Nowy Napis Co Tydzień #070 / Wiersz jest lotem ze spadochronem, a nie tym, co myślisz
W lutym 1942 roku kanadyjskie miasto Winnipeg znalazło się pod trwającą ponad dwa tygodnie okupacją nazistowską. Inwazja zaczęła się atakiem niemieckich samolotów i godzinnym bombardowaniem. W ciągu kilku godzin opór obrońców został złamany, na ulicach pojawiły się patrole wrogich sił wojskowych, a Erich von Neurenberg, naczelnik okręgu, główną arterię Winnipeg, Main Street, przemianował na Hitlerstrasse. W przestrzeni miejskiej pojawiły się swastyki, mieszkańcy podporządkowani zostali okupacyjnemu porządkowi, który zakazywał między innymi praktyk religijnych i wprowadzał godziny policyjne.
Historia, która dla dzisiejszego odbiorcy brzmi jak niewyszukany fake news, zdarzyła się naprawdę. Symulację – będącą wynikiem kreatywnego, ale dzikiego marketingu i autorytarnego zarządzania strachem w celach politycznych – dokładnie zaplanowano oraz wykorzystano jako narzędzie wspomagające zbiórkę pieniędzy na działania wojenne. If Day – manifestacja alternatywnej historii – odniósł niespodziewany sukces, jego organizatorzy zebrali ponad 60 milionów dolarów w samej prowincji Manitoba.
Samoloty, które wzięły udział w pozorowanych działaniach wojennych, zostały oczywiście przemalowane, nazistowskie mundury wypożyczone z hollywoodzkich magazynów filmowych. Spektakl, chociaż nie miał twarzy Clarka Gable’a, przekroczył szybę ekranu tak, jak zdarza się to przy okazji obchodów rocznicy powstania warszawskiego czy ostatnich marszów listopadowych.
Parkingom podziemnym jako miastom spotkań, debiutanckiej książce poetyckiej Aleksandra Trojanowskiego,w sposobie ujęcia blisko do twórczości Darka Foksa, w szczególności do skonstruowanego wspólnie ze Zbigniewem Liberą dzieła Co robi łączniczka. Podobieństwa występują przede wszystkim w wykorzystaniu materiału filmowego (tematu, techniki, cytatu) w wierszu. Tym jednym, który interesuje Aleksandra Trojanowskiego w sposób wyjątkowy, jest obraz Guy Maddina Moje Winnipeg, w którym pojawia się opisana wyżej scena pokazująca If Day. Kolejne wiersze, składające się na debiut wrocławskiego autora, oglądać można jak klatki filmowe, przy czym część z tych kadrów zostaje zapożyczona od kanadyjskiego reżysera. Czytelnik może odnieść wręcz wrażenie, że podróż, którą odbywa bohater obu utworów, jest w istocie bardzo podobna, a jej celem jest próba niemożliwej i niezbędnej ucieczki z miasta-klatki, czyli Wrocławia-Winnipeg – serca serca kontynentu (w oryginale „the heart of the heart of the continent”). Trojanowski używa technik filmowych Maddina wielokrotnie, na przykład w przypadku organizacji wypowiedzi – słynne już „The Forks, the Lap, the Fur” znajduje swój odpowiednik w mantrycznych pętlach „łokcie kurwa słoneczko”, „łokcie kurwa łokcie”
Dla czytelnika Parkingów… równie interesującym miejscem staje się Wisconsin, jeden ze stanów Ameryki Północnej, do którego odwołuje się Trojanowski w motcie otwierającym książkę. W tym wypadku ważna okazuje się jego wieloetniczna historia, a także fakt, że jest to dystrykt o największym odsetku Polaków, co więcej, niemówiących w znacznej mierze w ojczystym języku. Analogia do wielonarodowego Wrocławia, miasta spotkań, wydaje się mniej więcej jasna. Trojanowski podmienia jednak udomowioną metaforę bazaru na parkingi podziemne, na których zadomowić się nie sposób ze względu na ich szczególny charakter uniemożliwiający rzeczywisty kontakt. Wydaje się, że jest to ten sam typ obiektów przestrzennych, które obok lotnisk i dworców można za Markiem Augém nazwać nie-miejscami, tożsamymi ze wszystkimi podobnymi przestrzeniami niezależnie od ich ulokowania. Jako zbiór tworzą one eksterytorialną przestrzeń, ale niezdolne są do wytwarzania wspólnoty, chociaż (ponieważ?) osłabiają podziały czasowe i geograficzne. Parkingi Trojanowskiego są dodatkowo „podziemne”, co wywołuje całą serię skojarzeń, od chtonicznych do tych związanych z alternatywnym, ukrytym obiegiem, który przeciwstawiony zostaje głównym arteriom miasta oraz przynależącemu do nich ruchowi.
