Hotel Globo
Kanarkowa fasada w stylu kolonialnym
ponad placykiem w starej części João Pessoa.
Wchodzimy po marmurowych schodkach Hotelu Globo,
po których gibki boy był zbiegał po walizki
co poważniejszych podróżnych w stanie Paraíba.
Czy będzie aperitif? Nie będzie aperitifu.
Siedzimy z Felipe w ogródku hotelowym,
brązowa jaszczurka wygrzewa się na murku.
– I like to be there. – Now me too. Tu w Brazylii
starówki się opuszcza, miasto pączkuje gdzie indziej.
Już pojutrze w poklasztornym kościele
Felipe i Claudinha połączą swoje losy,
jak łączyły się losy bywalców Hotelu Globo
przy stolikach pokrytych gęstą białą farbą,
spod której wychodzi płatami chropawa rdza.
Na piętrze spichlerza pozbawionego dachu
chłopcy grają w piłkę, a dalej – interior,
ciemny, soczysty las po granice wzroku.
Coś majaczy z daleka. Przyszłość, niezamieszkana
jak Hotel Globo przed pierwszymi gośćmi.
Wiersz pochodzi z tomu „Hotel Globo”. Publikacja powstała dzięki wsparciu Instytutu Literatury w ramach programu „Tarcza dla literatów”.