Nowy Napis Co Tydzień #103 / Wyniki III edycji konkursu na Książkę Literacką
Werdykt III Ogólnopolskiego Konkursu na Książkę Literacką „Nowy Dokument Tekstowy”
Kategoria liryka
Jury w składzie: Monika Brągiel (poetka, krytyczka literacka), dr hab. Roman Bobryk, prof. UPH oraz Rafał Gawin (poeta, krytyk literacki)
po zapoznaniu się z 311 propozycjami książek postanowiło przyznać
1. Nagrodę główną: honorarium w wysokości 5000 zł oraz wydanie książki – Tomaszowi Wojtachowi za tom Futurystyka miejska
2. Wyróżnienie: honorarium w wysokości 3000 zł oraz wydanie książki – Wojciechowi Kopciowi za tom przyjmę/oddam/wymienię
3. Wyróżnienia dodatkowe – honorarium w wysokości 200 zł:
- Anouk Herman za wiersze VII; IX
- Martynie Łogin-Trendzie za wiersze Krtań; Podczas wizyty
- Joannie Nowak za wiersze Twoja klatka jest większa niż moja; Środa Popielcowa
- Martynie Pankiewicz-Piotrowskiej za wiersze Wiersz jest inspirowany…; moja ulica
- Klaudii Pieszczoch za wiersze zanim poczwarka stanie się imago…; cywilizacja traw
- Annie Piliszewskiej za wiersze Skarpa; Lamus
- Marlenie Prażmowskiej za wiersze ciała niebieskie; selfish DNA
- Idzie Sieciechowicz za wiersze zmienne markery; weryfikacja
- Monice Stępień za wiersz Wejście do brzucha
- Weronice Stępkowskiej za wiersze 13. Joy of Arc; 23. ***
- Magdalenie Walusiak za wiersze Wejścia, zejścia i przystanki; *** zabzyczała
- Annie Marii Wierzchuckiej za wiersze w dzisiejszym odcinku…; taki ziemniak, dziurawiec
- Tomaszowi Berrachedowi za wiersze body count; pokój na ostatnie godziny; światło w lodówce
- Tadeuszowi Charmuszce za wiersze Podobieństwo; Układ
- Marcinowi Czyżowi za wiersze Dom babć; i wanna be your Robin Hood
- Marcinowi Hanuszkiewiczowi za wiersze Dotknąć cię musiał nosiciel…; Sojusz długowiecznych manipulatorów…
- Gabrielowi Leonardowi Kamińskiemu za wiersze 1. Duchamp a sprawa polska; Kto chce krzyczeć niech krzyczy
- Tomaszowi Lorencowi za wiersze odczyny, znamiona – FLAGA; odczyny, znamiona – ORZEŁ; ściana wschodnia
- Mirosławowi Mrozkowi za wiersze IV; X
- Kubie Niklasińskiemu za wiersze *** Dlaczego, kiedy raz na pół roku…; *** To kompletnie przypadkowe…
- Bogdanowi Nowickiemu za wiersze Chwila w dzielnicy Ch.; Etui
- Łukaszowi Pawłowskiemu za wiersze o powstawaniu gatunków; nie chce już mi się
- Tomaszowi Smogórowi za wiersze zaleganie; schowek
- Michałowi Andrzejowi Sokołowskiemu za wiersze niebo w tokio jest koloru samotności; ZOZI, „dlaczego kijów jest nowym berlinem”
- Miłoszowi Tomkowiczowi za wiersze Bałagan tego świata; Moja
- Grzegorzowi Wołoszynowi za wiersze Ogród; Derek. Kufer gorzkiego ale
- Rafałowi Ziębie za wiersze Po pierwsze; Paganes
Konsekwentne i zadziorne – takie są wiersze Wojciecha Kopcia. Poeta daje czytelnikowi dostęp do przemyślanej całości, w której doświadczenie konstrukcji językowej płynnie przechodzi w tekstowe sytuacje, składające się na pełną zmiennych narrację o przygodach ciała, rzeczy i czasu.
