15.08.2019

Nowy Napis Co Tydzień #010 / Pisarz a niepodległość

Obejrzyj całe wystąpienie Karola Maliszewskiego dotyczące pisarza i niepodległości

Można mędrkować o niepodległości tak naprawdę nie wiedząc, czym ona jest, i co to znaczy: żyć w niewoli. Mojemu pokoleniu znane są różne formy zniewolenia (np. związanego  z realnosocjalistycznym bytem) i zależności (np. od Związku Radzieckiego), ale nie było nam dane doświadczyć życia w państwie, którego nie ma na mapie. W państwie, w którym tworzenie obarczone jest licznymi ograniczeniami dotyczącymi użycia rodzimego języka, rozmachu wyobraźni, wyboru wartości, wizji świata. Możemy tylko sięgać po znane przykłady z historii literatury, natomiast dostępne nam własne doświadczenie jest niewspółmierne, złudne i opaczne. Nie wiemy, jakby to było, gdyby nam przyszło pisać w klatce, z nożem na gardle, z szubienicą czy zesłaniem w tle.

Tu tylko można fantazjować czy mędrkować. Każda odpowiedź na pytanie „czy pisarzowi niepodległość jest do czegoś potrzebna?” podszyta będzie tymi wątpliwościami i zastrzeżeniami wynikającymi z braku formującego nas przeżycia. Pozostajemy w labiryncie fikcji psychologicznej i literackiej, a w ramach tej fikcji mogą pojawić się różne odpowiedzi. Odpowiedź przecząca wskaże na fakt tworzenia kultury i literatury w najbardziej podłych warunkach zewnętrznych, w stanie zagrożenia i rozpadu form państwowych. Zwolennicy takiej odpowiedzi mają poważne argumenty – wybitne dzieła literatury polskiej nigdy by się nie narodziły, gdyby nie historyczne ciśnienie, niesprzyjające okoliczności, narodowa niewola. W tym ujęciu utrata niepodległości przyniosła wielkie dzieła literackie wyrastające z gniewu, bólu, rozpaczy i buntu. Gdyby tym poetom i pisarzom było wygodnie i dobrze, gdyby nic nie doskwierało, gdyby nie tworzyli w warunkach narodowego cierpienia, prawdopodobnie nie wznieśliby się na takie wyżyny.

Zastanówmy się jednak nad sytuacją odwrotną. Postawmy pytanie o to, co takiego napisaliby bez tej społeczno-politycznej presji, jak by wyglądał np. polski romantyzm bez ofiarnictwa, służby i cierpiętnictwa. I czy byłby to jeszcze romantyzm w znanym nam (wpojonym przez szkołę i edukacyjną tradycję) kształcie? Mówimy zatem o historycznej konieczności, która wymusza określone formy ekspresji służące ludziom, społeczeństwu, plemieniu. Być może literatura w warunkach dogodnych i pokojowych nigdy nie byłaby dla Polaków tak ważna – los historyczny ukształtował szczególny model współżycia społeczeństwa z literaturą i literatury ze społeczeństwem. Brzmi to paradoksalnie, ale niech tu właśnie zabrzmi – niepodległość nie była dla polskiego pisarza koniecznym warunkiem tworzenia, to podległość i cierpienia narodowe go napędzały, stwarzały pożywkę dla energii i emocji, choć oczywiście dalekosiężny cel tego działania był związany ze sprawą elementarną, marzeniem o odzyskaniu niepodległości.

I w tym momencie pojawia się drugie spojrzenie na sprawę. Będą bowiem tacy, którzy powiedzą wprost, że efekty tworzenia w ciasnych ramach niewoli są zniekształcone i chorobliwe, bo skażone posłannictwem i martyrologią, powiedzą, że tak nie powstaje normalna literatura. Zrozumiałe jest samo przez się, że w tym ujęciu nie można pogodzić tworzenia (rozumianego jako wykwit absolutnej swobody, akt całkowitej wolności) i szukania kompromisu w granicach zniewolenia. Tu zachodzi logiczna sprzeczność, a ten, kto ją przełamuje, tylko udaje, że jest wolny i swobodnie tworzy, bo tak naprawdę wpisuje się w oczekiwania systemu, spełnia postulaty zaborcy, nie do końca świadomie realizuje oczekiwania dotyczące redukcji prawdziwie wolnego ducha i wolnej kultury.

Brak wolności jest jak brak powietrza – artysta w tym zaduchu marnieje, staje się wyrobnikiem, a w końcu niewolnikiem. Odpowiedź na pytanie „czy pisarzowi niepodległość jest do czegoś potrzebna?” brzmi – tak, niepodległość jest dla pisarza koniecznością egzystencjalną i artystyczną. A więc ważna i uniwersalna literatura nie może powstawać w warunkach zniewolenia, dyktatu myśli i języka, zaburzenia i zakłócenia pracy pisarza i jego relacji z odbiorcą i rynkiem wydawniczym. W tym kontekście odpowiedź na wyżej postawione pytanie może być tylko jedna – niepodległość jest potrzebna do normalnego funkcjonowania, do pisania na tematy uniwersalne, a nie tylko społeczno-patriotyczne. Między innymi wiosnę, zwierzę, drugiego człowieka i kosmos chce się zobaczyć, a nie odmienianą przez wszystkie przypadki Polskę. Literatura nieobciążona obowiązkiem walki o niepodległość otwiera się mocno na różne tematy i style, widząc człowieka i jego sprawy w szerokiej perspektywie psychologicznej i metafizycznej. Literatura normalnieje i uspokaja się, pogłębiając świadomość nie tylko obywatelską, ale przede wszystkim filozoficzną, duchową. Wolny pisarz kreuje wolnego bohatera, a swoje słowa kieruje do wolnego czytelnika.

