16.09.2021

Nowy Napis Co Tydzień #118 / Dziedzictwo Lasek (3): Siostra Teresa Landy

Przeczytaj także:

Dziedzictwo Lasek (1): Ksiądz Władysław Korniłowicz

Dziedzictwo Lasek (2): Matka Róża Czacka 

Stwierdziliśmy, że pierwiastek dominikański, franciszkański i benedyktyński stanowiły o kompletności Dzieła Lasek. Ale nie jest to do końca prawda. To o księdzu Korniłowiczu powiedział ktoś, że „nie umiał uświęcać się sam”, dlatego w modlitwie, w odmawianiu pacierza, w liturgii szukał zawsze – jeśli tylko była taka sposobność – towarzystwa, próbował zrealizować ich wspólnotowy charakter. Równie dobrze można odnieść te słowa do całego środowiska Lasek. Do uświęcenia potrzebowało ono wspólnoty, a w szczególności – zgodnie z jednym z postulatów odnowy chrześcijańskiej – obecności w tej wspólnocie osób świeckich. Szło tu zarówno o apostolstwo, o wciąganie świeckich do ścisłego Kościoła (faktycznie, część z nich obierało później drogę zakonną czy kapłańską), ale także o relację odwrotną, o wkład świeckich w życie duchownych i życie Kościoła, o uświęcanie siebie nawzajem, o uświęcanie wspólnym staraniem innych ludzi i całej dookolnej rzeczywistości. Dlatego być może to właśnie Laskowy laikat nadawał tej wspólnocie wiele z jej niezwykłych rysów. Tym bardziej, że składali się nań ludzie niezwykle różnorodni, pochodzący z różnych środowisk, czerpiący z rozmaitych doświadczeń. Nie sposób opowiedzieć tutaj o nich wszystkich. Znów więc trzeba będzie przez przykład jednostkowy szukać tego, co typowe.

Za przykład posłuży nam jednak jednostka szczególna. Zofia Landy, a od 1928 roku siostra Teresa, była bowiem bodaj pierwszą osobą z tego środowiska nawróconą przez księdza Korniłowicza; jej droga do Kościoła wiodła ze światopoglądowych antypodów katolicyzmu; to od niej rozpoczęło swą działalność Kółko; to ona stanowiła trzon redakcji „Verbum” i była autorką blisko połowy zamieszczonych w tym kwartalniku artykułów; to ona stała się najbliższą współpracowniczką Matki Czackiej, jako jej asystentka i wieloletnia kierowniczka szkoły w Laskach; to ona w końcu okazuje się – z pespektywy dzisiejszej – bodaj najwybitniejszą, w wymiarze filozoficznym i literackim, przedstawicielką środowiska Lasek.

Zupełnie gdzie indziej niż w przypadku dwóch poprzednich postaci szukać będziemy rodzinnych i ideowych korzeni Zofii Landy. O ile zarówno ksiądz Korniłowicz, jak i Matka Czacka ze swoim szlacheckim i arystokratycznym pochodzeniem mieścili się dość dobrze – pomijając może na chwilę pozytywizm rodziny Korniłowiczów – w naszym potocznym wyobrażeniu na temat genealogii polskich środowisk katolickich, o tyle rodowód siostry Teresy w połączeniu z jej życiową drogą wprost zaprzecza stereotypom i idzie wbrew schematom. Zobaczymy jednak za chwilę, że to łamanie schematów nie było w interesującej nas epoce wcale tak rzadkie, a jeśli mowa jedynie o środowisku Lasek – powiedzieć można, że było to wręcz jego codziennością. Niektórzy skorzy są twierdzić, że to właśnie postaci o zawikłanych biografiach – w szczególności konwertyci pochodzenia żydowskiego i, rzadziej, protestanckiego – nadawali temu środowisku rysy, które wpływały na jego swoistą egzotyczność, ale jednocześnie atrakcyjność, na bogactwo charakterologiczne i potencjał intelektualny.

Dzieje odrodzenia intelektualnego w katolicyzmie polskim w pierwszych dziesięcioleciach XX wieku –podsumowywał Bohdan Cywiński – są jednocześnie historią wielu indywidualnych spotkań z chrześcijaństwem. I choć uproszczeniem byłoby twierdzenie, że właśnie konwertyci dokonali odrodzenia inteligencji katolickiej, to jednak wkład ludzi Kościoła jest w tym dziele ogromny i ważki.B. Cywiński, Rodowody niepokornych, Warszawa 2010, s. 401.[1].

Nie było to zresztą zjawisko na tle Europy odosobnione, wystarczy przypomnieć Gilberta Keitha Chestertona w Anglii czy Jacques’a Maritaina we Francji. Być może potrzeba było właśnie ludzi z zewnątrz, którzy nie zważając na wielowiekowe uprzedzenia i schematy katolicyzmu, z prostotą pierwszych chrześcijan bez skrupułów je łamali.