Tytuł przyjmę/ oddam/ wymienię sugeruje, by spojrzeć na zbiór jak na nietypową listę rzeczy do oddania albo tablicę ogłoszeń. Intuicja podpowiada, że wraz ze stertą rzeczy gotowych do puszczenia w obieg pojawią się opowieści o nich, na początku jednak to postać głównego aktora albo dyspozytora domaga się uwagi. Mamy więc podmiot to ukrywający się za rzeczami lub innymi postaciami, to kreujący jakąś wizję siebie na naszych oczach. Przeobrażający się podmiot, który czasami trudno uchwycić, zarysowuje przed nami cel swojej pracy: spektakl mieszania znaczeń i porządków, miejscami karnawał nachodzących na siebie systemów.
Najkrócej rzecz ujmując, wiersze Wojciecha Kopcia przetwarzają i aktualizują sposoby działania wiersza jako takiego – przyglądają się sobie i odbijają to, co po drodze konsumują. Cały spektakl – a jest to widowisko wielowymiarowe – rozgrywa się między rzeczami, w towarzystwie istot tak niewielkich i skazanych na działanie poza główną sceną, że momentami nie tylko zatrzymujemy na nich wzrok i przyglądamy się im z ciekawością, ale też szukamy w nich odbić kogoś albo czegoś innego. Gdzieś w tle moglibyśmy nawet usłyszeć Bruno Latoura, rzucającego światło na działania, w których podmioty ludzkie i nie-ludzkie wchodzą ze sobą w różnorakie związki, kreując naszą codzienność. Same wiersze goszczące takich aktorów tworzą wewnętrznie złożoną, relacyjną sieć. Nie obywa się w nich bez niespodzianek, uskoków i przyjemnych dla ucha przejść między rejestrami. Mowy nie ma, by przeoczyć anegdotę z przeszłości czy dziecięcą zabawę, na której zbudować by można cały system podejrzeń. w sieci-zabawie ożywają konspiracje, rewolucje, roznoszą się szyfrowane komunikaty. w końcu – jak czytamy w jednym z wierszy – „Światem rządzą radzieckie sterownie”.
Choć żadna przygoda w zbiorze wierszy przyjmę/ oddam/ wymienię Wojciecha Kopcia nie ma końca, to dla nas liczy się moment, w którym wiersz staje się też naszą prywatną przygodą. Każda rzecz z tej osobliwej listy, na którą składają się wiersze z tomu, ma znaczenie, a każde przechwycenie i przeniesienie jakiegoś wycinka czasu uruchamia niepokorny mechanizm przeplatania się sensów i autorskich strategii. Te z kolei wcale niczego dla nas nie porządkują, ale pozwalają nam podjąć czytelnicze wyzwanie. Trudno byłoby cokolwiek z tej listy wykreślić.
Monika Brągiel
To nie są wyłącznie „małe kroki na balkon”, choć tej poetyce patronuje inteligentna skromność. To konsekwentne zgłębianie nie tylko zewnętrznych i wewnętrznych widoków na, niekoniecznie wyłącznie miejską, teraźniejszość, ale też tych przez – zniekształcającą i budującą dystans – szybę oraz tych zagwarantowanych przez „wysokie okna” i okna życia. Wbrew tytułowi nie ma tu sztucznych i buńczucznych ucieczek w przyszłość. Świat wyobrażony kreuje się na naszych oczach, a jego wizje nie są oderwane od rzeczywistości. Wrażliwość na problematykę miejską stanowi jedynie punkt wyjścia do spacerów w wielu porządkach literackich, niemalże kosmicznych.
W kosmosie snów podmiotu lirycznego nie jest wyłącznie Warszawa, choć warszawskie są miejsca i nazwy, warszawskie środki transportu. Warszawa jawi się jako przestrzeń miejska in spe, bez kawiarnianych towarzystw hipsterskich, kanapowej lewicy i kawiorowej prawicy. Jesteśmy w swoistym poetyckim epicentrum, ustawionym symetrycznie, dla dobra i jakości trzęsących własnym światem, zwłaszcza podczas podróży, wierszy. i nie dajmy się nabrać, że w jednym z nich „futurystyka” zamienia się w „turystykę”. Nie da się tej książki po prostu objechać albo po niej oprowadzić, mając za przewodnika poszukiwacza szybkich i przyjemnych atrakcji tudzież głośnych i dobitnych protestów i pretensji.
