickiego, ale jest jego młodą przedstawicielką; bardzo podoba mi się to, że nie widzi ona problemu we włączeniu do książki reportażu poświęconego fenomenowi chorwackiego futbolu i klubu Hajduk Split, z pasją rozpisuje się o chorwackiej literaturze fantastycznej, jugosłowiańskiej popkulturze (głównie muzyce) i językowej inwencji dotyczącej lokalnych przekleństw. Wie, kiedy pozwolić sobie na luźniejszą uwagę czy żart, a w pewnych kwestiach umie wykazać się zdrowym dystansem. Skoro o tym mowa, chciałbym pochwalić także język całego reportażu. Wojtaszek nie jest poetką, ale poezję tłumaczy i tę językową wyobraźnię widać w jej tekstach niezwykle wyraźnie, na przykład kiedy pisze, że na europejskim dancingu „Chorwatom przypadła rola kelnerów” [356] czy gdy podpiera się precyzyjnie dobranymi wyimkami z jugosłowiańskich piosenek lub napisów na murach. Spodziewałem się, że ostatecznie znajdę jakieś potknięcie lub niezgrabność, ale nie – autorka przeszła suchą stopą przez czyhające pod nią odmęty pretensjonalności. Długimi fragmentami Fjaka (a zwłaszcza cudownie napisane wstęp i zakończenie, spięte klamrą „końca”) jest chyba najlepszym językowo polskim reportażem, jaki czytałem od czasu premiery Kajś Zbigniewa Rokity.
Ostatecznie teksty Wojtaszek – i to także jest ich ogromna siła – nie opowiadają wyłącznie o Chorwacji czy byłej Jugosławii. W pewnym stopniu traktują one również o Polsce, Ukrainie czy Rumunii, postkomunistycznych krajach na styku Zachodu i Wschodu, które musiały mierzyć się z bolesną transformacją, historycznymi traumami, (auto)stereotypami i toczyć nieustanne boje o kształt własnej tożsamości, często zakrawające na donkiszoterię.
Nawoływania do europeizacji, a właściwie westernizacji Bałkanów zazwyczaj pozbawione są świadomości, jak orientalizujący jest charakter tego projektu. Jego rzecznicy zdają się przy tym zapominać, że zwrot w stronę Zachodu przyniósł tutejszym krajom między innymi tragiczny w skutkach nacjonalizm. Nie mniej kuriozalne są jednak postulaty zachowania autentycznego charakteru regionu, innymi słowy unikania modernizacji, aby turyści mogli nacieszyć oczy uromantyzowaną biedą i zacofaniem [178].
Aleksandra Wojtaszek napisała reporterski debiut, który śmiało mogę określić rewelacyjnym, zarówno pod względem językowym, kompozycyjnym, jak i doboru tematyki pojedynczych reportaży składających się na całość publikacji. Krakowskiej slawistce udało się przy tym odnaleźć własny głos, sytuujący się gdzieś w środku spektrum, na którego krańcach znajdują się współcześni polscy reportażyści piszący o „gorszej” Europie: Małgorzata Rejmer i Ziemowit Szczerek. Teksty Wojtaszek bywają zabawne, rozczulające, poważne, poetyckie – a wszystko to przy zachowaniu naprawdę dobrze wyważonych proporcji. Fjaka nie jest owocem pragmatycznej, turystycznej fascynacji, ale rzetelnego znawstwa i niełatwej miłości do skomplikowanego oraz doświadczonego przez najnowszą historię kawałka Europy. Autorka sama przyznaje, że jest to miłość problematyczna, gdy już na samym początku, w motcie do całej publikacji, cytuje zagrzebskie graffiti: „Kocham cię, Chorwacjo, ale zobacz, co mi robisz”. Właśnie z takich uczuć rodzą się najlepsze reportaże.
Aleksandra Wojtaszek, Fjaka. Sezon na Chorwację, Czarne, Wołowiec 2023