Wracając jednak z tej marginesowej uwagi na polską scenę społeczną międzywojnia – stwierdzić możemy, że wszelki możliwy ówczesny schemat w biografii Zofii Landy łamał się na każdym poziomie. A więc po pierwsze – rodzina żydowska. Po drugie – zdecydowanie niereligijna, może nawet ateistyczna. Po trzecie – kosmopolityczna, choć jednocześnie – z uwagi na kilku przodków zasłużonych w polskich walkach niepodległościowych – do pewnego stopnia patriotyczna. O socjalizmie i komunizowaniu nie trzeba nawet wspominać, bo był to stały mianownik radykalnej inteligencji początków XX wieku.

Jej rodzina dość aktywnie sympatyzowała z ruchem socjalistycznym – ojciec, Władysław Wilhelm Landy, przez wiele lat był skarbnikiem PPS, matka zaś, Anna z Muszkatów, współpracowała ze Stefanią Sempołowską i brała udział w organizowanych przez nią akcjach pomocy więźniom politycznym. Poprzez wuja Zofii – Stanisława, zesłańca na Syberię, rodzina Zofii zaprzyjaźniona była także z Józefem PiłsudskimE. Przybył-Sadowska, Mistyka zwyczajności. Idee religijne w twórczości s. Teresy Landy (1894–1972), „Przegląd Religioznawczy” 2013, nr 1 (247), s.79.[2].

Choć pochodzenia żydowskiego, była to już w tym czasie rodzina mocno zasymilowana, zsekularyzowana, w której religia nie odgrywała żadnej roli. Etos, który w niej kultywowano, opierał się na społecznikostwie i szacunku dla wykształcenia. Przypomina to w pewnym stopniu dom rodzinny Władysława Korniłowicza – jakkolwiek w przypadku rodziny Landy była to już inteligencja nieco inna, radykalniejsza, bardziej rozpolitykowana, a mniej skupiona na nauce i wiedzy. Ciekawym dodatkiem jest, raczej nietypowy dla rodzin z tego środowiska, którym bliżej było zwykle do kosmopolityzmu Róży Luksemburg, ów pierwiastek polskiego etosu niepodległościowego.

Wzrastaliśmy w czci dla bohaterów naszych powstań – pisała w swoim pamiętniku Zofia (późniejsza siostra Teresa) Landy – a poczuciem głębokiej dumy i odpowiedzialności napełniała nas pamięć o dwóch dziadkach stryjecznych, z których jeden – Michał zginął w 1861 roku podczas manifestacji, podniósł krzyż upuszczony przez zabitego księdza, drugi – Aleksander w Górach Świętokrzyskich w powstaniu styczniowym. To były momenty patriotyczneT. Landy, Pamiętnik, maszynopis z Archiwum w Laskach, cyt. za T. Cwalina, Krzyżowa historia, „Bunt młodych duchem”, http://m.bunt.com.pl/page/news?id=1511&title=Krzyzowa-historia.[3].

Powyższa wypowiedź wskazywałaby na dużą żywotność tego rozdziału rodzinnej tradycji. Być może jednak, że nieco tej żywotności przydała jej z perspektywy czasu i w optyce swojego nawrócenia sama Zofia Landy. Jej rodzona siostra Janina wspomina, że „do tradycji Michała siostra Teresa przywiązywała szczególną wagę, uważając ten czyn patriotyczny za znak szczególny ukazujący drogę do Chrystusa całej rodzinie”J. Dembowska, Wspomnienia o mojej siostrze, maszynopis z Archiwum w Laskach, cyt. za T. Cwalina, Krzyżowa historia…[4].

Szkoła Panien Jadwig

Zofia, urodzona w 1894 roku w Warszawie, miała czwórkę rodzeństwa. Starszy brat Adam, znany w międzywojniu działacz komunistyczny, członek KPP i WKP(b), wraz ze swoją żoną został stracony w Moskwie w czasie wielkiej czystki w 1937 roku. Wspomniana przed chwilą młodsza siostra Janina wychowywała się razem z Zofią i również została konwertytką; w późniejszym życiu, już jako Janina Dembowska, pisała podręczniki do nauki języka polskiego. Siostry uczęszczały do znanej i cenionej wtenczas pensji dla dziewcząt, znanej jako Szkoła na Wiejskiej, prowadzonej przez Jadwigą Kowalczykównę i Jadwigę Jawurkównę. Była to szkoła charakteryzująca się niezwykle wysokim poziomem i nowatorskimi metodami nauczania, a także pewną sławą „postępowości” – co wpłynęło na jej wybór przez rodziców sióstr Landy – ale założycielki, nazywane przez uczennice Pannami Jadwigami, przykładały ogromną wagę także do wychowania dziewczynek w duchu przyjaźni, odpowiedzialności, prawdy, a z uwagi na własną głęboką religijność, także w duchu katolickiej wiary.