Stawia się tutaj na hiperkomunikację, choć szanuje się, z czułością, wydźwięk przemilczeń. Ale o ważnych rzeczach mówi się wprost, począwszy od pracy, głodu, bezdomności i losów zwierząt hodowlanych, poprzez hipokryzję obrzędowej metafizyki na pokaz i rozdawania potrzeb, mniej lub bardziej wymuszonych i wyimaginowanych, po inspiracje i trawestacje z mistrzów, takich jak na przykład Julian Przyboś. Mierzy się z brakami, utratami, cięciami – dosłownymi i rynkowymi.
Ktoś by powiedział, nieżyczliwie, że to swoista wszystkożerność, gdy wszystko już było, więc z tego wszystkiego chce się dla siebie uszczknąć po trochu i wymieszać, uzyskując różne połączenia pięciu podstawowych smaków. Przy podobnej strategii prawdopodobieństwo uzyskania efektu nowości znacznie wzrasta, ponieważ – oprócz wskazanych z nazwiska patronów – pozostałych nie da się jednoznacznie zidentyfikować, gdyż tak wiele elementów dykcji zaangażowanych i nie, językowych, obrazowych w sposób mniej lub bardziej ośmielony, wreszcie – skrótowych, ascetycznych, quasi-różewiczowskich – łączy się tu w jedną całość. i to całość spójną i przemyślaną. Tak, w czasach bombardowania newsami i banalnego dostępu do wiedzy wszelakiej, buduje się oryginalność. Umiejętnie dawkuje świeżość, w oparciu o ponadczasowe tematy przemijania, skończoności, wyczerpywalności i pustki, konsumpcyjnej i nihilistycznej.
Źródeł energii tak skonstruowanych wierszy będzie wiele: począwszy od medytacyjnej skłonności do spokoju i wyciszenia, poprzez niezgodę (niemilczącą!) na zastaną rzeczywistość, po podejmowanie dialogu – z drugim i kolejnym człowiekiem, ale też z poetyckimi, społecznymi i ekonomicznymi patronami.
Ponadto, w książce można prześledzić kilka mniej oczywistych porządków: sprawdźcie na przykład, co się dzieje z palmą, warszawską, wielkanocną i pierwszeństwa, jak odbija się w świetle innych znaczeń. Podążyć tropem gier językowych, ich dyskretnego uroku, naprawdę niewielu – jak na debiutanta A.D. 2021– efektownych zagrywek; raczej uczciwej redukcji niż rozbuchanej dekonstrukcji. Czyli kirkut i kikut.
I jeszcze subtelność miejskiej erotyki, te sceny na rurze w transporcie miejskim. Podróż za więcej niż jeden uśmiech. i przesłania, serwowane z umiarem: nie przyjmujcie desperacji jako wdzięczności! Oraz oniryczna ekonomika: kredyt zaufania, zaciągnięty na spłatę rachunków za sny. Czy w polskiej poezji najnowszej, walczącej z pieniądzem, lub temu pieniądzu komercyjnie hołdującej, pieniądz jako taki stał się równie transgresyjny?
To, wreszcie, wiersze fair play, nie tylko dlatego, że Juventus występuje w roli drużyny, ale i agencji ochrony. Dba się tutaj o bezpieczeństwo intrygującej lektury czytelnika, jednocześnie serwując, w formie przystawek i deserów, smaczki działające na świadomość i podświadomość: humanistyczną, a nawet klasową.
I mógłbym tak długo i w nieskończoność. Wystarczy, że z tych, i wielu innych, powodów zdecydowaliśmy się przyznać główną nagrodę Tomaszowi Wojtachowi za projekt debiutanckiego zbioru wierszy Futurystyka miejska.
Rafał Gawin
Kategoria epika
Jury w składzie dr hab. Ewa Bartos, Marta Kozłowska (pisarka), dr Natalia Królikowska oraz prof. dr hab. Michał Januszkiewicz (przewodniczący jury) po zapoznaniu się z 292 propozycjami książek postanowiło przyznać:
- Nagrodę główną: honorarium w wysokości 5000 zł oraz wydanie książki – Piotrowi Dardzińskiemu za tom Trucizny
- Wyróżnienie: honorarium w wysokości 3000 zł oraz wydanie książki – Grzegorzowi Pulowi za tom Ni szaga nazad czyli sztuka łowienia wspomnień
TruciznyPiotra Dardzińskiego to proza, która chwyta czytelnika za gardło, która pozostawia w nim emocje długo po tym, kiedy skończy lekturę. Tytułowe trucizny sączą się z każdego zdania tej niewielkiej objętościowo, ale bardzo esencjonalnej mikropowieści. Tekst wciąga czytelnika w wir rodzinnego dramatu, czyniąc z niego nie tyle uczestnika opisywanych zdarzeń, co ich podglądacza, świadka, który mimo że bezsilny, nie może pozostać obojętnym. Temat, który pisarz wziął na warsztat, może wydawać się już wielokrotnie eksplorowany literacko, jednak w ujęciu prozaika staje się opowieścią świeżą. Opisanemu w książce rozpadowi rodziny towarzyszy rozpad stylów i języka samej opowieści.
