21.10.2021

Nowy Napis Co Tydzień #123 / Dramaturgia drzwi

Waldemar Bawołek stanowi dziś ważny punkt odniesienia dla polskiej literatury. Kolejne jego książki wychodzą w prestiżowych oficynach, mocno rezonują w recepcji krytycznej, otwierają dyskusję o Schulzu czy wyzwaniach i wzlotach literatury dziejącej się na prowincji. Ciężkowice, rodzinne miasto Bawołka, stały się rodzajem uniwersum, do którego autor wraca, aby rozpisywać swój projekt jeszcze szerzej, w głąb przeszłości, pamięci, poprzez poetyckie postrzeganie świata i z ducha biblijne epifanie. Krytyka zgodnie zauważa, że mamy do czynienia z literacką sagą, gdzie z jednej, konkretnie ulokowanej na mapie Małopolski mieściny wyrastają kolejne światy. Charakterystyczna fraza Bawołka oraz konsekwentnie, z książki na książkę, podtrzymywana i kontynuowana podmiotowość narratora stały się towarem pożądanym i fetowanym. Niedawno jego książka Pomarli (Wydawnictwo Czarne, 2020), osadzona w świecie Ciężkowickich zmarłych, została nominowana do Nagrody Nike, a sam autor zapowiada już kolejne.

Wydana przez Niszę Furtka przy dozorcy wyróżnia się przede wszystkim jako książka osadzona poza Ciężkowicami, na krakowskich Azorach, gdzie narrator wraz z brygadą remontową otwiera kolejne drzwi i zanurza się w mikroświaty mieszkań, w których ludzie żyją, umierają, kochają, nienawidzą; są przy tym niesamowitymi eksponatami zarówno ludzkiej egzystencji, jak i polsko-polskiego kompostu społecznego. Poza kontekstem umiejscowienia, dostajemy Bawołka z całym inwentarzem gawędziarskiej swady, poetyckich zanurzeń, biblijnych i młodopolskich stylizacji oraz chropowatej faktury realistycznej, gdzie pełno siódmych potów, huku narzędzi, spracowanych rąk, opalonych karków, zatłoczonych autobusów, ujadających psów, bolących kręgosłupów, biletów miesięcznych, kiełbasy i pasztetowej, wódki i herbaty, drożdżówek i kawy zalewajki.

Adam Wiedemann w blurbie proponuje określać Furtkę przy dozorcy mianem nie powieści, a „czynu literackiego”. Jest to spostrzeżenie trafne i otwierające lekturę. Książka składa się bowiem z ponad dziewięćdziesięciu drzwi, które po otwarciu odsłaniają kolejne mieszkania pełniące funkcję odrębnych światów. W ten sposób „czyn literacki”, polegający na ustrukturyzowaniu świata poprzez dramaturgię drzwi, staje się doskonałym narzędziem realistycznego opisu.

Wszystko zaczyna się w ciemnej, pełnej krętych korytarzy piwnicy bloku na Azorach. Narrator poprzez gęsty strumień świadomości wyrusza w swoją podróż, której pierwszym celem jest gruntowny remont bloku, a drugim – poetycko-społeczne zanurzenia intensywnie przeżywającego i rejestrującego świat podmiotu mówiącego. „Ruszam przeciwko swojemu losowi i całemu światu”W. Bawołek, Furtka przy dozorcy, Warszawa 2021, s. 7.[1], mówi narrator w inicjalnym dla książki momencie i opuszcza pełną szczurów piwnicę, aby otworzyć pierwsze drzwi. Mają za nimi czyhać wielkie tajemnice i objawienia.