Nasza Szkoła – wspominała siostra Teresa – dawała nam powietrze i chleb, a dla wielu z nas była „prawdziwą szkołą”, której wpływ miał ukształtować całe dalsze życie. Na powietrze składa się prawda, czystość i piękno, którymi byłyśmy otoczone, a chlebem była ta bezinteresowna miłość, którą te Panie nam dawały w sposób prosty, skromny, a tak niewypowiedzianie czarującyZ. Landy, W atmosferze prawdy i tolerancji [w:] Szkoła na Wiejskiej, red. W. Karpowicz, Kraków 1974, s. 86.[5].

Podkreślić trzeba to wychowanie w duchu prawdy, bo jest to kategoria, która odegrała później chyba najważniejszą rolę w życiu Zofii Landy.

Panny Jadwigi tak bardzo kochały prawdę i tak bardzo wierzyły w jej moc życiową i wartość wychowawczą, że wytwarzało to wokół nieodparty krąg prawdy. Tak jak czystość, schludność, porządek w Szkole nie były czymś tylko zewnętrznym, ale wyrażały najgłębszą treść ich duszy, coś rzetelnego, co udzielało się wychowankom, podobnie i prawda nie była na sytuacje wyjątkowe, była na co dzień i na wszystkie chwileTamże, s. 86.[6].

Podobnie z tolerancją. Wyniesiona z domu otwartość dla innych poglądów, brak uprzedzeń, w Szkole na Wiejskiej osiągały jeszcze wyższy poziom – stawały się tolerancją najdojrzalszą, wyrozumiałą, ale jednocześnie umożliwiającą istnienie bardzo wyrazistej postawy światopoglądowej.

Panował w Szkole duch głębokiej swobody, zniewalającej nawet tych, którzy nie zgadzali się z religijnością Panien Jadwig. […] Było to tym bardziej uderzające, że wiara Panien Jadwig była konsekwentna, niezłomna i że gorąco pragnęły, by ich wychowanki mogły ją z nimi dzielić. A jednak nie wywierały żadnego nacisku na sumieniaTamże , s. 90–91.[7].

Prawdziwy, a nie tylko deklarowany, szacunek dla odmiennych poglądów oraz szacunek dla godności każdego człowieka nakazywał szukanie przede wszystkim wspólnej płaszczyzny, na której mogłoby dojść do spotkania światopoglądu, do uzgodnienia wspólnych, uniwersalnych wartości.

Tam gdzie nie zgadzano się w poglądach, zgadzano się w postawach i w tych głębokich warstwach etyki przyrodzonej, wspólnej wszystkim ludziom, a otwartej ostatecznie na prawdę chrystianizmuTamże, s. 90.[8].

W rozmaitych aspektach działalności szkoły oraz w postawie jej założycielek daje się odnaleźć wiele elementów, które spotkamy niebawem, omawiając funkcjonowanie Kółka, elementów charakterystycznych dla środowiska Lasek w ogóle. Zadziwiające jest, jak bardzo podobny był model – widoczny zarówno w Szkole na Wiejskiej, jak i w Laskach – wychowywania w wierze, czy może lepiej powiedzieć: osobistego świadectwa ewangelicznego, które swoim przykładem zachęcało do chrześcijaństwa tych, którzy mieli z tym szczerym świadectwem kontakt.

Wpływ Szkoły urabiał w duchu etyki chrześcijańskiej wszystkie wychowanki niezależnie od ich wierzeń. Działała tu wspaniała prawość samych Pań i ona to przede wszystkim wychowywała. […] Religijność Panien Jadwig oddziaływała przede wszystkim tym, że była żywa, daleka od formalizmu, bez cienia rutyny, faryzeizmu, jakichkolwiek racji i względów ubocznych na środowisko lub tradycję w ujemnym znaczeniu tego słowa. Religijność Panien Jadwig to była wiara żywa, to było samo życie boże w duszach i dlatego często bez słów oddziaływało samo swoją żywotnością, samym promieniowaniemTamże, s. 88–93.[9].

Do szlachetności Panien Jadwig dokładał się jeszcze ich sposób życia, pełen poświęcenia dla innych połączonego z wyrzeczeniem się własnego dostatku, wygody, spokoju. Był to także element pociągający młode, pełne szlachetnych ideałów uczennice.

Cały wysiłek Pań szedł w kierunku doskonalenia Szkoły. Szlachetność i piękno były w tej prostocie. Nic wystawnego, żadnej tandety, każdy niemal przedmiot był tym, czym był, niczego nie udawałTamże, s. 88.[10].