Być może nawet dokładnie nie wiemy, jak smakuje wolność i jak może funkcjonować taka, nieobciążona doraźną służbą, literatura. Będąc zazwyczaj w zagrożeniu, literatura nasza sformatowała się dość jednoznacznie i tyrtejsko. A że może być inaczej, wiemy z pism odszczepieńców, emigrantów, eksperymentatorów i szyderców. Wydaje się jednak, że nawet oni, szukając upragnionej wolności, pisali w tym posępnym, koniecznie patriotycznym lub antypatriotycznym, polskim cieniu. Czy wyjdziemy kiedykolwiek z tego cienia? Czy pozostawanie w jego zasięgu kompromituje polską literaturę? A może w gruncie rzeczy jest powodem do szczególnej chwały? Może tak buduje się tej literatury wyjątkowość? Te pytania pozostawiam bez odpowiedzi, bo są dalsze kwestie; i to, być może, bardziej doniosłe w perspektywie indywidualnej, osobistej.

Wiążą się one z dyskusją na temat znaczenia słowa „niepodległość”. O jakiej niepodległości mowa? Jasne, że o państwowej, narodowej, historycznej, w związku z setną rocznicą jej odzyskaniaEsej powstał w 2018 roku.[1]. Ale możliwe jest rozmyślanie na temat poczucia podległości (niepodległości) w mikrokosmicznej skali jednostki szarpiącej się na co dzień z wyimaginowanymi, bądź nie, więzami spajającymi ją ze znienawidzonym systemem życia i funkcjonowania. I tu możemy odwołać się do przykładów z historii poezji. Koronnym przykładem w takich rozważaniach jest twórczość Rafała Wojaczka. O takim przykładzie mówimy. O takiej nadwrażliwości, takim wyczuleniu na każdy objaw zniewolenia i opresji. Trochę, zapewne, politycznej i społecznej, lecz zdecydowanie bardziej egzystencjalnej i metafizycznej. Czy takie przykłady nie podważają sensu postawionego pytania? Być może okaże się ono w tym świetle pytaniem źle postawionym. Pytamy zatem, czy jakiemukolwiek pisarzowi było kiedykolwiek dobrze na tym świecie? Odpowiedź, jaka się nasuwa, nie jest zbyt optymistyczna. Przykład wielu wybitnych jednostek twórczych wskazuje na dysfunkcyjność, na elementarne zachwianie relacji z innymi ludźmi, z wartościami, ze schematami poznawczymi i przyjętymi kanonami piękna. Wybitna poezja wyrastała z polemiki osadzonej o wiele głębiej niż przywoływana tu płaszczyzna społeczno-historyczna. Coś jest w naturze ludzkiej, co eksponuje się szczególnie w artystach, w jednostkach wybitnych, a co dotyczy nieustannego ścierania się z zastanym światem i warunkami istnienia oraz komunikowania. Ten osobisty, neurotyczny bunt napędzał niejedną twórczość, a wobec jego siły i dynamiki pytania o niepodległość czy podległość państwową wydają się sprawą drugorzędną. Tak jakby cierpienie osobiste – to wskazujące na motywy uwięzi, podcięcia skrzydeł, zamknięcia, redukcji, niewoli i poniżenia – było jednak ważniejsze niż chwilowe opały polityczne czy społeczne.

Tak to, moim zdaniem, wygląda, jeśli chodzi o poezję. Tylko w niej udaje się odnaleźć to, co w naszej utarczce ze światem najbardziej pierwotne, liryczne, emocjonalne. Mówiąc inaczej: interesuje nas poezja jako Hamlet, jego rozterki i gry słowne, jego obłąkania i obsesje, a nie jako komunikat (oczywiście, w pewnym sensie on też rzuca cień), że Dania jest więzieniem. Nie wiem, czy słynne „hamletyzowanie” w zupełnie wolnej Danii posługiwałoby się jakimś innym językiem, czy dotyczyłoby innych lęków i nadziei. Ono trwałoby w najlepsze mimo takiego czy innego statusu prawnego państwa. Moim zdaniem na monolog człowieka wadzącego się z istnieniem kwestia niepodległości miejsca, w którym właśnie się znajduje, nie ma decydującego wpływu.

Rozmowa odbyła się we wrześniu 2018 roku.

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Karol Maliszewski, Pisarz a niepodległość, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2019, nr 10

Przypisy

    Loading...