Nowy Napis Co Tydzień #027 / O Legionach bez Piłsudskiego, o Piłsudskim bez Magdeburga
Nakręcić film o Legionach bez Józefa Piłsudskiego, to osiągnięcie zdumiewające. W polskiej produkcji Legiony w reżyserii Dariusza Gajewskiego postać Marszałka pojawia się na piętnaście sekund w jednej z początkowych scen filmu, kiedy przed wymarszem Pierwszej Kadrowej z Oleandrów rozkazuje on drużyniakom i strzelcom zamienić się odznakami na znak braterstwa. Sławna scena symbolizująca powstanie wojska polskiego: Od dziś nie ma już strzelców ani drużyniaków, są tylko żołnierze niepodległej Polski… jest pierwszą i ostatnią, w której zobaczymy Piłsudskiego. Widocznie nie odgrywał żadnej istotnej roli!
Głównym bohaterem filmu jest postać fikcyjna, Polak, dezerter z armii rosyjskiej, analfabeta Józef Wieża. Jest on bardzo sceptycznie nastawiony do powstania i przyłącza się do wojska tylko dlatego, że idzie ono w stronę jego rodzinnej Łodzi. Zaiste, typowy legionista!
W Legionach było bardzo niewielu robotników i chłopów. Służyli w nich przede wszystkim uczniowie, studenci, naukowcy, artyści, przedstawiciele wolnych zawodów, inteligencja wszelkiego rodzaju. Wszyscy oni byli ochotnikami nastawionymi patriotycznie, gotowymi do poświęceń dla sprawy. Legiony Polskie były zapewne najinteligentniejszą armią w dziejach świata. A tu główny bohater – analfabeta! Dlaczego? Niepojęte.
Inną ważną postacią fikcyjną jest grany przez Mirosława Bakę Kaszubski, były oficer carski, teraz w legionach. Dostaje się on do niewoli niemieckiej, gdzie trafia na dawnego przyjaciela, kombatanta wojny rosyjsko-japońskiej. W tej sytuacji Kaszubski staje przed wyborem, albo wrócić do Rosjan, albo zawisnąć na szubienicy. Jego kolega, zrusyfikowany Polak uważa, że Polakom w imperium carów wiedzie się doskonale, a niepodległość to szkodliwe mrzonki. Kaszubski woli szubienicę niż zdradę.
Problem rzeczywiście istniał, ponieważ wielu Polaków pogodziło się z niewolą i było im z tym dobrze. Rosyjskich żołnierzy wyruszających na wojnę, Warszawiacy żegnali jako swoich obrońców kwiatami i papierosami. Jednak prawdziwą i, przede wszystkim, powszechną tragedią narodu w ówczesnych czasach było to, że Polacy byli siłą wcielani do armii wszystkich trzech zaborców. W związku z tym na froncie zmuszano ich do strzelania do swoich rodaków. Ten fakt w filmie został pominięty…
W filmie zobrazowana została także sławna szarża pod Rokitną 13 czerwca 1915 roku. Dowódca, Zbigniew Dunin-Wąsowicz, wygłasza kilka zdań do swoich kawalerzystów podkreślając, że dowództwo austriackie wysyła ich na pewną śmierć. Widz nie dowie się jednak, na czym polegała głupota i zbrodniczość rozkazu. Z nieznanych powodów Austriacy nie poprzedzili ataku przygotowaniem artyleryjskim. A przed każdą z czterech linii okopów były zasieki z drutu kolczastego, trudne do przeskoczenia dla koni, bo choć były niewiele wyższe niż metr, ale szerokości miały dwa, trzy metry. W filmie nie zostały uwzględnione. Ostrzał artyleryjski mógłby je zniszczyć. Zasieków nie ma, są za to działa strzelające do atakujących, których tam w rzeczywistości na pewno nie było. Śmiertelne żniwo zbierały natomiast karabiny maszynowe.
Bezsensowny i zbrodniczy rozkaz został wykonany wzorowo. Ze szwadronu liczącego 62. ludzi poległo 20., rannych było 26 osób. W porównaniu do liczby żołnierzy biorących udział w słynnej szarży, w wąwozie Somosierry, zabitych i rannych było bodaj trzykrotnie więcej. Co więcej, w Hiszpanii szarża Polaków otworzyła Napoleonowi drogę na Madryt, zaś szarża pod Rokitną nie dała Austriakom nic.
Warto także zwrócić uwagę na szczegół, jakim jest ubiór walczących. W filmie Gajewskiego kawalerzyści Wąsowicza występują zgodnie z prawdą w charakterystycznych futrzanych kurtkach zawieszonych na ramieniu, lecz na głowach mają furażerki. W rzeczywistości mieli czaka nieco tylko niższe od tych z okresu Księstwa Warszawskiego. Ponadto w Legionach za czwartą linię okopów przedostało się tylko dwóch kawalerzystów. W rzeczywistości czwartej linii okopów już nie atakowano. Za trzecią dotarło sześciu i kilka koni bez jeźdźców. Skręcili oni do wsi Rokitna i schronili się wśród zabudowań. Na ekranie – szczere pole, wsi w ogóle nie ma.