Swe podopieczne, poza pełnym poszanowaniem ich godności i ich zdania, obdarzały Panny Jadwigi nadzwyczaj dużym zaufaniem. Była to świadoma metoda wychowawcza próbująca przenieść wyznaczniki właściwego postępowania z poziomu zakazów i kar na poziom indywidualnego, a zwłaszcza wspólnotowego sumienia. Pokrewny rodzaj formacji odnaleźć możemy w stosunku Matki Czackiej do zakonnego nowicjatu, a także w podejściu do niewidomych podopiecznych.

Zdarzało się, że nauczyciel wychodził z klasy podczas klasówki umyślnie, by zadokumentować w ten sposób swoje zaufanie. Wiedział, że opinia zbiorowa i atmosfera klasy uchroni od jakichkolwiek nadużyć ze strony uczennic mniej skrupulatnych, których było trochę, jak w każdej społeczności. To zbiorowe sumienie klasy było ważnym momentem wychowawczym, a niemałym sukcesem Szkoły było ukształtowanie go tak, że zdołało ono wykluczyć wszystkie niemoralne kanony solidarności młodzieży w złym. Atmosfera ta wykluczała jednocześnie donosicielstwo i lizusostwo, ćwiczyła męstwo i uczciwość. Budziła również solidarność inną, wyższego rzędu, solidarność w dobrym i poczucie odpowiedzialności nie tylko za siebie, ale i za całość społeczności klasowej i szkolnejTamże, s. 87.[11].

Dufna absolwentka Sorbony

Dla dalszej drogi duchowej i intelektualnej Zofii Landy, która przecież po ukończeniu Szkoły na Wiejskiej znajduje się wciąż daleko od wiary, dość ważny musiał być także praktykowany w szkole sposób poznawania i tłumaczenia rzeczywistości, oparty nie na przekazywanych do wierzenia gotowych dogmatach, a na logice i racjonalnej argumentacji.

Nowatorstwo szkoły tkwiło też i w metodach podawania wiedzy, w których unikano wszelkiego werbalizmu, gdzie każda teza była uzasadniona rozumowo i, o ile możliwe, poparta pokazem lub doświadczeniemTamże, s. 90.[12].

Zagadnienie przystawalności nauki do rzeczywistości powraca już niebawem, podczas studiów filozoficznych. A te odbywa Zofia Landy w latach 1913–1916. Odbywa je nie byle gdzie, bo na paryskiej Sorbonie. Paryż był w tamtym czasie miejscem wyjątkowym – to znaczy był i jest nim w każdym czasie, ale w tamtym jednak szczególnie – bezdyskusyjną światową stolicą kultury, w której splatały się wszystkie jej najbardziej żywotne prądy; jednym z ośrodków dwudziestowiecznej nowoczesności, pełnym rozmachu, entuzjazmu, ale również – jak się zaraz przekonamy – pewnej dekadencji. Dla najwybitniejszej inteligencji pochodzącej z Europy środowo-wschodniej stał się Mekką, do której podróżuje się dla zdobycia wiedzy, dla osadzenia się w uniwersalnej, jak się zdaje, humanistycznej kulturze europejskiej, dla prowadzenia działalności społecznej i politycznej. Na Sorbonie studiowali w tamtym mniej więcej czasie między innymi Osip Mandelsztam czy Marina Cwietajewa, a także Jacques Maritain i jego późniejsza żona Raissa. Z tymi ostatnimi połączyła później Zofię Landy wieloletnia przyjaźń; zanim tak się stało łączyła ich zaś, zwłaszcza Zofię i Raissę, pokrewieństwo losów, podobne pochodzenie i formacja, w końcu zbliżone oczekiwania i diagnoza współczesnej rzeczywistości.

U Zofii, podobnie jak u Raissy – pisze Stefan Swieżawski – ogromne bogactwa starodawnej kultury żydowskiej splecione z wiekowym dziedzictwem słowiańskim (tutaj polskim, jak tam rosyjskim) wydały wspaniałe owoce w zetknięciu z tym wszystkim, co mogła dać i dawała ówczesna Francja, a w szczególności ParyżS. Świeżawski, Siostra Teresa (Zofia Landy 1894–1972) [w:] Ludzie Lasek, Warszawa 2010, s. 212.[13].

To zetknięcie było jednak także bolesne. Okazywało się bowiem, że ów wspaniały Paryż, owa wielka Sorbona, wykładające nań sławy europejskiej myśli nie są w stanie objaśnić istoty życia, istoty rzeczywistości młodym – może nieco naiwnie, ale na pewno szczerze pragnącym tego – studentom.

