Ciało Małgorzaty
Zmęczone moje oczy i myśli zmęczone,
Niezgrabne, twarde wersy niby przęsła mostów
Jak gałązki przez rzekę nabrzmiałą rzucone…
A tam, gdzieś, Małgorzata rozbiera się do snu
I składa delikatnie bluzkę na poręczy.
Totenberg gra chaconnę i noc płynie mglista.
Gapi się przez firanki zramolały księżyc,
Stary tetryk, fałszywy rewolucjonista…
Fałszywa złota gwiazda pulsuje zwodniczo.
Pociąg rusza donikąd. Czarny granit pluszcze
O niebo i o szyby zatrutą słodyczą.
Noc. Ciało Małgorzaty rozpływa się w lustrze.
Noc. Ciało Małgorzaty. Zimne ściany bloku
I bursztynowe serce w dwóch okuciach srebrnych,
I zawsze szybki śmierci krok, a potem… spokój.
Pompa ssąco-tłocząca czy pompa funebris?
Zmęczone moje myśli i żyły wyprute
Strzępem blachy, kawałkiem zaostrzonej rdzy
I umysł oćwiczony namoczonym knutem.
Wciąż ciało Małgorzaty płynie w mojej krwi…