Legiony to nie jest film słaby. Gorzej – to film zły, nieprawdziwie przedstawiający wydarzenia, o których opowiada. Jego twórcy słabo znają historię Legionów Polskich i w ogóle jej nie rozumieją. W moim przekonaniu dotacja Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego została zmarnowana. Nie zdążono też z premierą (podobnie jak w przypadku filmu Piłsudski) na setną rocznicę odzyskania niepodległości.
W filmie obejrzymy dobrze nakręcone sceny batalistyczne, a także piękne zdjęcia. To są, niestety, jego jedyne atuty.
*
Poruszmy jeszcze pokrótce kwestię wspomnianego już filmu Piłsudski. Produkcja rozpoczyna się bardzo długą sekwencją pokazującą, jak Piłsudski podczas przesłuchań w cytadeli warszawskiej symuluje chorobę psychiczną, żeby dostać się do szpitala, skąd łatwiej uciec. Nie rozumiem, dlaczego reżyser i scenarzysta poświęcili tak dużo czasu tej sprawie. Te dłużyzny wydają się zupełnie niepotrzebne.
Spory w PPS, kłopoty towarzysza Wiktora (ówczesny konspiracyjny pseudonim Piłsudskiego) związane z jego organizacją bojową, rozłam w partii wynikły z bardziej niepodległościowego niż socjalistycznego nastawienia Piłsudskiego – zostały pokazane ciekawie i prawdziwie. Działalność podziemna, drukowanie „Robotnika” w Łodzi na Wschodniej, romanse przyszłego marszałka z Marią, a potem z Aleksandrą, również ogląda się z zainteresowaniem. Akcja na stacji kolejowej w Bezdanach – wszystko to zostało opowiedziane sprawnie i ciekawie. Nie jasne jest tylko, dlaczego w pewnej chwili Marszałek rozmawia z Aleksandrem Prystorem w języku rosyjskim – lecz to drobiazg. Może niezbyt ważne wydaje się, że dwukrotnie Piłsudski pije wódkę z Walerym Sławkiem. Źródła podają, że nie lubił ciężkich trunków. Pił litrami mocną herbatę, którą sam sobie parzył, czasem kieliszek dobrego wina. W serialu dla młodzieży z czasów PRL-u Czterej pancerni i pies jego bohaterowie piją wódkę w każdym odcinku. Z każdej okazji i bez okazji. Może warto było pokazać, że Piłsudski przez całe życie w napięciu, w podziemiu, a potem na wojnie, nigdy nie znieczulał się przy pomocy alkoholu.
Zaskakujące, że w filmie nie istnieje spór Piłsudskiego z Romanem Dmowskim. To nazwisko w ogóle się nie pojawia. A był to spór dla marszałka ważny i mocno go przeżywał. Kiedy ruszała pierwsza kadrowa, jeszcze pisał do Dmowskiego ze słabą nadzieją, że może go przekona do poparcia walki Polaków po stronie Austro-Węgier.
Najważniejsze jest jednak co innego. Pod koniec filmu na ekranie pojawia się napis, że w listopadzie 1918 roku Piłsudski wraca do Warszawy. Gdzie był? Jak długo? Skąd wraca? Tego nie ujawniono. Film pomija tak zwany kryzys przysięgowy, aresztowanie i pobyt Marszałka w więzieniu, w Magdeburgu. A to jest sprawa o kapitalnym znaczeniu!
Odmawiając złożenia przysięgi cesarzowi Niemiec Wilhelmowi II, Piłsudski narażał się na rozstrzelanie. Fakt ten i piętnaście miesięcy niemieckiego więzienia dopełniło legendę. Stanowi to także przykład politycznej dalekowzroczności Marszałka. Najpierw związał się z państwami centralnymi, bo tylko tak mógł tworzyć wojsko, a potem przeszedł na stronę aliantów, ponieważ wiedział, że to oni ostatecznie zwyciężą.
Piłsudski jest dużo lepszym filmem niż Legiony. Jednak pominięcie tych dwóch spraw: sporu z Dmowskim i więzienia w Magdeburgu czyni go niepełnym i przez to nawet trochę kalekim. To paradoks, że w czasach PRL-u powstał świetny serial o Piłsudskim z Mariuszem Bonaszewskim w roli młodego i Zbigniewem Zapasiewiczem w roli starego Marszałka. A przecież wówczas Piłsudski był przez komunistów zakazany i dopiero pod koniec niechętnie tolerowany.
Wkrótce ukaże się serial Ziuk, młody Piłsudski, którego premierę zapowiedziano na 8 grudnia 2019 roku. Oby był lepszy niż Legiony i Piłsudski.
Piłsudski, reżyseria i scenariusz Michał Rosa, premiera 13.09.2019.
Legiony, reżyseria i scenariusz Dariusz Gajewski, premiera 20.09.2019.