Co prawda, nasi profesorowie byli filozofami – wspominała Raissa – lecz zwątpili w filozofię. Historia stała się dla nich jakąś królową nauk, która odziedziczyła wszystkie prawa zepchniętej metafizyki, choć nie mogła ich udźwignąć. Uczynili ją zaś jeszcze bardziej arogancką przez to, że ją bezwiednie wypaczyli – usiłowali bowiem podwyższyć ją do rangi czystej wiedzy, mogącej dać ostateczną odpowiedź na podstawowe zagadnienia, poprzez poszukiwanie źródeł, a to poszukiwanie wymykało im się z rąk, przeskakując od jednej przypadkowej przyczyny do drugiejR. Maritain, Wielkie przyjaźnie, Warszawa 1962, s. 48.[14].

Źródeł tych próbowano szukać – z użyciem pozytywistycznych metod – głównie w socjologii. Czynili tak Émile Durkheim i Lucien Lévi-Bruhl. W Paryżu wykładał wtenczas także Henri Bergson, który wykazywał niedostatki poznania naukowego, intelektualnego – w takim rozumieniu jak je określiła poprzednia epoka – wstawiając na to miejsce poznanie intuicyjne, które lepiej, zdaniem filozofa, potrafi dotrzeć do istoty rzeczywistości, rozpoznać naturę na przykład czasu – który jest dla człowieka czymś zewnętrznym, ale i wewnętrznym, i przez to nie daje uchwycić się przy użyciu jedynie rozumowego, obiektywnego, postawionego poza podmiotem narzędzia poznawczego. Rozmontowując dogmaty pozytywistyczne, budził Bergson nadzieję na dotarcie do prawdy. Otwierał także zamknięte przez długie dziesięciolecia drzwi do rozważania rzeczywistości metafizycznej, stojącej poza człowiekiem i niedającej się rozumem objąć, torował drogę do myślenia o doświadczeniu religijnym. Stał się tym samym swego rodzaju punktem inicjalnym, inspiracją dla szeregu filozofów, którzy z tego właśnie punktu mieli wyruszyć w drogę ku katolicyzmowi. Był w tym gronie Réginald Marie Garrigou-Lagrange, jeden z najwybitniejszych tomistów XX wieku, późniejszy wykładowca na Papieskim Uniwersytecie świętego Tomasza w Rzymie, był również największy świecki tomista tej epoki, w latach trzydziestych będący jedną z podstawowych intelektualnych busoli w środowisku Lasek – Jacques Maritain. Trudno byłoby pomieścić tu natomiast Zofię Landy. Wydaje się, że studia paryskie były dla niej tym etapem przemiany duchowej, który można by nazwać niezaspokojonym głodem prawdy i opisać jeszcze raz słowami Raissy Maritain.

Jeśli nie można żyć w prawdzie, chcieliśmy umrzeć i nasza śmierć miała być świadomym protestem […] Na sam dźwięk wyrazu prawda serce mi biło z zapału. Piękno tego słowa lśniło w moich oczach w przeciwstawieniu do wszystkich mroków: niewiedzy, błędu, kłamstwa, nawet niesprawiedliwościR. Maritain, Wielkie…, Warszawa 1962, s. 48-52.[15].

Piękno prawdy majaczyło na horyzoncie, gdy Zofia Landy wracała w 1916 roku do Polski, lecz ciągle był to raczej ideał, o którym nie wiadomo było, czy w ogóle istnieje, była to jakaś bliżej nieokreślona, ale mocno zapadła w serce potrzeba. Dotychczasowe doświadczenia w próbie dotarcia do prawdy mówiły tylko tyle, że współczesna filozofia nie posiadała do niej klucza. I że należało szukać dalej, na własną rękę.

W tych poszukiwaniach Zofia trafiła niebawem, za radą jednej z Panien Jadwig, do księdza Korniłowicza. Tak opisywała później to spotkanie i dalsze jego konsekwencje.

Na wiosnę 1917 roku zgłosiła się do księdza [Korniłowicza] młoda nauczycielka, wychowanka gimnazjum Kowalczykówny i Jawurkówny, Żydówka, niewierząca, poglądów radykalnych, skierowana przez dyrektorkę szkoły bardzo zaprzyjaźnioną z księdzem. Przed kilkoma miesiącami wróciła ona z Paryża […], gdzie na próżno szukała w swoich studiach rozwiązania zagadki życia i świata. Sprawa jej nawrócenia była dość zawiła, gdyż kierowały nią motywy nie wyłącznie natury religijnej, lecz także występował silnie splot racji patriotyczno-religijnych, pewnych sympatii do katolicyzmu, które zawdzięczała wpływowi lektury Brzozowskiego oraz głęboki nurt tęsknoty religijnej. Wszystko to pomieszane, niewyklarowane, niekonsekwentne. Trzeba było niezwykłego daru psychologicznego ks. Korniłowicza, jego bardzo nadprzyrodzonego spojrzenia i niezłomnej wiary w moc łaski, by dojrzeć w tej duszy jej potencjał religijny. Utrudniała to jeszcze młodociana pewność siebie, pycha i zarozumiałość osoby młodej, dufnej w swoje uniwersyteckie mądrości i dyplomy. […] Owocem długich rozmów, które zaczęły się od Bergsona i Brzozowskiego, a skończyły na Ewangelii, była decyzja udzielenia i przyjęcia chrztuCyt. za „Verbum”. Pismo i środowisko, red. S. Sawicki, Lublin 1976, s. 376–377. Jest to redakcja wspomnień s. Teresy na temat początków Kółka z pierwszej wersji książki o ks. Korniłowiczu. Ciekawe, że późniejsza redakcja łagodzi nieco emocjonalność tego fragmentu.[16].

