Nowy Napis Co Tydzień #120 / Pilch naprawdę
Jerzy Pilch był bez wątpienia jednym z najbardziej frapujących współczesnych polskich pisarzy. Z jednej strony wrażliwy intelektualista, otoczony wianuszkiem kobiet, z drugiej – cierpiący alkoholik. Dość charakterystyczny literat, szeroko kojarzony choćby z filmowych adaptacji jego twórczości (Spis cudzołożnic
W podobnym czasie, co wyżej wspomniane biografie, powstawało kolejne przedsięwzięcie, na którego efekty – w postaci zwartego wydawnictwa – przyszło nam czekać aż sześć lat. Autobiografia w sensie ścisłym, a nawet umownym to cykl felietonów, które ukazywały się od 2013 do 2015 roku na łamach „Tygodnika Powszechnego”. Ich wydanie książkowe nastąpiło dopiero po śmierci autora Spisu cudzołożnic. Marian Stala – autor posłowia do książki – przypuszcza, że zaniechanie zwartego druku Autobiografii… za życia pisarza było świadomym gestem mającym na celu uniknięcie porównań z dziełem Kubisiowskiej i nietworzenie konkurencji dla jego wspólnego przedsięwzięcia z Pietrowiak. A jednak wydaje się, że to właśnie recenzowana publikacja najwłaściwiej i najpełniej pokazuje świat Pilcha oraz to, co go ukształtowało. Stala stwierdza:
Pilch ostentacyjnie rozbudował tytuł swej wypowiedzi, aby już na wstępie wciągnąć czytelników w grę o sposób widzenia jego własnego życia. Autobiografia w sensie ścisłym, a nawet umownym to taka opowieść o tym życiu, którą sam pisarz uznał za kanoniczną, a więc jedyną, jaka (jego zdaniem) nadaje się do przekazania innym. Taki jest, w moim odczuciu, podstawowy sens tytułu
M. Stala, Posłowie [w:] J. Pilch, Autobiografia…, s. 190–191. [7].
Nie sposób się z tym nie zgodzić, powiedziałbym nawet, że Pilch poszukuje prawdy o sobie, że decyduje się na wyprawę, podczas której jest nie tylko przewodnikiem, ale przede wszystkim uczestnikiem. Właśnie z tej lektury wyłania się prawdziwy Pilch jako człowiek i jako uzdolniony pisarz, czerpiący z różnych gatunków, takich jak powieść, felieton czy esej.
W moim odczuciu recenzowana publikacja dobitnie udowadnia, że Pilch jest zarówno twórcą „prozy małych ojczyzn”, jak i „dorosłym dzieckiem epoki”
Człowiek urodził się po to, by umrzeć, i to zadanie należy wykonać. Niby respektowała pełną wersję: człowiek urodził się po to, by umrzeć, pójść do nieba i czekać tam na zmartwychwstanie, ale wyraźniej akceptowała początek. Niepodobna nie pomyśleć: moja babka z Sądem Ostatecznym wielkich nadziei nie wiązała. […] Człowiek urodził się, by umrzeć – przedtem niestety trzeba przeżyć życie. Co to jest życie? Coś bardzo przykrego
Tamże, s. 66–67. [10].
Na uboczu wspomnę, że ten wyimek zdaje się potwierdzać, że depresja nie pojawiła się znikąd wraz z nastaniem kapitalizmu. Ludzie nosili ją w sobie dużo wcześniej, ale dawniej nie szukano obsesyjnie szczęścia. Dziś odmieniamy szczęście przez wszystkie przypadki, a to prowadzi nas do nieszczęścia.
Z pozoru Pilch w Autobiografii… kreśli zupełnie inny świat. Część doświadczeń, o których tu mowa, dotknęła zaledwie garstki z nas, Polaków. Przymusowe wcielanie do niemieckich wojsk zdarzało się jedynie w części Polski, głównie na Śląsku. Tymczasem ojciec bohatera – razem z wieloma jemu podobnymi – musi na powrót określić się wobec tego epizodu. Otrzymujemy następującą relację:
Chłopcy wehrmachtowcy mieli do swego wehrmachtowskiego wcielenia stosunek – najoględniej mówiąc – ściśle odwrotny. […] Ojciec w tej sprawie nigdy pary nie puścił. Janek snuł frontowe opowieści – śniegu, człowiecze, dwa metry. O Germańcach perorował i rozprawiał, jak tylko była okazja, a okazja była praktycznie codziennie. Ojciec wszelkie dokumenty i fotografie z tamtego czasu zniszczył i spalił – Janek całą dokumentację starannie przechował
Tamże, s. 30–31. [11].
W tym fragmencie ukazano najprostsze przecież strategie radzenia sobie z omawianym doświadczeniem. Doświadczeniem, którego cechą charakterystyczną jest podwójne wrażenie inności – zarówno Polacy, jak i Niemcy nie są go w stanie naprawdę zrozumieć. Zwróćmy uwagę na ironiczny komentarz Pilcha, który nazywa między innymi swojego ojca „chłopcem wehrmachtowcem”, co również jest pewnego rodzaju strategią postępowania z trudnymi doświadczeniami. Tych tożsamościowych pęknięć znajdzie się więcej – choćby luterańska konfesja Pilchów. A mimo to świat kreowany przez pisarza jest podobny do świata każdego z nas. Jak w momencie wyznania:
Kiedy pierwszy raz pokonałem ojca na rękę, było to zwycięstwo tak na wskroś freudowskie, że doznałem erekcji. Krótko, bo krótko, ale tak. Długo pękałem z dumy. Nie tylko z dumy. Tryumf był – jak przystało wszelkim psychoanalitycznym ekscesom – wieloskładnikowy. Późno było, ale zdążyłem. Ojciec po sześćdziesiątce, ja dobrze po trzydziestce
Tamże, s. 159. [12].
To już stricte freudowska opowieść o męskości, która musi się wyemancypować spod wpływu ojca. Wrażenie jest tak dojmujące i ekscytujące zarazem, że Pilch doznaje erekcji. Staje się prawdziwym mężczyzną dopiero wtedy – kiedy pokonuje własnego ojca. Prymitywne, ale i symptomatyczne. Z lektury wyłania się Pilch będący krytycznym obserwatorem rzeczywistości i siebie samego, który w tej rzeczywistości uczestniczy. W recenzowanej publikacji pokazuje się pisarz od strony najgłębszej, bo najdelikatniejszej – od strony rodziny, młodości, tożsamości. Prezentuje to, co najłatwiej uszkodzić.
Na koniec chwila o stronie edytorskiej – książka została ładnie wydana, wzbogacają ją fotografie, co stanowi spore uatrakcyjnienie, unaocznia nam ludzi, o których Pilch opowiada, jeszcze bardziej wzmacnia wrażenie obcowania z portretem rodzinnym. Jedyne, czego mi zabrakło i czego życzyłbym sobie, to spis treści. Nie ukrywam, że w swojej naiwności, czytając Autobiografię…, nie zaznaczałem sobie momentów, przez co później dużo trudniej było mi odnaleźć ważne dla mnie cytaty.
J. Pilch, Autobiografia w sensie ścisłym, a nawet umownym, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2021.