Blok mieszkalny jako uniwersum to świetny i sprawdzony chwyt. Z tyłu głowy mam monumentalne Życie: instrukcję obsługi, eksperyment Pereca, który z paryskiej kamienicy uczynił źródło niekończącej się i zawieszonej w jednej sekundzie „tu i teraz” opowieści. Francuz za pomocą skomplikowanego algorytmu oraz ruchu szachowego skoczka wybierał kolejne mieszkania i z chirurgiczną precyzją opisywał wnętrza, żeby później pozwolić sobie na zamaszyste relacje z przeszłości mieszkańców, będące w jakiś sposób poruszającą kwintesencją ludzkiej egzystencji. U Bawołka skala jest mniejsza, ale metoda bardzo podobna. Obchód bloku odbywa się na dwóch poziomach. Pierwszy z nich to realizm brygady budowlańców. Waldi, Francuzik, Marchewka, Opływowy i reszta kompanów palą papierosy, irytują sprzątaczkę, tu coś pobrudzą i zapaskudzą, a tam pomogą starszej kobiecinie. Przychodzą na kacu i piją piwko, opowiadają o swoich żonach i problemach z erekcją, snują plany na przyszłość i wygłaszają poglądy dotyczące świata jako takiego. Pełno tutaj wciągających dialogów, opisów narzędzi i wykonywania fuchy. Bawołek świetnie sobie radzi w brudnym realizmie zapośredniczonym w etosie robocizny. Ale uwielbia też poetyckie zanurzenia i to one są drugim poziomem obchodu bloku. „Przedarłem się przez mgłę. To wcale nie jest śródziemnomorska wyspa, lecz krakowskie Azory, a kiedy pobłyskuje soczysta zieleń parku, wydaje się, że to Irlandia. Nic nie jest pewne. Nawet furtka, przez którą z trudem przecisnąłem się do klatki schodowej”Tamże, s. 238. [2] – tak w pewnym momencie zostaje uchwycone jedno z tych „zanurzeń”. Furtki i drzwi stają się tutaj czymś majestatycznym, z porządku wielkich tajemnic i objawień. Wyobraźnia i wrażliwość narratora pozwalają wwiercać się w najmniejszy detal i czynić go obiektem poetyckich doznań. Bawołek funkcjonuje na przetarciu tych dwóch światów i sprawnie balansuje między pięknem napierdalającej wiertarki a wizyjnym gapieniem się przez okno. To, co w Furtce przy dozorcy przywodzi jeszcze na myśl Życie: instrukcję obsługi, to głęboki, bardzo charakterystyczny dla całego pisarstwa Bawołka, humanizm. Pochylenie się nad szarymi ludźmi z bloku, wyczarowanie platformy do opowieści o ich losach i składającej się z prostych rekwizytów codzienności. Dochodzą do tego momenty, w których sterany robotnik odciska twarz na chuście i oto chropowaty realizm przełamuje się biblijną konwencją, czymś, co sankcjonuje postać jako świętą, w tym przypadku – świętego robotnika. Ta świętość zostaje ujęta w ramy humanizmu. Wywyższone zostaje nie to, co nadprzyrodzone, a to, co ludzkie, arcyludzkie. Biblijne stylizacje są tylko narzędziem tego wywyższenia.

Drzwi jako dramaturgiczny zabieg funkcjonalizują się tutaj w podobny sposób jak w Pomarli. Tam każde kolejne imię osoby zmarłej otwierało nowy świat, po którym podróżuje narrator, charakterystyczny dla Bawołka samotnik na granicy snu i jawy, na przecięciu czasowości, z wielką potrzebą gawędy albo wzruszenia. Podanie imienia zmarłego lub zmarłej miało więc w Pomarli funkcję magiczną – otwierało kolejny, zaczarowany świat, możliwość tripu. W Furtce przy dozorcy przed drzwiami stoi zwykle cała brygada remontowa. Palą papierosy, coś tam sobie gadają i czekają na lokatora, który wpuści ich do środka. Co tam się dzieje i co skrywają kolejne drzwi? Realistyczna maszynka pracuje na naprawdę wysokich obrotach, wchodzimy bowiem do mieszkań, w których się umiera, cierpi na bulimię, szuka erotycznych doznań, maluje obrazy, gromadzi książki, trzyma agresywne psy. Do mieszkań obskurnych, mieszkań-ruin, mieszkań studenckich i menelskich, mieszkań będących rodzinnym gniazdkiem albo samotnią. Słyszymy górnolotne spostrzeżenia natury egzystencjalnej, rozmowy o niczym, dobre rady, katolickie uniesienia, narodowowyzwoleńcze marzenia, smutne losy i tyrady przeciwko wszystkim i wszystkiemu. Ludzie mają szare albo żółte twarze. Śmierdzą potem albo gotują pierogi z truskawkami. Przeżyli wypadki albo wrócili z emigracji, znaleźli i stracili miłość, wciąż mają nadzieję albo zajmują się hołubieniem jej braku.