Właśnie ten podział staje się głównym motywem i motorem omawianych wierszy, a najważniejsze pytanie, jakie ich podmiot przywołuje, związane jest z udziałem języka w jego tworzeniu, znoszeniu oraz podtrzymywaniu. Niemożliwa do zainicjowania na parkingach podziemnych, ale zarazem konieczna komunikacja ma status podobny do tej w If Day. Dzieje się tak na przykład w wierszu Kraina paznokci
Kraina paznokci
bo nie jesteśmy zadomowieni na rynku
wtórnym nieruchomości który chcemy
zrozumieć Bo nie jesteśmy
a chcemy
Podpalić kukłę żyda na wrocławskim rynku
jebać unię i państwo islamskie
napisał mój współlokator na fanpage’u gazety wrocławskiej
O której mogę wpaść? Jesteśmy domu
„Kraina paznokci” jest obok sklepu żabka my
jesteśmy w domu franek jest chory i nie poszliśmy
na judo
Wspomniane pęknięcie, podwójną rolę języka, które sygnalizuje podmiot wierszy, prześledzić można scena po scenie, zatrzymując się na kolejnych utworach jak na klatkach, odtwarzanych w zwolnionym tempie tak, że czas tego niby-filmu zrównuje się z czasem narracji wierszy. Oglądane w ten sposób Parkingi… przedstawiają „dzień z życia”, próbę wyjścia do ludzi i przekroczenia barier. Inaczej jednak niż w przypadku dobrze znanych postaci Adasia Miauczyńskiego czy Marcina Świetlickiego, uwaga ze skonfliktowanego bohatera przesunięta zostaje na to, co pomiędzy. Początkową perspektywę zewnętrznego obserwatora, obraz ukazywany przez szybę, z wnętrza mieszkania czy koncentrację na samym ekranie, zastępuje zejście w głąb, któremu towarzyszą spostrzeżenia, takie jak: „i synkopka / tkwi w synapsie jak kiep: kpi z synapsy jak kiep”
Zielone Świątki nade mną
Pode mną
płoną przedmieścia
Sinieje osiedle
Drżą szyby
wiertnicze
Do złożonego pytania o rolę języka w ustanawianiu i znoszeniu podziałów Trojanowski włącza pytanie o status wiersza, jego możliwości komunikacyjne oraz potencjał wpływania na rzeczywistość. Chociaż wśród odpowiedzi znajdujemy między innymi przyznanie się do porażki i kapitulacji wypowiedzi poetyckiej przed siłami, z którymi pewnie (co nie oznacza, że skutecznie) konfrontowali się przed latami poeci Nowej Fali („[…] biel, znaczy / przegrywamy”
Pozytywną odpowiedzią jest tutaj przede wszystkim bezwarunkowy gest ujęcia się za życiem jako takim, obserwowanym i opisywanym z przekraczającej podmiotową perspektywę pozycji. Nie jest to typowa narracja unieważniająca różnicę antropologiczną, kwestionująca ludzką podmiotowość na rzecz międzygatunkowej wspólnoty, a raczej posthumanistyczna wizja miasta-organizmu.
To nie jest moje ciało, chyba
ulica krucza trzasnął deszcz
Gołębie wchodzą w ciąg
wentylacyjny (a żeby kruki byłby do wiersza) Kratki
spadają z dachu a klatki są pełne ludzi i ciepłe
niby szklarnie (a żywe
rośnie w mokrych szparach bloku
Tym, co wyróżnia ją na tle analogicznych koncepcji zapoczątkowanych przez awangardę (z Peiperem na czele) jest wysoka podejrzliwość wobec wszelkich zewnętrznych organizacji, łącznie z maszynowością i masowością, za którymi to strukturami podmiot wierszy Trojanowskiego dostrzega dehumanizujące mechanizmy. Wydaje się, że prawdziwym zagrożeniem dla życia nie jest rozkład, ale nadmiar organizacji właśnie:
[ś]wiatło
wybija rytm wtłaczania
podzespołów
ludzi w arterie
specjalnej strefy
ekonomicznej bielan
fabrycznej marino
A wszystko chodzi
jak w zegarku rozkład
na przystanku
dojazdA. Trojanowski, Pierwsze wejście w arterie [w:] tamże, s. 8. [14]
Nadorganizacja, jako zaburzenie w skali makro, wywołuje szereg skutków w skali mikro, między innymi w porządkach reprezentowanych w Parkingach… przez podziemie i podskórze. Co ciekawe, podobna relacja pojawia się także w poszczególnych wierszach pomiędzy nadmiarowością znaczeń i uporządkowaniem formalnym. Zaburzenie rytmu i urywany oddech frazy odpowiadają sobie oraz zdają się z siebie wynikać, z tym, że ten pierwszy zaczyna z czasem zagłuszać drugi, spychając go do utajonego rejestru, który głos poetycki próbuje odzyskać i wzmocnić. Czytelnik może zostać zaskoczony przez ten rozdźwięk, brak dopasowania, które mogłoby okazać się skutecznym sposobem na przywrócenie sprawnej komunikacji. Zamiast tego Trojanowski tworzy taki model porozumiewania się, który z konieczności wybrał Oskar, chłopiec z blaszanym bębenkiem z powieści Güntera Grassa. To zwielokrotnienie i wyeksponowanie jednej z prymarnych funkcji wiersza, zrównanie jej ze znaczeniem leksykalnym, musi wynikać z przekonania o jego współczesnej wadze oraz sile. Wydaje się, że to dość wyjątkowy model wypowiedzi zaangażowanej, komentującej rzeczywistość poprzez wywołanie do odpowiedzi istoty komunikacji poetyckiej, postawienie pod ścianą rozebranego wiersza.