Warto chwilę dłużej zatrzymać się przy tym cytacie. Znajdujemy w nim sprawy, o których już wspominaliśmy, a więc nieudane paryskie poszukiwania klucza do „rozwiązania zagadki życia i świata”, w tym kontekście umieszczone zainteresowanie Bergsonem, tęsknota za prawdą, pewien radykalizm poglądów, znamionujący dużą cześć młodej lewicowej inteligencji. Powraca też kwestia „racji patriotyczno-religijnych”, przy czym trudno orzec, czy chodzi tu o dziedzictwo rodzinnej tradycji powstańczej, czy może o jakieś późniejsze, datujące się na pobyt w Paryżu, inicjacje patriotyczne (skądinąd wiemy, że Zofia Landy, wraz ze swoją siostrą, uczestniczyła wtedy w spotkaniach polonijnej, niepodległościowej Filarecji). Ale pojawia się tu także rzecz nowa – owe „pewne sympatie do katolicyzmu” oraz ich źródło – lektura pism Stanisława Brzozowskiego.

Śladami Brzozowskiego

Owszem, nie dziwi nas, że młoda, lewicowo nastawiona absolwentka Sorbony czytała Brzozowskiego. Był to autor kultowy, zwłaszcza w środowiskach socjalistycznych. Bardziej jednak pamiętano go w tych środowiskach jako twórcę Płomieni, organizatora krucjaty antysienkiewiczowskiej czy zwolennika społecznych pomysłów Sorela. W tym był dla radykalnej inteligencji pociągający, tak go czytano. Jednak Zofia Landy ma do Brzozowskiego stosunek odmienny, interesuje on ją z innych powodów, jest to jednocześnie stosunek bardzo osobisty. Znacznie później, w 1935 roku, zamieści w „Verbum” artykuł pod znamiennym tytułem Stanisława Brzozowskiego drogi do Rzymu. Poza tym, że jest to jedna z ciekawszych i chyba pierwsza tak wnikliwa analiza stosunku Brzozowskiego do katolicyzmu, stanowi ona także, jak się wydaje, opis „drogi do Rzymu” samej siostry Teresy i zasługi, jakie na tej drodze położył właśnie autor Legendy młodej polski:

Droga Brzozowskiego, jak droga ku prawdzie każdego człowieka, była drogą samotną, jedyną w swoim rodzaju i nie do naśladowania. Każdy człowiek dochodzi do wiary innymi przebiegami wewnętrznymi, w których zupełnie w jedyny i niepowtarzalny kształt splata się łaska z wysiłkiem człowieka. Jest jednak w doświadczeniu religijnym Brzozowskiego coś, co ma moc dydaktyczną dla wielu, to właśnie ta jego bezwzględna uczciwość szukania, to pokora wobec poznawanej prawdy, to bohaterska postawa wyrzekania się wszystkiego, co tą prawdą nie jest. Zwolennik skrajnego indywidualizmu w stosunku do prawdy całą swoją postawą życiową oddaje hołd prawdzie obiektywnej, ponadosobistej, ponadludzkiej, która stanowi biegun nadający kierunek całemu jego życiuSilvester [s. Teresa Landy], Stanisława Brzozowskiego drogi do Rzymu, „Verbum” 1935, nr 3, s. 585.[17].

Bez większego trudu da się odnaleźć w tak opisanej drodze Brzozowskiego „przebiegi wewnętrze” obserwowane w biografii Zofii Landy. Zaszczepione w Szkole na Wiejskiej – a zapewne także wyniesione z domu rodzinnego – umiłowanie szczerości i prawdy, i to właśnie prawdy, do której trzeba dojść samemu, nie narzuconej z zewnątrz, nie suflowanej przez nikogo. Jednocześnie wyrzekanie się, z każdym kolejnym krokiem, „tego, co prawdą nie jest”, a więc doświadczeń społecznikowskich (urastających do rangi religii), ideologii politycznych, systemów filozoficznych. W końcu wykorzenianie z siebie tych ziaren nieprawdy, pychy intelektu, sceptycyzmu, przywiązania do radykalnych przekonań – ów „wysiłek człowieka” podążający na spotkanie z łaską.