I pośród tych ludzkich labiryntów on, ten, który opowiada historię, bo kupił sobie zeszyt i ołówek. „Nic i nikt mnie dzisiaj nie rozprasza, zatem widzę to coś, na co zwykle nie zwracam uwagi. Wyzwalam w sobie to, co niezniszczalne. Żeby lepiej rzecz ująć: wyzwalam siebie. Inaczej mówiąc: jestem niezniszczalny. Żeby nie powiedzieć: jestem”Tamże, s. 241.[3] – to jeden z fragmentów doskonale ilustrujących, kim jest narrator Furtki przy dozorcy, a raczej – jak w tej książce lokuje się i sublimuje typowa dla Bawołka osoba mówiąca. Patetyczne „jestem” z końca fragmentu stanowi eksplikację bycia na przecięciu, między poetyckim a realistycznym. A niezniszczalność? Prowadzi ona do zaskakującej i afirmatywnej puenty, w której Bawołek konstytuuje podmiotowość narratora poprzez przywołanie Roberta Walsera. Scena kradzieży egzemplarza Willi pod gwiazdą wieczorną pozwala mi zdefiniować wspomnianą już niezniszczalność i wyzwolenie, o którym jest także mowa w wyżej przywołanym fragmencie książki. Pierwszoosobowi narratorzy w powieściach Walsera stanowią podwalinę podmiotowości, którą posługuje się w swojej literaturze Bawołek. Nieco opieszali, rozmarzeni, traktujący spacery i przechadzki jako formę etycznego przebywania na ziemi, zawsze na uboczu, w samotności, z której widać piękno prozaicznych ludzkich czynności i całą poezję, która jest gdzieś obok, wystarczy tylko dobrze się przyjrzeć. Niezniszczalność – tak u Walsera, jak i Bawołka – to wyzwalająca świadomość, że zawsze można uciec w krainę zmyślenia albo literatury. Że jest się wirusem w „zdrowych” społeczeństwach, tym, który posiada siłę odmowy i dziecięcą przekorę w byciu zawsze rozkojarzonym. Trochę człowiek z krwi i kości, a trochę radosny duszek-psotnik. Poeta, czyli ten niepotrzebny, ale także robotnik, który nie posiada się z radości, bo zjadł drożdżówkę i zaparzył sobie herbatę, a teraz będzie rozkoszował się samotnością. Za pomocą Walsera Bawołek wzmacnia afirmatywną radość z małych wydarzeń, zwykłych spacerów, przerw od pracy. Wszystkiego tego, co na marginesie, czyli w królestwie literatury. Jest to więc pisanie błyskotliwie pracujące na realistycznych mechanizmach, ale także coś bardzo osobistego. Powstałe z samotności i przekory pisanie mniejszościowe, otwarte na to, co dookoła i na to, co najmniejsze oraz tak łatwe do przeoczenia.

 

W. Bawołek, Furtka przy dozorcy, Nisza, Warszawa 2021

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Mateusz Górniak, Dramaturgia drzwi, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2021, nr 123

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...