The Pixies Póiebsis
Cztery strony świata są trzy: północ i południe
Huidobro
orgazm jest jak kichnięcie mówiła nam pani jola
i orgazm stawał się dla nas kichnięciem Natomiast
doktor gordon fraser pisał w książce antymateria
że richard feynman był jak bębnista grający na bongo
(A bongo to jest fajka wodna albo antylopa ale
nie bębenek) Lecz ślubowaliśmy kochać do deski
rozdzielczej chcąc się dzielić na dwa (albo fajka wodna
albo antylopa) To się nie udawało np. okazywało
się że każda antylopa pochłania jedno pozytywne
bongo W ogóle tyle się emituje obecnie
pozytywnych rzeczy że żal krytykować (a ty
to oczywiście lubisz: dzielić ten włos na czworo
na fajkę i
antylopę i tamten
bębenek)
Tak jak w wierszu Ciche linoleum para nit – nikt, gdzie spoiwo łączące i utrzymujące konstrukcję zostaje pominięte, unieważnione, „dociera się / […] pod stopami wspólnoty mieszkańców”, tak w zacytowanym powyżej, będącym swoistą ars poetica, elementy wiążące stają się tymi, z których jednocześnie chciałoby się i nie sposób zrezygnować. Jednocześnie okazuje się, że podmiotowi nie zależy na krzyku, rozbijaniu tego, co dzieli, wybijaniu szyb i ekranów. Żeby wybrzmiały uderzenia w membranę rozciągniętą między jego skrajami, podział musi zostać podtrzymany. Chociaż powinien zrywać niekorzystne dla niego, wrogie porządki, zmuszony jest, za cenę utraty głosu, do chronienia wiązań, wobec czego wydaje się zupełnie nieprzydatny: „spójrz / jaki porządny polski heksametr / […] I taki porządny ale nie posprząta?”
Innym poetyckim obrazem tej samej dychotomii jest ten, który czytelnik znajduje w Minimalu z wczoraj:
Podajcie mi suplement ten komplet witamin
w powłoczce z żelatyny […]
coś co się klei do języka i pęka jak szklana ampułka
Dajcie mi taką ampułkę Podajcie mi takie szkło
Niezbędna do przeżycia, a jednocześnie zagrażająca mu decyzja o skruszeniu szkła i przegryzieniu tego, co oddziela język, a dalej organizm, od życia, zostaje zawieszona. Praca wiersza, jak wydaje się sugerować jednak Trojanowski, nie ustaje, w końcu wszak „[…] wybijają / […] studzienki”
Jeżeli budowa wiersza, uniemożliwiająca jego przekodowanie, rzeczywiście jest, jak twierdził Adam Ważyk, niczym mityczne mury obronne, opiera się ubywaniu informacji, a tym samym przeciwstawia entropii, spowalniając jej inwazję swoją organizacją formalną (która sama także ulega osłabieniu), to poezję Trojanowskiego porównać można do zawieszonego w powietrzu skoku ze spadochronem w naruszony obręb oblężonego miasta.
W tak uwarunkowanej (obwarowanej) wypowiedzi każda udana próba liryzmu uderza kilkakrotnie mocniej, a jednocześnie zdaje się wydarzać w przestrzeni marzenia sennego czy sceny filmowej, której utopijność wykorzystana zostaje jako szczególny rodzaj kinematograficznego prolepsis. Ta wizja przyszłości wydaje się być jeszcze jedną pozytywną odpowiedzią Trojanowskiego na komunikowany kryzys.
*
I znowu przyszło imperium zjeść
komentarze z onetu (łokcie
kurwa słoneczko). ci co na nie czekali
pytali czy wszyscy muzycy to
alkoholicy a ci co nie czekali
dostali to co zawsze mieli: nockę
z dawno temu światełko z odległych
samsungów galaxy. tam mieszkasz
mistrzu yoda: na odcinku nadzieja
niech będzie z nami nowa nadzieja babilon
niech będzie youtube nowa aleksandria
babilon niech będą z nami łokcie kurwa
łokcie niech będą z nami łokcie kurwa onet
babilon (jego wszystkie komentarze)
niech będzie z nami obi-wan kenobi
on zawsze jest z nami. niech będzie obi-wan
kenobi on zawsze jest z nami
¾ czerwca 2018
A. Trojanowski, Parkingi podziemne jako miasta spotkań, Biuro Literackie, Wrocław 2020.