Wydaje się, że siostrze Teresie – która po sześciu latach od nawrócenia postanowiła włożyć zakonny habit i wyrzec się siebie jeszcze bardziej – bliskie było, tak silne również u Brzozowskiego, poczucie jednostkowości poszczególnego człowieka. Przyznanie wagi i trwałości całej treści pojedynczego życia, w jego wielkości i małościach. Cała myśl Brzozowskiego zmierza do tego momentu – do unieśmiertelnienia tego, co dzieje się w czasie, a więc w ludzkim, materialnym planie jest śmiertelne. Ten indywidualizm nie prowadzi go jednak tam, gdzie dotarli egzystencjaliści, do osobnego, wewnątrz-człowieczego kosmosu, w którym „nieśmiertelność” ogranicza się do pojedynczego, biologicznego istnienia. Nie ma też nic wspólnego z relatywizmem. 

Zmysł historyczny – pisze siostra Teresa – zrozumienie znaczenia tradycji, odczucie powagi zbiorowego wysiłku toruje Brzozowskiemu drogę do zrozumienia idei kościoła powszechnegoSilvester [s. Teresa Landy], Stanisława Brzozowskiego drogi…, s. 568.[18].

Taki wymiar katolicyzmu, rozumianego jako pewna ponadludzka, stała, niezależna od czasu matryca, daje Brzozowskiemu możliwość unieśmiertelnienia, właśnie poprzez wpisanie w ową matrycę faktów dziejących się w czasie. Agata Bielik-Robson w swoim szkicu o religijności Brzozowskiego – idącym w zasadzie po linii rozumowań siostry Teresy (chociaż autorka nie odwołuje się do artykułu z „Verbum”) – nazywa tę matrycę katolicyzmem kulturalistycznym i wskazuje na inspiracje, z których w tym zakresie czerpał autor Legendy Młodej Polski.

Natchnieniem dla kulturalistycznego katolicyzmu Brzozowskiego jest para angielskich autorów […] John Henry Newman oraz Gilbert Chesterton, dla których chrześcijaństwo to przede wszystkim urbanity: moralność antynaturalistycznej cywilizacji i „wytwornej uprzejmości myśli”A. Bielik-Robson, Inne nawrócenie. Stanisława Brzozowskiego katolicyzm osobisty [w:] Cienie pod czerwoną skałą. Eseje o literaturze, Gdańsk 2016, s. 164.[19].

Nie mamy pewności, czy nie jest to zawężające rozumienia chrześcijaństwa, niesłusznie przypisywane przez Bielik-Robson tym dwóm wybitnym katolickim myślicielom różnych epok. Pewne jest jednak, że to pokrewieństwo idące przez Brzozowskiego do środowiska Lasek stanowi ważną nić „przebiegów wewnętrznych” wielu tamtejszych biografii. „Oddziaływa tu także w jakiś dziwny, a głęboki sposób wpływ pism i postaci kardynała Newmana, którego Brzozowski otacza wzruszającą, religijną czcią”Silvester [s. Teresa Landy], Stanisława Brzozowskiego drogi…, s. 574.[20] – pisze siostra Teresa. Kilka lat później podobną drogą do nawrócenia pójdzie poeta Jerzy Liebert i jego przyjaciółka Agnieszka Wajngold (przyszła siostra Maria).

Po Nietzschem w jakiś czas wziąłem się do Brzozowskiego. I właściwie mówiąc, ten człowiek mnie nawrócił. Po raz pierwszy zwróciłem uwagę dzięki niemu na istotną ważność katolicyzmu, na jego wieczyste, uniwersalne znaczenie. Czytałem książki Brzozowskiego z tej epoki, kiedy jeszcze walczył z Kościołem. Nie doprowadził mnie sam, ale zwrócił uwagę na kardynała Newmana, jego Przyświadczenia wiary. Przeczytałem tę książkę, wielu rzeczy nie zrozumiałem, ale zrozumiałem wiele. Brzozowski pisał do tego wstęp i to właśnie Newman zrodził go. Później, już po nawróceniu, nie raz wracałem do Brzozowskiego, do dziś dnia jest on dla mnie najbardziej pobudzającą lekturąJ. Liebert, Pisma zebrane, t. 2, Warszawa, s. 424.[21].

Można tu chyba zaryzykować stwierdzenie, że obok wielkich przewodników na drodze duchowej, o których była już mowa przy biografii księdza Korniłowicza, takich jak święty Tomasz czy Jacques Maritain – to właśnie Brzozowski urasta do jednego z patronów środowiska Lasek, a zwłaszcza osób zgromadzonych w Kółku. Brali oni z niego ów, wspomniany już, pozaczasowy, a przez to konieczny wymiar katolicyzmu, który ocala całą treść życiową.