To bardzo ciekawa i dramatyczna historia umiejętnie narracyjnie skonstruowana. To coś więcej niż zwykła „obyczajówka”, po prostu dobry literacki tekst. Opowieść prowadzona z kilku punktów widzenia (narracja wieloosobowa), co stanowić może lekturowy element zaskoczenia. Gdy przyzwyczajamy się do określonej interpretacji świata, zostajemy skonfrontowani z następną. Bardzo ciekawy koncept autorski, który polega nie tylko na konfrontacji różnych punktów widzenia, ale i języków bohaterów: męża, jego żony i ich dzieci. Każdy z tych języków to inny sposób przeżywania świata i jego interpretacji. Największe wrażenie robi chyba pierwsza część książki, gdzie opis domowego rozkładu połączony jest z mistrzowskim komizmem.
Ni szaga nazad Grzegorza Pula to bardzo dobry przykład „literatury środka”, która ma szansę trafić do szerokiej grupy czytelników, zachowując jednocześnie wysokie walory literackie. Historia jest wciągająca, autor bardzo sprawnie kreuje postaci, odmalowuje krajobrazy dalekiej północy, konsekwentnie budując napięcie, suspens, który nie pozwala odłożyć lektury przed końcem. Konfrontacja postaw bohaterów, ich stylów życia, wyborów, jakie podejmują, daje wgląd w bolączki współczesnego człowieka, który dusi się w pięknie i cieple, aby ostatecznie nad „ciepłą wodę w kranie” przedłożyć chłód i surowość warunków, w których ma w końcu szansę na otwarte zmaganie się ze swoim człowieczeństwem. Wpisując się w nurt powieści wędkarskich, Ni szaga nazad czyli sztuka łowienia wspomnień stanowi ich wersję uwspółcześnioną, zaś podbiegunowa sceneria dodatkowo ją odświeża. Wyprawa w dzikie rejony Murmańska, na którą zabiera nas Grzegorz Pul, to spełniona obietnica prawdziwie męskiej przygody, zmagań z żywiołem i pionierskimi warunkami, świadomego obcowania z Innym i jego zwyczajami. Autor pokazuje, czym jest poznanie przez uczestnictwo, tak różne od oglądu świata z perspektywy turysty. Motyw „zaawansowanego zwiedzania” realizuje się tu jednocześnie na płaszczyźnie psychologicznej, gdzie wędka, a możesz szerzej: cała wędkarska wyprawa, staje się rodzajem autobiograficznego wytrycha.
Proza Grzegorza Pula to nie tylko porywająca opowieść o podróży na daleką Północ Rosji. w szerszej perspektywie to refleksja nad uwikłaniem człowieka współczesnego w klasyczną opozycję Natura/Kultura; próba indywidualnego rozliczenia z tymi kategoriami na korzyść pierwszej. Jest więc Ni szaga nazad wyrazem tęsknoty za tym, co proste i autentyczne, jest pochwałą ucieczki od cywilizacji i jej wypaczeń, jest zanurzeniem w tym, co „dzikie”, „pierwotne” i jako takie staje się narzędziem oczyszczenia. Autor rozgrywa swą historię bez popadania w banał czy sentymentalizm – przeciwnie: Grzegorz Pul potwierdza, że tzw. męska literatura istnieje i ma się świetnie. Szorstka, acz niepozbawiona wrażliwości, surowa, lecz sensualna i plastyczna. a przede wszystkim mocna i sugestywna: Ni szaga nazad to kolaż pejzaży, gawęd, biesiad i duchów rosyjskiej Północy zdolny zająć miejsce obok wspomnień własnych czytelnika.
dr hab. Ewa Bartos
Marta Kozłowska
dr Natalia Królikowska
prof. dr hab. Michał Januszkiewicz