A zatem „katolicyzm niewątpliwie” – pisze Agata Bielik-Robson – ale z całym biograficznym ciężarem zdarzeń, refleksji i lektur, nawet jeśli „nie pasują” i rozbijają krystaliczną formę dogmatu. […] Dla niego conversio to zarazem conversatio: ocalenie tego, co było, przez nadanie mu finalnego sensu, który byt przeszłości potwierdza i wzmacniaA. Bielik-Robson, Inne nawrócenie…, s. 156–157.[22].

Można sądzić, że to conversatio, które ocala także drogę dojścia do nawrócenia, które czyni przeszłość sensowną – miało, zwłaszcza dla Kółkowych konwertytów, znaczenie niebagatelne. Podobnie jak Brzozowski, przychodząc do Kościoła, chcieli oni w nim odnaleźć czy potwierdzić otwartość, owo Tomaszowe multa affirma, które potrafi każdą rzeczywistość w przestrzeń Kościoła wpisać, bo to Kościół jest szerszy od rzeczywistości, a nie odwrotnie.

Albo zatem Kościół gotowy jest przyjąć ich wszystkich [Blake’a, Coleridge’a i innych nieortodoksyjnych myślicieli] – albo też nie jest godzien tego, by nazywać go Kościołem. Pomimo pozorów pokory Brzozowski stawia więc swojej formule kulturalistycznego katolicyzmu bardzo wysoko poprzeczkę, testując prawdę wiary chrześcijańskiej kryterium inkluzywności, która musi pomieścić całe ludzkie, ziemskie życieTamże, s. 168.[23].

W końcu – nastawione na współczesność i na konkretne, nieefektowne może, ale heroiczne działanie – środowisko Lasek musiało rozumieć dobrze zagrożenie drzemiące w polskiej tradycji mesjańskiej. Dostrzegało też zapewne brak społecznego – czy nawet ze strony części Kościoła płynącego – uznania dla życia zwykłego, cichego, skupionego na prostej pracy. Próba krystalizowania takiego życia poprzez bieżące doświadczenie była jednym z ich sztandarowych postulatów.

Dla Brzozowskiego katolicyzm to wybór powagi i trudu: bynajmniej nie męczeństwa, które, zwłaszcza na polskim gruncie, wydaje mu się egzystencjalną łatwizną; nie wzniosłej śmierci, w której dusza porzuca niezbawialny padół ziemski i wznosi się ku Bogu, lecz życia-w-formie, życia w nieustannym wysiłku autodefinicji i krystalizacjiTamże, s. 171.[24].

Tak, Brzozowski był dla środowiska Lasek myślicielem symbolicznym, bez wątpienia najważniejszym spośród nie stricte religijnych filozofów. Także dlatego, że pozwalał lepiej zrozumieć umiejscowienie Dzieła w szerszym porządku społecznym; umożliwiał pokazanie, że jego korzenie są także ziemskie, także lokalne, wrośnięte w polską myśl, w przepracowywanie polskiej tradycji. Podobnie jak biografia siostry Teresy – umieszczona w konkretnej epoce, w konkretnej rodzinie, konkretnym społecznym otoczeniu – pozwala lepiej powiązać Triuno z jego ziemskimi korzeniami. Ona też zaświadcza o ważkiej historyczności tego, co nadprzyrodzone.

Stwierdziwszy tę symbolikę w biografii siostry Teresy i we wpływie Stanisława Brzozowskiego, powtórzyć powinniśmy, że zarówno Zofia Landy (choć dzięki swojej wybitnej osobowości emblematyczna), jak i wpływ Brzozowskiego (choć szeroki wśród ludzi Lasek) nie wyczerpują oczywiście postaw spotykanych w tym środowisku, inspiracji nawróceń, indywidualnych ścieżek wydeptywanych w stronę Kościoła. Że jest to jedynie tłumaczenie całości przez bardzo niewielką cząstkę. Daje ono jednak, mamy taką nadzieję, pewne pojęcie o świeckich dopływach Dzieła, które w swojej różnorodności ideowej, radykalizmie, z właściwym dla epoki duchowym ukształtowaniem i intelektualnym rynsztunkiem spotkały się około 1918 roku – w diametralnie zmienionej rzeczywistości politycznej i społecznej II Rzeczpospolitej – z duchem dominikańskim, benedyktyńskim i franciszkańskim przyniesionym do tego miejsca przez księdza Korniłowicza i Matkę Czacką. Poznanie istoty tego spotkania i dróg do niego prowadzących pozwoli, jak sądzimy, lepiej zrozumieć jego owoce – które przez kolejne dwadzieścia lat rodziły się w środowisku Lasek, w tym – w interesujących nas tutaj szczególnie – Kółku i „Verbum”.

Ciąg dalszy za tydzień.

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Kamil Suskiewicz, Marcin Suskiewicz, Dziedzictwo Lasek (3): Siostra Teresa Landy, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2021, nr 118

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...